W 2011 roku wydawnictwo Czarne opublikowało rozmowę Przemysława Kunisza z Tadeuszem Konwickim – „W pośpiechu” – przez wielu uznaną za „najsłabszy z książkowych wywiadów z Mistrzem”; za przeprowadzoną właśnie w pośpiechu i bez wyraźnego przygotowania ze strony pytającego. Abstrahując od tej oceny, z pewnością to, co zaznaczyło się w rozmowie z Konwickim, to jego oczekiwanie na śmierć jako naturalną dla starego, schorowanego człowieka kodę intensywnie doświadczanego życia. Oczekiwanie to zostało spełnione 7 stycznia 2015 roku i – jak często bywa w wypadku śmierci wielkich twórców – zainicjowało szereg wypowiedzi, różnymi językami komentujących nie tylko fakt odejścia, lecz również uznane za ważne momenty z życia pisarza, a także jego twórczość. Audycje radiowe, teksty w magazynach popularnych i tych bardziej wyspecjalizowanych, wywiady z przyjaciółmi, krytykami i badaczami oraz wznowienia literatury Konwickiego to reakcje na wydarzenie śmierci i zarazem (przynajmniej w niektórych przypadkach) próby poradzenia sobie z jego nieodwracalnością i wyrwą, którą uczyniło ono w polskim życiu kulturalnym. Jedną z takich reakcji jest drugie wydanie „Pamiętam, że było gorąco” – rozmowy z Konwickim, którą przeprowadzili Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba, a którą wydawnictwo Czarne wznowiło w kwietniu tego roku. Dlaczego po trzynastu latach od pierwszego wydania nadal dobrze jest sięgnąć po rozmowy o „filmie i okolicach”? Powodów jest przynajmniej kilka.
Śmierć Konwickiego media odnotowały ze spodziewaną szybkością i ogromem dowodów pamięci. W grudniu 2014 roku zmarł także Jan Laskowski, operator filmów Konwickiego, pracujący z nim przy „Ostatnim dniu lata”, filmie, który rozpoczął nową falę w polskim kinie. W „Pamiętam, że było gorąco” Konwicki, pytany o realizację swojego reżyserskiego debiutu, wskazał na geniusz Laskowskiego jako źródło swojej siły. Operator wykonywał ujęcia z ręki, za które wówczas, pod koniec lat 50., „można było zostać rozstrzelanym przez fachowców filmowych”, nauczył też samego reżysera, jak być mistrzem oświetlenia, a całe przedsięwzięcie przypłacił zapaleniem płuc. Wybitny autor zdjęć był jedną z tych postaci, które – jak przyznawał sam Konwicki – stały za jego sukcesami i nie traktowały go „jak kurczaka”. Skąd to porównanie? Wyjaśnia je sam autor „Kompleksu polskiego, jak to w rozmowie o kinie przystało, poprzez odwołanie do ulubionego bohatera filmowego, Charliego Chaplina. „Weźmy na przykład «Gorączkę złota». Tam w małej chatce wśród śniegów są grubas-potwór i Chaplin. Grubas z głodu zaczyna mieć przywidzenia. Chaplin wydaje mu się kurczakiem. Ja bardzo często mam wrażenie, że ludzie widzą we mnie kurczaka, którego można pożreć. Ktoś patrzy na mnie i zaraz myśl «Jak ja mogę na tym facecie zarobić? Jak wykorzystać tę okazję?»”. Jest w tych słowach coś osobliwie proroczego, co uzupełnia Konwicki w zakończeniu rozmowy, którą puentuje, przewidując, że „nabija nakład” książki, w której unika oszczerstw, obelg i donosów na bliźnich, zamiast nich wybierając pochlebne opowieści. W pewnym sensie „Pamiętam, że było gorąco” to szczególna kreacja Konwickiego, w której świadomie czyni z siebie Chaplinowskiego kurczaka, podsuwając czytelnikom takie obrazy, jakie świetnie nadają się do pośmiertnych laudacji opisanych w niej postaci.
W recenzjach pierwszego wydania tej panoramicznej rozmowy o kinie podkreślano przede wszystkim jej walor poznawczy – opis polskiego środowiska kinowego, jego towarzyskich niuansów i historycznych zależności; tajniki reżyserskiego warsztatu i trudne zmagania z dziejącą się i często ograniczającą historią polityczną. Te wszystkie, dobrze już rozpoznane elementy są niewątpliwymi atutami rozmowy przeprowadzonej przez parę dziennikarzy. Jednak po tylu latach warto zwrócić uwagę także na pewne strategie, niekoniecznie mocno wyeksponowane w odpowiedziach Konwickiego. Wspominając swoje zainteresowanie pisarstwem Różewicza (zmarłego na rok przed drugim wydaniem książki), pisarz i reżyser wyznaje swoje twórcze credo, którym jest przekonanie, że słyszymy zawsze tylko część rzeczywistości, bo „przecież każdy widzi świat inaczej”. To truizm, ocierający się nawet o banał. Jednakże w kontekście wszystkich działań, podejmowanych po śmierci wielkich twórców celem ich upamiętnienia, kiedy wskutek ich intensywności wszyscy nagle stają się czytelnikami Różewicza czy Konwickiego (by wspomnieć tylko tych obecnych w „Pamiętam, że było gorąco”), truizm ten ma niezwykle oczyszczającą moc. Bo jeśli wziąć to stwierdzenie na poważnie, to być może wówczas ponure wrażenie Konwickiego, wywołane Chaplinowską kreacją, zostanie odsunięte. I choć autor „Małej apokalipsy” w rozmowie z Katarzyną Bielas i Jackiem Szczerbą świadomie wciela się w postać kurczaka, którego można pożreć, to warto w tym pożeraniu mieć świadomość, że zawsze jest to tylko część rzeczywistości. I w tym kontekście „Pamiętam, że było gorąco” to lektura tym bardziej potrzebna po śmierci twórcy tak świadomego i krytycznego wobec swojej obecności w kulturowym obiegu.
Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba, „Pamiętam, że było gorąco. Rozmowa z Tadeuszem Konwickim”
Czarne
Wołowiec 2015