„Bez kooperacji wszyscy umrzemy!” – stwierdza Anna L. Tsing w swojej książce „Grzyb u kresu świata”. Antropolożka snuje opowieść o globalizacji, samonapędzającym się kapitalizmie i ekologii na przykładzie grzybów Matsutake, które – za sprawą niesprzyjających warunków, w jakich przyszło im rosnąć – stały się naczelną metaforą chaotycznej epoki antropocenu. Grzybnie to podwaliny naszego ekosystemu, które stawiają na kolektywność, by móc prosperować. Dzięki podziemnym sieciom połączeń grzyby pośredniczą w przekazywaniu życiodajnych cukrów, wody i minerałów między starszymi drzewami a młodszymi sadzonkami. Pomagają również w przesyłaniu sygnałów o zagrożeniach – gdy jedna roślina zostaje zaatakowana przez szkodniki, inne mogą się przygotować, wytwarzając substancje obronne. W ten sposób grzyby zapewniają stabilność całemu ekosystemowi. Łączą wszystko to, co inaczej musiałoby trwać w oddzieleniu; tworzą jedność tam, gdzie jej brakuje. Niewykluczone, że to właśnie tu leży (a raczej rozrasta się) odpowiedź na pytanie: „Jak żyć?”. Być może budowanie międzygatunkowych relacji opartych na współpracy to jedyny sposób na sprostanie współczesnym wyzwaniom społecznym i środowiskowym. Odkrycie transformacyjnego potencjału, jaki leży w symbiozie, może doprowadzić do potrzebnej regeneracji świata. Właśnie te wielowarstwowe zależności mycelium stanowią temat przewodni czwartej płyty Błota.
Trzy lata od wydania albumu „Kwasy i Zasady” Wuja HZG, Latarnik, OlafSaxx i Cancer G, czyli skład znany też z EABS powraca z kolejnym projektem. „Grzybnia” to odważne aranżacje o przemyślanej koncepcji. Słuchanie tej płyty to swoista wyprawa do lasu: nie jest to jednak ani zwykły las, ani zwykły spacer, lecz przestrzeń pełna cieni instrumentalnego hip-hopu i prześwitujących przez liście promieni fusion jazzu. Biegnąca przez nią dźwiękowa ścieżka zachęca do zaglądania pod drzewa, chwil zatrzymania, a nawet zrywu do biegu. Każdy napotkany po drodze grzyb, poza widoczną na powierzchni formą, skrywa swoją podziemną, złożoną sieć kompozycji. Poprzednie płyty Błota podejmowały tematy związane z naturą, jak w przypadku „Erozji” (2020) i „Kwiatostanu” (2020), oraz kwestie społeczne, takie jak interpretacja cnót i wartości w „Kwasach i Zasadach” (2021). Wszystkie albumy cechuje pewna dychotomia, rzucająca światło na kontrasty przeciwstawnych sił dobra i zła. „Grzybnia” również ma dwie części – tym razem dziewięć utworów podzielonych jest na grzyby jadalne i trujące.
Na obrzeżach tego bezpieczniejszego rejonu lasu wybrzmiewa otwierająca płytę „Łysiczka”. Zostajemy powoli wprowadzeni przez tajemniczy ton saksofonu, który – wraz z pojawieniem się na linii słuchu „Kozaka” – zaczyna błądzić, wciągając nas coraz głębiej w las. Perkusja narzuca rytm chodu, tempo stopniowo przyspiesza, by następnie płynnie przejść w „Shiitake”. Tutaj prym wiedzie pianino, obrysowujące kształt tych obłych grzybów – robi się coraz dziwniej i coraz głębiej. W „Boczniaku” perkusja i smyczkowe syntezatory zaczynają się ścigać, by za linią mety niespodziewanie przeistoczyć się w psychodeliczne dźwięki.
Po kilku mocnych hip-hopowych i house’owych brzmieniach przychodzi czas na chwilę pauzy i zwrot ku bardziej jazzowym dźwiękom, w iście eabsowym stylu. Pierwsza wersja „Prawdziwka” powstała we wrześniu 2022 roku, gdy Błoto grało akurat w Gdańsku. W tym samym czasie świat obiegła informacja o śmierci Pharoaha Sandersa, kultowego saksofonisty i jazzowego kompozytora. Sanders tworzył głównie na przełomie lat 60. i 70., kreując nurty afrofuturyzmu i free jazzu, między innymi z Sun Ra, któremu EABS złożył hołd na płycie „Discipline of Sun Ra”. Awangardowe brzmienia Sandersa są głęboko zakorzenione w twórczości Błota, stąd też to specjalne miejsce w sercu mycelium, od którego odchodzą kolejne pędy wpływów i inspiracji. To, co pierwotnie było improwizacją, w studiu przerodziło się w centralny kawałek na płycie. Błoto idzie o krok dalej w symbolice tego tytułu – od słowa „Prawdziwek” można też wyodrębnić słowo „Prawda”, i to właśnie w tej prawdziwości jest osadzona ich muzyka – w duchu wolnej improwizacji i zgodzie z muzyczną intuicją. „Prawdziwek” to dla mnie dzwoniące, lśniące klawisze pianina i świdrujący saksofon. Robi się przestrzennie – czuć, że zbliżamy się do granicznego punktu, a to, co jadalne, dobre i zdrowe, zostaje w tyle.
Drugą część otwiera „Podostroma”, stanowiąca najdłuższy kawałek na płycie. To wprowadzenie w zakamarki lasu, gdzie pozory zacierają się z rzeczywistością. Coś, co wygląda smacznie, tak naprawdę może okazać się szkodliwe. W grzybobraniu każdy ruch jest loterią, ale Błoto nie stawia przypadkowych kroków – wszystkie dźwięki są przemyślane. W „Podostromie” instrumenty napędzają się równolegle, niczym niezależne od siebie komponenty, wciąż jednak tworząc wspólną całość. Szyk zaburza perkusja, która zaczyna wyprzedzać resztę – toksyny powoli zaczynają działać. Tuż obok czerwieni się nakrapiany „Muchomor”, grzyb znany ze swoich psychodelicznych właściwości, który – gdy spożyty w za dużych ilościach – może być trujący. Błoto balansuje na tej granicy odlotu i zatrucia. Niestrawność objawia się tu mocnym beatem, alarmującymi dźwiękami i zawirowaniami wygrywanymi na flecie (na którym gościnnie gra Kwazar).
Budowane przez całą płytę napięcie znajduje swoje ujście w „Szatanie”. Bębny, okrzyki w tle, śliski saksofon i wyrywająca się perkusja powodują istne szaleństwo. Możemy doświadczyć pełnego szatańskiego transu, bo grzyby zinfiltrowały nasze wnętrza i wciągają do tańczącego kręgu wszystko, co popadnie. Oszołomienie wciąż jeszcze dźwięczy w uszach, gdy na horyzoncie pojawia się „Zasłonak”, a za nim tli się już wyjście z lasu. Przewijający się elektroniczny motyw brzmi jak kontynuacja pierwszego utworu. To, co jadalne, trujące, nasze, obce, łączy się. A może nigdy nie było rozdzielone?
Błoto z założenia miało być ujściem dla twórczej energii, skumulowanej przy okazji realizacji innych projektów. Spontaniczność i swoboda, które towarzyszyły powstaniu pierwszej płyty, wciąż są wyczuwalne przy tej czwartej. Z drugiej strony, do każdego albumu jest dołączona historia, która zmusza do refleksji, a nawet do złożonej humanistycznej analizy. W „Grzybni” są to symbiotyczne połączenia ponad podziałami, czasem pasożytnicze, ale zawsze budujące i wspólne. Od mycelium muzycy wzięli nie tylko symbolikę kooperacji, ale też ciemne, podziemne brzmienia, do których najpierw trzeba się dokopać. Jedno jest pewne: muzyka Błota odrzuca zachowawczość; w zamian jest intensywna, szczera i, przede wszystkim, ciekawa. Dlatego warto wybrać się do tego lasu – sezon na grzyby właśnie trwa.