„Indeks możliwości” to wystawa artysty konceptualnego Stephena Kaltenbacha, otwarta w łódzkim MS1 w marcu. Myślę że dobry klucz stanowi słowo „możliwości”. Nie, nie w tym znaczeniu, które można znaleźć na sprzedawanych na Stocku zdjęciach radosnych absolwentów. Kaltenbach zdaje się po prostu nie ograniczać. Nie tylko nie wybiera jednego medium, którego ścieżką podąża, szlifując umiejętności. Zdaje się nawet nie przywiązywać większej wagi do własnej tożsamości i czasem decyduje, że od dziś nie będzie już Stephenem Kaltenbachem. Według jednej z interpretacji fizyki kwantowej, każda możliwość pojawiająca się na naszym świecie jest realizowana jako odmienny wszechświat. Kaltenbach z ciekawością zagląda do sąsiednich uniwersów.
Ze względu na długą i płodną drogę twórczą artysty „Indeks możliwości” wydaje się wystawą retrospektywną. Od lat 60. do dziś Kaltenbach zdążył już naznaczyć swoją sztuką nie tylko galerie i muzea, ale też gazety, chodniki, reklamy w nowojorskim metrze, a śmiałe projekty sięgają gwiazd. Sięgają tylko hipotetycznie, bo plany przebudowy Słońca i Księżyca, które wcześniej prezentowane były na wystawie „Bad Ideas”, to raczej przykład tego, jak płodny jest artysta głodny. Po przeprowadzce do Nowego Jorku trudno mu było uzyskać finansowanie swoich projektów. Paradoksalnie popchnęło to Kaltenbacha do śmielszych rozwiązań. Nie musiał w końcu martwić się realizacją planów – i tak nie było na to pieniędzy. Uwolniony od ziemskich trosk, zaczął projektować pomieszczenia trudne bądź niemożliwe do zbudowania, a nawet astronomiczną architekturę: żelazną zbroję, w którą ubrał Słońce, otwory w Księżycu dające zabawne efekty podczas zaćmienia. I choć „Bad Ideas” były według artysty pomysłami, które „nie mogły lub nie powinny być zrealizowane”, to ich nieskrępowana śmiałość łączyła je z największymi ideami człowieka i tym, co porywa najbardziej.
Żeby dotknąć fundamentalnych zagadek (nie dosłownie, przestrzegam – panie pilnujące sal Muzeum Sztuki nr 1 nie mają pod tym względem poczucia humoru), nie trzeba jednak sięgać po te kosmiczne plany. Kaltenbach rzuca wyzwanie fizyce nie tylko, kiedy poleca „Wycelować światowy arsenał międzykontynentalnych rakiet balistycznych w taki sposób, by wysadzić dwa owalne kształty na Księżycu podczas pierwszej kwadry” (opis pracy „Morza wysadzone w powierzchni Księżyca”). Materializuje czwarty wymiar w pracy „Bicie serca” – wyświetlany na ścianie licznik mierzy pozostały artyście czas na podstawie tego, ile żyła jego matka. Co do sekundy wylicza przestrzeń czasową, jaką zajmie na planecie Ziemia Stephen Kaltenbach. Ciekawi tej makabrycznie bezlitosnej liczby mogą śledzić ją nie tylko w łódzkim MS1, ale też na stronie internetowej artysty. Jednak nie ta praca przyniosła mu największy rozgłos.
Jednym z najbardziej znanych eksperymentów myślowych we współczesnej fizyce jest kot Schrödingera – przykład mający unaocznić, jak dziwacznie zachowują się tworzące nasz świat i nas samych najmniejsze cząsteczki rzeczywistości. Jak się okazuje, niepodglądana przez ciekawskich naukowców cząsteczka może znajdować się w tak zwanej superpozycji. Oznacza to, że zdaje się na przykład być w kilku miejscach jednocześnie, choć jest jednym i niepodzielnym bytem. Jeśli skonstruujemy pudło-pułapkę z nieszczęsnym kotem w środku, której aktywacja będzie zależała od tego, czy jeden atom rozpadnie się, uwalniając radioaktywne promieniowanie, czy nie, to według popularnej interpretacji kopenhaskiej nie tylko nie możemy przewidzieć, co zobaczymy po jej otwarciu, ale cząsteczka znajdująca się w superpozycji jednocześnie jest i jej nie ma, jednocześnie rozpadła się i nie rozpadła. Oba stany są równie realne, dopóki nie dokonamy pomiaru. Mamy do czynienia z paradoksem, w którym tak długo, jak nie zmierzymy wyniku, pułapka jednocześnie została i nie została aktywowana, a uwięziony w niej kot jest jednocześnie żywy i martwy. Erwin Schrödinger oczywiście nie wpychał żadnych kotów do śmiertelnych pułapek – eksperyment jest czysto teoretyczny i jego zadaniem było pokazanie, że świat kwantowy, choć realny, wydaje się absurdalny, jeśli staramy się połączyć go z logiką rządzącą naszym makroskopowym światem.
Ale co to wszystko ma wspólnego z Kaltenbachem? Otóż sławne są jego „Kapsuły czasu” – stalowe puszki, których zawartość zna tylko sam twórca. W MS są rozsiane po kilku pomieszczeniach i wszystkie znajdują się w gablotkach dodatkowo chroniących tajemnicze pojemniki. Na kapsułach znajdują się pewne wskazówki, napisy, takie jak: „Zachować kapsułę w posiadaniu. Nie otwierać do czasu powiadomienia” czy „Krew i ciało”. Niektóre każą zaczekać do śmierci artysty, inne podpowiadają, co może się znajdować w środku, ale żadna nie została do tej pory otwarta. Kaltenbach podsyca ciekawość zagadkowymi inskrypcjami i opowieściami, że zapełnienie takiej puszki zajmuje mu około sześciu miesięcy, ale do tej pory nikt z posiadaczy cennych kapsuł nie odważył się na wyrwanie jej tajemnicy. Samo to, że nie wiemy, co by odnalazł, jest oczywiście intrygujące, ale bardziej zastanawia, czy akt otwarcia kapsuły to akt jej zniszczenia? Czy ujawnienie tajemnicy okaże się odkryciem idącym tak daleko, że niczym splątane elektrony, inne kapsuły ukażą swoją zawartość bez ich otwierania? Co stanie się z wartością zarówno artystyczną, jak i materialną tych prac? Może okażą się rozczarowaniem i przyniosą swojemu twórcy zapomnienie? I czy śmierć Schrödingera zapewni jego kotu nieśmiertelność? Dopóki kapsuły znajdują się w superpozycji, odpowiedzi na te pytania będą tylko dywagacją, taką jak to, jak miewa się kot w pudełku.
Interpretacja kopenhaska, mówiąca o tym, że cząsteczka znajduje się w wielu stanach jednocześnie, to nie jedyna próba wyjaśnienia dziwnego zachowania drobinek rzeczywistości. Nie zgadzał się z nią Hugh Everett – amerykański fizyk, który twierdził, że każde zdarzenie losowe skutkuje pojawieniem się każdego z możliwych wyników, tyle że w odmiennej wersji wszechświata. Każda możliwość powoduje rozmnożenie światów, w każdym momencie decyzja podejmowana przez nas czy raczej przez to, co nami rządzi, tworzy osobny wszechświat. Kaltenbach eksploruje te wszechświaty za pomocą odmiennych wcieleń. Na wystawie można zobaczyć reprodukcje dwóch obrazów olejnych nie pasujących zbytnio do artysty konceptualnego: portret dziewczyny z wazonem kwiatów i kota na tle wzorzystej ściany. Zupełnie nieciekawe jako dzieła artystyczne. Obrazy podpisane są nazwiskiem Es Que? Kaltenbach na pomysł alter ego – malarza miernych prac wpasowujących się w oczekiwania niezbyt zainteresowanych sztuką odbiorców – wpadł po rozmowie ze znajomym. Znajomy ten, pracujący w domu handlowym, opisał artyście, jak w salonach meblowych dobiera się obrazy do koloru kanap. Wejście w nową rolę zmusiło Kaltenbacha, w pewnym obszarze, do twórczego regresu. Wspomniany wcześniej licznik zmierzający do śmierci mógł na chwilę zawahać się razem z naszym wyuczonym oczekiwaniem, że upływ czasu jest w oczywisty sposób liniową drogą ku rozwojowi. Nieskończoność możliwości jednak przewiduje też i taką ewentualność. Artysta zresztą nie spoczął na dwóch wcieleniach. Kolejną stworzoną przez niego osobowością stał się rzeźbiarz Clyde Dillon, który przejął nawet wykłady dla studentów prowadzone przez Kaltenbacha, a którego nazwiskiem podpisana jest rzeźba o tytule „Wir” prezentowana na ekspozycji. Potem po raz kolejny zmienił rolę, kiedy przeprowadzając się z Nowego Jorku do Sacramento, zaprzestał wystawiania swojej sztuki konceptualnej i dał się poznać jako „artysta regionalny”(Regional Artist), twórca obrazów i rzeźb. Po jakimś czasie jednak jego sława dogoniła go, kiedy zyskał nieco rozpoznawalność w nowym miejscu. Stephen Kaltenbach wydaje się nie tyle korzystać z możliwości, ile raczej je tworzyć. Testuje rzeczywistość, sprawdza drogi, korzysta z nieograniczonego potencjału własnego myślenia.
„Indeks możliwości” to naprawdę duża wystawa, pełna wątków których nie poruszyłam w tej stronniczej interpretacji. Ale do 4 czerwca czytelnicy mogą dokonać aktu obserwacji na własną rękę i – jak ja – zredukować superpozycję ekspozycji do stanu, który najbardziej im odpowiada.
Stephen Kaltenbach, „Indeks możliwości”
Łódź, MS1
24.03 – 4.06.2017