„Obietnica” Anny Kazejak to kolejny polski teen movie, od których w ostatnim czasie zaroiło się na naszych ekranach. Po nastolatkach sprzedających się za elektroniczne gadżety, młodocianych matkach, depresyjnych emo i punkach walczących gitarami z komuną otrzymaliśmy portret licealnych hipsterów niepotrafiących poradzić sobie z otaczającą ich skomplikowaną rzeczywistością. Na tle wcześniejszych filmów dzieło reżyserki „Skrzydlatych świń” wypada jednak blado. Nie mamy wyrazistych bohaterów, wciągającego filmowego świata ani estetyki bliskiej gustom dzisiejszej młodzieży, jak to było choćby w „Galeriankach”, „Sali samobójców” czy „Bejbi blues”. Ale największym zarzutem jest to, że w filmie o nastolatkach i dla nastolatków reżyserka postanowiła szukać odpowiedzi na dręczące młodych ludzi pytania nie w ich głowach, a w świecie dorosłych.
Choć kryzys rodziny jest coraz częściej dostrzeganym faktem społecznym, pogoń za pieniądzem zabiera dzieciom rodziców i doprowadza do długich rozłąk, to nie można każdego zła płynącego z zachowań dzisiejszych nastolatków zrzucać na karb równie niedojrzałych rodziców. Takim zachowaniem odbiera się młodym ludziom autonomię – umniejsza ich problemom, neguje umiejętność racjonalnego myślenia i poczucie odpowiedzialności. Tak właśnie potraktowała swoich nastoletnich bohaterów Kazejak – jak zgraję zagubionych w rzeczywistości gówniarzy, zaniedbywanych bądź nadmiernie kontrolowanych przez rodziców. Umieszczone przez reżyserkę obserwacje, odnoszące się do zachowań współczesnych rodzicieli, stanowią natomiast największą wartość tego filmu – widać, że dużo lepiej czuje się ona w świecie czterdziestolatków niż szesnastolatków. Obserwacje te najcelniejsze wydają się wtedy, gdy ukazują słabości, hipokryzję i infantylność dorosłych, które zostały świetnie skontrastowane z bardziej etycznie jednoznacznym systemem wartości nastolatków.
Lila pisze Jankowi przez internetowy komunikator, że zostały mu już tylko 24 godziny. Do czego? Możemy się jedynie domyślać, choć zagadka rozwiązuje się dość szybko sama, bez szczególnego trzymania nas w napięciu. Rozmawiająca para niedawno zerwała ze sobą, bo Janek pocałował inną – uczennicę pierwszej klasy liceum tańczącą w szkolnym zespole cheerleaderek. Aby odzyskać zaufanie Lili, chłopak ma spełnić złożoną jej obietnicę, czyli pozbyć się przedmiotu swojego zauroczenia. Kwestia tego, jak i czy to zrobi nurtuje Lilę przez cały dzień, podczas którego kamera nie odstępuje jej na krok, tak jak czynił to Gus van Sant w „Słoniu”. Ten płynny ruch kamery ustawionej za plecami bohaterki po filmie Amerykanina zaczął być kojarzony z poczuciem zagrożenia, deprawacją i nieumotywowanym złem. Podobnie jest u Kazejak – tu również zwiastuje coś niedobrego. Obserwujemy więc Lilę w ostatnim dniu szkoły – odbiera świetne świadectwo, wraca do domu, jedzie do znajomych obejrzeć mecz, a na koniec trafia nad zalew, by z innymi świętować początek wakacji. Snujemy się za nią po mieście, obserwując jej zatroskaną twarz. Ona odbiera jakieś telefony, gdzieś dzwoni, rozmawia ze znajomymi, śmieje się i lęka – ani przez moment jednak nie wiemy, co dzieje się w jej umyśle. Nie uzyskujemy wiedzy o jej obawach, pragnieniach czy myślach. Jeżeli zamysłem twórców było uzyskanie efektu charakterystycznego dla twórczości van Santa, to w tym przypadku się to nie udało. Bohaterka staje się przez to dla nas obojętna, a opowiadana historia – zbyt przewidywalna, a przy tym abstrakcyjna, byśmy chcieli zadumać się przez chwilę nad motywacjami bohaterów. Najmniej w tym winy młodej aktorki – Elizy Rycembel – która, jak się zdaje, robiła wszystko, by choć w jakiejś mierze ożywić graną przez siebie postać. Talentu aktorskiego zabrakło jej jedynie w momentach szczególnie podniesionych emocji.
Szkoda, że Kazejak nie zdecydowała się sięgnąć po rozwiązania z kina gatunkowego – opowiadana przez nią fabuła wiele by zyskała, gdyby osadzić ją w konwencji nastoletniego horroru. Być może wtedy coś by w nas drgnęło i wzbudziło jakieś emocje. W zamian otrzymaliśmy nazbyt wykoncypowane, chłodne i sztuczne przedstawienie, w którym bohaterowie gdzieś błądzą i czegoś chcą, ale nie bardzo nas obchodzi, czego. Poza nieprawdopodobieństwami fabuły i psychologiczną płytkością razi zbytnia estetyzacja polskiej rzeczywistości, która przypomina raczej amerykańskie przedmieścia niż przeciętne polskie miasto. Ponadto nastolatkowie w filmie niby przeklinają, piją piwo i palą papierosy, ale pisząc na Skypie „Cię” zawsze rozpoczynają od wielkiej litery oraz nie zapominają, nawet w największych emocjach, o żadnym ogonku. Może to drobiazg, ale nie pomaga w uwierzeniu w tę historię podobnie jak fakt, że mecz, który Lila ogląda ze znajomymi, rozgrywał się miesiąc przed filmowymi wydarzeniami.
„Obietnica” sprawia wrażenia napisanej na kolanie i równie pośpiesznie nakręconej. Brakuje w niej realiów, psychologicznego prawdopodobieństwa, zgłębienia motywów i reakcji, a podjęty temat domaga się tego. Nastoletnie zagubienie, emocjonalne rozedrganie, burza hormonów, a wszystko to na tle rozsypujących się rodzin to temat, z którego można wyciągnąć wiele – i na pewno warto to robić, bo tkwi w tym potencjał opisu sporego obszaru współczesności. Tego mogliśmy spodziewać się po obrazie Kazejak, jednak składanych obietnic film niestety nie spełnił.
„Obietnica”
reż. Anna Kazejak
premiera: 14.03.2014