Archiwum
15.01.2018

Co nawiedza sztukę współczesną

Patryk Szaj
Sztuka

Wystawa „Haunts” stoi pod wyrazistym gestem kuratorskim – nawiązując bezpośrednio do projektu widmontologii (hauntologie) Jacques’a Derridy, a pośrednio do szerszego zagadnienia widmowości dzisiejszej kultury, stara się odpowiedzieć na pytanie, co nawiedza sztukę współczesną. Spośród olbrzymiego potencjału „poznawczego”, jaki niosą ze sobą widma, kuratorzy: Katarzyna Kucharska, Andrzej Marzec i Małgorzata Myślińska aktualizują przede wszystkim jeden ich wymiar: swoiste nawiedzenie teraźniejszości przez przeszłość, nostalgiczność, tęsknotę za tym, co minione, słabą obecność resztek, pozostałości, śladów, fragmentów dawnych koncepcji, idei, pojęć, przetwarzanych przez sztukę współczesną, która okazuje się… niewspółczesna albo – jak powiedziałby Derrida – zwichnięta.

„Haunts” interpretować więc można jako pomysł na ukazanie ponowoczesnej praktyki artystycznej, sprzeciwiającej się modernistyczno-awangardowym ideałom absolutnej nowości czy oryginalności. Widmo jest przede wszystkim czymś, co powraca, a zatem podaje w wątpliwość status obiektu artystycznego jako bytu wyjątkowego, niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju. Tym samym twórczość, zgodnie z tezą Simona Reynoldsa, staje się raczej przetwórczością (recreativity). „Powrót” widma nigdy jednak nie jest dokładnym cytatem. Przeciwnie: powtórzenie tyleż potwierdza tożsamość, ile ją przeinacza, przemieszcza w odmienny kontekst, produkuje inność, słowem – wywłaszcza z wygodnych pozycji.

Tak właśnie działają prace zebrane na wystawie, które szczęśliwie udowadniają, nieco wbrew dość wyraźnej presupozycji kuratorów, że odpowiedź na pytanie, skąd pochodzą widma, bynajmniej nie jest jednoznaczna: mieszczą one w sobie zarówno ślad przeszłości, jak i (słabą) zapowiedź przyszłości, sytuując się w dziwnym, niepokojącym obszarze rozpiętym pomiędzy „już nie” a „jeszcze nie”. Przeszłość nie odeszła w zapomnienie, nie dała się pogrzebać, wiedzie specyficzny żywot nieumarły, przyszłość zaś – mimo „rozczarowującej” obietnicy postępu i utopijnych projektów szczęśliwego jutra – także nie pozwala o sobie zapomnieć.

Pierwszym obiektem, z jakim styka się widz jeszcze przed wejściem do galerii, jest „Doom Soon” Szymona Szewczyka – dwie pary okularów przeciwsłonecznych nawiązujących formą do popularnych gadżetów milenijnych, ale przywołujących też „apokaliptyczne” nastroje związane z rokiem 2000, powtórzone później w roku 2012: podwójne „o” w każdym z tytułowych słów pełni funkcję szkiełek, zaś ich pierwsze i ostatnie litery to elementy oprawek, na których wspierają się zauszniki. Pracę Szewczyka interpretować można jako ironiczny komentarz na temat wszelkich obietnic spełnienia, kresu, celu, ku którym zmierzać miałyby świat, kultura, sztuka czy po prostu życie. Co więcej, jeśli zgodzić się z Derridą, że apokaliptycznością naznaczona jest także metafizyka jako nauka o bycie, niosąca obietnicę ujawnienia absolutnej prawdy, okulary Szewczyka chroniłyby przed oślepiającym metafizycznym światłem, umożliwiając istnienie w nie-metafizycznych szarościach – jedynym środowisku zdatnym do życia.

Pełne niepokoju oczekiwanie (na co?), które jednak niekoniecznie ma się ziścić nadejściem tego, co wypatrywane, podkreśla także praca „Waiting” Anity Mikas z cyklu „Manipulacja nieobecnością” zainspirowanego, jak podkreśla artystka, „Fragmentami dyskursu miłosnego” Rolanda Barthes’a – akryl na płótnie ukazujący ledwie dostrzegalną, jakby odchodzącą w niebyt, postapokaliptyczną przestrzeń pokoju, w którym ewidentnie nastąpiła jakaś katastrofa. Na co czekamy po końcu? Czy na ostateczne wyczerpanie się, czy też na odrodzenie? – zdaje się zapytywać obraz.

Trzy prace prezentowane na wystawie toczą dialog z techniką found footage. Pierwszą z nich jest lightbox Witolda Modrzejewskiego „Velociraptor” z serii „Słaby Gatunek”, ukazujący pozostałość po figurze dinozaura. Na zdjęciu widnieją jedynie stopy gada oraz okrągły plac pustej ziemi wokół nich sugerujący, że mogło dojść do spalenia figury, po której pozostał ślad. Modrzejewski podaje w wątpliwość definitywność zniknięcia, pokazuje paradoksalną obecność poprzez nieobecność „słabego gatunku” – skazanego na wyginięcie, ale toczącego żywot „nieumarły” w pozostawionych przez siebie śladach oraz w naszej pamięci kulturowej. Z found footage czerpie też wideoprojekcja Ewy Kubiak, „Who Has Been Rocking My Dreamboat?”, bezpośrednio nawiązująca do twórczości (około)kinematograficznej Kennetha Angera, „żerująca” na kadrach z filmów z Marilyn Monroe („Książę i aktoreczka”), w które wplatane są ujęcia z samą Kubiak w roli głównej. Dialogują one z dawnymi obrazami, inicjują swoistą rozmowę widm, zmierzającą w stronę krytycznego namysłu nad „obietnicami”, jakie daje widzowi obraz filmowy.

Swoistą mieszanką technik, samą w sobie widmową, posługuje się Dominik Lejman. „Dead Trap” – akryl na płótnie i wideoprojekcja wykorzystująca kadr z japońskiego horroru „Evil Dead Trap” – to sekwencja krótkich migawek ukazujących w coraz większym przybliżeniu plecy uciekającej osoby. Do samego „złapania” jednak nie dochodzi. Pracę interpretować można na przykład jako pogoń za ideami czy utopiami, które jednak w pewien sposób nas przerażają i których wcale nie pragniemy uobecnić, zadowalając się samym pościgiem. Można też wcielić się w postać uciekającą, czującą na swoich plecach oddech zbliżającej się katastrofy, nadchodzącej tyleż z przeszłości, ile z przyszłości (przez co „Dead Trap” ciekawie korespondowałoby z „Doom Soon” Szewczyka).

Na wystawie znajdziemy też dwa wideoperformanse: „Nie” Katarzyny Bartkowiak oraz nagranie bez tytułu Aleksandry Grünholz (znanej także z działalności muzycznej wykorzystującej technikę samplingu) i Luizy Philips. W pierwszym z nich obserwujemy zawiniętą w dywan osobę (widzimy tylko jej wystające stopy) wykrzykującą raz na jakiś czas tytułowe „nie” – czasem głosem wesołym, jakby uczestniczyła w zabawie, czasem przerażonym, jakby sprzeciwiała się swemu położeniu. Osoba zawinięta w dywan zdaje się wieść żywot „nieumarły”, nie godząc się na własne pogrzebanie, odmawiając uczestnictwa w praktykach żałoby mających na celu tyleż pogodzenie się z utratą, ile wyegzorcyzmowanie zmarłego. Performans Bartkowiak interpretować więc można albo jako nawiedzenie żywych przez zmarłych, niepokojącą i niosącą wyzwanie moralne obecność dziedzictwa, którego czasem chcielibyśmy się pozbyć, ale które pozostaje niezbywalne, albo też jako drażniącą żywotność niedających się w pełni pogrzebać przestarzałych idei i systemów filozoficznych, kulturowych czy politycznych. Performans Grünholz i Philips daje się z kolei odczytywać jako komentarz na temat nieautonomiczności podmiotu, nawiedzenia tożsamości przez inność, inkorporacji ciała obcego przez ciało własne. Artystki wcielają się w rolę brzuchomówczyń: „odbijają im się czkawką” nazwiska rozmaitych intelektualistów, przez co gest Grünholz i Philips jawi się jako swoista reakcja alergiczna/obronna na instytucjonalną przemoc autorytetu. Czy jednak – tym samym – autorki mówią we własnym imieniu? Czy nie dały się nawiedzić przez tych, których pragną wydalić, czy mimochodem ich nie wchłonęły?

W ciekawy dialog wchodzą ze sobą – jakby celowo umieszczone w przestrzeni galerii obok siebie – instalacja Piotra Machy „The logic of the market will run the society” i obraz Mateusza Piestraka „Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni”. Pierwsza stosunkowo najwyraźniej spośród wszystkich prac prezentowanych na wystawie aktualizuje krytyczno-polityczny wymiar widm, stanowiąc komentarz na temat porządku neoliberalnego, który okazuje się raczej permanentnym nieporządkiem, techniką zarządzania kryzysem prowadzącą ku nieuchronnej katastrofie, tak że w tytule pracy chciałoby dostrzec widmowe „i”: The logic of the market will ruin the society. Młotek rytmicznie uderzający w wypełniony benzyną kanister stanowi mechanizm napędzający wolnorynkowy postęp, zaś wyświetlana na filmie towarzyszącym instalacji postać wesoło skacząca na trampolinie to jakby wzorcowy konsument, niedostrzegający jednak, że na jego szyi zaciska się pętla. Uderzanie młotka w bęben-kanister dodatkowo wypełnia przestrzeń galerii zapachem benzyny, zwiastując albo załamanie się systemu kapitalistycznego, albo bunt społeczny (skojarzenia z koktajlem Mołotowa; z pożarem, który tak samo „niszczy”, co „oczyszcza”).

W tym kontekście obraz Piestraka interpretować można jako przedstawienie sytuacji po wolnorynkowej katastrofie: kolejne, nałożone na siebie prowizorycznie warstwy, na których dostrzegamy między innymi drzewa, płytę OSB oraz porwane fragmenty taśmy malarskiej, starają się spajać całość, ta jednak nieuchronnie się rozpada. Widoczne na obrazie białe plamy, jakby ślady po wypaleniu, dodatkowo podkreślają rwanie się, sfragmentaryzowanie kleconego naprędce porządku. Ale „Wszyscy jesteśmy bardzo zmęczeni” „działa” też oczywiście jako osobny obiekt, który rozumieć można jako komentarz na temat fantazmatu źródłowości: gdyby zdjąć z obrazu wszystkie kolejne warstwy, dotarłoby się do „pierwotnej” natury (jeśli umieszczone najgłębiej drzewa potraktować jako jej synekdochę), problem jednak w tym, że nadal pozostałyby białe plamy sugerujące, że żadna źródłowość, czystość, naturalność nie istnieje, że wszystkie one należą raczej do porządku wyobrażenia sublimującego chaotyczność wymiaru Realnego.

Na osobną uwagę zasługuje projekt Daniela Koniusza „TBS (Temporary Broadcast Services)” – przestrzeń audialna w dawnym Collegium Historicum UAM (i, jeszcze dawniejszej, siedzibie Komitetu Wojewódzkiego PZPR), niedostępna jednak dla zwiedzających „na żywo”, ale jedynie za pośrednictwem tytułowych usług emisji tymczasowej: odbywających się z nieregularną częstotliwością autorskich audycji przeprowadzanych z wnętrza instalacji Koniusza przez zaproszonych artystów sztuk wizualnych i dźwiękowych. Audycje transmitowane są na stronie internetowej, na którą można wchodzić codziennie w godzinach wieczornych, sprawdzając, czy aktualnie odbywa się emisja. „Temporary Broadcast Services” nawiązuje do historii pirackiej radiofonii i stanowi osobny projekt, który – jak zapowiada artysta – będzie kontynuowany także po zakończeniu wystawy. Usytuowanie przestrzeni audialnej w budynku, w którym niewątpliwie straszą duchy przeszłości, swoista niedostępność instalacji, pośrednictwo fal radiowych, nieregularność audycji – wszystko to sprawia, że „TBS” znakomicie wpisuje się w problematykę widm, a jednocześnie przekracza ramy zwykłego obiektu eksponowanego w galerii sztuki.

Prace prezentowane na wystawie na różnorodne, niedające się ze sobą pogodzić sposoby ukazują problematykę widmowości w całym jej skomplikowaniu. Przede wszystkim uświadamiają, że widma bynajmniej nie karmią się przeszłą obecnością, śladami tego, co istniało, ale innymi widmami – fantazmatami przeszłości, wyobrażeniami na temat utraconych porządków, nostalgicznymi projekcjami, lecz również niepokojącym nawiedzeniem tego, co nadchodzi, uruchamiającym krytyczny potencjał prezentowanych na wystawie prac. Warto także pochwalić ukształtowanie przestrzeni galerii – ułożenie obiektów w taki sposób, że niektóre z nich wchodzą ze sobą w dialog, wypełnienie pomieszczenia dźwiękami i zapachami pochodzącymi z poszczególnych projekcji i instalacji, tak że wydaje się ono dodatkowo zanieczyszczone, wewnętrznie poróżnione, poprzetykane chiazmatycznymi splotami, wywołując w widzu efekt otwarcia, nawiedzenia przez inność, wciągnięcia w grę widm krążących nad naszymi wyobrażeniami ładu, tożsamości czy zdrowego rozsądku.

 

 

„Haunts”
artyści: Katarzyna Bartkowiak, Aleksandra Grünholz, Daniel Koniusz, Ewa Kubiak, Dominik Lejman, Piotr Macha, Anita Mikas, Witold Modrzejewski, Luiza Philips, Mateusz Piestrak, Szymon Szewczyk

kuratorzy: Katarzyna Kucharska, Andrzej Marzec, Małgorzata Myślińska
Poznań, UAP, Galeria Duża Scena
8.12.2017 – 31.01.2018

Daniel Koniusz, TBS (Temporary Broadcast Services), Collegium Historicum UAM