„Malowany ptak” Mai Kleczewskiej nie jest prezentacją losów chłopca. Teatralna artystka dokonuje świadomego przekroczenia ram inspirującej spektakl powieści Jerzego Kosińskiego. Literacka opowieść prowadzona z perspektywy kilkuletniego narratora, w mocnych obrazach rysująca doświadczenie samotności, pogardy, lęku, nienawiści i przeróżnych form przemocy, mogłaby być świetnym materiałem dla jej wizyjno-emocjonalnego teatru. Reżyserka nie ogranicza się jednak do opowieści o ciemnowłosym odmieńcu – Innym, obcym – dziecku, które na polskiej wsi walczy o byt podczas okupacji. Powieść stanowi pretekst pozwalający na postawienie ważnych, uniwersalnych pytań, które odnoszą się do pamięci Zagłady. Pytań, które – nie przybierając wcale postaci oskarżeń formułowanych wprost – moją moc burzenia spokoju ludzkich sumień. Kleczewska rezygnuje z większości silnie oddziałujących, spektakularnych środków teatralnych, do jakich przyzwyczaiła swoich widzów – na scenie nie ma wody ani piasku, fantastycznych kostiumów, smoły czy pierza. A jednak publiczność zderzona zostaje z przekazem teatralnym, którego siła oddziaływania może zapierać dech w piersiach i wdziera się głęboko pod skórę, działając na umysły, emocje i ciała. Doświadczenie litości i trwogi, które prowokowane jest zarówno na poziomie estetycznym, jak i etycznym wbrew klasycznym schematom interpretacji tragedii, nie daje szans na oczyszczenie. Ta tragedia jeszcze się nie skończyła. Chociaż katastrofa nastąpiła już dawno, nie nadszedł jeszcze moment kojącego rozwiązania.
Pierwsza część „Malowanego ptaka” rozgrywa się w Malarni poznańskiego Teatru Polskiego. Aktorzy inscenizują panel dyskusyjny, podczas którego przytaczane są najważniejsze opinie na temat relacji Polaków do Zagłady pojawiające się w dyskursie publicznym ostatnich dziesięcioleci. Przywoływane są głosy piętnujące dominującą postawę bierności (m. in. Jana Błońskiego), aktywnego współudziału w Zagładzie (Jan T. Gross) i antysemityzmu (Alina Cała), ale też podkreślające „bohaterstwo narodu polskiego” (którego dowodem ma być liczba Polaków odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – 6620) i usprawiedliwiające częsty brak reakcji Polaków na pozbawianie praw, tworzenie i likwidację gett czy eksterminację ich żydowskich sąsiadów (Jan Żaryn, Marek Wierzbicki, Ewa Kurek). Dyskusja bardzo rzadko przypomina dialog, będąc przede wszystkim projekcją stanowisk zawartych w przytaczanych cytatach. Różnorodność możliwych postaw prezentowana jest także poprzez zachowania i wypowiedzi dwóch aktorów pochodzenia żydowskiego (z zespołu Teatru Żydowskiego w Warszawie), które tworzą ramę tej prezentacji – Henryk Rajfer mówi o wdzięczności dla Polaków za ocalenie, podczas gdy Jerzy Walczak dopomina się o pamięć dawnych mieszkańcach polskich wsi miast i miasteczek, których domy zajmują dziś często potomkowie ich dawnych sąsiadów.
Efekt prezentacji dokonanej w Malarni ma znamiona krytyki przemiany realnego problemu pamięci w dyskurs rządzący się własnymi prawami i będący narzędziem, które pozwala zdominować sposoby widzenia i unieruchomić żywą historię. W ten sposób pierwsza, półgodzinna scena spektaklu osłabia siłę obiegowych twierdzeń i argumentów, które powtarzane po wielokroć, zyskują status prawdy. Nie jest przy tym neutralna ideologicznie: o ile na poziomie dyskusji racje są równoważone, o tyle prezentacja sprzyja postawie domagającej się ożywiania pamięci i dalszego „przepracowywania” problemu współudziału Polaków w Zagładzie, a także fenomenu ich bierności wobec niej. Chociaż umieszczona została przed główną częścią spektaklu, jest jej swoistym podsumowaniem, rzucającym na nią światło z perspektywy tworzonego ex post dyskursu akademickiego. Po niej znacznie trudniej przyjdzie nam chronienie się przed wstrząsem – prowokowanym przez drugą część widowiska – za argumentami retorycznymi, kiedy po krótkiej przerwie zasiądziemy w zaaranżowanej w bardzo nietypowy sposób przestrzeni przed dużą sceną. Jest dość ciasno i niezbyt wygodnie. Tak właśnie ma być.
Na scenie zrekonstruowana została sala prób działającego do początku czerwca zeszłego roku Teatru Żydowskiego w Warszawie (wykorzystywana wcześniej przez Kleczewską w przygotowanym tam przez nią „Dybuku”), nazwana – z delikatną nutką ironii – „przestrzenią utraconą”. Tu rozgrywać się będzie próba pamięci. Kleczewska, we współpracy z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim, zrezygnowała z linearnej narracji powieściowej, nie proponując w zamian zwartej fabuły dramatycznej. Zamiast tego splata trzy inspiracje scenicznej opowieści, które w pełny sposób łączą się dopiero w świadomości widza. Pierwsza z nich wykorzystuje pojedyncze wątki z „Malowanego ptaka” obrazujące doświadczenia chłopca, ale też innych postaci konfrontowanych z aktami bezinteresownej przemocy (jak zapadająca w pamięć Głupia Ludmiła – Joanna Drozda). Druga wiąże się z dyskusją dotyczącą autobiograficznych inspiracji powieści Kosińskiego i sporu o jej autorstwo. Jak w swojej książce „Czarny ptasior” sugeruje Joanna Siedlecka (Teresa Kwiatkowska znakomicie naśladuje jej styl wypowiedzi), mamy do czynienia ze „zręcznym manipulatorem”, który wyłącznie z myślą o własnej karierze starał się utrwalać stereotyp „okrutnych polskich chłopów” – szkalując tak cały naród. Wcielający się w postać Kosińskiego Jerzy Walczak odpowiada pochodzącym z posłowia książki tekstem o fikcji jako pryzmacie dla doświadczenia. Na te wątki nakłada się inspiracja trzecia, oparta na zarejestrowanych wspomnieniach, relacjach oraz komentarzach świadków i uczestników Zagłady. Sceniczny tekst pochodzi ze wspomnień członków Sonderkomando, relacji oprawców, wypowiedzi pojawiających się w filmie „Shoah” Claude’a Lanzmanna i innych materiałów dokumentalnych. Jedną ze scen spektaklu, które najbardziej mną wstrząsnęły, była relacja pracowników krematorium zakończona pytaniem, jak mogli po tym jeść. Innym – wzorowany na scenie z „Shoah” moment zadawania pytań w wielu językach, kierowanych bezpośrednio do publiczności: czy zdawaliście sobie sprawę z tego, co się dzieje z Żydami? Ale takich i podobnie silnie oddziałujących scen jest w tym spektaklu więcej.
Zestawienie wszystkich tych tematów i inspiracji pozwala na połączenie zawartych w nich problemów i spojrzenie na nie przez pryzmat pamięci, prawdy i fikcji. Kleczewska otwiera pole interpretacyjne, występując przeciwko spopularyzowanej w Polsce (zwłaszcza w ostatnich latach) koncepcji polityki historycznej. Zmusza widzów do sformułowania własnych opinii i indywidualnego ustosunkowania się do prezentowanych problemów. Nie uchyla się w ten sposób od krytyki polskiej perspektywy narodowej, pozwalającej na wyparcie jakichkolwiek form odpowiedzialności. Nie przypadkiem podczas sceny mszy, po której chłopiec wrzucony zostanie do szamba, słychać pieśń „Boże, coś Polskę”.
Spektakl znacznie poszerza konteksty powieści, ale nie rezygnuje z tego, co w niej najsilniej dotyka czytelników – z silnie odczuwanego wpływu na emocje i niemal fizycznego oddziaływania organicznego, bezpośrednio na ciała. Chociaż zrealizowany w Teatrze Polskim „Malowany ptak” jest spektaklem celowo nieoszlifowanym, nie zawsze płynnie łączącym sceny narracyjne z odgrywanymi sytuacjami, aktorzy znakomicie tworzą swoje role, rezygnując z pełnego przeistaczania się w postacie sceniczne. Całość oddziałuje na widzów z wielką siłą, angażując ich wszystkie zmysły. Z wysokości drugiego balkonu świetną muzykę tworzy na żywo Orkiestra Antraktowa, Kaya Kołodziejczyk porywa ruchem, na lustrzanych ekranach prezentowane są znakomicie zrealizowane filmy ilustrujące wybrane sceny powieści, stłoczona publiczność atakowana jest czasem przez punktowe światło, a jej zmysły – zapachami rozpylanymi w przestrzeni (jak kadzidło podczas sceny mszy).
Premiera „Malowanego ptaka” odbyła się w Poznaniu, ale spektakl powstał jako koprodukcja Teatru Polskiego i warszawskiego Teatru Żydowskiego. Ta realizacja jest kolejnym dowodem na to, że prowadzony przez Gołdę Tencer zespół, choć pozbawiony siedziby (w czerwcu zeszłego roku nowy właściciel uniemożliwił aktorom dalsze wykorzystywanie budynku przy Placu Grzybowskim), realizuje coraz bardziej ambitne projekty artystyczne. Jego spektakle nie sprowadzają się już do „żydowskiej cepelii”, z którą przez lata się kojarzył, do resentymentów za kolorową, wielonarodową Polską czy szmoncesowego kabaretu, choć Henryk Rajfer nawet w „Malowanym ptaku” celowo prowokuje takie skojarzenia. Po „Aktorach żydowskich” Michała Buszewicza w reżyserii Anny Smolar czy „Marcu ’68. Dobrze żyjcie – to najlepsza zemsta” Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki, Maja Kleczewska weszła na kolejny, wyższy poziom dyskusji o polskiej i żydowskiej pamięci. Bardzo dobrze, że było to możliwe dzięki współpracy wspomnianych dwóch teatrów. I chociaż czasami wydaje się, że nie wszyscy aktorzy potrzebni są na scenie, a niektóre wątki domagają się wcześniejszego domknięcia, twórcom „Malowanego ptaka” udaje się coś bardzo ważnego: znakomitym, zdolnym wryć się w pamięć spektaklem uruchamiają przestrzeń rozważań na temat potencjalnej winy świadka – obserwatora zbrodni uchylającego się od odpowiedzialności za przewinienia innych. Uzyskują efekt, który trudno przecenić – każdy z nas, uczestnicząc w przedstawieniu w Teatrze Polskim, zmuszony jest do zmierzenia się z własną, potencjalną biernością.
Postawieni w sytuacji świadków nie jesteśmy konfrontowani z nią w sensie dosłownym, bo 70 lat po Zagładzie byłoby to tylko retoryczną demagogią. A jednak prezentowany problem dotyczy właśnie nas – naszej obojętności, znudzenia, twierdzeń, że na temat tej historii wiemy już wszystko. Tego, że nie chcemy znowu o niej słuchać. Że zamiast o Żydach, myślimy czasem o „Żydkach”, których dobrze znamy jako trzymające pieniążek pejsate figurki w chałatach przynoszące szczęście. Kleczewska podważa schematyczne traktowanie pamięci Zagłady, które – narzucając szeroką perspektywę widzenia milionów jednostkowych tragedii przez pryzmat wielkich liczb – pozwala na zasłanianie się popularnymi frazesami i unikanie formułowania osobistych opinii. „Malowany ptak” to spektakl, który boli.
„Malowany ptak” wg Jerzego Kosińskiego
reżyseria: Maja Kleczewska
tłumaczenie: Tomasz Mirkowicz
scenografia: Marcin Chlanda, Wojciech Puś
choreografia: Kaya Kołodziejczyk
muzyka: Cezary Duchnowski
dramaturgia: Łukasz Chotkowski
kostiumy: Konrad Parol
film: Kacper Fertacz
Teatr Polski w Poznaniu
premiera: 26.03.2017