Debiut Rufusa Norrisa jest krokiem w stronę kina łamiącego schematy – odważnie rozpoczętym, lecz niezdarnie, jakby ze strachu zatrzymanym w połowie. Półśrodki, pseudodramaty, odcienie szarości psychiki postaci i ich życia składają się na słodko-gorzką rzeczywistość świata „Broken”, w równym stopniu interesującego, co i nudnego. Tytuł tego „przełamanego” filmu okazuje się wyjątkowo trafny w stosunku do jego zawartości, choć może nie w sposób, którego życzyłby sobie jego autor.
Poznajcie Skunk – to młoda dziewczyna o świeżej twarzy debiutantki Eloise Laurence, z której perspektywy poznajemy spokojną ulicę północnego Londynu i jej mieszkańców, poświęconych swoim drobnym problemom. Bohaterka posiada wszystko to, co każda ukochana przez widzów trzpiotka. Skunk-Eloise jest zarówno urocza dzięki swej naiwności i niewinności, co delikatna niczym porcelanowa lalka, a więc wymagająca opieki ze strony opiekunów (gdyż jej zdrowie szwankuje), którzy na równi z nami boją się, czy tak wrażliwa osóbka da sobie radę w szkole. Dziewczynka ma sfrustrowanego brata, dziecinnego przyjaciela-dziwaka o imieniu Rick (w tej roli jak zawsze wyalienowany i zagubiony Robert Emms). Nie może narzekać na brak czułości ojca (Tim Roth jest tu zarówno po rodzinnemu ciepły, jak i zdroworozsądkowy jako prawnik), czy ze strony nauczyciela (dość zabawnie obsadzony Cillian „Scarecrow” Murphy). Tej bezpiecznej rzeczywistości zagraża postać wybuchowego pana Oswalda, który samotnie wychowuje trzy córki, dziewczyny równie chętne do terroryzowania uczniów i wyłudzania od nich kieszonkowego, co przygodnego seksu z nieletnimi na pobliskim wysypisku śmieci.
Perypetie mieszczan z „Broken” rozpoczynają się od kłamstwa, które fabrykuje średnia latorośl pana Oswalda: twierdzi, że zgwałcił ją dziwak Rick. Od oskarżeń o pedofilię i pobicia przyjaciela Skunk, przenosimy się do uniesień bohaterki powoli odkrywanym światem dojrzewania, miłości i zalęknionym jeszcze wypuszczaniem czułków w stronę problemów dorosłych. Reżyser stopniowo zmienia perspektywę spojrzenia na potłuczone życie rodzinne ze Skunk na jej ojca i resztę bohaterów, zawsze pozostając wiernym ich subiektywnemu widzeniu świata. Dzięki temu niezbyt zręcznie skonstruowaną fabułę przecinają luki wywołujące w nas swym nieuporządkowaniem napięcia oraz na tyle absorbujące, byśmy do brutalnego finału porządkowali rozsypane przez Norrisa informacje.
Oglądając „Broken”, miałem nieprzyjemne poczucie, że rozgorączkowany reżyser pragnie swym debiutem zaspokoić gusta możliwie szerokiej publiczności, a także dać wyraz swojemu eklektycznemu gustowi i chłonności umysłu. Obserwując poczynania rodziny Oswaldów, można odnieść wrażenie, że Norris doskonale pamięta o rodzimych tradycjach kina społecznego. Cóż z tego, skoro oznacza to w przypadku „Broken” trochę karykaturalne szkice quasi-patologiczne w zastępstwie realizmu, opartego na rozwiniętym zmyśle obserwacji? Tę groteskę zabawnie uzupełniają wstawki „metafizyczne”, na które składają się szpitalne majaki Skunk, jakich nie powstydziłby się amerykański wyciskacz łez w melodramatycznym, topornym stylu, godnym „Uwierz w ducha”. Choć swój film Norris ciekawie rozpoczyna od wątku pedofilii (temat ten oryginalnie podjął Baran bo Odar w „Ciszy”), szybko i nerwowo go porzuca, by przejść w stronę skandynawskiego modelu kina na temat młodzieży, w którym o świecie dzieci mówi się odważnie i bez tabu (stąd możemy poznać trochę więcej faktów z życia uczuciowego Skunk i panien Oswald). Niestety, Brytyjczyk szybko ucieka z tego jakże obiecującego pola i z każdą minutą zbliża się coraz bardziej w stronę kiczu i popkultury. „Broken” przełamuje się w połowie historią ciążącą w stronę pseudokryminalnego kina o pozornie spokojnym świecie przedmieść, skrywającym jednak swoje brudne podbrzusze.
Sprzeczne pragnienia Rufusa Norrisa prowokują do refleksji, że początkujący reżyser mógłby z pomocą pomysłów, wykorzystanych w pełnometrażowym debiucie, zrealizować kilka ciekawych obrazów, z których każdy by się pewnie wybronił Brytyjczyk jest bowiem zręcznym rzemieślnikiem i doskonale prowadzi aktorów, co widać zwłaszcza w intrygujących kreacjach młodych bohaterów. Mnożenie i zagęszczanie, łączenie nie pasujących do siebie konwencji nie wyszło niestety „Broken” na dobre. Chcąc zaspokoić sprzeczne oczekiwania widzów, autor zapewne większość z nich zniechęci swoją nadgorliwością i nadmiarem chęci. Norris podejmując w krótkometrażowym „King Bastard” i rozwijając w pełnym metrażu wątek przeżyć dzieci w świecie dorosłych wygrywa jednak jako artysta, proponujący kino interesujące i – przynajmniej na tym polu – uciekające od schematów. Jeśli pozostanie on wierny swym zainteresowaniom, czeka nas niebanalne kino o młodzieży z Wysp.
„Broken”
reż. Rufus Norris
premiera: 25.01.2013