Nr 2/2025 Na teraz

Na granicy światów

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Zaczyna się banalnie – oczywiście tak banalnie, jak mogłaby się rozpoczynać historia o końcu świata, jaki znamy. Tajemniczy Incydent zmiótł z powierzchni Ziemi połowę ludzkości, ci zaś, którzy pozostali, narażeni są na wystąpienie u nich najróżniejszych mutacji. Mutują nie tylko ludzie, ale i cały organiczny świat. Ocaleńcy stracili wspomnienia – nie pamiętają nie tylko tego, co było wcześniej, ale i natury samego Incydentu. Tym trudniej ułożyć im zasady funkcjonowania w nowej rzeczywistości. Społeczności, niczym dzieci we mgle, podporządkowały się Czarnej Korporacji, która kontroluje ludzi za pomocą brutalnych bojówek. Potem pojawiają się buntownicy gotowi przeciwstawić się tym siłom – to rebelianci zamieszkujący zamknięte dla wszystkich lasy.

To właśnie na rebeliantów natyka się Nikti w jednym z miejskich centrów. W wyniku tego wbrew swej woli udaje się do lasu, strefy zakazanej. Natrafia tam na relikt przeszłości, który pozwala jej wrócić do najodleglejszych pamiętanych czasów, czyli do momentu niedługo po Incydencie. W lesie znajduje coś jeszcze – przedziwny, niebieski kwiat, znany ze swoich psychodelicznych właściwości. Jego zapach pozwala zobaczyć to, co niewidoczne dla oczu. Co się jednak stanie, gdy zamiast go powąchać, Nikti zdecyduje się go zjeść?

Zavka, autorka obecna na polskiej scenie komiksowej od ponad dziesięciu lat, serwuje nam kolejne sceny, które nadają historii nieoczekiwany bieg, przeskakują do zupełnie innego punktu, a temu, co już znamy, nadają zupełnie nowy charakter. W tej wartkiej akcji można się zgubić – to zabieg zapewne celowy, bo poczucie zagubienia towarzyszy także głównej bohaterce, która starając rozwikłać (choć jedną) zagadkę, wpada w króliczą jamę wypełnioną niewiadomymi i absolutnie przerażającymi wizjami.

Pierwsze wrażenie czytelnicze podpowiada, że mamy do czynienia przede wszystkim z komiksem sci-fi z podgatunku postapokaliptycznego. Szybko jednak zostaje ono zweryfikowane, bo sposób pracy z emocjami bohaterów przybliża komiks do dramatu, sposób budowania napięcia – do thrillera, a podtrzymywanie elementu niesamowitego – do horroru. Ta gatunkowa transgresyjność nie pozwala nam osadzić się wygodnie w ramach przyjętych gatunkowo założeń, a więc i utartych schematów interpretacyjnych.

Na pierwszy rzut oka z kolei kreska „Promieni Xi” przywodzi na myśl dziecięce rysunki – co wskazuje na jeszcze jedną konotację gatunkową: komiks przypomina przerażającą baśń, w której to, co realne, miesza się z niesamowitym; w której to, co należące do świata dziecięcego (intensywnie przez bohaterkę szukanego i bronionego przed ponowną utratą), zderza się z tym, co przynależy do świata dorosłych (niezwykle zintensyfikowana przemoc czy seks). Zavka wplata w opowieść elementy bardzo silnie konotujące ten trop gatunkowy, sięgając po personifikacje zwierząt – w tym tak emblematycznego dla świata baśni wilka.

A jednocześnie gra elementami kojarzonymi tak z narracją o przerażającym, jak i z doświadczeniami dzieciństwa – na przykład sięgając po popularny wśród dzieci, przynajmniej z mojego pokolenia, wierszyk o czarnym lesie: „Był sobie czarny, czarny las…”. To również przykład na to, jak autorka gra kontekstami. Wiersz ten znajdziemy także u innych autorów – moje lekturowe skojarzenia prowadzą do „Chleba rzuconego umarłym” Bogdana Wojdowskiego oraz „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator. Mamy zatem punkt styczny z narracją eksplorującą starcie dziecięcej wrażliwości ze światem w czasie katastrofy (Wojdowski) lub z thrillerem gatunkowym (Bator). Lista linków prowadzących do innych dzieł jest oczywiście dłuższa. Wśród inspiracji odnajdziemy także filmowe narracje o niepokoju – autorka co jakiś czas mruga do nas porozumiewawczo, serwując kadry inspirowane twórczością Davida Lyncha (czerwony pokój z podłogą w nie-szachownicę przywołujący Twin Peaks) czy też Stanleya Kubricka (postaci w ceremonialnych strojach niczym z „Oczu szeroko zamkniętych”).

Co mam na myśli, pisząc wyżej o kresce przypominającej dziecięcy rysunek? Świat „Promieni Xi” zbudowany został z prostopadłościanów, ostrosłupów, walców i kuli, niczym pierwszych kształtów odwzorowywanych na kartce drewnianych klocków lub zapełniających kolejne strony zeszytu brył pokazywanych na lekcjach geometrii. Tę trójwymiarową przestrzeń rozlaną na płaszczyźnie zamieszkują postaci o niezwykle uproszczonym i płaskim fizis. Sceny – nawet te, które z założenia powinny tchnąć dynamizmem, jak momenty walk – są niezwykle statyczne. Jakby rysunek dopełniała za każdym razem opowieść dziecka: „Zobacz, tutaj postać walczy z…”.

Nie oznacza to, że autorka nie sięga po kompozycję rytmiczną – polega ona jednak bardziej na zwielokrotnieniu niż na nadaniu dynamiki. Widać to zwłaszcza wtedy, gdy akcja toczy się w lesie – wówczas powtarzające się w kadrze elementy kompozycyjne przydają pewnego rodzaju porządku i charakteru przestrzeni. Powtarzalność elementów i ich rozmieszczenie w kadrze w przypadku „Promieni Xi” wzmacnia wrażenie nienaturalności – uporządkowane struktury tworzą przestrzenie, w których naturze leżą nieregularność i swoboda (jak świat przyrody). Jednocześnie Zavka potrafi zaskakiwać, serwując nam na rozkładówkach abstrakcyjne zabawy kształtem czy też typografią. W warstwie formalnej „Promienie Xi” są więc konsekwentne – tak na poziomie narracji gatunkowych, jak i rysunku mamy do czynienia z transgresją, hybrydą, zlepkiem, konstelacją.

„Promienie Xi” stanowią zatem szkatułkową opowieść łączącą narrację sci-fi z elementami thrillera, horroru i dramatu psychologicznego postaci, budowaną za pomocą niestandardowej oprawy graficznej. To ciekawe, gdyż pod względem formalnym stanowią absolutne zaprzeczenie innego tytułu wydanego przez Timof w podobnym czasie, czyli „Małpy” Basi „Asash” Majkowskiej. „Małpa” jest – odwrotnie niż „Promienie Xi” – bardzo klasyczną pod względem prowadzenia narracji historią silnie zakorzenioną w swojej gatunkowości, nieskręcającą w żadne eksperymentalne pola (także na gruncie warstwy graficznej), skupioną przede wszystkim na budowaniu wartkiej fabuły i wiarygodnej psychologii postaci. Stąd więcej niż konwencji jest tu tła obyczajowego – przypomina ono, że niezależnie od gatunku i czasu akcji bohaterowie zawsze napędzani są afektami: kierują nimi często podobne emocje, potrzeby i żądze.

„Promienie Xi” to z racji założeń konstrukcyjnych komiks obezwładniający. Wielki i ciężki – prawie trzystustronicowy, w dużym formacie i twardej oprawie – jakby już samym swoim kształtem chciał nam jasno zakomunikować, że jest lekturą bogatą: czytelnika czeka spotkanie z mniej standardową estetyką, ogromnym bogactwem pomysłów, kolorów, kształtów czy nawiązań. Komiks wymaga czasu i skupienia, na pewno eksplorowania naszych skojarzeń, a być może także ponownej lektury, by dostrzec kolejne warstwy i punkty zaczepienia. Wymagające – zarówno na poziomie fabuły, jak i rysunku – wnętrze sporo zatem oferuje, ale zarazem sporo pochłania (czasu, wiedzy, myśli i emocji). Jeśli zgodzimy się na taką wymianę i zdecydujemy się kroczyć po tym labiryncie pewnie, czujnie i niespiesznie – lekturowy trud zostanie nam wynagrodzony.

Zavka, „Promienie Xi”
Timof i cisi wspólnicy
Warszawa 2024