Archiwum
30.03.2017

Bartosz Zaskórski: wsie, muzyka biodegradowalna i grzybnie

Marek S. Bochniarz
Sztuka Muzyka

Na środku polany znajduje się drzewko, które wyrasta z kurtki. W kurtce kiedyś chodził człowiek. Nosił również rękawiczki, spodnie oraz buty, które uważny obserwator także zauważy. Mówi się w okolicy, że człowiek zeszłej zimy przyszedł na polanę, zdjął buty, położył się, po czym zaczął się bardzo szybko rozkładać – nie przeszkodziła mu w tym niska temperatura. Wzrost drzewka, które pojawiło się na miejscu człowieka, stymulowany był podażą materii wprowadzaną przez rozkład w ziemię. Człowiek ten na imię miał Maciek i sympatyzował z poglądami Bernda Heinricha – wyjaśnia narrator w słuchowisku „I wtedy okazało się, że umarłem”.

A. Miasta nie odbieram negatywnie | Nie wiem, czy to ekologia

Jako Bartosza Zaskórskiego, absolwenta katowickiego ASP, znają go ci, którzy natknęli się na jego charakterystyczne, monochromatyczne grafiki. Gdy pod pseudonimem Mchy i Porosty zajmuje się z kolei muzyką – te same grafiki są znakiem rozpoznawczym albumów.

W obu dziedzinach twórczości bezustannie powracają obrazy wsi, natury i wszędobylskiego rozkładu. I choć sam urodził się na wsi, nie odnosi się do konkretnego miejsca. Podobnie jak Błażej i Iwona Królowie w „Gennin”, Zaskórskiemu idzie bardziej o charakter przestrzeni poza miastem. Wieś traktuję nie tyle jako metaforę, co punkt odniesienia – pewną metodę patrzenia na rzeczywistość. Przetwarzam różne rzeczy, z którymi spotykam się na co dzień.

Na przykład słuchowisko „I wtedy okazało się, że umarłem” otwiera lekko makabryczna opowieść „Zdziczały ogród”. Napisałem o zarośniętym podwórku sąsiada, który od lat nie żyje, a bujna roślinność zajęła już tam całą przestrzeń i zmienia się powoli w lasek – tuż za płotem mojego podwórka. Widzę to z okna jadalni.

„I wtedy okazało się…” Zaskórski wykonał w formie unikatowego art booka – ilustrowanej książki z dołączoną do niej kasetą. Na pomysł, aby „komercyjnie” wydać to słuchowisko, wpadł po wystawie w CSW Zamek Ujazdowski – bo wśród publiczności miał już niejako pierwszych słuchaczy. Nie przepadam za terminem „książka artystyczna”. Niezależnie od tego z projektowaniem książek zetknąłem się po raz pierwszy na studiach w Częstochowie. Zrealizowałem wtedy książkę pt. „„Abecadło dla dzieci ze słowami, których nie spodziewałbyś się po abecadle dla dzieci”. Później, już na studiach w Katowicach, trafiłem do Pracowni Książki, którą prowadzi Bogna Otto-Węgrzyn.

Forma, jaką jest książka, odpowiada mi z wielu różnych powodów. Po pierwsze, wymaga zupełnie innego myślenia niż na przykład w przypadku rysunku. Po drugie, książka jest najlepszym medium do opowiadania historii, zarówno jako nośnik tekstu, jak i ilustracji, jako uzupełnienie do płyty itp. Poza tym myślę, że obcowanie z czymś, co nie jest kasetą z jednostronnie zadrukowaną wkładką, jest dla odbiorcy ciekawsze.

W rodzinnym domu na wsi Bartek urządził też sobie studio. – Ze względu na problemy z kręgosłupem nie mogę rysować, siedząc, więc jestem zmuszony, aby używać wysoko ustawionego, pochylonego biurka. Tutaj to wszystko sobie zbudowałem i trudno by mi to było ze sobą zabierać.

Ostatecznie – dla niego wieś służy za rodzaj bazy wypadowej. – To trochę sytuacja jak w grze komputerowej „Diablo”, tak zwany „hub”. Mamy miejsce startu, gdzie zawsze możemy wrócić, aby naprawić broń – i choć zawsze wyruszamy w różne miejsca, na koniec i tak trafiamy do miejsca startowego, aby odpocząć. Zresztą gry komputerowe miały duży wpływ na sposób postrzegania przeze mnie rzeczywistości.

Bartek o wsi opowiada jak o miejscu, do którego powraca, gdy zmęczy go miasto. Tam też ma swoje koty. Każdy, kto sięgnie po jego słuchowiska, szybko zrozumie, że ma do czynienia z wyjątkową, oniryczną fantazją o magiczno-straszno-pięknym miejscu, opisaną w konwencji realizmu magicznego. Sporo w tych nagraniach dystansu, absurdu przedmiotów i lokacji niemożliwych czy ukrytego humoru. To trochę mroczny, romantyczny rustykalizm.

Bardzo lubię pewne możliwości, które daje wieś. Dziesięć minut piechotą od mojego domu jest las, po którym do niedawna mogłem chodzić, dość długo nie napotykając nikogo – bo na wsiach nie istnieje kultura spacerów. Ostatnio niestety jakość tych spacerów spadła w związku z tym, że myśliwi strzelają na oślep, a dzieciaki jeżdżą na quadach. 

B. Rozkład: jedna z technik, którymi się posługuję | Atrapowość świata

Zaskórski na grafikach ujmuje świat, który ulega spokojnej, pracochłonnej, choć nieubłaganej biodegradacji. Na gruzach ruin i zapuszczonych ogródków wyrasta nowe, dzikie życie. W świecie tym człowiek nie zostaje wyodrębniony z natury, lecz jest jej częścią: ludzie to przecież przede wszystkim materia. Bardzo dużo używam mocno przetworzonych sampli ze śmieciowych nagrań. Tak jak rozkład jest przetwarzaniem materii, która kiedyś była żywym stworzeniem, a potem umarła, by pozwolić zaistnieć nowym organizmom, tak sampling wydaje mi się odpowiednikiem tego przetwarzania w muzyce.

 Lubię się grzebać w różnych odpadach dźwiękowych i wizualnych. Czasem coś, co jest za mało brudne, zniszczone albo zbyt czyste, dobrze potraktować taśmą magnetofonową. Nie powiem nic odkrywczego, ale taśma ma szereg wspaniałych właściwości: podbarwia dźwięk, można ją również wyciągnąć z kasety i miętosić, żeby ponownie wciągnąć i zbadać, co stało się z nagranym na niej dźwiękiem.

Drugą cechą grafik Zaskórskiego (która nie przekłada się w prosty sposób na jego twórczość muzyczną) jest wywołanie w widzu wrażenia atrapowości. Rysunki, choć ukazują zwykle motyw rozkładu, mają zarazem charakter skończonych, zawieszonych w próżni modeli. Wiele grafik sprawia wrażenie, jakby dotyczyły projektów, które można by „wdrożyć w rzeczywistość”.

C. art book + CDHypnagogic polish music for teenage mutants

W „Hypnagogic polish music for teenage mutants” Zaskórski kontynuuje, na większą skalę, pomysły z „I wtedy okazało się, że umarłem”. Co prawda nie ma już słuchowiska, ale otrzymujemy wspaniały materiał audio do słuchania w zapętleniu.

To materiał ewidentnie przeznaczony do spokojnego odsłuchu w domu. Sam sposób wydania ma skrajnie kolekcjonerski charakter. Jacek Sienkiewicz z Recognition Records podszedł do sprawy ekstremalnie poważnie: wydał limitowany nakład 100 sztuk, który został w całości zaprojektowany i wymyślony przez Zaskórskiego. Płyta ukazała się w postaci płóciennej książki z grafikami różnych autorów, której towarzyszą teksty autorstwa Olgi Drendy i rzecz jasna płyta CD. Co ciekawe: wszystkie teksty są anglojęzyczne. Tłumaczy było dwóch: Jacek Stanoszewski i Konrad Materek (tego drugiego mogliśmy wcześniej usłyszeć jako głos narratora w słuchowisku „Wsie”).

„Na muzykę zawartą w albumie składają się: industrialna, transowa motoryka, zniszczone melodie przestarzałych syntezatorów, sample o niejasnej i dziwnej proweniencji oraz taśmowy szum” – czytamy dołączone do płyty objaśnienie Zaskórskiego.

Muzycznie w „Hypnagogic polish music for teenage mutants” Bartek pociągnął wątki z wielokrotnie odkładanego materiału na winyl – tyle że po obcięciu elementu tanecznego.

D. Mikroporosty i muzyka na mikro SD

Wydawców muzyki niezależnej charakteryzują eksperymenty z różnymi nośnikami. Wyjątkowo wdzięczne okazały się dla nich zwłaszcza zarzucone w powszechnym użytkowaniu formaty kasety magnetofonowej czy taśmy VHS (na wideo wydaje w Polsce Pointless Geometry).

Krystyna Zalewska i Filip Kalinowski słuchowisko „Droga do Tarszisz” wypuścili na kasecie, odwołując się do bajek, których w dzieciństwie słuchali na taśmach MC. Podobne gesty stosuje Emil Macherzyński (Palcolor): w „staromodnych” kompozycjach elektronicznych przypomina wizje przyszłości, podboju kosmosu z okresu złotej ery SF, czyli zarazem narodzin muzyki elektronicznej (poza tym uważa kasety za obiekty bardziej estetyczne niż płyty CD). Czasem kaseta to „jedyny słuszny” nośnik dla reedycji klasycznych już kompozycji – to choćby casus reedycji ezoterycznych kompozycji Laraajiego „All In One Peace” na trzech kasetach.

Radek Sirko w mikrolabelu Audile Snow zdecydował się na używanie formy już bardziej współczesnej – karty pamięci mikro SD. W tej formie Robert Skrzyński (Micromelancolié) i Bartek jako Mikroporosty wydali pod koniec ubiegłego roku krótki album, złożony z ośmiu utworów o identycznej długości trzech minut. Oczywiście mikro SD zapewniało nie tylko dystrybucję muzyki, ale i filmów. Przy tej okazji Bartek do jednego z utworów zrobił materiał wideo.

Z Robertem pierwszy raz współpracowałem przy okazji wideoklipu, który powstał do mojego wcześniejszego projektu, Annny. Wideo do tej pory można zobaczyć na moim kanale YouTube. Poza tym Robert wtedy razem z Michałem Nowackim prowadził netlabel 49manekinów i miały tam ukazać się mp3 mojego innego projektu, Zilog, to był radosny chiptune, który tworzyłem równolegle do Annny. Były to okolice 2008 roku. Chwilę później trafiłem do szpitala psychiatrycznego, po wyjściu z którego straciłem na jakiś czas zainteresowanie dosłownie wszystkim, także muzyką. Pomyślałem, że żyjemy na gigantycznym śmietnisku i nie ma powodu, żeby dokładać do tych już wygenerowanych śmieci kolejne.

Kilka lat później odnowiłem kontakt z Robertem. Muzyka Micromelancolié zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją unikatowością. Robert także używał „śmieciowych” sampli, przypadkowych znalezisk, z tych gotowych elementów tworzył świetnie kompozycje. Zaproponowałem mu współpracę – pierwszy raz przy okazji kręcenia „Pogłosu” Radka Sirko (jednej z dwojga osób stojących za Audile Snow, drugą jest Joasia Plewnica), a on na to przystał – i tak powstały Mikroporosty. Pracą podzielili się tak, że Bartek był odpowiedzialny za zawartość dźwiękową, a Robert ją układał.

W Mikroporostach motywem przewodnim są grzyby – Bartek powraca w ten sposób do tematyki rozkładu i tego, co rozkładowi towarzyszy – destrukcji i deformacji, a także nowego, kiełkującego na starym życia. Grzyby to fascynujące istoty, to reducenci. Dbają o to, żeby inne formy życia nie utonęły w górze śmieci, oczyszczają świat, robią miejsce innym organizmom. Poza tym są bardzo słabo zbadane; niektórzy badacze twierdzą, że te organizmy są nieśmiertelne! To otwiera ogromne możliwości spekulacji i zmyśleń. Przeczytałem kiedyś świetny wywiad z p. Grzywnowiczem pt. „Obcy z lasu”, który zapoczątkował moje zainteresowanie tymi organizmami. Prowadził go Marek Oramus, pisarz SF.

E. Czarna plaża, winyle i muzyka użytkowa

Brutaż wydał w marcu najnowszy album Bartka na winylu. To cztery kompozycje, przeznaczone przede wszystkim do tańca.

Tak określa je sam artysta:

A1 „Czarna plażajest o młodych ludziach na czarnej, smolistej plaży. Są oni bardzo obojętni i mają czarną plażę w sercu.

A2 „Dziwna śmierć” dotyczy zaskakujących wydarzeń po śmierci. Jest to prequel albo sequel do „First Five Minutes After Death” zespołu Coil. Śmierć okazuje się wcale niestrasznym przeżyciem – jest bardzo zaskakująca i trudna do objęcia dostępnymi nam narzędziami poznawczymi. Dlatego jest dziwna: człowiek siedzi i się dziwi, umierając.

B1 „Wężowe ruchy” są o wężowych ruchach jej ciała, o miłości. Jednak ta osoba, która się rusza, jest trochę jak jaszczurka i czasem umyka.

B2 „Cholewa” jest o młodym artyście Maćku Cholewie, którego olali lekarze, przez co kręgi zaczęły miażdżyć mu rdzeń kręgowy (rzadka mutacja genetyczna) i prawie umarł. Jednak później jeden lekarz – najlepszy neurochirurg – zoperował go. Maciek dlatego ma trochę fiksację na punkcie śmierci, chociaż wtedy się bał… ale i tak zgrywał kozaka.