Opowiadano o duchach, które w południe chodziły po polach. Duchy te nie miały nazwy, mówiono tylko, że diabeł wodzi lub nazywano je zwodzicielami. Zwodziciele pojawiali się nie tylko na polach, ale także w lasach. Nie posiadały one żadnej postaci[1].
Mala Herba (z łacińskiego „złe zioło”) to w zamierzeniu Zosi Hołubowskiej, autorki konceptu, forma dźwiękowej i społecznej (poprzez współuczestnictwo słuchaczy i wykonawców) terapii. Tym razem zabiera słuchaczy do zaświatów, w przestrzenie liminalne i nieokreślone, o granicach rozmytych wszechobecnym pogłosem. Ta ekscytująca enklawa należy do wszelkiej maści Odmieńców: widm, zjaw, rusałek, wił i innych niejednoznacznych (niebinarnych) postaci, zaczerpniętych przez Hołubowską (po raz kolejny – po „Demonologii” i „Singing Warmia”) ze słowiańskiego folkloru. Tytuł „Wounded Healer” odnosi się jednak nie do słowiańskiego, a do greckiego mitu – o Chironie, najbardziej światłym z centaurów, nauczycielu herosów, medyku. Cierpiąc po zranieniu strzałą Heraklesa, zrzekł się on swojej nieśmiertelności na rzecz Prometeusza. To właśnie dar uzdrawiania innych pomimo własnego cierpienia zadecydował o patronacie Chirona nad płytą.
Jedną z najbardziej znanych koncepcji uzdrawiania w kontekście muzyki współczesnej przedstawiła Pauline Oliveros. „Sonic meditations”, będące swoistą praktyką obecności w dźwięku, wynikającą z doświadczenia czułego, głębokiego słuchania (deep listening), opracowała w oparciu o zestawy aktywności ruchowych, technik oddechowych i ćwiczeń medytacyjnych. Według autorki wpływały one na poszerzenie świadomości, wyczulenie zmysłów, zmianę fizjologicznych nawyków oraz psychologicznego dobrostanu. Paradoksalnie ekspresja muzyczna odgrywała w tej praktyce drugorzędną rolę, wobec ukierunkowania działań na efekt dostrojenia umysłu do ciała oraz uwrażliwienia praktykujących na otoczenie i siebie nawzajem[2]. Także w kulturze ludowej muzyka, a zwłaszcza obrzędowe śpiewanie, zajmują istotne miejsce jako forma terapeutyczna i autoterapeutyczna. Muzyka nie tylko kanalizuje tu emocje, uspokaja, relaksuje słuchacza, a podług wierzeń magicznych także zaklina uroki, ale w formie performatywnej (śpiew, taniec) angażuje ciało poprzez ruch, oddech czy drganie. Jako wspólnotowe doświadczenie pełni zaś funkcję integrującą.
„Uzdrawianie jest polityczne, zbiorowe i cykliczne” – możemy przeczytać w adnotacjach do „Wounded Healer”. Zgodnie z tym założeniem każdy utwór na płycie powstał we współpracy z osobami artystycznymi, których twórczość wyznacza nowe pola poszukiwań, nie tylko muzycznych. Zebrane przez Hołubowską postacie charakteryzują się nietuzinkową, często bezkompromisową inwencją, łączącą różne rodzaje ekspresji, zaangażowanie społeczne i siłę wyrazu.
Istotą tej płyty jest przede wszystkim głęboko eksplorowana ludowość – głównie: słowiański folklor. Za pomocą narzędzi kontrkultury poddawany jest on dźwiękowym i formalnym eksperymentom, umożliwiającym odczytanie ludowości z perspektywy aktualnych dyskursów, przede wszystkim queerowych. Choć zatem fundamentem jest kultura tradycyjna, to współczesne elektroniczne formy konstruują artystyczną wypowiedź. Taneczny temperament z „Demonologii” został tym razem sprowadzony do zaledwie kilku wyrazistych motywów czerpiących z estetyki ebm czy deconstructed club. Punkt ciężkości został przeniesiony zaś w bardziej impresyjne rejony ambientu, noise’u, tętniących basowych blastów i wibrujących syntezatorowych partii.
Śmiałe zabiegi kompozytorskie nie przysłaniają jednak tradycyjnych kontekstów, które przywoływane są na „Wounded Healer” w różnych wcieleniach, jak chociażby poprzez sięgnięcie do dawnego instrumentarium. Dzieje się tak w przypadku „Chleba”, w którym hipnotycznie wybrzmiewa lira korbowa Soil Troth (wcielenie Slasi Wilczyńskiej z Ugorów). Wszechobecne są odwołania do ludowych przyśpiewek, zarówno w treści, jak i formie („Siemieniec”, „Vesnianka”, „Chleb”, „Wiły”, „Nikt”, „Lipa”). Łącznikiem z tradycją może być również rytm. Tak jest choćby w „Siemieńcu” nagranym w dwóch odsłonach: z Resiną eksperymentującą z brzmieniami elektronicznymi i wiolonczelowymi, oraz z Edką Jarząb – artystką dźwiękową, której poszukiwania twórcze odnoszą się między innymi do idei medytacji dźwiękowej Oliveros. Utwór tytułem nawiązuje do rzadkiego i zapomnianego tańca korowodowego z okolic Sieradza – w obu wersjach syntetyczne bity rekonstruują jego specyficzny, zawieszony rytm. Siemieniec zdaje się być przywoływany przez Mala Herba również ze względu na kontekst uzdrawiania, jest to bowiem nie tylko nazwa tańca, ale także określenie na polewkę z nasion konopnych używaną w sytuacjach obrzędowych i leczniczych (wypita w wigilię Bożego Narodzenia ma przeciwdziałać bólowi gardła).
„Vesnianka” z kolei odwołuje się do tanecznej wiosennej pieśni, wykonywanej na terenach dzisiejszej Ukrainy. Zaśpiewana została w duecie z Anną Jurkiewicz, która jako antropolożka bada pieśni obrzędowe, a jako śpiewaczka je wykonuje. W jej indywidualnej twórczości również pojawiają się motywy wspólnotowości i cielesności śpiewania. Dwugłos z Hołubowską na tle posępnych syntezatorowych ornamentów i oszczędnych bitów przykuwa uwagę swoją świetlistością i klarownością charakterystycznymi dla śpiewokrzyku.
Głos na „Wounded Healer” jest pierwszoplanowym elementem, narzędziem ekspresji, obszarem dźwiękowej i kulturowej eksploracji. Począwszy od wspomnianego białego głosu, poprzez eksperymenty z pozawerbalnymi, poszerzonymi technikami wokalnymi (rozmaite nieartykułowane odgłosy, wycia, skandowania, zaśpiewy, „zaświatowe” intonacje), aż po cyfrowe modyfikacje i dekonstrukcje polegające na zwielokrotnianiu, rozciąganiu, nakładaniu filtrów i efektów (zwłaszcza przesterów i pogłosów). Wszystkie z tych zabiegów wydają się elementami strategii queerowania głosu uderzającej w jego genderową stereotypizację w kulturze, nie tylko muzycznej. Słyszymy zatem głosy niskie i wysokie, drapieżne i świetliste, przybierające płynną tożsamość, nieidentyfikowalne i wymykające się jednoznacznym klasyfikacjom. Najbardziej wyrazistymi przykładami tej niebinarności są duety: ten z Darią Kazimirą („Uzdrawianie”), improwizującą wokalistką, multiinstrumentalistką i performerką, której sztuka porusza się wokół idei transformacji i transgresji; oraz ten z Enesi M. („Nikt”), osobą artystyczną z Brazylii uwalniającą granice gatunkowe (zestawianie ze sobą między innymi metalu, rapu, baile funku czy muzyki elektronicznej) w (post)klubowym kontekście. Język portugalski Enesi M. znakomicie adaptuje się w avant-folkowym słowiańskim uniwersum (brzmi niczym zaklęcia szeptuchy), co jest kolejnym przykładem rozmywania podziałów i opozycji na „Wounded Healer”.
Demontaż binarności dokonywany jest także w przestrzeni dźwiękowej za pomocą wszechobecnego pogłosu, będącego jednym z filarów ekspresji muzycznej Mala Herba. Jego użycie nie tylko ewokuje tajemniczą, zaświatową atmosferę oraz poszerza brzmieniowy zakres kompozycji, ale zaciera także granice każdego zanurzonego w nim dźwięku i głosu. Odkształca je, rozciągając do postaci amorficznych pasm o nieokreślonej tożsamości. Demokratyzuje w harmonijnym współbrzmieniu i wybrzmiewaniu. Co istotne z muzycznej perspektywy, owo dźwiękowe rozmycie nie wpływa negatywnie na temperament utworów Mala Herba – co możliwe jest głównie za sprawą wyrazistego kontrapunktu w postaci warstwy perkusyjnej oraz intensywnych dźwięków o industrialnej proweniencji.
Przykładem tego jest utwór „Ani boga, ani pana” zarówno w wersji albumowej (w duecie z Requiem), jak i w remiksie Rafała Rychterskiego. Te dwie kompozycje wychodzą poza idiom ludowości utożsamianej z wsią. Postclubowy, noise’owy i intensywnie zgliczowany utwór koresponduje z punkowymi korzeniami Hołubowskiej, choć przede wszystkim stanowi odwołanie do hasła dziewiętnastowiecznych angielskich anarchistów, przywoływanego aż po dziś przez lewicowe ruchy robotnicze, punkowe czy feministyczne.
Fuzja elektroniki i industrialu ze słowiańskim folklorem, zanurzona w demonologiach i inspirowana urokiem starych rytuałów stanowi jeden z najistotniejszych epizodów kształtowania się polskiej sceny alternatywnej i eksperymentalnej (w dużej mierze za sprawą podlubelskiego wydawnictwa Obuh). Dostrzegając tę perspektywę, możemy dopatrywać się w twórczości Mala Herba pewnej kontynuacji „muzyki jakiej świat nie widzi”. Wersja Hołubowskiej, uwspółcześniona, przesuwa jednak akcent avant-folkowego zjawiska z fascynacji realizmem magicznym na rzecz zaangażowania społeczno-politycznego, queerowego aktywizmu i uzdrawiania. Mala Herba przechwytuje tradycję nie tylko z jej folkowym powabem, ale i z bagażem konserwatywnych, patriarchalnych i etnocentrycznych (lęk przed obcym, odmiennym) fobii, poszukując dla niej możliwości transgresji. Poprzez queerowanie (uzdrawianie) tradycji projekt podejmuje zatem próbę odzyskania (choć może właściwszym słowem byłoby „ustanowienia”) tej przestrzeni dla zepchniętych na jej margines, bądź zupełnie z niej wykluczonych jednostek i społeczności. Udzielając im głosu (w dosłownym i przenośnym znaczeniu), podobnie jak Łukasz Kozak w „Upiorze. Historii naturalnej”, nadaje rzekomym widmom, zjawom i demonom podmiotowość.