Nr 19/2024 Na teraz

Będzie tylko gorzej

Łukasz Homziuk
Film

Pal licho umiejętności i doświadczenie. Mamy 2044 rok, świat znajduje się pod dyktandem sztucznej inteligencji, a kluczową kompetencją zawodową jest całkowite wyzbycie się emocji. Gabrielle (Léa Seydoux) staje przed obliczem rekrutera pozbawionego twarzy i serca, którego automatyczny głos (należący do Xaviera Dolana) nie pozostawia złudzeń: bohaterka nie dostanie awansu na porządne stanowisko, jeśli będzie się kierowała uczuciami. Rozwiązanie jest proste – wystarczy, że Gabrielle przejdzie specjalną operację oczyszczenia DNA, podczas której przypomni sobie swoje wcześniejsze inkarnacje oraz spróbuje się wyleczyć z namiętności i lęków wciąż zamieszkujących jej podświadomość. Będzie bolało.

Nie pierwszy już raz Bertranda Bonello interesują najbardziej dojmujące skrawki rzeczywistości. W „Pornografie”, jednym z bardziej depresyjnych filmów o branży porno, opowiadał o człowieku pogrążonym w egzystencjalnej rozpaczy. W „Apollonide” zaglądał do domu publicznego i znajdował w nim powolną agonię i przeczucie końca, nadciągający rozpad. W „O wojnie” portretował reżysera, którego grobowy nastrój ogarnął do tego stopnia, że z ciekawości spędził noc w trumnie. W „Bestii” reguła zostaje podtrzymana: kiedy Gabrielle przywołuje swoje poprzednie wcielenia, natrafia przede wszystkim na samotność i beznadziejną rozpacz. W każdych czasach i pod każdą szerokością geograficzną paraliżuje ją ten sam strach: niepoparte żadnymi dowodami, a jednak niepokojąco pewne przekonanie, że zbliża się katastrofa; że ona już tu jest i tylko czeka za rogiem na dobry moment. I za każdym razem faktycznie coś się zdarza, coś staje na drodze miłości Gabrielle i Louisa (George MacKay).

„Bestia”, reż. Carole Bethuel, 2024, mat. prasowe Gutek Film

Minorowa atmosfera panuje w „Bestii” niezależnie od tego, czy bohaterka pojawia się na ekranie jako wyborna pianistka zaszczycająca wystawne bankiety w czasach belle époque, czy jako początkująca modelka i aktorka pod nieobecność właścicieli opiekująca się ich willami w Los Angeles w roku 2014, czy jako pozbawiona większego celu mieszkanka Paryża z przyszłości. Ta dojmująca apatia może stanowić wyzwanie dla widza, zwłaszcza w połączeniu z solidnym, prawie dwuipółgodzinnym metrażem, ale nie oznacza zapory nie do przejścia, bo Bonello potrafi zachwycić konstrukcją pojedynczych scen, zarówno tych niepozornych, przegadanych wymian zdań, jak i tych widowiskowych (pożarów, powodzi i trzęsień ziemi w „Bestii” nie brakuje). Jest tu też po prostu całkiem sporo chwil urzekających pod względem czysto estetycznym – nie od dziś wiadomo, że reżyser „Nocturamy” umie zrobić użytek z efektownego połączenia obrazów z muzyką, ale tym razem chyba przeszedł samego siebie, w czym oczywiście spora też zasługa autorki zdjęć Josée Deshaies i scenografki Katii Wyszkop, które współtworzą specyficzny, elegancki i abstrakcyjny look tego filmu.

Pole do stylistycznego popisu daje twórcy również (skądinąd znana) formuła trzech różnych opowieści w jednym filmie. Dzięki niej Bonello może jednocześnie zajrzeć w przeszłość i przyszłość, zestawić obok siebie odległe konwencje kostiumowego melodramatu i dystopijnego science fiction, a więc zabawić się zarówno stylizacją retro, jak i narracją futurystyczną. Najwięcej ikry ma jednak najbliższa naszej teraźniejszości sekwencja kalifornijska, która przyjmuje postać czegoś na kształt groteskowego thrillera. W tej rzeczywistości Louis jest incelem nagrywającym filmiki pełne agresji. Wychodzi na nich kuriozalnie, ale też dość złowieszczo – i nic dziwnego, wszak Bonello oparł tę postać na prawdziwej historii Elliota Rodgera, który właśnie w 2014 roku swój incelski manifest zamienił w czyny, mordując sześć osób. W tym fragmencie relacja Gabrielle i Louisa nabiera nieco innego charakteru, więcej w niej napięcia (również seksualnego), a scena ich nocnej konfrontacji to majstersztyk suspensu.

Sukces tej części i całego filmu w dużej mierze opiera się na świetnym zgraniu aktorskiego duetu. MacKay rozkręca się z każdą kolejną inkarnacją Louisa i najbardziej porażający jest właśnie w sekwencji kalifornijskiej, gdzie udanie chwyta pewną śmieszność swojego bohatera, ale przede wszystkim tkwiące w nim cierpienie i grozę. Nie zmienia to faktu, że największą gwiazdą filmu pozostaje Seydoux, która gra tu na niższym poziomie intensywności niż zwykle, pracując na bardzo subtelnych nutach i doskonale oddając chociażby różnice między pozującą na wyjątkowo pewną siebie postacią z początku XX wieku a stulecie późniejszą rozedrganą bohaterką, której pobyt w Los Angeles przeistacza się w psychiczną udrękę.

Filmowe lęki i traumy Gabrielle nie są odosobnione. Bonello jak zwykle w swoich filmach łączy opowieść o jednostkach z szerszym spojrzeniem na społeczeństwo. I trafia w odpowiedni moment – obserwując niespokojny świat za oknem i repertuar kin wypełniony w ostatnich miesiącach różnymi narracjami paranoicznymi z „Oppenheimerem” na czele, mam wrażenie, że myślenie katastroficzne dawno nie było w naszym kręgu kulturowym tak powszednie. Bonello dopisuje więc za sprawą swojego filmu kolejny rozdział historii o współczesnych lękach Zachodu, tym razem odnoszący się do dyskusji o zagrożeniach ze strony rozwijającej się w zabójczym tempie sztucznej inteligencji. Trudno jednak traktować jego film jako wypowiedzianą na serio krytykę nowych technologii, zwłaszcza że Francuz decyduje się zwieńczyć „Bestię” ironiczną zagrywką, zastępując tradycyjne napisy końcowe nowinką technologiczną – kodem QR.

Bonello porusza modne tematy i niekoniecznie ma przygotowane na nie odkrywcze odpowiedzi. Nie powiedziałbym z pełnym przekonaniem, że reżyser mówi w „Bestii” coś o otaczającym nas świecie, czego do tej pory nie wiedzieliśmy. Siła jego filmu tkwi jednak w doskonałym wyczuciu materii kina. Wszystkie składniki filmowej opowieści są tu na właściwych miejscach i wspólnie pracują na udany efekt, a szczera radość twórców z tkania historii, zaplatania gatunkowych kolaży, dumania o przeszłości i wybiegania myślami w przyszłość staje się nad wyraz wyczuwalna i zaraźliwa. Naprawdę nietrudno dać się pochłonąć „Bestii” na te dwie i pół godziny.

Pomysł na fabułę i tytuł filmu Bonello zaczerpnął z opowiadania Henry’ego Jamesa „Bestia w dżungli”. Jego bohater wierzył, że pisana mu jest katastrofa i przeżył zachowawcze, samotne, nieszczęśliwe życie. Aż wreszcie uświadomił sobie, że „bestią”, której tak się obawiał, był paraliżujący go lęk. Bonello zachowuje wymowę utworu Jamesa (choć lęki są u niego zdecydowanie bardziej namacalne, materializujące się na ekranie w formie katastrof), ale do opowieści o destruktywnej sile strachu dodaje kolejny podtekst. Skoro można oczyścić się z wszelkich uczuć, to lepiej cierpieć czy nie czuć niczego? Odpowiedź okazuje się banalnie prosta (może nawet zbyt prosta), ale w jakiś sposób rozczulająca: Bonello upatruje człowieczeństwa w emocjach, a w przeszłych ranach widzi lekcję na przyszłość. Czy może raczej – żeby użyć słów bohaterki – szuka „piękna w tym chaosie”.

„Bestia”
reż. Bertrand Bonello
premiera: 13.09.2024