Afrojax (prywatnie Michał Hoffmann) to jeden z najlepszych tekściarzy w naszym kraju. Nazywanie go poetą byłoby nadużyciem, nie da się natomiast zaprzeczyć, że pod względem przekazywania treści za pośrednictwem zwrotek i refrenów znajduje się w ścisłej czołówce autorów. Niezbywalną cechą jego twórczości jest (przesadny) ekshibicjonizm: Afrojax bowiem rapuje o rzeczach, o których inni boją się nawet pomyśleć. Jego teksty przepełnia samoponiżenie, często przekraczające granicę dobrego smaku. Artysta nie bez powodu dodaje człon „Legendarny” do swojego najczęściej używanego pseudonimu. Nie robi on tego tylko z racji nieprzerwanej od 1999 roku obecności na scenie muzycznej – jest po prostu postacią tak wyjątkową, tak niespotykaną, że często uznawaną za zbyt awangardową dla masowej publiczności. Może rzeczywiście coś w tym jest, bo poza intencjonalnym sabotowaniem własnej kariery Hoffmann momentami sprawia wrażenie zbyt pochłoniętego swoją sceniczną tożsamością, by zupełnie odrzucić wulgarność. Przesadna szczerość przekłada się czasem na słuchalność utworów, bo nie każdemu przypada do gustu przełamywanie poruszających, napakowanych znaczeniem wersów i celnych obserwacji odniesieniami do penetracji analnej. Brak oporów w warstwie tekstowej czyni jego rap mniej przyswajalnym, co odbija się na popularności Afrojaxa.
Mimo że sam rapował kiedyś: „nikt nie słucha tekstów”, to właśnie w tekstach leży wyjątkowość jego twórczości. Nie jest to typowy raper, lubujący się w podwójnych rymach i nawiązujący do „starego Nowego Jorku” – raczej ktoś na kształt kompozytora układającego ze słów powszechnie uważanych za obelżywe obraz inteligentna, który wciąż podnosi się po kolejnych ciosach od życia. Afrojax wymaga od swoich słuchaczy ogromnej odporności, kontestując rzeczywistość i wszelkie sposoby jej oswajania. Poczynając od pierwszych płyt Afro Kolektywu, Hoffmann przekraczał kolejne wewnętrzne opory. Dopełnieniem tego procesu stała się jego ostatnia solowa płyta, „Anarcho Porno Gran Turismo” sprzed dwóch lat, na której krytyka patriarchatu podana była w sosie z różnych płynów ciała. Sam album ośmieszał kruche podstawy równowagi społecznej i system wartości zorganizowany wokół modelu wygodnego, mieszczańskiego życia.
Niezależnie od pseudonimów, jakie przybiera na potrzeby kolejnych projektów, Hoffmann wciąż zdaje się zadawać to samo pytanie: jak daleko posuniesz się w zaspokojeniu swych podstawowych potrzeb, gdy właściwe klasie średniej wygody zostaną ci odebrane? Artysta wykorzystał okres lockdownu, by przezwyciężyć kryzys twórczy i napisać teksty na nową płytę. Projekt pod nazwą Gimnastyka Artystyczna to pierwszy, w którym Afrojax nie odpowiada za stronę muzyczną, w czym wyręcza go Ignacy Matuszewski, dotąd kojarzony z grupą Romantic Fellas, a na potrzeby albumu przyjmujący pseudonim Dicky Bushman. Muzycznie jest to album bardzo zbliżony do przyjemnych, odprężających nagrań „Romantyków”, jednak zamiast lekkich zaśpiewów zapełniają je pełne czarnego humoru wersy Syzyfa HGW, jak nazywa siebie na tej płycie Hoffmann.
Chociaż bity wydają się skrojone pod neo soul, a momentami wręcz uwodzą delikatnością, raper pozostaje wierny wcześniejszej stylistyce. Na „Gimnastyce Artystycznej” popełnił więc utwory tekstowo genialne, o których za chwilę, ale zdarzyły mu się też incelski „Deus est vagina” czy nijaki „Koszmar o Warszawie”. Na albumie akceptacja ściera się z prowokacją, wynikającą z niezgody na codzienność. W utworze „Syzyf HGW” Hoffmann dość czytelnie przedstawia, przeciwko czemu występuje:
Internet to memy, ruchanie, cytowanie swoich dzieci, poglądy i kotki
Real to zahamowani drobnomieszczanie i rozhisteryzowane dewotki
Życie to hart ducha człowieczego i fotografie jedynie ważnej chwili
Śmierć to robienie problemu z niczego i na zawsze zmarnowane szanse debili
Twórczość Afrojaxa jest próbą wyjścia poza ograniczenia wyżej wspomnianych czterech „sfer”; ujednolicenia doświadczenia tak, by w każdej z nich pozostawać wiernym sobie. Hipokryzja codzienności nie jest według artysty czymś pewnym, lecz dobrowolnie przyjętym dla własnego bezpieczeństwa psychicznego. Właśnie tę samozachowawczość piętnuje w utworze „Weekendowi nihiliści”, gdzie naigrywa się z ludzi zaprzeczających głoszonym przez siebie prawidłom. Według Hoffmanna u kresu większości rebelii czeka konformizm, a zaprzeczanie temu jest zwykłym cynizmem.
Z kolei w utworze „W pustym mieszkaniu” artysta wytyka innym (a może także sobie) niewystępowanie w obronie własnych przekonań. Zasłanianie się bliskimi jest w jego oczach alibi dla tchórzostwa – niezgoda zaś powinna być wypowiedziana; jeśli jest milcząca, to jakby jej nie było. Jednocześnie w „Czemu nikt nie chce strzelić mi w głowę?” Afrojax w swoim stylu wkłada kij w wiele mrowisk. Gdy rapuje: „Nie czczę powstańca, kurde, bo powstanie przegrał, / I cieszę się gdy przegrywa Legia”, wiadomo, że jest to typowa dla niego zgrywa, ale podbudowana argumentami i przemyślana. Wystarczy posłuchać jakiegokolwiek wywiadu z Hoffmannem, by zorientować się, że nie jest ignorantem, którego można podejrzewać o brak wyrozumiałości czy wrażliwości. Tej drugiej daje wyraz w „Pysznych proszeczkach”, które opisują jego walkę z chorobą psychiczną i głód życia pchający go ku antydepresantom. Zażywane przez niego obecnie tabletki przeciwstawione są branym wcześniej narkotykom. Pomimo odmiennego działania zapotrzebowanie na obydwa pokazuje, jak trudno raperowi pogodzić się ze światem zastanym. Stąd też wzywanie do zmiany, walki z tym, co na zewnątrz, a nie z własną percepcją.
Afrojax ma świadomość, że nie jest odosobniony w poszukiwaniu ucieczek i sensów, dlatego też czasem wypowiada się jako część zbiorowości. Tak właśnie robi w „My mięczaki”, zabierając głos w imieniu uprzywilejowanych, którzy fetyszyzują cierpienie innych. Sami nigdy nie doświadczyli go w natężeniu prowadzącym do traumy, więc niejako przywłaszczają sobie ból obcych: „Czekamy na rozwój swój albo wydarzeń, / Może ciągle trwać ta chwila ulotna. / Opowiemy o niej na następnej terapii”. Gdy śpiewa w refrenie „Sold out (bieda bieda bieda bieda)” o majątku jako granicy między poniżeniem a godnością, wskazuje dość czytelnie na podstawę owych rozważań – nie są one możliwe bez odpowiedniej pozycji materialnej. Motyw „głodującego artysty” przewija się w twórczości Hoffmana od jej początków, a w „Sold out” on sam wydaje się nieco zmęczony powtarzaniem tych samych roszczeń wobec… no właśnie, kogo? Nie do końca wiadomo, bo przecież artysta z dumą deklaruje, że materialne ciągoty są świadectwem słabości.
„Gimnastyka Artystyczna” to płyta dojrzała, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Raper po raz kolejny potwierdza, że ma rzadką umiejętność rozbrajania trudnych sytuacji – a osiąga to dzięki dwóch chwytom: poprzez uczynienie ich absurdalnymi lub przez przekroczenie granic dobrego smaku. On nie bagatelizuje problemów, a je ośmiesza, czym jednocześnie nie umniejsza ich wagi. Jego teksty są w swojej naturze głęboko humanistyczne, a ludzkie doświadczenie leży od zawsze w centrum rapu Afrojaxa. Nie cechuje go zbytnia selektywność, z równym namaszczeniem rapuje o sprawach metafizycznych, co o wydalaniu. Hoffmann nie odwraca wzroku od niczego, z odwagą stawia czoło brudowi i odpadom wpisanym w formowanie się kultury. Odrzucenie jest stałym elementem tego procesu, a owe niekoniecznie przyjemne w odbiorze ozdobniki są zawsze symptomem, ilustracją bycia po przegranej stronie, nie zaś właściwym tematem utworów Hoffmanna.