Archiwum
08.12.2014

Nadpalone pokolenie

Tomasz Kowalski
Literatura

Lektura przeprowadzonych przez Mikołaja Grynberga rozmów, zebranych w tom zatytułowany „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne”, wymaga niemałej dozy empatii oraz pokory wobec opisywanego w nich bagażu doświadczeń, które dla wielu czytelników mogą być zupełnie obce i niezrozumiałe. Wszyscy rozmówcy Grynberga, podobnie zresztą jak on sam, należą do drugiego pokolenia po Zagładzie, są więc dziećmi tych, którzy wprawdzie uszli z życiem z Holokaustu, jednak do końca swoich dni naznaczeni byli (lub są nadal) traumą. Z pamięcią o swych doświadczeniach ocalali postępowali różnie – jedni za wszelką cenę chcieli odizolować dzieci od tego tematu, inni ujawniali jedynie strzępy informacji, jeszcze inni nieustannie skupiali uwagę kolejnego pokolenia na swoich cierpieniach. W ten sposób przeżycia rodziców stały się udziałem dzieci, a trauma jednego pokolenia – niezależnie od tego, czy wypowiedziana na głos, czy skrywana za murem milczenia – przeszła na kolejne.

O takim dzieciństwie niełatwo opowiadać – nie tylko z powodu niezwykle osobistego charakteru tego rodzaju wyznań, lecz także ze względu na fakt, że doświadczenia te wymykają się racjonalnemu opisowi, a zachowania, o których mowa w kolejnych wywiadach, mogą się jawić osobom postronnym jako absurdalne. Niejednokrotnie pozostają one zresztą niezrozumiałe dla samych rozmówców. Być dzieckiem ocalałego z Zagłady „to znaczy żyć w środku tornada całe życie”, jak mówi jeden z nich, próbując przybliżyć specyfikę relacji, przez którą koszmar rodziców stawał się mimowolnie dziedzictwem przekazywanym następnemu pokoleniu. To przeniesienie ma daleko idące skutki, przejawiające się na różnorakie sposoby. Grynberg wskazuje jeden z nich, kiedy charakteryzuje drugie pokolenie słowami: „Czujemy, że mamy «drugą szansę», mimo że sami nigdy nie straciliśmy pierwszej”.

Osoby, które zgodziły się na rozmowę z autorem, wiele różni. W zależności od tego, czy mieszkają w Polsce, Izraelu czy Stanach Zjednoczonych, ich biografie wyglądają inaczej, tak jak inne były realia, w których przyszło im dorastać. Polscy rozmówcy często mówią o ukrywaniu żydowskiego pochodzenia przez rodziców oraz poczuciu odmienności w społeczeństwie. Urodzeni w Izraelu wspominają enklawy tworzone przez ocalałych, zmagających się z poczuciem wstydu związanego z nieprzystawalnością ich doświadczeń do heroicznej, gloryfikującej walkę narracji, która dominowała w ich kraju aż do procesu Eichmanna. Amerykańscy rozmówcy z kolei często reagują niezrozumieniem na fakt, że rodzina Grynberga pozostała w Polsce. Niezależnie jednak od tych różnic, w każdej z 24 rozmów widać wyraźnie wiele powtarzających się wątków. Jedno ze spotkań zapisanych w książce kończy się zresztą bardzo wymownym w tym kontekście stwierdzeniem, padającym z ust amerykańskiego rozmówcy: „Powiem, że spotkałem faceta z Polski, z którym opowiedzieliśmy sobie kompletnie różne historie, które były całkiem identyczne”.

Pomiędzy przedstawicielami drugiego pokolenia, nawet jeśli wcześniej się nie znali, rodzi się poczucie przynależności do wspólnoty, oparte na podobnych doświadczeniach. „Ty rozumiesz, co ja ci mówię, nawet jak nie mówię” – słyszy Grynberg od jednej ze swoich rozmówczyń. Przez innych kilkakrotnie nazywany jest bratem. Ten symboliczny gest włączenia do rodziny wypływa po części z charakteryzującej drugie pokolenie inklinacji do tworzenia zastępczych więzi: zbierania wokół siebie osób, które mogą zrozumieć, przy jednoczesnym izolowaniu się od innych i nieumiejętności tworzenia bliskich relacji z ludźmi. W pewnej mierze jest też pochodną dojmującego poczucia pustki, towarzyszącego dzieciom ocalałych dlatego, że wielokrotnie ich rodzice przeżywali jako jedyni lub nieliczni spośród całej rodziny.

Konsekwencje tej sytuacji nabierają przerażająco konkretnego wymiaru, jeśli wczytać się dokładnie w niektóre zdania padające w książce, mówiące o braku pokoleniowej ciągłości. „Całe życie czułam, że świat zaczął się po moim urodzeniu, że przedtem nic nie było – wyznaje jedna z rozmówczyń. Dzieci w szkole ciągle mówiły, że jadą do wujków i cioć, a ja nie rozumiałam, o co im chodzi” – mówi inna, a kolejna dodaje: „W naszej okolicy był jeden dziadek, wspólny. Myślałam, że to jest taki zawód, instytucja. Wiesz, jak doktor czy bank. Nikt nie miał dziadków. To było normalne. […] Nie wiedzieliśmy, że to jest tata mamy albo taty”.

W poszczególnych rozmowach powtarzają się także wspomnienia o innych niezwykle poruszających, a zarazem trudnych do wyobrażenia sytuacjach, ukazujące, z jednej strony, skalę traumy dotykającej ocalałych, z drugiej zaś – mechanizmy jej przenoszenia na kolejne pokolenie, które nie ma własnej pamięci wydarzeń wojennych, ale żyje postpamięcią, internalizując przeżycia własnych rodziców. Wyznania rozmówców Grynberga bywają enigmatyczne dla osób, które nie mają za sobą podobnych doświadczeń: „Urodziłem się w Auschwitz, wychowałem się w Auschwitz i dorastałem z tym Auschwitzem na co dzień” – mówi jeden z nich. Gdzie indziej pada zdanie: „Gdy jestem w Auschwitz, to czuję się, jakbym wreszcie wróciła do domu”, które może się wydawać absurdalne. Jeśli jednak zestawić je ze wspomnieniami kilku innych rozmówców, szybko ukonkretniają się w sposób budzący grozę.

Część z nich dotyczy kwestii związanych z jedzeniem, pokazujących wyraźnie, jak głęboko zakorzeniły się w ocalałych mechanizmy przetrwania wykształcone podczas wojny. W wielu rozmowach wspomina się, jaką wagę przywiązywali rodzice do zjedzenia wszystkiego, co znalazło się na talerzu, aż do ostatniego okruszka. Ktoś mówi, że ojciec najbardziej był dumny z tego, iż jego dzieci nigdy nie były głodne. Jedna z rozmówczyń opowiada, że choć dobrze im się powodziło, ojciec trzymał na szafie termos, w którym przechowywał pieniądze i srebro, które w razie konieczności mógłby wymienić na chleb. Ona sama zresztą nie korzysta za bardzo z oszczędności, „bo wiadomo przecież, co się może stać”. W innej rozmowie pojawia się przykład jeszcze jednego mechanizmu przeniesionego z rodzica na dziecko, wdrukowanego zresztą równie głęboko: „Uważaj, bo każda źle podjęta decyzja może skutkować śmiercią”. To dotyczy wszystkiego: pracy, związków… Reminiscencje obozowych przeżyć rodziców i ich wpływu na życie kolejnej generacji widać też w opowieści innej bohaterki: „Mam dziś sześćdziesiąt pięć lat i poważny problem z jedzeniem. Zawsze mi kazali wszystko zjadać. Dzisiaj mój mąż mnie pilnuje. Bo jak ktoś mi nie powie, żebym zjadła, to nie jem. […] Nie wolno było nie jeść, nie wolno też było być chorym. […] Nigdy nie byłam chora, żeby nie było dylematu: na prawo czy na lewo. Nie można chorować, bo się nie przechodzi selekcji. Się umiera, a ja chcę żyć”.

W tej międzypokoleniowej „sztafecie traumy” regularnie powracają dwa problemy: rozmów z rodzicami oraz chronienia własnych dzieci przed tym samym. Przy pierwszym, z jednej strony, pojawia się kwestia odpowiedzialności za rodziców, chęci uchronienia ich przed dalszymi cierpieniami, która towarzyszyła dzieciom ocalałych, z drugiej – rozdarcie pomiędzy pragnieniem dowiedzenia się czegoś o ich doświadczeniach a sprawianiem bólu zadawanymi pytaniami. Przy drugim powraca konstatacja, że – często mimo szczerych chęci – nie udało się uniknąć przekazania własnym dzieciom niszczycielskich mechanizmów. Te problemy nurtują też samego Grynberga, który szczerze przyznaje, że prowadzone przezeń rozmowy mają charakter autoterapeutyczny, są próbą zmierzenia się z własną historią, próbą nadania życiu sensu, a przez to w pewien sposób – rozmową z samym sobą.

„Moje pokolenie jest jakby nadpalone tym, co stale i wciąż słyszeliśmy w domu” – mówi jedna z bohaterek książki. Zbiór przeprowadzonych przez Grynberga rozmów to lektura niełatwa, zarazem jednak nieodzowna. Każe otworzyć się na cierpienie innych, choć w wielu przypadkach niełatwo będzie się z nim utożsamić. Głosu tego „nadpalonego pokolenia” trzeba jednak wysłuchać, choćby po to, żeby się przekonać, jak dalekosiężny wpływ miała Zagłada. Jej wyniszczająca moc determinowała bowiem i w wielu wymiarach determinuje nadal – mimo upływu lat – nie tylko życie kolejnych pokoleń, lecz także sposób, w jaki wielu Żydów urodzonych w Stanach i Izraelu myśli o Polsce.

Mikołaj Grynberg, „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne”
Czarne
Wołowiec 2014

alt