Trwająca 52. edycja Krakowskiego Festiwalu Filmowego wciąż pozostaje, zgodnie z założeniem organizatorów, filmowym oknem na świat.
Kiedy 2 lata temu, przy okazji półwiecza istnienia krakowskiego festiwalu rozmawiałam z jego dyrektorem Krzysztofem Gieratem, podkreślał on kilkakrotnie, że wciąż jest to impreza, która nazywana była zawsze filmowym oknem na świat. O ile przed 1989 rokiem festiwal ten pozwalał chłonąć filmowe nowości zza żelaznej kurtyny, o tyle dziś może bez barier (a nawet je przekraczając – niektóre bowiem obrazy filmowe obejrzeć można w Internecie i publicznej telewizji) prezentować najlepsze dokumenty, krótkie fabuły i animacje z całego świata.
Charakterystyczna dla festiwalowych konkursów pozostaje wizja selekcjonerów, przedkładających kino osobiste, czasem niezwykle intymne, skupione na jednym bohaterze, ponad filmy zaangażowane politycznie czy społecznie. Nawet osoba tak charyzmatyczna i eksploatowana przez popkulturę, jak Bob Marley, dzięki wnikliwemu spojrzeniu reżysera Kevina Macdonalda – twórcy muzycznej biografii filmowej znanego muzyka – na nowo staje się człowiekiem z krwi i kości. Z racji mieszanego pochodzenia Marley wciąż był odtrącany, jednak ambicja i artystyczny talent uczyniły z niego postać, która była nawet w stanie wpłynąć na polityczne losy Jamajki i pociągnąć za sobą tłumy. Można więc powiedzieć, że otwierający KFF „Marley” stanął na czele pochodu filmowych postaci – w festiwalowych projekcjach bowiem jak w soczewce skupiają się losy ludzi, którzy rzucają wyzwanie rzeczywistości, a nie poddają się jej.
Tak też czyni starsza pani z filmu „Zatrzymani w kadrze” reżyserowanego przez Tamar Tal. Właścicielka najstarszego w Izraelu studia fotograficznego mimo podeszłego wieku wypowiada wojnę telawiwskim urzędnikom, chcącym zamienić to miejsce, przyciągające setki turystów, w wysoki biurowiec. Jednak tym, co najbardziej przyciąga uwagę reżyserki, jest nie tylko zawziętość i niekonwencjonalne zachowanie utyskującej na wszystko Miriam, ale też niezwykle silna więź z wnukiem, pomagającym jej w prowadzeniu sklepu. Na dalszy plan schodzą wtedy fakty z historii Izraela, takie jak na przykład uzyskanie niepodległości, przez wiele lat uwieczniane na tysiącach klisz przez męża Miriam. W tym prostym formalnie, biało-czarnym filmie Tal zatrzymuje w kadrze relacje Miriam i Bena, naznaczone rodzinną tragedią, ale również codzienną rutynę przy sklepowej ladzie.
Motyw rodziny pojawia się zresztą w wielu konkursowych filmach. Młoda norweska reżyserka Karen Winther przywiozła do Krakowa swój dyplomowy film pod tytułem „Zdrada”. Wraca w nim po ponad 10 latach do rodzinnego Oslo, by się rozliczyć z latami swojej młodości. Jako nastolatka bowiem przynależała do lewackiego środowiska skupionego wokół squatu Blitz, a nie znajdując w nim swego miejsca, przekazała wszystkie informacje o nim neonazistom, po czym się przyłączyła do najbardziej aktywnego ugrupowania faszystowskiego. Reżyserka dokumentuje więc własne spotkania z byłymi anarchistami z Blitzu, z byłym liderem neonazistów, który wpłynął bezpośrednio na jej ideologiczne przekonania. Rozmawia z matką, którą kiedyś w ataku agresji pobiła, oraz z rzadko widywanym ojcem, zszokowanym wyznaniami o przeszłości córki. Wciąż z w tych rozmowach niczym bumerang wraca zdanie: „Nie wiem, dlaczego to zrobiłam”, podczas gdy odpowiedzi Karen powinna szukać we własnym domu, opuszczonym przez ojca, ze sprowadzającą kochanków matką, obojętną kiedyś na nastoletnie rozterki córki. Podobnie wiwisekcyjny charakter ma „Testament” Christiana Sønderby Jepsena. Tym razem jednak Henrik, bezrobotny trzydziestokilkulatek, pozostający w separacji z żoną, ma szansę odciąć się od toksycznej rodziny i na nowo poukładać swoje sprawy. Spory spadek po bogatym dziadku, nad którym krążą ojciec i bracia bohatera, staje się gwoździem do trumny rodzinnej więzi, i tak mocno nadwątlonej śmiercią matki Henrika, despotyzmem ojca i nałogami najstarszego brata.
Bohaterowie festiwalowych dokumentów często stają też w konfrontacji z pamięcią o swoich przodkach i ich losach. Dwa izraelskie dokumenty: „Sześć milionów i on” Davida Fishera i „Mieszkanie” Arnona Goldfingera wracają do czasów II wojny światowej, koncentrując się na poszukiwaniu prawdy o rodzinach obu reżyserów. Fisher wraz z rodzeństwem wyjeżdża do Austrii, gdzie na robotach przymusowych w kamieniołomach pracował jego ojciec, cudem ocalały z obozu koncentracyjnego. Goldfinger natomiast, porządkując dokumenty po zmarłej babce, z precyzją śledczego tropi historię przyjaźni, jaka połączyła jego dziadków, syjonistów zbiegłych z Niemiec, z małżeństwem von Mildenstein, które obracało się w nazistowskich kręgach władzy. W obu filmach przebija się uporczywe omijanie przez żyjących członków rodzin podejmowania rozmów o trudnych żydowskich losach, wypieranych ze świadomości przez drugie powojenne pokolenie Żydów. Matka Goldfingera nie zdawała sobie sprawy, że jej rodzice, opuszczając ukochane Niemcy, pozostawili w Vaterlandzie babkę, która niedługo potem została wywieziona do obozu. Rodzeństwo Fishera nie chciało odbywać trudnej podróży obozowym szlakiem swego ojca ani też czytać jego wojennych wspomnień. Odkrywanie kolejnych faktów z życia rodziców jest dla nich tym trudniejsze, im grubsza zasłona milczenia została spuszczona na przeszłość. Również krótkometrażowy „Bagaż” Danisa Tanovicia, znanego polskim widzom reżysera głośnej „Ziemi niczyjej”, odwołuje się do nie tak odległej tym razem historii – konfliktu na Bałkanach – wciąż jednak ma na uwadze przede wszystkim emocje jednostki. Młody Bośniak przyjeżdża ze Szwecji (dokąd uciekł po wojnie), by zabrać znalezione w masowym grobie prochy rodziców. Operując prostą symboliką i oszczędnymi dialogami, Tanović przypomina o nieznanych losach tysięcy Bośniaków, a przede wszystkim – na przykładzie wycofanego, chłodnego Amira – o psychicznym bagażu, który dźwiga każdy, kto doświadczył wojny.
Do nielicznych wyjątków wśród dokumentalnych produkcji skupiających się na jednostce ludzkiej należy między innymi czeskie „Zaćmienie słońca”. Dokumentalista Martin Mareček towarzyszy dwóm elektrotechnikom, wyruszającym w ostatnią podróż do Zambii w ramach projektu elektryfikacji biednych regionów. Tomaš i Milan z właściwą Czechom ironią komentują zastane w zambijskiej wiosce zmiany, na nice odwracające efekty ich pracy oraz marnujące fundusze rządu czeskiego, wspomagającego rozwój kraju Trzeciego Świata. Okazuje się, że tworzona przez Czechów kosztowna instalacja baterii słonecznych doprowadziła do nadmiernej eksploatacji i w efekcie na nowo pogrążyła w ciemności całą wioskę. Podążając za bohaterami, bezskutecznie tłumaczącymi tubylcom zasady działania akumulatora i podstawy oszczędzania wody i energii, stopniowo odkrywamy, że ekonomiczna pomoc krajom afrykańskim nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dzieląca Europejczyków i Afrykańczyków różnica w mentalności jeszcze długo będzie wpływać na cywilizacyjny zastój tych drugich, mających odmienny od naszego stosunek do czasu, własności czy pracy.
Co jeszcze warto zobaczyć na festiwalu do niedzieli, kiedy trzy składy jury przyznają nagrody najlepszemu dokumentowi, krótkiemu metrażowi oraz filmowi polskiemu? Interesująco zapowiada się zwłaszcza polska premiera „Radiomana” Mary Kerr o najbardziej znanym nowojorskim kloszardzie, rozpoznawanym nawet przez George’a Clooneya czy Robina Williamsa. Będzie też ostatnia szansa, by zobaczyć prowokujący, także w Krakowie, liczne dyskusje dokument Marii Zmarz-Koczanowicz, która towarzyszyła z kamerą Agacie Tuszyńskiej, piszącej książkę o podejrzewanej o kolaborację z gestapo kabaretowej artystce Wierze Gran. Do tego oczywiście projekcje cyklu Krakowskich Premier Dokumentalnych, a wśród nich reklamowany jako „pożegnanie z dokumentem” nowy film Jacka Bławuta „Wirtualna wojna”, podglądający środowisko graczy komputerowych. Tym, którzy nie mogą zasiąść przed ekranami krakowskich kin, polecam skondensowany program Krakowskiego Festiwalu Filmowego w postaci 12 filmów dostępnych w Kinopleksie.
52. Krakowski Festiwal Filmowy
Kraków, 28.05. – 3.06.2012