Zapowiadana od kilku miesięcy manifestacja Chleba Zamiast Igrzysk odbędzie się w niedzielę, 10 czerwca, w Poznaniu, kilka godzin przed pierwszym meczem Euro w tym mieście.
W ubiegłym tygodniu w Poznaniu został uroczyście otwarty budynek nowego dworca PKP. Na ceremonii otwarcia pojawili się lokalni politycy, prezydent RP Bronisław Komorowski oraz duchowni katoliccy. Podczas przemówienia prezydenta Komorowskiego dwie młode, nobliwie odziane osoby rozwinęły transparent z napisem „Dworzec spoko, ale gdzie są nasze emerytury?” i skandując: „Chleba zamiast igrzysk!”, rozrzuciły ulotki nawołujące do udziału w manifestacji pod tymże hasłem. Na reakcję ochrony i policji nie trzeba było długo czekać.
Głównym przesłaniem demonstracji 10 czerwca nie jest, jak mogłoby się wydawać, protest przeciwko samym mistrzostwom Europy w piłce nożnej. Jak pisze Maciej Mikulewicz ze współorganizującej demonstrację Fundacji ZaCzyn: „Demonstrujemy, ponieważ obecna władza miejska, podobnie jak i parlamentarna, nie ma naszego zaufania. Ponieważ samowolnie – bez konsultacji z obywatelami i racjonalnego przedstawienia sytuacji – forsuje się rozwiązania prawne imprezy pod wieloma względami szkodliwe. Inwestuje się w «pogodę dla bogaczy», pozostawiając resztę społeczeństwa z perspektywą spłacania zaciągniętych na jego niekorzyść długów”.
A długi są niebagatelne: w budżecie Poznania brakuje około 100 milionów złotych, a sam koszt zbudowania poznańskiej strefy kibica to około 18 milionów.
Podobnie przyczyny protestu opisuje Joanna Krastowicz z Komitetu organizacyjnego 10 czerwca: „Miliardowe wydatki na stadiony i infrastrukturę drogową nie były z nikim konsultowane, a z ich powodów miasta stają na skraju bankructwa, za co słono zapłacimy wszyscy. Już widać tego efekty: rosnący deficyt budżetowy, zamykane szkoły, brak podwyżek dla pracowników budżetowych, brak pieniędzy na domy kultury, podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej i tak dalej”.
Idea Chleba Zamiast Igrzysk łączy nie tylko anarchistów i inne osoby związane z poznańskim squatem Rozbrat (które dla uproszczenia w tym tekście zostaną zbiorowo nazwane po prostu anarchistami), ale także organizacje lewicowe (Lewicowa Alternatywa), feministyczne, takie jak Porozumienie Kobiet 8 Marca czy Stowarzyszenie Kobiet Konsola, lokatorskie (Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów), związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza oraz naukowców skupionych wokół czasopisma „Praktyka Teoretyczna”. Działania anarchistów są do tej pory najbardziej widoczne i spektakularne, co nie zmienia faktu, że główny przekaz manifestacji, czyli sprzeciw wobec nierozsądnego wydawania wspólnych pieniędzy i postulat konsultacji społecznych w najistotniejszych kwestiach ma więcej wspólnego z demokracją bezpośrednią niż z podręcznikowo rozumianą anarchią.
W sprawie ogromnych kosztów organizacji Euro anarchiści protestują od dawna, ale ich głos jeszcze kilka lat temu był słabo słyszalny. Dominował entuzjazm i nadzieja, że Euro przyniesie Polsce nie tylko rozgłos, ale i znaczne dochody, prognozowano skokowy wzrost PKB i zapowiadano ogromne inwestycje, na czele z budową sieci autostrad, rozbudową lotnisk i dworców oraz rozwój komunikacji miejskiej w miastach organizujących mistrzostwa. Dziś wiadomo, że znaczna część tych planów była mrzonką: dzięki Euro w Polsce wzbogacą się głównie hotelarze, producenci kibicowskich gadżetów (od osłonek na lusterko samochodu kibica przez flaczki kibica, po piwo psa kibica), browary i właściciele restauracji. Jeszcze większa część zysków przypadnie samej UEFA, która została kilka lat temu zwolniona przez polski rząd z obowiązku płacenia podatku dochodowego. W Poznaniu większość planowanych inwestycji nie została zrealizowana w całości, a sama modernizacja stadionu kosztowała 750 milionów, nie licząc anegdotycznych już kłopotów z gnijącą murawą oraz kosztów jej wielokrotnej wymiany na świeżą i bardziej zieloną.
Jeden z głównych zarzutów przeciwników manifestacji odnosi się do jej terminu. Czy demonstracja pod tymże hasłem mogłaby się odbyć kilka lat temu? Maciej Mikulewicz: „Manifestowanie kilka lat temu nie miałoby sensu choćby dlatego, że przed paru laty można było co prawda ostrzegać przed kierunkiem, w jakim zmierzał rozwój wydatków miejskich (co regularnie robił np. Rozbrat), ale w atmosferze hurraoptymizmu informacje takie się nie przebijały”. Podobnego zdania jest Joanna Krastowicz: „Organizacja tej demonstracji jest konsekwencją naszych działań, które prowadzimy przeciwko wykluczeniu, wyzyskowi, ekonomicznej i kulturowej presji i tak dalej. Nie jest to nasz pierwszy protest. Gdy protestowaliśmy podczas otwarcia stadionu w czasie koncertu Stinga, gdy jeszcze się mówiło tylko o zyskach z Euro, nazywano nas oszołomami. Dziś wszyscy przyznają, że zyski nie są gwarantowane, a igrzyska realizowane są olbrzymim kosztem dla wszystkich, zwłaszcza tych, których praca lub sytuacja życiowa (np. rodziców) zależy od stanu budżetu miejskiego”.
Lokalne media skupiają się w ostatnich dniach przede wszystkim na małych sukcesach; co rusz jakiś portal lub gazeta informuje o kolejnym otwartym odcinku autostrady, nowych klombach, zreperowanym chodniku, nowej trasie tramwajowej. Styl artykułów przypomina nieco peerelowską retorykę informowania o sukcesach, a doniesienia o kolejnych postępach drogowców i budowlańców nasuwają jednoznaczne skojarzenia. Jak pisze Jarosław Urbański w artykule „Buraczana propaganda sukcesu”: „Prezydent Grobelny w kasku na budowie, wizyta Głowy Państwa, wreszcie zainteresowanie Premiera zaczynają przypominać «kampanię buraczaną» z epoki gierkowskiej propagandy sukcesu”.
W ciągu ostatnich miesięcy w Poznaniu miało miejsce kilka wydarzeń, których hasłem przewodnim była niezgoda na sposób gospodarowania miejskimi finansami oraz krytyka ogromnych wydatków, jakie miasto poniosło w związku z Euro. Na uroczystości otwarcia orlika z udziałem prezydenta miasta pojawiła się grupa protestujących z transparentem „Grobelny do kontenera”; hasło to nawiązuje do zbudowanego niedawno osiedla kontenerowego dla „trudnych lokatorów”, którego powstanie ostro oprotestowali anarchiści i działacze Inicjatywy Pracowniczej. Kilka dni temu w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku, czyli w miastach-gospodarzach Euro, rozklejone zostały plakaty promujące demonstrację. Niektóre miały bardzo mocną wymowę – jak ten poznański, przedstawiający kury z uciętymi łbami, opatrzone tabliczkami z napisem „oświata”, „transport publiczny”, „służba zdrowia”.
Akcja „Strzelamy karne Grobelnemu” została zorganizowana w dniu, kiedy rada miasta na specjalnym posiedzeniu próbowała znaleźć sposoby zmniejszenia deficytu budżetowego Poznania. Na tej samej sesji miała zapaść decyzja w sprawie Teatru Ósmego Dnia, którego działalność i zaangażowanie polityczne nie podobają się niektórym radnym. W czasie obrad radnych przed urzędem miejskim zgromadziła się grupa osób wyposażonych w chorągiewki i szaliki klubowe (między innymi FC Rozbrat i St. Pauli), które, podśpiewując raźne „Do boju, Ósemki” oraz „Ole, ole, budżet padł, jest źle”, kibicowały kilku piłkarzom i jednej piłkarce, strzelającym symboliczne karne prezydentowi Grobelnemu. Rzuty karne oddawano między innymi za budowę osiedla kontenerowego, likwidację szkół, masowe eksmisje oraz za łatanie deficytu budżetowego kolejnymi kredytami.
Demonstracja 10 czerwca doczekała się nawet swojego hymnu, parodiującego oficjalną pieśń mistrzostw – w jego refrenie powtarza się fraza „koko koko, Euro szajs, gdzie jest na przedszkola hajs?” – i ta fraza mówi wiele o powodach, dla których manifestanci wyjdą w niedzielę na ulice Poznania. Magda: „Ludzie są zmęczeni. Biedą, chaosem, Euro. Gdzie nie zajrzysz, tam UEFA zbiera haracz. Miasto lekką ręką wydaje miliony na chwilowy kaprys, by zadowolić tych, którzy są ponad. Nie ma na żłobki, na stołówki, na dotacje, ale na Euro jest. […] Miarka się przebrała. Zbyt długo trwaliśmy w milczeniu”. Anton: „Protestuję, ponieważ jako obywatel miasta i państwa nie miałem żadnej możliwości zabrać wcześniej głosu w sprawie wielkości i zasadności wydatków na Euro. Sytuacja z ostatnich miesięcy i kryzys zadłużenia pokazują, że te igrzyska odbywają się kosztem nas wszystkich, kosztem przysługujących nam praw. […] te miliardy na stadiony i kredyty, i podwyżki cen biletów, pozastawiane zasiekami miasta, i pełno policji i innych służb na ulicach oraz nachalna propaganda sukcesu po prostu strasznie mnie denerwują.
Wydaje się, że zarówno dla cytowanego wyżej Antona, jak i dla organizatorów protestu kluczowa jest kwestia braku konsultacji społecznych, nie tylko przy okazji organizacji Euro. Joanna Krastowicz argumentuje: „Chodzi nam o faktyczne konsultacje – najbliżej nam do modelu demokracji bezpośredniej – a nie pozorowane, jakie serwuje nam na przykład Ryszard Grobelny poprzez tak zwaną deliberację. Wyniki konsultacji społecznych dziś przeprowadzanych nie są wiążące dla władz i w rzeczywistości nie są najczęściej wprowadzane w życie”.
Organizatorzy manifestacji nie ukrywają, że liczą na szeroką debatę publiczną na temat nagłaśnianych przez nich problemów, z których za najważniejszy uznają zadłużenie miast i jego konsekwencje. Joanna Krastowicz: „[…] chodzi o zbudowanie trwałego ruchu, który będzie w stanie przeciwstawiać się cięciom budżetowym, łamaniu praw pracowniczych oraz organizowaniu całego życia społecznego wokół logiki zysku. Manifestacja jest elementem tego procesu i dzięki niej udało się doprowadzić do tego, że już współpracują ze sobą różne środowiska, różne grupy społeczne z różnych miast”.
W przypadku protestów przeciw ACTA do takiej integracji nie doszło, ale też nikt o nią nie zabiegał, ważniejsze było doraźne zjednoczenie się wielu grup, czasem bardzo różnych, w ramach jednego protestu. Działalność inicjatywy Chleba Zamiast Igrzysk sprawia, że szanse na powstanie ruchu społecznego rzeczywiście istnieją. Joanna Krastowicz podaje, że dziennie na stronę 10czerwca.eu wchodzi około 6 tysięcy osób, co sporo mówi o skali zainteresowania tym przedsięwzięciem.
Zainteresowanie demonstracją wykazują nie tylko poznaniacy, ale również mieszkańcy innych miast-gospodarzy – wśród nich niechęć wobec mistrzostw i związanych z nimi kosztów wydaje się najsilniejsza. Sami organizatorzy zrobili wiele, aby o manifestacji było głośno: w kwietniu i maju zorganizowali spotkania informacyjne pod hasłem „Chleba zamiast igrzysk – kryzys polskich miast” między innymi w Olsztynie, Toruniu i Gdańsku.
Idea buntu przeciwko nadmiernie rozbuchanym wydatkom z kasy publicznej, których symbolem są ogromne stadiony, ma szanse stać się na tyle nośna, by trwale skupić wokół siebie feministki, związkowców, lewicowców, pracownice żłobków, artystów, dziennikarzy i naukowców. Taki oddolny ruch obywatelski, niezwiązany z żadną partia polityczną, jest niewątpliwie bardzo potrzebny. Czy powstanie, okaże się po niedzielnej demonstracji.
Słowa Macieja Mikulewicza i Joanny Krastowicz pochodzą z wiadomości mailowych od organizatorów, którzy zechcieli podzielić się ze mną swoimi refleksjami na temat demonstracji Chleba Zamiast Igrzysk. Wypowiedzi Magdy i Antona pochodzą z profilu Chleba Zamiast Igrzysk na Facebooku.