„Dzień dobry państwu. Witam w programie . Moim dzisiejszym gościem jest pan Piotr, który jest nieszczęśliwy dlatego, że jest bardzo dobrym człowiekiem. Ze swojej pensji utrzymuje żonę i jej dwóch kochanków” – w ten sposób prowadząca talk show rozpoczyna swój kuriozalny program. W ten sposób zaczyna się film krótkometrażowy Grzegorza Jaroszuka pod tytułem „Opowieści z chłodni”.
Następnie głos zabiera pan Piotr (Michał Jarmicki): „Robię to, bo rozumiem moją żonę. Zdradzałbym siebie, gdybym był swoim mężem i zdradzałbym Ryszarda, pierwszego kochanka mojej żony, ponieważ jest naprawdę bez sensu i dlatego go lubię”. Do tego groteskowego świata telewizyjnych programów o „sprawach ważnych i ważniejszych” oraz hipermarketów, w których pracują bezimienni pracownicy, Jaroszuk wprowadził parę bohaterów – tych najgorzej pracujących. Dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo w chłodni, ale zapomniała o drugich drzwiach, chłopaka nikt nie kojarzy i nie rozpoznaje. Błąkają się, żeby jakoś tam przetrwać do momentu, w którym ich szef nie zmusi ich do wybrania sobie wreszcie jakiegoś celu w życiu.
Ten absurdalny, monotonny światek, w którym dominuje mechanizm powtarzania jest również filmową przestrzenią „Kebaba i Horoskopu”. Jaroszuk konsekwentnie wybiera przestrzenie uznawane za „codzienne”, czyli nudne i niepotrzebne. Tworzy z nich coś w rodzaju zamkniętego akwarium. Wpuszcza do nich kilku bohaterów i bezustannie podgląda ich, na pierwszy rzut oka, nic nieznaczące zachowania. „Opowieści z chłodni” i „Kebab i Horoskop” można oglądać jak serię. Po ostatniej scenie pojawia się ochota na kolejną dawkę.
Bezimienne postacie w „Kebabie” otrzymują pseudonimy. Kebab (Bartłomiej Topa) pracował „w kebabie”. Horoskop (Piotr Żurawski) pisał horoskopy w szmatławej gazetce. Nagle postanowili założyć firmę specjalizującą się w ratowaniu podupadających interesów. Takich dwóch „mędrców od marketingu”, którzy chcą walczyć z kryzysem. Uzbrojeni w nowomowę z charakterystycznym rysem ekonomicznym wkraczają do sklepu z dywanami, aby przekonać właściciela i innych pracowników, że sukces w biznesie to stan umysłu. Ich poważne monologi o zyskach, stratach i strategiach promocyjnych nie wywołują strachu. Wręcz przeciwnie, panowie są przecież profesjonalni, a profesjonaliści nigdy nie ponoszą fiaska. Areną ich walki jest sklep z dywanami – miejsce kompletnie niepotrzebne, z towarami, które odstraszają po kilku sekundach. Niby wszystko jest miękkie i miłe w dotyku, ale jakoś trudno tam wejść i cokolwiek wybrać. Na dodatek obsługa nie walczy o klienta, a szef nie ma na nic wpływu. Wraz z pojawieniem się speców od marketingu, ćwiczenia w osiąganiu sukcesu będą należały do obowiązków wszystkich pracowników.
Sklep z dywanami opuszczamy czasem wraz z jego pracownikami by wkroczyć w ich życie prywatne. Stażystka (Justyna Wasilewska), której mama postanawia odnaleźć swoją wielką miłość (Danuta Kolak); szef (Andrzej Zieliński) – utrzymanek swojej eleganckiej żony; dawny kibic (Tomasz Schuchardt), który nie umie sobie znaleźć miejsca w swoim krótkim małżeństwie. Wszyscy oni spotykają się w sklepie i bez energii poszukują rozwiązań swoich życiowych kłopotów. Kurs marketingowców próbują momentami dopasować do własnych biografii, zdarza im się uwierzyć w coś, co w końcu staje się niemożliwe, albo po prostu źle ulokować uczucia, bo przecież ryzyko finansowej porażki czasami bywa ogromne. Ich światy luźno się przenikają i tylko co jakiś czas przestrzeń tych wzajemnych relacji kontruje zimny obrazek betonowej architektury – studium miejskiej szarości, z którą czasem po prostu nie ma sensu walczyć.
Filmy Jaroszuka analizuje się, szukając powiązań z kinem skandynawskim, ewentualnie z kinem czeskim. Trudno nie zwrócić uwagi na inspiracje filmami Roya Andersona. „Kebab i Horoskop” to przecież konsekwentna próba odkrycia dróg ucieczki z monotonnej sekwencji powtórzeń. Nieoczywistych rozwiązań poszukuje nie tylko sam reżyser, ale także jego bohaterowie. Nierzadko mają odwagę, żeby w swoim przyzwyczajeniu jednak zerwać z codziennością i spróbować zaryzykować. Ich działania to nie są wielkie gesty, uroczyste ślubowania i tragedie-punkty zwrotne w historii. Wszystko dzieje się tu na pierwszy rzut oka poza sferą emocji – mechanicznie, a tak naprawdę każdy gest i każde zdanie od pewnego momentu wywracają ten spokojny, szarobury świat do góry nogami. Misja specjalistów, kontratakujących kryzys ekspertów w pewnym momencie dobiega końca. Podobnie zresztą jak poszczególne przygody, relacje i zobowiązania. Efekt końcowy przypomina burzę w szklance wody, która nie ma nic wspólnego z tragedią, ale o której naprawdę trudno zapomnieć.
Absurdalna, pozornie pozbawiona emocji narracja Jaroszuka nie wciągałaby i nie uwodziła widowni, gdyby nie genialna obsada aktorska „Kebaba i Horoskopu”. Każda postać to osobna historyjka, w której ważny jest każdy szczegół i bez której nie byłoby pełnej struktury. Każdego i każdej z nich nie sposób zapomnieć, tak jak kota-alkoholika z „Opowieści z chłodni”, który robi awantury, żeby dostać swoje ukochane piwko. W końcu te małe dramaty pamięta się najlepiej.
„Kebab i horoskop”
reż. Grzegorz Jaroszuk
premiera: 13.02.2015