Po tegorocznym raporcie Biblioteki Narodowej o stanie czytelnictwa w naszym kraju chciałoby się zapytać: czy jest sens wydawać kolejną publikację z zakresu historii książki, taką jak „Książka. Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski” Keitha Houstona, skoro lektura słowa pisanego przegrywa dzisiaj z innymi sposobami spędzania czasu? Odpowiedź brzmi: tak, ale niech czytający za jej pomocą zachęcą nieczytających do czytania, niech pokażą, że dzisiejsza książka powstawała w wyniku pracy i eksperymentowania wielu ludzi, że jest fascynującym przedmiotem z duszą, który wzbogaca nasze życie. W przeciwnym razie „Książka” Houstona będzie tylko źródłem ciekawostek i podręcznikiem dla polonistów-edytorów, a więc tych, którzy i bez niej po publikacje książkowe by sięgali.
Ktoś mógłby jednak zaoponować: czy nie za wiele oczekujesz od publikacji, która jest po prostu wynikiem bibliofilskich fascynacji jej autora i nie zmieni społecznego nieczytania w czytanie, ale uporządkuje fakty, stworzy pasjonującą opowieść o tym, jak na przestrzeni wieków zmieniał się nośnik myśli człowieka? Odpowiedziałabym: racja, to ciekawie napisana książka o książkach, na podstawie dokładnego researchu i po zapoznaniu się z technikami produkcji książek używanymi kiedyś i udoskonalanymi dzisiaj. Autor jednak zapomniał o jednym: książka to nie jest najpotężniejszy przedmiot naszych czasów. Wąska grupa ludzi chciałaby, żeby tak było, ale coroczne wyniki badań czytelnictwa (w Wielkiej Brytanii, kraju rodzimym Houstona, sytuacja wygląda nieco lepiej) pokazują, że do potęgi jej daleko. Nie oznacza to oczywiście, że nie należy dziejów książki badać. Chodzi o to, by połączyć badania z ich popularyzacją, nadać im siłę perswazyjną i nie mówić jedynie do tych, do których mówi się od zawsze, ponieważ oni z grubsza lub szczegółowo znają proces historyczno-technologiczny, który doprowadził do tanio (w porównaniu z ceną w wiekach dawnych), szybko i pięknie wydawanych książek papierowych oraz elektronicznych.
Jeśli jednak podejdziemy do „Książki” pragmatycznie, odnajdziemy w niej duży potencjał edukacyjny, który można wykorzystać w różnych akcjach promujących czytelnictwo. Porządkuje ona wiedzę z zakresu historii książki, a na dodatek została sprawnie napisana, posiada przejrzystą konstrukcję i trafnie dobrany materiał ilustracyjny. Od czasu do czasu ujawnia się w niej również rys osobowościowy autora – we wtrętach komentujących językiem potocznym proces powstawania książki, aby jeszcze bardziej przybliżyć go, zobrazować współczesnemu czytelnikowi – na przykład kiedy Houston pisze o Aloisie Senefelderze, wynalazcy druku wypukłego, stosuje zaskakujące porównanie:
Przy okazji Senefelder zdobył niezłą wiedzę w zakresie drukarstwa, obserwując, jak jego rękopis ulega przeobrażeniu w książkę drukowaną. Nie miał jednak sprzętu do drukowania swoich sztuk ani pieniędzy na jego nabycie. Zamiast zrezygnować z planu, postanowił opracować własną metodę druku. Był to nieortodoksyjny krok. To tak, jakby E.L. James, posiadając rękopis „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, ale nie mając wydawcy, postanowiła wynaleźć czytnik Kindle.
Zastanawia tutaj egzemplifikacja. Czy naprawdę nie można było odwołać się do innej współczesnej brytyjskiej pisarki i innej książki niż ta grafomańska publikacja? Może Houstonowi chodziło tutaj o szybkie, niezakłócone skojarzenie faktów (stąd porównanie do autorki bestsellera) lub jest to mrugnięcie okiem w stronę czytelników? Wydaje mi się, że autor czuje potrzebę przerywników, oddechów w snutej przez siebie, wypełnionej po brzegi faktami i postaciami opowieści, ale rzadko, niejednoznacznie i nie do końca je wykorzystuje. Nie wiadomo, czy ma poczucie humoru, czy nieświadomie doprowadził do mieszania się rejestrów językowych i poziomów asocjacji.
A jak Houston opowiada o książce? Poprzez wydarzenia i osoby, przy czym podzielił swoją opowieść na cztery wyraźne części: „Stronę”, „Tekst”, „Ilustracje” i „Formę”. W pierwszej z nich streszcza proces szukania przez ludzi najlepszego materiału pisarskiego, od papirusu zaczynając, na papierze kończąc. W drugiej części przechodzi do pojawienia się pisma i różnych jego rodzajów, sposobów pisania, wynalezienia druku i rozwoju typografii. Część „Ilustracje” to prześledzenie zmian w obrębie ozdabiania książek. Opowiada więc o pracy skrybów nad iluminowanymi rękopisami, o wypierających się technikach wykonywania i kopiowania ilustracji oraz o roli fotografii i współczesnym druku książek. W ostatniej części, „Formie”, Houston zapoznaje nas ze zmieniającymi się postaciami książki – od zwoju papirusowego i glinianych tabliczek, poprzez orihon (książka harmonijkowa) do coraz lepiej i poręczniej wykonywanych kodeksów.
„Książka” to w znacznej mierze zapis badań historycznych – autor mało miejsca poświęcił temu, jak pracuje się nad produkcją książki w XXI wieku. Być może założył, że dzisiejszy proces wydawniczy jest wszystkim znany. Moim zdaniem przydałby się jednak jeszcze jeden podrozdział – właśnie o tym, jak wygląda praca nad książką dzisiaj, w dobie programów komputerowych do składu i mediów elektronicznych. Autor nic nie pisze o tym, jak powstały i jak zmieniają się e-booki oraz biblioteki cyfrowe. Nie uwzględnia też zjawisk takich jak liberatura. Tłumaczy się z tego we wstępie, deklarując, że jest po stronie tradycyjnej książki papierowej. Pojawiają się stwierdzenia takie, jak: „Oparcie się pokusie książki elektronicznej wymaga silnej woli”, „W porównaniu z książką uwięziony za szkłem tabletu czy komputera e-book jest pozbawiony życia”. Nie ma w tym nic złego, to wybór indywidualny, ale skoro Houston chciał objąć historię książki „od deski do deski”, to nie powinien lekceważyć ostatnich dwudziestu lat jej rozwoju i uwzględnić też inny punkt widzenia. Takie postanowienie sprawy nie każdego zadowoli: „to nie jest książka o e-bookach”, której autor skupia się jedynie na „analogowych ustrojstwach z papieru, farby, tektury i kleju”. Zresztą nawet dzisiejsze „analogowe ustrojstwa” powstają z użyciem komputerów.
Dzieląc publikację na cztery części, Houston starał się okiełznać mnogość faktów i luk dotyczących dziejów książki tradycyjnej. Pomogło to w pokazaniu, że wiele odkryć działo się równolegle. Co więcej – w różnych kulturach. I tak mamy tutaj przytoczone wydarzenia z historii Chin i Arabii – na przykład bitwę nad rzeką Tałas (751 r. n.e.), w wyniku której w niewoli arabskiej znalazło się niewielka grupa chińskich papierników, inicjatorów używania papieru w świecie arabskim. Houston rysuje konteksty społeczno-historyczne, by pokazać, że historia książki jest złożona, uwarunkowana, mozaikowa i międzynarodowa. Kiedy potrzeba, uwzględnia mniej lub bardziej szczegółowo rysy biograficzne wynalazców, odkrywców czy artystów. Bywa w tym jednak trochę niekonsekwentny – niektóre postaci i wydarzenia opisuje szerzej, inne skrótowo, wręcz anegdotycznie, i nawet uważny czytelnik może się pogubić w gąszczu osób, zdarzeń i dat. Mimo swobodnej narracji, „Książki” nie da się zatem czytać szybko, jeśli chcemy wynieść z niej jak najwięcej. Na szczęście Houston nie zdecydował się umieszczać przypisów pod tekstem właściwym, ale są one zebrane pod koniec książki (na 68 stronach!), co nie zaburza lektury.
Warto zwrócić ponadto uwagę na sposób wydania „Książki” – to staranna i bardzo przemyślana publikacja, choć okładka wersji polskiej różni się od angielskiej. Angielski oryginał wskazuje na elementy, takie jak tytuł, podtytuł czy autor, stanowi metaokładkę, a w wersji polskiej z pierwotnego zamysłu pozostał tylko charakterystyczny czerwony grzbiet. W „Kolofonie” autor opisuje, jak książka jako przedmiot powstawała – na jakim papierze, jakich użyto krojów pisma – oraz podaje informację, gdzie ją wydrukowano. Jest to spójne z tym, co Houston pisze o książce jako o owocu pracy wielu ludzi zaangażowanych w jej powstanie oraz jako o przedmiocie, którego obecny kształt jest nieprzypadkowy:
„Książka”, wraz z milionami innych produkowanych każdego roku, jest rozwiązaniem równania, w którym zawierają się ponad dwa tysiąclecia historii ludzkości.
„Książka” Keitha Houstona – brytyjskiego znawca historii pisma i typografii (wśród edytorów powodzeniem cieszy się jego poprzednia publikacja: „Ciemne typki. Sekretne życie znaków typograficznych”) – jest więc dziełem entuzjasty, będącego pod wrażeniem tajemniczej materialności książki. To zbiór fascynujących opowieści związanych z rozwojem książki, które układają się w jedną, w miarę spójną narrację. Choć można mieć zastrzeżenia do publikacji, z pewnością dowodzi ona, że książka to „żywy przedmiot” z bogatą historią. Brakuje mi tutaj myślenia przyszłościowego, ale kto wie, może odpowiednio wykorzystana książki Houstona przysłuży się do promowania czytelnictwa, a więc życia refleksyjnego, pogłębionego, w dialogu z innymi?
Keith Houston, „Książka. Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski”
tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2017
Fotografia dzięki uprzejmości CzytamRecenzuje.pl