Największą wartość mają opowieści o Innym, którego możemy odkryć w sobie. Wyjątkowa okazja do takich odkryć nadarzy się w czasie tegorocznych Bliskich Nieznajomych. W Poznaniu zaprezentowane zostaną najlepsze polskie spektakle teatralne ostatnich sezonów. Łączące je hasło to „Historie osobiste”.
Teatr Polski w Poznaniu od dziesięciu lat organizuje Spotkania Teatralne „Bliscy Nieznajomi”. To ważne dni w miejskim kalendarzu, będące – obok Poznania Poetów i Enea Spring Break – znakiem rozpoczętego tu na dobre wiosennego sezonu festiwalowego. Każde z trzech wymienionych wydarzeń dedykowane jest innemu rodzajowi twórczości artystycznej i w naturalny sposób przyciąga nieco inną publiczność. Warto jednak pamiętać, że w tegorocznym programie Bliskich Nieznajomych – w którym, jak zwykle, dominuje teatr – znalazły się też dyskusje, debata („Ruchy kobiece – z partiami i pomimo partii” – dotycząca oddolnego, politycznego zaangażowania kobiet w Polsce), filmy, a nawet (po raz pierwszy w historii spotkań) koncert. Zarówno jego zapowiedziany repertuar (dansingowy!), jak i skład grupy All Stars Dansing Band, prowadzonej przez reżysera teatralnego Michała Zadarę, obiecuje interesujące wrażenia. Dobrze, że Agata Siwiak, od zeszłorocznej edycji dyrektorka artystyczna festiwalu, urozmaica jego program. Szczególną uwagę warto zwrócić na zaproszone przez nią spektakle. I chociaż w deklaracji programowej Bliskich Nieznajomych pojawia się wyraźna sugestia, że o ich doborze decydował ogólny klucz tematyczny („Historie osobiste”), nie ulega wątpliwości, iż to zestaw bardzo dobrych – być może najlepszych – przedstawień teatralnych tego i ubiegłego sezonu.
Festiwal otworzy prapremiera „Pieśni Czarownic” Maliny Prześlugi, spektaklu muzycznego w reżyserii Michała Buszewicza, Ewy Łowżył i Zbigniewa Łowżyła. To rozwinięcie zaprezentowanego przed rokiem na plenerowym koncercie Chóru Czarownic projektu „Czarownica z Chwaliszewa”. Jego inspiracją jest tragiczna historia z 1511 roku, kiedy na terenie dzisiejszej poznańskiej dzielnicy Chwaliszewo osądzono i spalono na stosie pierwszą w Polsce kobietę oskarżoną o czary. Wspominając płonący stos, Prześluga napisała wywrotowe, emancypacyjne teksty śpiewane przez współczesne, silne kobiety. Bunt przeciwko patriarchalnej kulturze z pewnością będzie wybrzmiewał również ze sceny Malarni podczas dwóch kolejnych prezentacji „Pieśni Czarownic”. Widowisko, w którym obok kobiecego chóru biorą udział także aktorki Teatru Polskiego, ma wejść do repertuaru tej sceny. Na razie jednak, po dwóch prezentacjach festiwalowych, do końca sezonu nie znalazł się w jej programie. Warto się więc pospieszyć i poznać tę propozycję możliwie szybko.
Kobiety-buntowniczki są także najważniejszymi bohaterkami zrealizowanego przez Teatr Polski w Bydgoszczy spektaklu w reżyserii Wiktora Rubina „Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy”. Napisany przez Jolantę Janiczak tekst łączy feministyczne wątki z czasów rewolucji francuskiej z perspektywą współczesną. Bydgoska premiera tego przedstawienia, które od pewnego czasu pojawia się na wszystkich ważnych festiwalach teatralnych, odbyła się w niespełna miesiąc po ogólnopolskim Czarnym Proteście. Akcja toczy się w całej przestrzeni teatru, zarażając publiczność rewolucyjnym zapałem i prowokując do współudziału w widowisku. Chociaż dyskursywny tekst momentami osłabia siłę jego bezpośredniego oddziaływania, znakomitemu zespołowi bydgoskich aktorek raczej udaje się poruszyć widzów. Wstając z miejsc, wyrazić mogą one swój protest wobec istniejących układów społecznych, opresyjnej tradycji i polityki. „Żony stanu…” są swoistym, artystycznym testem na siłę teatralnego oddziaływania przez sztukę. To jeden z najbardziej zaangażowanych, przesyconych politycznością i poruszających spektakli teatralnych ostatnich lat w Polsce. Czy do poznańskiej publiczności przemówią hasła wypisane na tablicach, będących elementem scenografii Michała Korchowca? Jeśli tak się stanie, widzowie będą mogli przełamać konwencję prezentacji i dać wyraz swojemu oburzeniu, uczestnicząc w manifestacji przed teatrem.
„Jeden gest” Wojtka Ziemilskiego, od lat realizującego świetne spektakle dokumentalne, to widowisko zrealizowane w Nowym Teatrze w Warszawie z udziałem osób głuchych. Bardzo ważne, na co zwrócił już uwagę Adam Ziajski, który na poznańskiej Scenie Roboczej również stworzył spektakl z udziałem osób głuchych („Nie mów nikomu”), jest przezwyciężenie poglądu, że są one nieme. Ta wielotysięczna mniejszość ma swój język. Znając go, możemy się z nimi znakomicie porozumiewać. Język migowy jest osobnym systemem komunikacji. Jego wyjątkowość nie wiąże się tylko z faktem, że nie operuje znakiem wizualnym, a dźwiękowym. Ma także specyficzną składnię i repertuar homonimów. Ziemilski korzysta z doświadczeń swoich aktorów opowiadających o doświadczeniach życiowych i wyrażających swoje opinie. Jednak to język jest głównym tematem spektaklu. Na scenie prezentowane są różne systemy migania – międzynarodowy język migowy obok migowego języka polskiego, szwedzkiego, bułgarskiego. Każdy z nich różni się od pozostałych, ale wszystkie mają wspólny element – to język, który jest w ciele, nadający mu specyficzny rytm. Może na nie oddziaływać, stając się wówczas tańcem. Jest jak muzyka, której osoby głuche nigdy nie usłyszą.
W „Piłkarzach” Krzysztofa Szekalskiego w reżyserii Małgorzaty Wdowik, zrealizowanych w TR Warszawa, na scenie pojawia się dwóch profesjonalnych sportowców. Prowadzona z offu narracja mówi o ich oczekiwaniach, nadziejach i ograniczeniach, którym podlegają. Wprowadzana perspektywa dokumentalnego teatru verbatim w wersji znanej jako „teatr ekspertów” pozwala na zarysowanie uwarunkowań społecznych i środowiskowych, którym podlegają zawodnicy. Pojawiają się odniesienia dotyczące ich seksualności i relacji rasowych. I chociaż to interesujące i ważne tematy, szczególna jakość tego spektaklu wiąże się z ruchem scenicznym, opartym na pokazie profesjonalnych umiejętności i typowych gestów używanych przez graczy. Imponuje choreografia, stworzona przez jedną z najciekawszych artystek tej dziedziny, tancerkę Martę Ziółek.
Realne, osobiste doświadczenia, choć dotyczące diametralnie innych wymiarów życiowego doświadczenia, wykorzystywane są także w spektaklu „Wszystko o mojej matce” przygotowanym w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa. Jego reżyser, Michał Borczuch, tematyzuje wspomnienia dotyczące swojej matki, która zmarła, kiedy miał siedem lat. Łączą się one z fantazjami na jej temat, prowadząc do wniosków na temat niedoskonałości ludzkiej pamięci. A także – o sile wyobraźni, która, choć wspomaga rekonstrukcję przeszłości, nie daje poczucia pewności, co rzeczywiście się wydarzyło. Ta opowieść splata się z osobistym tonem równoległej narracji, prowadzonej przez współpracującego z Borczuchem aktora, Krzysztofa Zarzeckiego. Śmierć zabrała jego matkę, kiedy miał 18 lat. Tytuł tego spektaklu może kierować uwagę na najlepszy z filmów Pedro Almodóvara. Warto jednak pamiętać, że to autorskie przedstawienie teatralne, które z dziełem Hiszpana łączy głównie temat straty, pamięci i rekonstrukcji bezpowrotnie minionego czasu. Tych, których nie porwał zaprezentowany w zeszłym roku spektakl Borczucha, uspokajam – tym razem, choć mówi o intymnych i bolesnych doświadczeniach, udało mu się stworzyć świetne widowisko.
Anna Smolar, reżyserka bardzo dobrze przyjętych podczas zeszłorocznej edycji Bliskich Nieznajomych „Aktorów żydowskich” nagrodzona została w tym roku Paszportem „Polityki”. „Najgorszy człowiek na świecie”, którego pokaże tym razem, jest wariacją na temat biograficznej książki Małgorzaty Halber, opowiadającej o walce z nałogiem alkoholowym. W spektaklu pojawiają się tylko pojedyncze sceny wykorzystujące fragmenty tej prozy. Smolar, zgodnie z charakterystyczną już dla siebie metodą, pracowała z biorącym udział w spektaklu zespołem aktorskim, który twórczo przekształcał własne doświadczenia. Wielkim atutem kaliskiego spektaklu jest łamanie stylów i konwencji przedstawienia. Bardzo ważny element stanowią tu improwizacje i interakcje z publicznością. Od ich skuteczności zależy powodzenie widowiska. Mam nadzieję, że festiwalowa publiczność w Poznaniu wytworzy wystarczający ładunek twórczej energii, żeby to się udało.
Finałowym spektaklem festiwalu będzie „Wróg ludu” w reżyserii Jana Klaty. Zrealizowany w Narodowym Starym Teatrze, może być dowodem na nieprzemijającą aktualność XIX-wiecznego dramatu Henryka Ibsena. Klata doskonale poprowadził w nim aktorów swojego teatru, ukazując praktyczną wymowę pojęć takich, jak wierność, konformizm czy bunt. W pozornym rozgardiaszu scenicznym do pewnego czasu rozpoznać można swojskie oblicze pogodnego idealizmu. Wrażenie dopełniają nieoczywiste kostiumy i eklektyczna scenografia Justyny Łagowskiej. Klata przyzwyczaił już widzów swoich spektakli do tego, że szczególną rolę odgrywa w nich muzyka. Tak jest także tym razem, do czego przyczynił się Robert Piernikowski. Na osobną laudację zasługuje Juliusz Chrząstowski, wyróżniający się w znakomitym zespole aktorskim. W kluczowej scenie dramatu porzuca on tekst dramatycznego oryginału i rozpoczyna na poły improwizowany monolog, łączący wątki pochodzące ze sztuki z aktualną sytuacją w Polsce. Bieżąca polityka, katolicyzm, ekologia i stosunek do uchodźców to tylko niektóre z możliwych tematów poruszanych przez tę postać sceniczną – a może już aktora mówiącego we własnym imieniu? Nie wiem, o czym Chrząstowski powie tym razem. Jestem natomiast pewien, że jego scena należy do tych rzadkich momentów w teatrze, dzięki którym można zrozumieć, czym jest fenomenalne aktorstwo.
Żyjemy w ciekawych czasach, w których zmieniają się perspektywy widzenia nie tylko teraźniejszości, ale i przeszłości. Wizja historii budowana jest dzisiaj zgodnie z inspiracjami pochodzącymi z nowych mitów, tworzonych jako pryzmat dla jej programowego opisu. Przeszłość jest „odkłamywana” i ujednoznaczniana. Narracje o niej podlegają kształtowaniu zgodnie z zaplanowaną centralnie „polityką historyczną”. W takich realiach ważne wydaje się przypominanie, że historia to nie tylko muzea, archiwa pamięci narodowej, pomniki, święta i uroczystości państwowe. Historia to także indywidualna pamięć, doświadczenie, opowieść – a one zależne są od jednostkowej perspektywy. Dlatego „Historie osobiste”, hasło tegorocznych Spotkań Teatralnych „Bliscy Nieznajomi”, niosą szczególną wartość. Jest nią nadzieja na uwolnienie się ze schematów dziejowej narracji i zwrócenie się ku indywidualnemu przeżyciu. W tej perspektywie najważniejszy jest człowiek, a nie naród; pamięć, a nie narracja historyczna; osobisty dramat, a nie powinność dziejowa.
P.S. W trzech znakomitych teatrach, prezentujących w tym roku w Poznaniu swoje spektakle, w przyszłym sezonie zmienia się dyrekcja. To już niemal pewne, że częściowo zmienią się tam także zespoły artystyczne. Trudno przewidzieć, czy przedstawienia z Kalisza, Bydgoszczy i Krakowa będą wówczas jeszcze grane. Bliscy Nieznajomi dają nam szansę, by je zobaczyć. Spieszmy więc kochać ten teatr – ważny, mocny, aktualny – tak szybko odchodzi.
X Spotkania Teatralne „Bliscy Nieznajomi” – Historie osobiste
Teatr Polski w Poznaniu
18–28.05.2017