Archiwum
19.05.2015

Cicha klęska

Piotr Dobrowolski
Teatr

„Gdziekolwiek jesteś, jesteś w Kaliszmarze”, mówią aktorzy z kaliskiej Sceny Kameralnej. Twórczynie „Klęsk w dziejach miasta” miały dobry pomysł i ciekawe założenia. Jednak w przedstawieniu, zaplanowanym jako dźwiękowy portret cichego miasta nad Prosną, coś nie zagrało. Kolejna klęska. Kaliszmar trzyma się mocno.

Weronika Szczawińska, zarówno jako reżyserka, jak i dramaturżka (sama konsekwentnie stosuje żeńskie końcówki), tworzy teatr intelektualny, zaangażowany i krytyczny. Nawiązuje przy tym do różnych dziedzin współczesnej humanistyki. Jej twórczość staje się środkiem wyrazu indywidualnych opinii, często zbieżnych z koncepcjami społecznymi nowoczesnej lewicy. Wykorzystując medium teatralne, ale także pisząc i wypowiadając się, artystka uczestniczy w aktualnych dyskursach społecznych. Czasem używa popularnych haseł i pojęć wprost, częściej jednak wprowadza je z użyciem metaforycznych masek, jak w przypadku spektaklu „Źle ma się kraj”, inspirowanego politycznym esejem Tony’ego Judta. W znakomitej scenografii i w ciekawych kostiumach pojawiały się w nim postacie takie, jak Kredyt Bankowy czy Strzeżone Osiedle. Jej głos brzmi mocno, bo wyrażając własne poglądy, nie pozostaje bezstronna. Spektakle Szczawińskiej łączą formalną innowacyjność ze zdecydowanym przekazem i ciekawą formą estetyczną. Nawet inspirując się konkretnymi, znanymi powszechnie tekstami kultury, konsekwentnie dekonstruuje ich utrwalone, pierwotne sensy i znaczenia.

Kiedy przed niemal rokiem Weronika Szczawińska obejmowała stanowisko kierowniczki artystycznej Teatru imienia Wojciecha Bogusławskiego, zapowiadała, że kształtując repertuar tej sceny, skoncentruje się na sprawach bliskich mieszkańcom Kalisza. Chciała mówić do nich i o nich, proponować dyskusję o aktualnych problemach miasta, ale i przypominać to, co zapomniane albo przemilczane. Przygotowując razem z Agnieszką Jakimiak projekt artystyczny w mieście nad Prosną, tylko pozornie pozostała wierna tym założeniom. „Klęski w dziejach miasta” pomyślane zostały jako rodzaj fantastycznej opowieści podróżniczej o czterech miastach, których wizja tworzy obraz jednego organizmu, łatwo rozpoznawalnego jako Kalisz. W przedstawieniu tym trudno jednak znaleźć nawiązania do jego codzienności. Reżyserka wskazywała najważniejsze inspiracje, które wyznaczały kierunek jej pracy. Były wśród nich dwie książki: „Niewidzialne miasta” Italo Calvino i „Klęski w dziejach miasta Kalisza” Władysława Kościelniaka, a także koncepcja krajobrazu miasta widzianego przez pryzmat jego audiosfery. Ogólne założenia narracyjne spektaklu oparte zostały na opowieści o podróżniczych doświadczeniach, w których fakty mieszają się z wyobrażeniami mówiącej o nich osoby, podobnie jak w prozie Calvino. Historyczna książka Kościelniaka dostarczyła – widzianych właśnie z perspektywy tytułowych klęsk – informacji faktograficznych na temat przeszłości Kalisza, który w ciągu dwóch tysiącleci istnienia zdążył doświadczyć przeróżnych katastrof. Wreszcie dźwiękowa percepcja przestrzeni, temat pojawiający się w eseistyce i twórczości wielu artystów (np. Pawilon Polski Katarzyny Krakowiak na weneckim Biennale Architektury w 2013 roku), któremu podporządkowane zostały sceniczne działania aktorów i dźwiękowa scenografia.

W foyer Sceny Kameralnej kaliskiego teatru słychać wzmocnione dźwięki przypominające głosy widzów gromadzących się piętro niżej, przed wejściem od teatru. Kiedy publiczność zasiada na widowni, z głośników umieszczonych i tam dobiegają już tylko zwykłe odgłosy ulicy, głównie warkot silników aut jadących ulicą Częstochowską. W przestrzeni scenicznej znajdują się metalowe konstrukcje. Jedna z nich przypomina miedziane rusztowanie z rozpiętymi – niczym w harfie – ośmioma strunami i wiszącym obok gongiem. Zainstalowano także sporych rozmiarów konstrukcję z powyginanych rur. To niecodzienne instrumenty, które użyte zostaną w trakcie spektaklu. Aktorzy wydobywać będą z nich dźwięki, nierzadko posiłkując się wbudowaną w nie elektroniką. Niestety czasem będzie to wyglądało, jakby tylko markowali ich wykorzystanie, co nie sprzyja realizacji ciekawego pomysłu polegającego na wytwarzaniu w trakcie widowiska dźwiękowej aury, która mogłaby muzycznie prowadzić jego całość.

W tej scenerii pojawiają się aktorzy. Marcin Trzęsowski, w białym garniturze pokrytym czarną kratą niczym siatką współrzędnych, to postać Wielkiego Architekta Van Dera. Wymienia nazwy najsłynniejszych budynków współczesnego świata i nazwy miast, w których się znajdują: nowojorskie Flatiron i Empire State Building, Petronas Twin Towers w Kuala Lumpur, Opera w Sydney. W przedziwnym tańcu wykonuje on ruchy, które mają oddawać charakter każdej z tych budowli. Zza kulis, poruszając się jak kot, wyłania się Natasza Aleksandrowitch. Gra rolę Marco Polo: obcego, który jako obserwator z zewnątrz może się okazać znakomitym komentatorem przedstawionej sytuacji, odpowiadając równocześnie za jej tworzenie. Odmienność tej postaci podkreśla jej – znacznie różniący się od kostiumów innych wykonawców – obcisły, cielesny trykot usiany kolorowymi cekinami. Marco Polo przejmuje funkcję narratora opowieści, tłumacząc punkt wyjścia, w którym właśnie się znajdujemy: „Wielki Architekt Van Deer wymyślił plany dla wszystkich miast”; wśród nich brak jednak tego, którego realizacja prowadzi do klęski. Marco Polo zaś zapamiętał właśnie to miasto, które wielokrotnie upada i wielokrotnie rozkwita. To, o którym powiadano, że jest najstarszym z miast. To pierwsze z serii aluzyjnych nawiązań do Kalisza, które w czasie spektaklu szczególnie wyraźnie wybrzmią w nazwach czterech miast, opisywanych przez spersonifikowane klęski. Pozostała czwórka aktorów tego spektaklu wciela się bowiem w Epidemię, Wichurę, Pożar i Plagę, które przejmują kontrolę nad portretowanymi kolejno Kalecholią, Kadaliszem, Kalimbasem i Kaliszmarem. To wcielenia Kalisza, który przez wieki doświadczał „wieży spalenia”, „biegunki epidemii”, „morowego powietrza”, szarańczy, powodzi, huraganu i wielu innych klęsk. Nie widać nadziei na zmianę. Przezwyciężenie fatum wydaje się niemożliwe.

Teoretyczne założenia twórczyń „Klęsk w dziejach miasta” brzmiały całkiem obiecująco. Efekt pracy zespołu realizatorów okazał się niestety znacznie słabszy, niż można się było spodziewać zarówno po wstępnych zapowiedziach, jak i po wcześniejszych dokonaniach reżyserskich Szczawińskiej i Jakimiak. Winę za (kolejną w dziejach miasta Kalisza) klęskę spektaklu ponosi przede wszystkim słaba synchronizacja dźwięku i ruchu, niedokładność w grze aktorów, mała różnorodność stylu prezentacji poszczególnych scen i – co wobec planów twórców najbardziej bolesne – ich słaba, nie pozostawiająca dobrego wrażenia instrumentacja i udźwiękowienie. Najlepiej prezentuje się efekt pracy – występującej gościnnie na kaliskiej scenie, często pojawiającej się w spektaklach Szczawińskiej – Nataszy Aleksandrowitch. Jej zdyscyplinowany, wypracowany ruch jest zgodny z założeniami nierealistycznej gry. Dźwięki, które aktorka wydobywa czasem ze strunowego instrumentu, tworzą najwyraźniejszy rytm, który – choć rzadko i jedynie chwilami – prowadzi całość scenicznych działań. Dominuje jednak dźwiękowy chaos i kakofonia, powtarzane słowa przeplatane są szeregiem szeptów i cmoknięć. Nie tworzą one przekonującej i spójnej dźwiękowej wizji, mijając się z podstawowym założeniem spektaklu. Skoro jesteśmy w Kaliszmarze, pozostaje nam tylko rozpamiętywanie jego klęsk.

Agnieszka Jakimiak, „Klęski w dziejach miasta”
reżyseria: Weronika Szczawińska
muzyka: Krzysztof Kaliski
projektowanie dźwięku: Maciej Szymborski
kostiumy: Dagny Szwed
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu
premiera: 25.04.2015

alt