Słowo to jest prawdopodobnie najczęściej wypowiadanym dziś na polskich ulicach i w polskich mediach. Nie zawsze jednak i nie dla wszystkich znaczy ono to samo. Dla organizatorów wystawy „DE-MO-KRA-CJA” w Galerii Labirynt w Lublinie skandowane w ostatnich miesiącach podczas demonstracji, stało się hasłem wywoławczym, „sprawdzam” dla środowiska związanego ze sztuką współczesną. Cytując Piotra Piotrowskiego, w zaproszeniu wydarzenia Waldemar Tatarczuk napisał: „Sztuka współczesna często nie chce wspierać władzy; wręcz przeciwnie: pragnie ujawniać jej opresyjne techniki. Dlatego też nierzadko sztuka pozostaje w konflikcie z władzą. Ta ostatnia ma jednak w wielu wypadkach związane ręce i jedyną bronią, jaka jej pozostaje, jest ignorancja. Ale też, niestety, często sięga ona po bardziej represyjne metody, czasami wręcz drastyczne”. Lubelska ekspozycja poświęcona jest więc nie tyle – czy też nie tylko – idei demokracji jako takiej, ile pomyślana została jako reakcja na konkretną sytuację. Wystawa i towarzysząca jej trzydniowa debata, na którą zaproszeni zostali artyści, kuratorzy, edukatorzy, pracownicy instytucji kultury i krytycy sztuki zaistniały w trybie przyspieszonym jako „wynik spontanicznej reakcji na zachodzące w kraju wydarzenia, wywołujące coraz poważniejsze konsekwencje również w sferze kultury i sztuki” (Tatarczuk). Powodowani niepokojem i niecierpliwością organizatorzy wydarzenia wezwali środowisko do dyskusji, wymiany myśli i prezentacji prac. Debata odbyła się zatem bez uprzednio wyznaczonego planu wystąpień, sama zaś wystawa nie jest projektem kuratorskim w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
Zaprezentowane prace to w większości dzieła z paru ostatnich lat, kilka powstało w bieżącym roku, ale nie zabrakło też prac starszych, klasycznych, dobrze znanych. Najbardziej wyraźny wątek ekspozycji dotyczy polskiego, i nie tylko, ruchu narodowościowego i pojawia się w pracach między innymi Jarosława Kozłowskiego, Grzegorza Kowalskiego, Rafała Jakubowicza, Katarzyny Kozyry, Karoliny Mełnickiej, Huberta Czerepoka, Marka Wasilewskiego. Kozłowski przypomniał widzom swoje „Standardy europejskie – wersję polską (reaktywację)” z 1999 roku. Na dwunastu makatkach wyhaftowano hasła głoszące różne wartości europejskie, wśród których znalazły się również hasła polskiej prawicy: „Polska dla Polaków” oraz „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Kowalski przysłał projekt „Oni” (2007), w którym wyraża strach i ostry sprzeciw wobec władzy uprzedmiotawiającej i zniewalającej człowieka. „Oni powiedzą Wam, jak głosować, powiedzą Ci, jak się nazywasz” – przestrzega artysta. Nowej jakości nabiera w kontekście wystawy praca Katarzyny Kozyry „Madonna z Regensburga” (2005) z cyklu „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością”. Wykorzystane przez artystkę w filmie motywy i symbole prowokują pytania o proces powstawania ideologii, które wykorzystują religijne i narodowe symbole jako nośniki władzy, o kreowanie masowych ruchów oraz indoktrynacje. Ze zdwojoną siłą powraca „Cień”, praca Jakubowicza sprzed dziewięciu lat, zrealizowana przy okazji projektu „Ulica Próżna”, prezentująca cień pomnika Romana Dmowskiego w Warszawie, który odsłonięto mimo licznych protestów. Znamienne, że na wystawie w Labiryncie praca znalazła się przy samym wejściu do sali ekspozycyjnej, tak że każdy wchodzący i wychodzący musiał przejść po tytułowym cieniu.
Podtekst narodowościowy i etniczny ma praca Joanny Rajkowskiej – swoisty komentarz mowy nienawiści. „You Jew, You Arab. Commentary on visualhate speech” powstał w 2010 roku dla jednego z wydań „Krytyki Politycznej”. Artystka zaprezentowała serię plakatów i rysunków antyżydowskich i antyislamskich. Te ostatnie przedstawiają karykatury „dzikich” wyznawców Allaha – przygłupich, brudnych i groźnych – które zadziwiająco bliskie są antysemickim plakatom propagandowym z początku XX wieku. Ten sam język, który w pierwszej połowie ubiegłego stulecia wzniecił nienawiść, doprowadzając do Holokaustu, dziś powraca w antyislamskim wydaniu. Zdawałoby się, że po tylu latach walki o to, by zbrodnie i błędy przeszłości się nie powtórzyły, pewne obrazy i słowa będą więzły w gardłach, jednak tak nie jest.
Te starsze prace korespondują na wystawie z najnowszymi projektami Huberta Czerepoka i Marka Wasilewskiego, którzy odnoszą się do narastającego w Europie i Polsce rasizmu. Czyżby te pierwsze miały stanowić swoistą przepowiednię? W wideo Wasilewskiego „Dwie” (2015–2016), prezentującej spokojny krajobraz, słychać odgłosy nacjonalistycznego marszu czy demonstracji, a w tle słaby głos zza kamery czyta tekst. Fragment eseju Jana Józefa Lipskiego „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy”, w którym autor postuluje otwartość i tolerancję, kontrastuje z krzykami w tle – nagraniem z ostatnich antyemigranckich demonstracji, przepełnionych mową nienawiści. Praca bardzo niepokojąca i pesymistyczna. Podobnie złowrogi wydźwięk ma projekt Czerepoka, „Defence” (2015), który powstał podczas pobytu artysty na rezydencji w Budapeszcie. Jest to cykl rysunków przedstawiających swoiste portrety umięśnionych mężczyzn z tatuażami zdradzającymi ich przekonania. Jak wskazuje Czerepok, rysunki prezentują członków najbardziej radykalnego odłamu Jobbiku, którego wzrastająca popularność od ponad dekady niepokoi Europę. Zaniepokojony obrotem sytuacji w kraju artysta spogląda na węgierskich narodowców, „chcąc zaobserwować przyszłość”.
W „Polskiej burce” (2013) Karolina Mełnicka odnosi się do kryzysu imigranckiego i antyislamskiej histerii, skupiając się na sytuacji ofiary. W filmie ubrana w biało-czerwony czador kobieta siedzi na pustym stadionie piłkarskim, w tle rozlegają się męskie okrzyki, wydawane zapewne przez pseudokibiców. Złowrogi hałas wobec obrazu samotnej kobiety, znajdującej się w obcym jej i wrogim otoczeniu, jest równie pesymistycznym jak u Wasilewskiego komentarzem do poglądów części polskiego społeczeństwa na temat europejskich wartości dotyczących otwartości i równouprawnienia, a także polityki obecnego rządu w sprawie uchodźców z Syrii. Kwestie poddania jednostki władzy i ideologii narodowościowej ukazane z perspektywy kobiety – kobiety-matki – przedstawiają prace Aleki Polis („Suka”, 2003/2004) i Moniki Mamzety („HEJ-HO”, 2006). W obu dziełach kobieta sprowadzona zostaje do podrzędnej wobec państwa jednostki: jej zadaniem jest rodzenie dzieci, przynoszenie na świat potomstwa ku chwale i potrzebie ojczyzny. „Marsz, marsz Dąbrowski z łona matki do Polski” – mówi napis z filmu Mamzety, na zdjęciach Polis natomiast widzimy młodą kobietę przedstawioną w konwencji Wilczycy kapitolińskiej. Ponadto obraz kobiety wpisany został w znaki Ehrenkreuz der Deutschen Mutter (Krzyż Honorowy Niemieckiej Matki) i Mat’ Gieroinia (Matka Bohaterka). W kontekście tych prac dudnić zaczyna w uszach protest Sawickiej, wyrażony w słowach „Nie chcę Waszej wolności, nie chcę Twojej wolności” (Bez tytułu, 2016).
Obok wątku obaw wywoływanych narodowościowymi tendencjami w społeczeństwach dzisiejszej Europy, w pracach prezentowanych w Labirynice obecny jest bardziej uniwersalny wątek demokracji jako takiej, z jej słabościami i wyzwaniami. O zagrożeniach demokracji, która często wykorzystywana jest w propagandzie jako przykrywka dla zgoła innych celów politycznych, mówi praca Janusza Bałdygi. „Miejsca znaczone” (2006) to podwyższone krzesło z narzuconą nań drabiną sznurową, które może wydaje się przenośnią mówiącą o walce o najważniejsze, dominujące miejsce, z jakiego widać wszystko. Motyw zabawy symbolem narodowym – flagą amerykańską – pojawia się natomiast w pracy Mirosława Bałki, „made in USA 1787” (2013), wideo będącym zapisem obrotu kolorowych szkiełek kalejdoskopu z motywem flagi. Pojawiający się i znikający obraz flagi w oku lornetki, wokół którego panuje ciemność, wywołuje mieszaninę zachwytu, niepewności i niedostępności, mirażu i iluzji. Anna Baumgart w pracy „§1000” (2014 ) konfrontuje widza z zagadnieniem wolności słowa, które jest podstawą demokracji i które niesie ze sobą wezwanie do tolerancji i dialogu, nie zawsze łatwego. W kluczowym momencie filmu, który ma charakterystyczną dla prac artystki złożoną i wielowątkową konstrukcję, padają słowa dotyczące sztuki współczesnej i wolności wypowiedzi: „Nikt nie może czuć, że ingerujecie w jego spokój. Przede wszystkim nikt nie może mieć złych snów z powodu czyjegoś prawa do wolności wypowiedzi” – mówi dyrektor więzienia, zakazując więźniom, byłym funkcjonariuszom SS, dokończenia sztuki, w której grają. Nawiązując do autorytarnych rządów nazistów i komunistów oraz ich propagandy, która zniekształcała rzeczywistość poprzez manipulację masami, Baumgart ukazuje wolność słowa jako wyzwanie dla dzisiejszej demokracji, wyzwanie najważniejsze i najbardziej podstawowe.
„Demosutra”(1994–2004) to kolejna praca broniąca wolności słowa jako podstawowego prawa każdego człowieka. Robert Rumas sfotografował na tle nieba dłonie układające się w bardziej lub mniej zrozumiałe gesty – erotyczne, wulgarne, błagalne, religijne. Zaciśnięte pięści i związane dłonie nabierają politycznego znaczenia, które ukierunkowuje nasze postrzeganie całego tego słownika ludzkich rąk. Ciekawy w tym kontekście jest projekt Małgorzaty Gurowskiej i Joanny Ruszczyk „Lokomotywa/IDEOLO” z 2015 roku. Artystki zaprezentowały pokaz slajdów ze swojej książki poświęconej politycznemu odczytaniu Juliana Tuwima. W przedstawionych na nich wagonach ze słynnej „Lokomotywy” zapakowany jest cały zachodni świat wraz z jego dobrami, problemami, grzechami, czarnymi skrzynkami, ideologiami. W kolejnych wagonach znajdują się ludzie, rzeczy, zwierzęta, geje, lesbijki, Żydzi, kibole, poukładane szeregi zwierząt do konsumpcji, zakonnice, dzieci… Grzeczny wierszyk dla dzieci kipi obrazkami, których odczytanie stanowi wezwanie do tolerancji. Z kolei w performansie „Lucha Libre” (2014) – czyli „wolnej walce”, profesjonalnym meksykańskim wrestlingu, którego charakterystycznym elementem są kolorowe maski noszone przez zawodników – Julia Kurek, ubrana w kolorową sukienkę i złotą maskę, próbowała przedostać się do pałacu prezydenta Meksyku. Ponieważ męski personel straży pilnującej tam porządku nie mógł (przynajmniej publicznie) dotknąć kobiety, artystce udało się przejść przez chroniące pałac barierki i dostać pod drzwi instytucji. Po pewnym czasie, wśród okrzyków publiczności żądającej jej uwolnienia, Kurek została usunięta siłą sprzed pałacu przez wezwane strażniczki. W ostatnim kadrze filmu artystka znika w tunelu metra. Performans odbył się dzień po uprowadzeniu w nieznanych okolicznościach 43 studentów protestujących przeciwko reformie edukacji, których spalone ciała odnaleziono później w masowym grobie.
Oglądając film Kurek, uświadamiamy sobie, jak krucha jest demokracja i że znajdujemy się (wciąż) w uprzywilejowanej sytuacji w porównaniu z niemalże 40% populacji świata, poddanych, jak podaje opracowywany co roku przez Economist Intelligence Unit raport, władzy reżimów.
Jak koszmar senny męczy wizja świata bez wolności, świata, w którym rządy absolutne sprawuje „On”, Wielki Brat. Równie paraliżującą wizję odnajdujemy w pracy „Demokracja niemowląt” (2014) Tomasza Kozaka. Zaprezentowany fragment powieści filozoficznej Kozaka „Poroseidy. Fenomenologia kultury trawersującej” jest przejmującym, perwersyjnym obrazem uporządkowanego odgórnie świata, bezdusznej przyszłości, w której produkuje się ludzi i myśli. Czy to tylko czarne SF? Czy te obrazy nie są nam jakoś znane? Tekst artysty poraża jak piorunujący drink z posmakiem Orwella, Kafki, Gombrowicza. Na tej samej ścianie co praca Kozaka, po jej przeciwnej stronie, znalazł miejsce „PATOS 2016” (2016) Maurycego Gomulickiego, ilustracja do powieści Kozaka. Królujący „Kutas Niezłomny” to pięknie oszlifowany diament, gloryfikacja logosu, porządku, majestatu patriarchy, królewskie insygnium – tym solidniejsze i bardziej wyrafinowane, że kontrastujące bielą na czarnym tle, gdzie błysk i zmysłowość materiału charakterystyczne dla artysty zastępuje „piękno i elegancja” kompozycji, siła estetyki niepodzielna jak władza.
Specjalnie na wystawę w Labiryncie powstały prace Waldemara Tatarczuka i Joanny Rajkowskiej. Tatarczuk w pracy „Z tych liter możesz ułożyć wszystko” odniósł się bezpośrednio do sytuacji politycznej w kraju – z liter ze „Scrabble” ułożył hasło „dobra zmiana”, a resztę klocków pozostawił w zawiązanym na supeł woreczku, uniemożliwiając ich wyjęcie. W ten sposób zwiedzający mogli tworzyć własne permutacje, jednak wyłącznie z zestawu liter zaproponowanego przez artystę, który sugeruje w ten sposób ułudę wolności, istnienie ograniczeń maskowanych nośnymi hasłami. Rajkowska natomiast przygotowała „4 lampy wczesnego ostrzegania”, składające się z lamp błyskających rytmicznie czerwonym światłem. Podczas otwarcia wystawy artyści stanęli na tle tej pracy, a za ich plecami, na tle czarnych ścian galerii, czerwone „koguty” bezgłośnie informowały o „stanie podwyższonej uwagi”.
W Labiryncie pojawiło się też kilka ciekawych projektów, które w nieco inny sposób podchodziły do tematu demokracji, a jednocześnie nie wyrażały sprzeciwu i złości, mając na uwadze wspólne działanie i alternatywne pomysły na skostniałe reguły. Slavs and Tatars wezwali publiczność do solidarności pod hasłem „Za waszą i naszą wolność” (2013). Słynne hasło przypisywane Joachimowi Lelewelowi, zapisane w językach polskim, rosyjskim i arabskim, umieszczone zostało na tle krzyża, co nadało pracy charakter sztandaru podobnego do tego ze Zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Szalona Galeria (w składzie Agnieszka Polska, Janek Simon, Jakub de Barbaro, przy współpracy Katarzyny Przezwańskiej) przedstawiła makietę odnoszącą się do ich projektu upowszechniania sztuki współczesnej na polskiej wsi jako alternatywy dla scentralizowanych instytucji kultury i w celu umożliwienia dostępu do niej oraz wyrównywaniu luk w edukacji kulturalnej. „Generator pomnika do przestrzeni publicznej idealnego państwa” (2015) Karoliny Mełnickiej i Stacha Szumowskiego to fragment większego projektu „Nomadic State”. Artyści, w odpowiedzi na od dawna toczący się dyskurs związany ze wznoszeniem pomników historycznych i upamiętniających, zaproponowali nietrwały pomnik o „formie otwartej”. Na głośniku mównicy umieścili ciecz nienewtonowską (czyli mąkę ziemniaczaną z wodą), która pod wpływem drgań podrygiwała, zmieniając swój kształt. W ten sposób powstawał tymczasowy pomnik przemawiającego. Artur Żmijewski, Julia Petelska i Gaja Wasilewska przygotowali zaś zestaw 19 tablic-transparentów (Bez tytułu, 2016) z pozytywnymi hasłami i spontanicznymi malunkami – domagają się tak „banalnych” rzeczy, jak miłość, niebo, deszcz, słońce… Ten ożywczy wątek dodał wystawie siły, niwelując strach i pesymizm większości prac. Artyści odeszli tu od krytyki i „dekonstrukcji”, idąc w kierunku Utopii (Szumski, Mełnicka) i pozytywnego działania. Przy tej okazji wspomnieć można pracę „Kamienie wyborcze” (2016) Joanny Borkowskiej, która zaproponowała swoisty performans partycypacyjny. Artystka poprosiła uczestników debaty i gości wernisażu o napisanie na kartce życzenia dotyczącego ustroju państwowego w Polsce, a następnie przykrycie tej kartki kamieniem (nawiązanie do ateńskiej tradycji kamieni wyborczych). Efektem działania jest seria lapidarnych wypowiedzi, w zasadzie haseł, mniej lub bardziej poważnie potraktowanych przez uczestników.
Orzeźwiające, jak kubeł zimnej wody w gorący dzień, są prace Karoliny Breguły, która z właściwym sobie poczuciem humoru i absurdu zareagowała na wezwanie Labiryntu, przesyłając dwie znakomicie współgrające ze sobą prace. „Instrumenty od robienia hałasu” to projekt rozwijany przez artystkę od początku bieżącego roku: pozostałości z wystaw prezentowanych w galeriach i muzeach, rzeczy znalezione w pracowniach artystycznych, które każdy może wypożyczyć na demonstrację, oraz film „Zupa” (2014) – satyra na środowisko artystyczne. Artyści i artystki planują w nim w ukryciu rewolucję, podczas gdy jej odgłosy dobiegają zza ściany). Umawiają się na demonstracje, ale ich rozmowa rozmywa się w kolejnych absurdalnych dygresjach. Mury runą bez ich udziału, a może i ku ich przerażeniu, bo będą musieli skonfrontować się z rzeczywistością. Artyści są przestraszeni, opieszali i nieprzygotowani do jakiegokolwiek konkretnego działania. Na ile ta wizja środowiska twórczego jest prawdziwa, pozostawmy ocenie czytelników.
Wystawa w Labiryncie, choć powstała spontanicznie w geście solidarności, nie razi przypadkowością i jest w miarę klarowna. Ma sporo interesujących wątków, jednak wymaga od widza uwagi i czasu. Dobrze się więc składa, że znalazło się na niej parę energetycznych prac, dających przestrzeń dla oddechu, ale nie neutralizujących tych obarczonych ciężarem lęku. Zorganizowana ad hoc, z potrzeby chwili, czasu, kiedy z dużą siłą ujawnia się kryzys demokracji w Polsce, lubelska wystawa to przede wszystkim wyraz sprzeciwu przeciwko przemocy i nienawiści oraz troski o wolność słowa. Ekspozycja w Labiryncie jednocześnie oddaje lęki i strach związane ze świadomością kruchości budowanych przez lata wartości oraz demokracji, dla której i tak należy w Polsce jeszcze dużo zrobić. To w końcu też stanowczy apel o solidarność.
„DE-MO-KRA-CJA”, wystawa i debata
20.05.–10.07.2016
Lublin, Galera Labirynt