Wystawa Bruce’a Gildena, „American Made”, prezentowana w Leica 6×7 Gallery Warszawa to próba konfrontacji widza z przedmieściami kraju, który już dawno ocknął się z amerykańskiego snu. Gilden, fotograf amator, sławę zyskał dzięki czarno-białym projektom ulicznym, jednak tym razem zabiera nas w kuriozalną podróż w kalejdoskopie fotografii cyfrowej. Jego wielkoformatowe, kolorowe portrety przypadkowo napotkanych ludzi, ściśnięte ze sobą w ograniczonej przestrzeni galeryjnej, składają się na mozaikę przerażających, a zarazem fascynujących postaci. Wykadrowane twarze doświadczonych przez życie modeli, rozciągnięte do blisko trzech metrów wysokości, patrzą widzowi prosto w oczy, odsłaniając przed nim różnorodność i jednostkowość amerykańskiego społeczeństwa. O koncepcji projektu „American Made” opowiada Rafał Łochowski, kurator wystawy.
Jaka idea przyświecała projektowi „American Made”?
Bruce Gilden, znany przede wszystkim z czarno-białych fotografii analogowych wykonywanych na ulicach Nowego Jorku, być może twórca współczesnej fotografii ulicznej, tym razem sięga po zupełnie inne media – po cyfrowy, średnioformatowy aparat kolorowy. Wykonuje przy tym projekt zdecydowanie niestreetowy, ale portretowy, który w jego opinii staje się kanwą do cyklu dokumentalnego, pokazującego kondycję współczesnej Ameryki.
Nie znajdziemy na tej wystawie ładnych obrazków ślicznych ludzi. Jest to cykl oparty przede wszystkich na portretach, ale uzupełniony przez zdjęcia martwych natur i pejzaży. Spotykamy w nim osoby pozornie brzydkie, chociaż ja powiedziałbym, że bardziej normalne. Takie, które żyją dookoła nas, ale których zwykle nie umieszczamy na okładkach czasopism czy w programach telewizyjnych. „American Made” to rodzaj historii o tym, że świat nie wygląda tak jak telewizyjny serial. Jest zupełnie inny, bywa brzydki i miewa różne oblicza.
Efekt wystawy potęgują nietypowe rozmiary prezentowanych forografii. Gilden robił portrety z bardzo bliska, od podbródka do szczytu głowy, natomiast same zdjęcia wykonano w hiperjakości – „nadostrości”, jak mawiają niektórzy fotografowie. Zostały one powiększone do mostrualnych rozmiarów – do wymiarów 2,70 na 1,80 metra. Prezentujemy największe obrazy, jakie można wyprodukować współczesnymi metodami w „jednym kawałku”, w jakości fotograficznej. Pozostają one silnie nasycone kolorami.
Ponadto te dwadzieścia zdjęć stanowiących trzon wystawy ściśnięto w przestrzeni wystawy, co wywołuje specyficzne wrażenie. Po wejściu na teren ekspozycji zostajemy otoczeni przez monstrualne postaci. Nie potrafimy na pierwszy rzut oka stwierdzić, czy są nastawione do nas wrogo, czy przyjaźnie. Czymś, co bardzo przykuwa nasz wzrok, są oczy, które znajdują się na poziomie naszych oczu. Wyglądają przepięknie. Mimo że ludzie na tych zdjęciach nie grzeszą urodą, to ich oczy naprawdę robią niesamowite wrażenie.
W jakich okolicznościach powstawały portrety prezentowane na wystawie?
Na „American Made” składa się wybór zdjęć wykonanych podczas targów stanowych, odpowiednika naszych wiejskich festynów, które są organizowane w centralnych i południowych stanach. Te wydarzenia mają jednak zupełnie inną skalę, ponieważ na takiej imprezie może pojawić się pół miliona ludzi. Nie są to wymuskani nowojorczycy ani wyluzowani mieszkańcy San Francisco, tylko zwyczajni ludzie z terenów wiejskich w Stanach Zjednoczonych.
Czy Gilden fotografował osoby przypadkowo spotkane na ulicy, czy też robił wcześniej research?
Nie robił researchu. Spotykał fotografowanych ludzi na miejscu, jednak na cykl „American Made” składają się nie tylko portrety. Fotografie zostały uzupełnione między innymi wykonanymi ad hoc zdjęciami żywności. Gilden opowiadał, że kupował produkty w jednym z baraków z fast foodami, układał na kartce papieru, na ziemi, a następnie fotografował.
Trochę śmieciowo wyglądają te prace. Prawdopodobnie równie dobrze Gilden mógłby znaleźć je gdzieś za lokalnym sklepem.
Tak, to prawda, ale myślę, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda.
Wydaje mi się, że widok jedzenia w pewien sposób odzwierciedla kondycję naszego społeczeństwa.
O tym właśnie jest ten cykl. Opowiada o tym, co zostało z amerykańskiego snu.
Gdzie wcześniej była prezentowana wystawa „American Made”?
„American Made” jest stosunkowo nową wystawą, w Leica 6×7 Gallery Warszawa ma miejsce dopiero jej trzecia światowa odsłona. Wcześniej wystawa była dwukrotnie pokazywana w Niemczech i nie wiem, czy zostanie kiedykolwiek zaprezentowana w Stanach Zjednoczonych.
Byłabym bardziej optymistyczna…
Zobaczymy, Amerykanie nie mają tak dużo dystansu do samych siebie. To nie jest, wbrew pozorom, takie oczywiste. Wystawie towarzyszy książka pod tytułem „Face”, w której znajdziemy również bardzo dużo portretów Brytyjczyków. Można powiedzieć, że wyglądają równie „pięknie”, co Amerykanie. Książka ilustruje projekt „American Made”, a dodatkowo zawiera uzupełnienie w postaci zdjęć wykonanych w innych częściach świata.
Na wystawie znajdziemy wyłącznie portrety Amerykanów?
Tak.
Czy pomysł na to, aby pokazać portrety Brytyjczyków i przedstawicieli innych nacji w koncepcji wielkoformatowych fotografii znalazł jakąś kontynuację w przestrzeni wystawienniczej?
Jeszcze nie. Mam nadzieję, że wkrótce to nastąpi. Wygląda na to, że Gilden, fascynat czarno-białego filmu w analogowym aparacie, zachłysnął się cyfrowym średnim formatem, a przy tym świetnie się bawi.
Leica 6×7 Gallery Warszawa stara się dwa razy do roku wystawiać mistrzów fotografii. Kogo jeszcze będziemy mogli zobaczyć w tym roku?
„American Made” to druga w tym roku wystawa zagranicznego artysty w Leica 6×7 Gallery Warszawa, potrwa do końca sierpnia. We wrześniu wracamy do polskich artystów. Pokażemy wystawę Wacława Wantucha z jego najnowszymi pracami, czyli fotografią aktu. Następnie będzie miała miejsce wystawa Ilony Szwarc – polskiej fotografki od lat mieszkającej w Stanach Zjednoczonych i zyskującej coraz większy rozgłos zarówno tam, jak i w Europie. Zaprezentujemy bardzo charakterystyczny dla niej projekt „Rodeo Girls”. Znowu będzie to coś amerykańskiego, ale tym razem w polskim wykonaniu. Natomiast w grudniu przedstawimy najnowszy projekt Piotra Zbierskiego – jednego z najzdolniejszych fotografów młodego pokolenia w Polsce.
Bruce Gilden, „American Made”
kurator: Rafał Łochowski
Warszawa, Leica 6×7 Gallery Warszawa
24.06. – 28.08.2016