„Nie można zabić smoka, bo ten, kto go zabije, sam staje się smokiem” – mówiła w radiowej rozmowie Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz, autorka książki „Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje”. Tytuł i jego uzasadnienie, zaczerpnięte z dalekowschodniej refleksji, to wiązka treści, którą w swoich reportażach rozwija Moskalewicz. Od pierwszego tekstu czytelność metafory poraża oczywistością, jednak stawką książki nie jest piętrzenie tajemnicy czy konstruowanie zagadkowych znaczeń tytułu. Hasło „zabić smoka” staje się oczywiste, lecz to właśnie wzmacnia jego status. Dzisiejsza Ukraina nie zabije smoka, a pomarańczowa rewolucja i późniejsza rewolucja godności (czyli wydarzenia z Euromajdanu), określane jako wolnościowe zrywy, podtrzymują go przy życiu, zmieniając jedynie jego fasadowe wizerunki.
Retoryka zrywu wolności, tak operacyjna medialnie, przykuwa uwagę na chwilę i do konkretnego momentu, wpisując działanie w wymiar wyjątkowości i jednostkowości. Historie zebrane przez Moskalewicz, głosy jej bohaterów przemawiają raczej w języku trwania, cykliczności i niezmienności mechanizmów determinowanych przez systemową władzę. Historia Bohdana Chmielnickiego, bohatera pierwszego tekstu, zbiega się z rewolucyjnym karnawałem 2005 roku. Juszczenko ogłasza zwycięstwo wolności nad tyranią, Chmielnicki przypina do samochodu pomarańczową wstążkę, jednak wątpi, by rewolucja mogła mieć wpływ na jego życie. „Ani myślał o państwie – sądził, że z wzajemnością”. Jego pojedyncze życie jednak staje się elementem przerażającego namysłu milicji – Bohdan zostaje zmuszony do podpisania zeznań o popełnieniu przestępstwa, którego się nie dopuścił. W efekcie tej wymuszonej zgody i sprawnego aparatu represji, wzmocnionego przez nowego prezydenta (tego, który po stu dniach rządów z dumą deklarował: „Nie zdradziliśmy ani jednego hasła pomarańczowej rewolucji”), Chmielnicki znalazł się w więzieniu, a jego walka o sprawiedliwość przypomniała o uniwersalnych prawach człowieka, które przepadły gdzieś w płynnym przejściu między fetowaniem wolności a jej niezauważalnym zawężaniem. Opowieść o losach Bohdana Chmielnickiego to studium przywracania uważności, a jego precyzyjnie opowiedziany przypadek tym dosadniej ukazuje, jak bardzo trudną sztuką jest uwaga w systemie, który tak umiejętnie ją odwraca.
Historia o Chmielnickim otwierająca zbiór jest zarysowana w sposób wyrazisty, nie pozostawiający wątpliwości. To czytelna figura niesprawiedliwości systemowych i abstrakcyjnego, choć dotkliwie realnego działania aparatu represji. Jednak autorka nie poprzestaje wyłącznie na takich bohaterach. Kolejne teksty zaludniają postaci znacznie bardziej problematyzujące relacje jednostki i władzy, nie tylko zinstytucjonalizowanej. W tle trwa stopniowo wygaszający się karnawał rewolucji, jeszcze wybrzmiewają walczące hasła, a bohaterowie już zaczynają się orientować, że nie mogą nigdzie uciec, bo wszędzie jest Ukraina.
Andrij jest ukraińskim polittechnologiem – specem od politycznego wizerunku, „wielkim manipulatorem elektoratu”. Z jego opowieści wybrzmiewa świadomość parszywości swojej pracy, realizowanej przez tworzenie zbiorowych iluzji. Płatne demonstracje, chłodne kalkulacje (najmowanie bezdomnych, stanowiących najtańszą siłę) i masowe oszustwo to „niewdzięczny biznes”, jednak kulisy pracy polittechnologa zdradzają nieprzejrzystość struktur rzeczywistości. Jego praca zamazuje kontury wartości, kwestionuje moralność. Andrij najpierw nie opuszczał Majdanu, później jednak, gdy „wczorajsi idealiści rzucili się do zarabiania pieniędzy”, dał się podkupić ludziom Janukowycza. Czy zdradził ideały? Kwiatkowska-Moskalewicz wskazuje, że stawiania takich pytań nie przystaje do tak niejednoznacznego świata. Kreśląc jego wielowymiarowość, autorka pozwala w swojej książce przemówić wielu, także tym, którzy w kluczowych momentach przemian stali „po złej stronie mocy”. „A co my takiego zrobiliśmy? Wykonywaliśmy rozkazy prawomocnych władz, broniliśmy państwa i konstytucji” – mówi berkutowiec opowiadający o swoim zaangażowaniu.
To wyznanie powraca w różnych opowieściach. Karykaturalność i wynaturzenia państwa jako struktury systemowej przenoszą się na jednostkowe patologie. W marcu 2012 roku w małym mieście znaleziona zostaje spalona, a wcześniej zgwałcona dziewczyna, Oksana Makar. Ten moment Moskalewicz poprzedza sprawozdawczym wyliczeniem innych zabójstw, które następowały w kolejnych miesiącach i w różnych miejscach Ukrainy. Nie chodzi jednak o początek kryminalnego spisku, a o wskazanie skali ludzkich tragedii, które wydarzają się niemal codziennie, lecz tylko niektóre z nich zyskują medialną oprawę na tyle silną, że przedostają się do zbiorowej pamięci. Autorka pokazuje, jak konstruowane są medialne doniesienia i jak w efekcie tych konstrukcji manipuluje się ofiarami, zabójcami i wszystkimi, którzy zostają wciągnięci w przekaz. Historia Oksany Makar nie pozwala na wydawanie jednoznacznych wyroków, odsłania także, jak bardzo niestabilną kategorią jest współczucie, uzależnione od pozaemocjonalnych, sterowanych czynników, które mają moc wyprodukowania zarówno ofiary, jak i zbrodniarza, zależnie od potrzeb i celów.
„Zabić smoka” napisała reporterka, która wskazując na strategie produkowania sensacji, jest ich doskonale świadoma. W konstrukcji swoich bohaterów nie epatuje dramatyzmem, który tak łatwo przecież mógłby przemielić jednostki w masę skrzywdzonych obywateli Ukrainy. Nie romantyzuje cierpienia i biedy, o co niezwykle łatwo, gdy sięga się po historie wykluczonych. Zamiast tego podsuwa czytelnikom mocne, wyraziste postaci, które zarówno przeklinają system, jak i niebezpiecznie z nim flirtują. Wyzyskują i dają się wyzyskiwać. Są ofiarami, ale bywają też sprawcami. „Zbiorowa agresja, złość i frustracja kumulują się od lat i raz po raz wybuchają okrutną zbrodnią. Bo w swoim kraju nic nie znaczymy, bo władze robią z nami, co chcą, bo prawo pięści jest jedyną zasadą. Aż strach pomyśleć, czym się to wszystko skończy”. Czy to na pewno jest książka tylko o Ukrainie?
Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz, „Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2016