Joyce Carol Oates to pisarka znana przede wszystkim z utworów poruszających tematykę przemocy (szczególnie wobec kobiet i dzieci) oraz przemian amerykańskiego społeczeństwa, choć w swej twórczości nie stroni również od horrorów czy bajek dla dzieci. Od wielu lat uznaje się ją za amerykańską pretendentkę do Nagrody Nobla.
Jej kolejna książka, „Tatulo”, niedawno opublikowana przez W.A.B., opowiada historię pięcioletniego Robbiego, syna Dinah i Whita, porwanego na parkingu przed centrum handlowym przez pedofila, Chestera Casha. Fabuła utworu rozgrywa się na przestrzeni kilku lat, kiedy to Gedeon (imię, które nadał Robbiemu Cash) dorasta, przetrzymywany przez swojego porywacza jako jego „rodzony syn”, zaś prawdziwi rodzice chłopca bezskutecznie próbują go odnaleźć.
Tragedię rodziny pogłębia fakt, że Dinah, która ledwo uszła z życiem, przejechana na parkingu przez uciekającego porywacza, już na zawsze pozostanie niepełnosprawna i oszpecona – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Sam zaś Chester Cash już wiele lat wcześniej odnalazł znakomite „przebranie” – jest bowiem objazdowym kaznodzieją Kościoła Nieustającej Nadziei, a kolejni chłopcy, których nazywał swoimi synami, przywożeni przez niego na przestrzeni lat do domu w Kittatinny Falls w New Jersey, nie budzą podejrzeń żadnego z sąsiadów. Do ostatniej chwili nie wiadomo, czy Gedeon podzieli los innych uprowadzonych dzieci, którzy w wieku 12 lat przestawali być seksualnie atrakcyjni dla pedofila i których zamordowane, a wcześniej wieloletnio gwałcone ciała były zakopywane w górach.
Porywacz jest mistrzem przebieranek i pozorów – zarówno jeśli chodzi o pokazanie sąsiadom, że jest „normalnym ojcem” (troskliwe rozmowy o wychowaniu, gra w piłkę, odwiedziny znajomych), jak i wymyślanie, właściwie na poczekaniu, zatrważających historii o tym, co stało się z matkami jego „synów”. Wydaje się, że również samym uprowadzonym chłopcom był w stanie wmówić, iż rodzice albo ich porzucili, albo odebrano im prawa do opieki. Oates nie próbuje jednak głębiej wniknąć w psychikę pedofila – ani na moment nie pojawia się tu jakakolwiek próba szukania usprawiedliwienia jego czynów (jak choroba lub defekt psychiczny) czy okazania zrozumienia dla jego pobudek. Naturalistyczny, drastyczny opis tego, co na przestrzeni lat Cash robi z dzieckiem (zamykanie w drewnianej skrzyni, tresowanie, opisy podduszania, przywoływanie zapachu „krwi z wnętrzności chłopczyka” po kolejnym gwałcie), wywołuje w czytelniku zrozumiałe dreszcze, jednak autorka nigdy tym nadmiernie nie epatuje.
Powieść o pedofilii bardzo łatwo byłoby przekształcić w kanwę dla kolejnego amerykańskiego filmu z cyklu „Prawdziwe historie”, emitowanego w publicznej telewizji, by załatać dziury czasu antenowego. Pisarka jednak zastosowała tu ciekawą taktykę – historia porywacza i dziecka, mimo iż kluczowa dla całej powieści, nie jest jednak jedynym wątkiem. Czytelnik otrzymuje bowiem wnikliwe, psychologiczne studium całej czwórki głównych bohaterów tego dramatu: Tatula, Syna, ojca i przede wszystkim matki. Ten właśnie fakt należy do jednych z najmocniejszych stron tej książki. Perspektywa Dinah, jej emocje, ból, zszarpane nerwy stają się tutaj najważniejsze. To powieść o matce – której świat na wiele lat runie w posadach, która nie może liczyć na wystarczające wsparcie męża czy własnej rodzicielki, od której wciąż ktoś czegoś oczekuje, bo „przecież tak właśnie powinna postępować dobra matka”. „Tatulo” jest zatem także powieścią o współczesnym społeczeństwie, o tym, jak pojmujemy i czego oczekujemy od kobiet, które przyjęły na siebie rolę rodzica. Poniekąd jest to także oskarżenie tych, którzy „zawsze wiedzą lepiej” i dzięki którym niejedna współczesna kobieta czuje się często bezradna, upokorzona i niepełna.
Książka Oates skrzy się ciekawie wkomponowanymi w jej strukturę drobiazgami, które skutecznie odwracają perspektywę czytelniczą. Znakomitym tego przykładem jest kwestia nałogu Dinah, która według Tatula (samego odpalającego jednego papierosa od drugiego) była wystarczającym argumentem, by odebrać („uratować”) jej dziecko. Lecz sprawa ta nie zamyka się jedynie w kręgu poglądów pedofila – fora internetowe, na które nieopatrznie zajrzała kiedyś zrozpaczona matka, pełne były komentarzy Tych, Którzy Wiedzą Najlepiej, którzy byli przekonani, iż pewnie zostawiła samotnie dziecko na parkingu i „poszła zajarać”.
Warto na moment zatrzymać się przy kwestii owych komentarzy internetowych, nie bez powodu wprowadzonych przez autorkę w strukturę fabuły. Niestety Oates w tym przypadku jedynie literacko przetworzyła to, co rzeczywiście pojawia się w internetowej rzeczywistości przy okazji każdej tragedii, której główną postacią jest dziecko (i chyba przyznamy, że kwestia ta nie dotyczy jedynie Stanów Zjednoczonych). Kobieta, która w trakcie kilku tragicznych minut straciła wszystko, co w jej życiu najcenniejsze, która sama prawie zginęła, chcąc ratować Robbiego, przez osoby nie znające nawet jej imienia była zazwyczaj opisywana jako „głupia suka”. Szczegółowe informacje dla wielu nie są bowiem niezbędne, gdyż winą i tak najłatwiej obarczyć matkę. Dla kobiety zaś była to jej największa tragedia i porażka: „zabrano jej dziecko. Ktoś wyrwał jego dłoń z jej dłoni. Mamie nie starczyło siły. Była to największa klęska w jej życiu. Przegrała jako matka i jako człowiek. Choć oczywiście zapewniono ją, że to nie jej wina. Ktoś zabrał jej syna. Syna Whita”.
Najbardziej niejednoznaczną postacią jest tu bez wątpienia ojciec, który choć początkowo budzi szacunek wolą walki i wsparciem udzielanym partnerce leżącej jeszcze w szpitalu, z czasem niemile zaskakuje czytelnika tokiem swojego rozumowania: „jego seksualność, stanowiąca przecież rdzeń jego duszy, uległa zniszczeniu z chwilą porwania jego syna. Stracił poczucie kontroli nad własnym życiem. Nie czuł się już w pełni mężczyzną, dumnym ojcem. Inny mężczyzna, drapieżnik, odebrał mu syna. Może to jest właśnie najstarsza i najdotkliwsza zniewaga, myślał. Gorsza niż porwanie żony”. W pewnym momencie nie wiemy już, czy jego rozpacz jest rozpaczą ojca, który stracił dziecko, czy też rozpaczą nad własną zdeptaną męskością i pokrzywdzonym ego. Rządza posiadania niebezpiecznie zaczyna wygrywać tu ze szczerymi uczuciami.
Oates w zawoalowany sposób podejmuje intrygującą dyskusję na temat macierzyństwa i ojcostwa – zarówno w sytuacji skrajnie kryzysowej, jak i wobec presji dzisiejszego świata i społeczeństwa.
Nie sposób jednak pominąć tu kwestię pedofilii, która – choć poruszana w tak wielu współczesnych powieściach – w dalszym ciągu zalicza się do tematów niewygodnych, uwierających, stabuizowanych. Interpretacyjną przesadą byłoby dopatrywanie się w postaci Kaznodziei odniesień do współczesnych afer pedofilskich wśród duchowieństwa. „Tatulo” nie jest zatem zakamuflowanym atakiem na Kościół, wiarę czy religijność (choć niestety takie odczytania również się pojawiają) – celniejsze wydaje się bowiem oskarżenie ludzkiej ślepoty i braku wrażliwości na to, co dzieje się wokół nas, w naszym najbliższym otoczeniu.
Kwestią najbardziej kłopotliwą, niewygodną dla czytelnika jest przede wszystkim sama postać Robbiego/Gedeona. W powieści kilkukrotnie przywołane zostają pytania o to, dlaczego chłopiec tak szybko pogodził się ze status quo – nie tylko nie próbował się bronić czy uciekać (aż do momentu krytycznego), lecz także skrupulatnie wypełniał wszelkie obowiązki, narzucane mu przez Tatula. Z jednej strony, powinniśmy raczej się spytać o to, dlaczego nikt z otaczających go osób nie zwrócił baczniejszej uwagi na to, co dzieje się na farmie Casha, nie zaś dlaczego kilkulatek nie był wystarczająco odważny, by się zbuntować. Z drugiej, finał powieści wytrąca nam wszelkie karty z rąk, Oates nie funduje bowiem swoim czytelnikom lukrowanego, szczęśliwego zakończenia – bo takie wydaje się nie tylko mało prawdopodobne, lecz wręcz niemożliwe. Pisarka idzie o krok dalej – w finale powieści, kiedy to Robbie stara się, z pomocą rodziców i psychologa, wrócić do „normalności”, następuje, na pozór niezrozumiały, zwrot akcji, gdy na krótką chwilę na horyzoncie jawi się kolejny, potencjalny pedofil.
Dinah walczy o syna (który wiele lat temu „zginął w drewnianej skrzyni”), o to, by był on w stanie odzyskać równowagę i na nowo ukonstytuować własną tożsamość. W powietrzu zawisa jednak pytanie, co się stanie, jeśli przegra, a jej dziecko na zawsze pozostanie dotknięte skazą tego, przez co przeszedł z Tatulem. I czy wtedy, za sprawą opresyjnej rzeczywistości, nie będzie zmuszona odpokutować swojej niezawinionej winy.
Joyce Carol Oates, „Tatulo”
przekł. Łukasz Witczak
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2014