Gdzie jest Osebol? Nikt w Sztokholmie nie wie. Kiedy jedna z bohaterek Marit Kapli mówi, że koło Stöllet, okazuje się, że i o nim nikt nie słyszał. Za to wszyscy nabijają się z nazwy. „Niby, że stolle, jak głupek?”. Nie wiedzą, gdzie to jest. Dodaje więc, że w gminie Torsby. Dalej nic. Uzupełnia: Branäs. Dopiero wtedy zaczynają kojarzyć.
Osebol to värmlandzka wieś, w której zawsze bano się rzeki, dlatego domy, inaczej niż nad inną wodą, są od niej zwrócone w stronę w drogi. Mieszkańcy mówią o okolicy: szorstka, surowa, ponura i nudna, „ale i tak wspaniała”.
Według Johna Agnewa miejsce składa się zawsze z trzech elementów. Jednym z nich jest umiejscowienia na mapie, a więc odpowiedź na pytanie „gdzie”[1]. Powtórzmy więc, że tytułowe miejsce z tomu Kapli położone jest w północnej części Värmlandii, w gminie Torsby, w sąsiedztwie Stöllet, Bråten, Björby i Värnäs. Stołeczny Karlstad oddalony od wsi o 115 kilometrów, Sztokholm prawie o 300. Już bliżej mieszkańcom do norweskiego Oslo. Dla Szwedów to niemal daleka północ, surowa, odludna kraina.
Drugi komponent Agnew’owskiego miejsca odnosi się do kontekstu fizycznego – czyli materialnego i topograficznego ukształtowania – i społecznego. W Osebolu stoi kilkadziesiąt domów. Część z nich jest stara i pamięta jeszcze XIX wiek. Niektórych nie stawiano od podstaw, tylko je przenoszono. Tak było na przykład z domem Lennart Olsson, który stał w Ambjörby, gdzie rozłożono go na części, powiązano, wrzucono do rzeki i wyciągnięto w Osebolu. Domostwa są całoroczne i letniskowe, na stałe i na wynajem. Za swoje otoczenie mają sosnowy las i rzekę, Klarälven, a od północy międzynarodową drogę E16. Jest tu też unikatowy dwułukowy most, wizytówka okolicy, przeznaczony jednak do rozbiórki (gmina, mimo dotacji z Unii, nie wpłaciła swojej części na jego remont). Kiedyś, wspominają bohaterowie, był i sklep, który pełnił funkcję punktu zbornego i umacniania wspólnoty. „Każdy gadał [tu] z każdym”. Odkąd zniknął, „nie widuje się [już] nikogo”.
Do niedawna w Osebolu kobiety siedziały w domach, a mężczyźni pracowali w lesie, wykonując całą robotę – dziś oddelegowaną maszynom – ręcznie. Ścinali drewno piłami, siekierami i obrzynali gałęzie. Drewno zwożono z lasu nad rzekę, a potem spławiano. Na łące w Osebolu był punkt zrzutu. Dziś jeżdżą tędy jedna za drugą ciężarówki, które zwożą drewno. Na miejscu o pracę trudno. Nieliczni mieszkańcy z pomalowanych na czerwono domów pracują najczęściej poza wsią: jako nauczyciele, pomoc domowa, pielęgniarki, salowe, pomoc domowa.
Trzeci element miejsca, na które wskazuje Agnew, odnosi się do znaczeń, jakie nadaje mu się indywidualnie lub zbiorowo, do afektywnego do niego stosunku – do tożsamości wytworzonej przez miejsce. Osebol to „wolność”, „bezpieczeństwo”, „spokój”. Miejsce, w który żyje się dobrze, gdzie „horyzont jest na właściwym miejscu”. Wieś jest punktem odniesienia, miejscem, które zabiera się ze sobą („Osebol nieodwracalnie wrósł we mnie”), ale bywa i balastem, skoro wszystko przenoszone jest do większych miejscowości, mimo że „nadal są tu ludzie i dzieci”[2].
Monumentalną (800 stron!) poetycką książkę Kapli zasila kilka impulsów. Po pierwsze pragnienie, by zapisać rodzinny Osebol, gdzie pisarka dorastała w silnym poczuciu wspólnoty z miejscem. „Osebol był wioską, z której można było być dumnym. Mieliśmy most, supermarket i stok narciarski; to było więcej, niż miała większość innych wiosek w okolicy”[3] – opowiada mi, kiedy rozmawiamy. Czas w rodzinnej wsi kończył się dla niej kilka razy: najpierw gdy Kapla przeniosła się do Torsby, by rozpocząć średnią edukację, i później, gdy zaczęła studia w stolicy. Ostatecznie utraciła wieś, gdy jej ojciec zachorował, a matka latem 2007 roku sprzedała dom rodzinny. Ale miejsce nigdy nie uległo w niej zatarciu. „W snach ciągle wracam do Osebolu” – mówi.
Szwedka poniekąd odnawia gest sąsiada, który jako pierwszy w okolicy kupił kamerę wideo, postawił ją na statywie i utrwalał to swoją babkę, to ojca Pere-Erika, Vilhelma, „którego twarzy dziś już nikt nie pamięta”. Ów sąsiad mówi autorce: „To naprawdę cenne / mieć ich na filmie”. Kapla podobnie, pisze po to, by pozwolić, aby na kartce papieru pozostawić ślad, odcisk, ale także: by chronić litery alfabetu codzienności, tworząc w ten sposób poemat trwania[4]. W „Osebol” mówi się o łowieniu ryb i zbieraniu jagód, siedzeniu z psami i chodzeniu po lesie, o zapadaniu w sen zimą i ożywaniu wsi latem. Kapla prowadzi nas od domu do domu, zapraszając do świata miejscowych i przyjezdnych, młodych i dojrzałych, ludzi samotnych i żyjących razem, którzy – poza wszystkim – opowiadają nam o tym, co to znaczy pozostawać żywym. Czytamy więc o mieszkańcach szwedzkiej wsi, a zarazem o człowieku-jako-takim, którego bohaterowie, jak pisze Maciej Robert w posłowiu, stanowią reprezentację:
Myślę, że to dobrze
Jak człowiek sięgnie dna
i ma szczęście, że może się od niego odbić
[…]
Człowiek pokornieje
zaczyna się cieszyć
ma prawie siedemdziesiąt lat
ale jak się rano obudzi
to sam może podnieść się z łóżka
zjeść
i samodzielnie się wysraćÅKE AXELSSON UR. 1947
Impuls do napisania książki przyszedł także skądinąd. Z krzywdzących reprezentacji wsi i gniewu, który one wywołały („był on jedną z sił napędowych tej książki”). Kiedy Kapla czytała artykuły prasowe o wsi, zdawały jej się one bez reszty paternalistyczne, pełne uproszczeń i uprzedzeń. Wieś określano jako „pustą” i „martwą”, nie dość rozwiniętą. „Nazywamy to powierzchnią śmieci. Värmland i Gotlandia to typowe przypadki obszarów zaśmieconych. Nie ma działalności gospodarczej, nie ma uniwersytetów, nie ma rozrywki, nie ma sklepów, nic, tylko drzewa” – mówił na przykład ekonomista Kjell A. Nordström. Jego słowa, zdaniem Kapli, odzwierciedlają „kapitalistyczną logikę, wedle której miejsca liczą się tylko o tyle, o ile mogą generować wzrost”. Dyskurs, jaki przytacza autorka, przypomina nasz własny, w którym to, co wiejskie, myślane jest jako dotknięte zawstydzającym „opóźnieniem”, a wieś przedstawia się za pomocą obrazów bylejakości i monotonnej codzienności. Jej mieszkańcy – pisze Tomasz Rakowski – „stają się […] imaginacją »stanu zerowego«, po to, by móc myśleć o właściwej, pożądanej formie rozwoju społecznego”[5].
Kapla próbuje stawić opór głosom orientalizującym wieś. Jej „Osebol” jest próbą znalezienia form alternatywnych dla wielkomiejskiego języka. Właśnie próba najgłębszego wniknięcia tam, gdzie nie zapuszcza się nikt; notacji tego, co zwyczajne, codzienne, banalne; skupienia się na tym, co się wydarza, kiedy nie wydarza się nic – okazuje się radykalną krytyką obrazu wsi i opowieści tłumiących jej głosy. Jednocześnie pod piórem Kapli drobne okruchy codzienności, z pozoru doskonale bezbarwne, stają się dla nas – nierzadko – olśnieniem.
Pewnie dawno nie widziałaś gili?
Przed chwilą było pięć albo sześć.
W zimie, w najgorszy mróz
Jest z pięćdziesiąt, sześćdziesiąt.Pełno ich tam w brzozach.
Tak jest wtedy pięknie
szadź na gałęziach…Kiedy wychodzi słońce
siedzą i się wygrzewają.Wypisz wymaluj jak czerwone jabłuszka.
BROR ANDERSSON UR. 1935
Dzięki bestsellerowej książce Kapli (sprzedawanej w wersji kieszonkowej w kioskach i na lotniskach) bohaterami zbiorowej wyobraźni stali się Karin Håkansson, Lars Jörlén, István Fóth i pozostałych 39 mieszkańców i mieszkanek Osebolu, a ich głos, na co dzień tłumiony w ramach istniejącej hegemonii, stał się słyszalny. Autorka tworzy rodzaj spotkania między tym, kto mówi, a tym, kto czyta, sama wycofując się na dalszy plan, zacierając swoją obecność w tekście. Słowa, które pojawiają się na „scenie”, nie są przez nią wygładzane (zachowane są błędy, właściwe językowi mówionemu wtrącenia, elementy gwary itp.) ani układane pod tezę. Chcą raczej komplikować dominujące obrazy, popychać większościowe struktury do myślenia wsi na nowo.
Kapla dokonuje selekcji, korzysta z technik montażu, ale trzyma się bardzo blisko tego, co i jak zostało powiedziane. Istotne jest także, kto mówi. Imię każdego mieszkańca, wraz z datą urodzenia, notowane jest na dole strony. Zamysł był taki, by pisać jak Swietłana Aleksijewicz; by każdy bohater mówił bezpośrednio do czytelnika, a w tekście nie pozostało nic poza nagimi słowami osoby mówiącej.
Skąd jednak wziął się pomysł, by owo chwytanie życia (wsi) na gorącym uczynku przemienić w poetycki materiał?
Pomysł pochodził od kolegi po piórze [Erika Anderssona], który usłyszał, jak czytałam fragment jednego z wywiadów, które opublikowałam w czasopiśmie kulturalnym. Uznał, że brzmi to jak poezja, i zasugerował, abym również tekst [książki] ułożyła w formie poetyckiej. Natychmiast poczułam, że to właściwy sposób na zaprezentowanie rozmów z Osebolu. Prowadząc je, przez cały czas dostrzegałam poetyckie cechy w tym, co mówili mi ludzie, i zastanawiałam się, jak mogłabym oddać je w pisanym tekście
– mówi pisarka.
Kapla czerpie z praktyk tworzenia literatury, które opierają się na zebraniu faktualnego materiału. Także w kolejnej książce, „Kärlek på svenska” [Miłość po szwedzku], pisarka zbiera głosy, które montuje tak, by utworzyły liryczną całość. Choć tam poetycki zapis opiera się na wypowiedziach, które pochodzą skądinąd. W prawie 600-stronicowej książce opartej na filmie Staffana Juléna głosy 31 osób odsłaniają swoje rozumienie i doświadczenie miłości, układając się w jej poetycki obraz. Kapli blisko do strategii Charlesa Reznikoffa, który w „Testimony: The United States 1885–1915” wyszedł od zapisów prawnych, by wydobyć z nich poetycko-dokumentalną panoramę Stanów przełomu wieków. Amerykanin, który w swoim dziele doświetlał to, co zwykłe i niepozorne, określał te teksty recytatywami. Podążały one – tak w każdym razie o tym myślał[6] – za szczegółem, za tym, co widać i słychać, rezygnując z oceny, z uwag, komentarza. Określenie „recytatyw” – które w muzyce odnosi się do rodzaju rytmicznie swobodnej wypowiedzi wokalnej, mającej na celu naśladowanie zwykłej mowy – pasuje także do zamysłu Kapli, której – jak wspomniano – zależy na bliskości do języka mówionego. Pisarka nie podkręca wypowiedzi, są one przekazywane z werbalną prostotą i retoryczną płaskością. Jej poezję, jak Reznikoffa (który sam to sugerował), daje się zestawić ze zdaniami złożonymi w sądzie, tyle że w tym wypadku byłby to raczej „zbiorowy trybunał teraźniejszości”[7].
Nie jest to książka, którą czyta się na jednym oddechu. Skłania raczej do pauz, powrotów, do wyłapywania drobnych szczegółów, z których utkane jest życie kolektywnego bohatera, który dzięki publikacji zyskał „więcej pewności siebie”.
Ostatecznie w „Osebol” za pomocą uwodliwej formuły – która zaprasza do naśladowania – Kapli udaje się uruchomić dialog między literaturą a etnografią, poezją a dokumentem, bez popadania w pułapki, którymi licznie usiany jest obszar pisania o wsi. Nie ulegając pokusie romantyzacji ani orientalizacji wsi, pisarka wydobywa elementy jej własnego głosu i doświadczenia, tworząc przestrzeń, w której wieś i jej mieszkańcy nie są już jedynie biernymi świadkami historii czy obiektami opisów – miejsce, które staje się szansą nowego spotkania i nowego rozdania.