Archiwum
31.10.2014

Wszystkie oblicza Martusi

Joanna Ostrowska
Film

 „W ten sposób otwartość matki, nawet otwarcie na matkę, pojawia się jako groźba zarażenia się, skażenia, pogrążenia się w chorobę, szaleństwo, śmierć. Oczywiście nie ma tu niczego, co pozwoliłoby postępować progresywnie, pewnymi krokami. […] Któż by zresztą uwierzył w niewinność więzi z matką, jeśli do tego, kto próbuje się z nią ponownie związać, powraca zbrodnia, przeciwko niej popełniona i wciąż popełniana.”

Luce Irigaray

W „Zbliżeniach” w reżyserii Magdaleny Piekorz współczesny świat to bardzo konserwatywna kraina, w której kapitał ma się dobrze, ale oprócz niego nie rozwija się kompletnie nic. Ludzie powolutku bogacą się. Budują cudne domy, upiększają swoją lokalną przestrzeń. Ufają, że „nowoczesność” to szkło, beton i odrobina designu. W świadomości tych papierowych ludzików – bohaterów filmu Piekorz – wszystko inne stoi w miejscu. Nie zmieniają się obyczaje, etykieta, estetyka, poglądy polityczne czy role społeczne. Podziały na łonie społeczeństwa chyba nie istnieją, choć istnieją długi i bankructwa.

Ta betonowo-szklana kraina ma być miejscem, w którym reżyserka razem ze scenarzystą filmu, Wojciechem Kuczokiem, bierze na warsztat relację matki i córki. Panie są soczewką, w której odbijają się „wszystkie oblicza miłości”, jak głosi hasło promujące film. Koniec końców obrazek, który rodzi się z dywagacji Piekorz i Kuczoka, nie tylko przeraża poziomem naiwności i nieporadności świata przedstawionego, ale po prostu zawstydza. Bohaterowie, a w szczególności bohaterki filmu, to rezerwuar dziwacznych wyobrażeń, koszmarów sennych, w których rządzą stereotypy i rozwiązania zgoła kuriozalne i dominuje pogląd, że szaleństwo, też bardzo specyficznie pojmowane, to choroba genetyczna kobiet. Mężczyznom takie przypadłości się nie zdarzają.

Punktem wyjścia „Zbliżeń” jest duet histeryczek. Marta (Joanna Orleańska) i matka Marty (Ewa Wiśniewska) awanturują się w sprawie talentu córki. Marta jest artystką, malarką i rzeźbiarką. Czasami ma wenę, czasami jej nie ma i wtedy wpada w furię. Matka Marty stoi na straży jej dobrego samopoczucia i poczucia własnej wartości. W końcu młoda artystka ma już ponad trzydzieści lat. Splendor i chwała pierwszej wystawy jeszcze przed nią, ale matka jest cierpliwa i wspiera swoją małą Martusię.

Warto wspomnieć także o czwartej postaci w egzotycznym imaginarium Magdaleny Piekorz i Wojciecha Kuczoka. Marta w pewnym momencie próbuje się wyrwać spod skrzydeł matki i poszukuje mężczyzny. Przez internet umawia się na randki, aż w końcu w bajkowy sposób trafia na Jacka (Łukasz Simlat). Sprawy toczą się bardzo szybko. Jacek pracuje w korporacji, ma mieszkanie – loft, Marta wyprowadza się ze starej, eleganckiej willi do nowoczesnej przestrzeni i zostawia mamę. Szkoda czasu na wgłębianie się w meandry psychologicznej gry, którą Piekorz próbuje wykreować w „Zbliżeniach”, bo najczęściej recepty reżyserki na uwiarygodnienie postaci ograniczają się do prostackich rozwiązań powielanych w szeregu historyjek pod tytułem: „kobiety są tak emocjonalne, że trudno im podjąć jakąkolwiek decyzję”. Dobrym przykładem poziomu komunikacji z widzem będą pewnie sceny z telefonem komórkowym. Kiedy matka dzwoni do córki, jej nowoczesny smartfon odzywa się głosem mamy: „Martusiu, odbierz, tu mama!”.

Godzinami można znęcać się nad tymi koślawymi obliczami miłości, wypominając jej kolejne absurdalne sceny, nierealne zwroty akcji, próby zbliżenia tej historii do tematu kryzysu i zadłużenia współczesnego (sic!) społeczeństwa. Można cytować słowo w słowo między innymi tekst Luce Irigaray „Ciało w ciało z matką”, który powstał już w 1981 roku i stawiać pytania, jak to jest możliwe, że nadal ktoś pozwala sobie na napisanie takiego scenariusza i nakręcenie takiego filmu. Warto byłoby przeanalizować osobno scenę finałową, w której podobnie jak w debiutanckim filmie Piekorz („Pręgi”), pojawia się lustro i motyw wiadomości, tym razem jednakże nakreślonej szminką, jak na świat kobiet przystało.

Można byłoby rozbierać tego filmowego potworka, analizować w nieskończoność, obśmiewać i atakować. Nie ma sensu.

Trzydzieści trzy lata temu Irigaray pisała: „Zabójstwo matki w ostatecznym rozrachunku kończy się bezkarnością syna, pogrzebaniem szaleństwa kobiet – czy pogrzebaniem kobiet w szaleństwie – i uznaniem obrazu bogini dziewicy, [zrodzonej z Ojca] i posłusznej jego prawu”. Ten cytat w przypadku „Zbliżeń” wydaje się na wielu poziomach niezwykle trafny, czego nie można już bezkarnie akceptować.

„Zbliżenia”
reż. Magdalena Piekorz
premiera: 24.10.2014

alt