Adela Mede, słowacka kompozytorka i wokalistka węgierskiego pochodzenia przyznaje, że jako nastolatka chciała zostać gwiazdą popu albo nagrywać R&B lub hip-hop. „Doprowadzałam tym swoich rodziców do szału”. Dziś w swojej muzyce odwołuje się do pamięci, skomplikowanej tożsamości, opowiada o poruszaniu się między kulturami. „Nie myślałam o tym wszystkim, dopóki nie wyjechałam na studia za granicę” – wyjaśnia.
Mede dzieciństwo spędziła w Bratysławie, gdzie chodziła do brytyjskiej szkoły. „Całą swoją edukację odbyłam po angielsku, czułam się częścią tej wspólnoty. Nawet zaczęłam się przedstawiać jako Adele” – mówi. Ale jej dzieciństwo było wielojęzykowe: angielskim otoczona była w szkole, słowackim wśród znajomych, a po węgiersku rozmawiała z rodzicami. I trochę na zajęciach językowych – dlatego o swoim węgierskim mówi, że jest „poetycki”; czysty narracyjnie, brakuje mu codziennych, zwykłych fraz. „Moja mama często dopytuje mnie, co mam na myśli” – przyznawała w wywiadzie dla The Quietus.
Na studia wybrała Goldsmiths, jeden z koledżów University of London. „Choć mówiłam po angielsku i obracałam się w międzynarodowym środowisku, poczułam się nie na swoim miejscu” – wspomina. To w Londynie po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać nad swoją tożsamością, wcześniej była ona dla niej przezroczysta, a anglojęzyczna edukacja w Słowacji umacniała ją w przekonaniu, że w zasadzie jest nieważna. „Na jednych z pierwszych zajęć profesor nie bardzo potrafił wymówić moje nazwisko, Adela Medeova. Odpowiedziałam, że to przecież żaden problem, może mnie nazywać Adele. Zdziwił się, że skoro nazywam się Adela, to dlaczego chcę zanglicyzować swoje imię. Uderzyło mnie to i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co powiedział” – dodaje. Tak rozpoczął się trwający do dziś proces dochodzenia do porozumienia ze skomplikowaną, warstwową tożsamością artystki. „Z rodzicami spierałam się cały czas o kulturę, o korzenie, a teraz chyba po prostu dojrzałam” – mówi i zaraz dopowiada, że jej sześć lat młodsza siostra dużo wcześniej przeszła podobny proces.
Wynikiem owych zainteresowań jest EP-ka „How We Grow” z 2019 roku, która zbiera utwory napisane i nagrane w ramach różnych uczelnianych projektów. Mede sięga do własnych doświadczeń, bezpośrednio odwołuje się do folkoru – gra piosenki wykonywane przez słowacką folkową wokalistkę Katarinę Malikovą czy węgierskie klasyki. Jednocześnie jest to muzyka na wskroś współczesna. Mede korzysta z automatu perkusyjnego, syntezatorów, manipuluje głosem, przetwarza go autotunem i innymi efektami. „Nigdy nie traktowałam folkloru jako czegoś wypełnionego nostalgią. Ona oczywiście tam jest do pewnego stopnia, ale ważniejsze dla mnie jest poszukiwanie autentyczności, ludzkiego pierwiastka oraz historii, które mogą pomóc w nawigowaniu po teraźniejszości” – tłumaczy swoje podejście. Chce też sprawdzić, czy wartości pojawiające się w ludowych pieśniach są odpowiednie dla współczesnego świata.
Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, Mede i jej mąż Adam Badí Donoval wrócili do Bratysławy. Powody były raczej prozaiczne: Słowacja lepiej radziła sobie w początkowej fazie pandemii. Niewiele trzymało ich w Wielkiej Brytanii: Adela skończyła studia, oboje mieli problemy ze znalezieniem stałej pracy w Londynie. „Zostałam wychowana w przeświadczeniu, że Zachód jest czymś wyjątkowym. Londyn jest niepowtarzalnym miastem, to zachodnia stolica, wszystko wydaje się tutaj ekscytujące” – mówi. Powrót do pandemicznej Bratysławy, kilkunastokrotnie mniejszej od brytyjskiej stolicy, z początku był wyzwaniem. Artystka wspomina, że musiała dostosować się do bardziej lokalnego myślenia. „Nauczyłam się dostrzegać piękno w swoim rodzinnym kraju, z którego zawsze chciałam wyjechać” – dodaje.
Pierwszy długogrający album Mede „Szabadság” (Wolność) opowiada o tym doświadczeniu. W muzyce artystki coraz większą rolę zaczynają odgrywać nagrania terenowe. „Nagrywałam jak opętana okolicę domu moich rodziców. Chciałam uchwycić moment powrotu do domu, poczucie stabilności, które mi dał. W końcu wracałam do tego, co znane” – tłumaczy. W rezultacie na albumie można usłyszeć świerszcze, szum strumienia, szczekającego psa, próbę zespołu folklorystycznego oraz śpiew w trzech językach – węgierskim, słowackim i angielskim. Owa trójjęzyczność stała się znakiem rozpoznawczym artystki:
Śpiewam w trzech językach, bo tak po prostu funkcjonuje mój mózg. Myślę w tych trzech językach na co dzień. Chciałam pokazać, jak mój mózg się gubi. Jest taka piosenka na moim drugim albumie, „Ne Lepj Ra”, gdzie przełączam się między nimi. To moja codzienność. Czasem mam wrażenie, że utrudnia mi to funkcjonowanie, ale szukam w tym roztrojeniu piękna, tak samo jak szukam piękna w swoim otoczeniu.
Powrót do ojczyzny ostatecznie okazał się dobrą decyzją. Tak dziś postrzega go Mede: „Dużo się zmieniło od mojego wyjazdu. Scena muzyki niezależnej urosła w siłę, mamy wspaniałych artystów i wspaniałe środowisko. Wspieramy się nawzajem, choć nadal nie wiemy, jak zacząć zarabiać na muzyce”. Dodaje, że na początku miała wyrzuty sumienia związane z tym, jak bardzo zaskoczyła ją rodzima scena: „Dzięki tym wszystkim ludziom mam poczucie, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być. Jestem częścią czegoś wyjątkowego, co wspólnie powoli budujemy”.
Drugi album Mede, „Ne Lépj a Virágra” (Nie deptać liści), delikatnie przesuwa akcenty. Artystka nasyciła się powrotem do domu, oswoiła go i zaczęła inaczej postrzegać – w wyniku czego zmieniła się muzyka: jeszcze większy nacisk Adela kładzie tu na głos. „Po prostu nie potrafię grać na niczym” – próbuje rozbroić moje pytanie. To jednak sprytny unik, trochę kokiet.
Koniec i początek albumu Mede zatytułowała „Sing With Me” i „Sing With Us”. Nie jest w tym śpiewaniu sama, podkreśla wspólnotowy aspekt tej aktywności. Wróciła do śpiewania w chórze, choć nie jest to dla niej wyłącznie komfortowym doświadczeniem. „Zawsze chciałam pracować w chórze, ale nigdy nie miałam odwagi, żeby to zrobić. Raz to zrobiłam podczas studiów w Goldsmiths, ale nigdy więcej się do tego nie zabrałam” – mówiła dziennikarzowi The Quietus. Od kilku lat śpiewa w chórze słowackich Węgrów wykonującym między innymi repertuar tradycyjny: „Nie czuję do części z tych pieśni żadnego przywiązania. Uświadamiam sobie coraz mocniej, że moja tożsamość jest bardzo niejednoznaczna, że muszę ją budować od początku”. Choć myślała, że chór da jej poczucie przynależności, czuje się w nim wyalienowana: „Nie mam żadnych związków z Węgrami poza tym, że moim językiem ojczystym jest węgierski”.
Na „Ne Lépj a Virágra” zmieniała się też rola nagrań terenowych. O ile na „Szabadság” dominowały nagrania z otoczenia jej rodzinnego domu, o tyle tutaj artystkę najbardziej interesuje ludzki głos i jego brzmienie w różnych przestrzeniach. „To podejście bardziej estetyczne niż emocjonalne. Nie jestem też zbyt dobra w »ekologicznych« nagraniach terenowych. One służą mi przede wszystkim do złapania charakterystyki różnych przestrzeni” – tłumaczy.
W dwóch kompozycjach, „Hol A Tavasz” i „Nestoj nado mnou”, pojawiają się goście – Martyna Basta i Wojciech Rusin. Po raz pierwszy artystka tak dalece wpuściła kogoś do swojego muzycznego świata. „Uwielbiam ich” – chwali muzyków Mede. Połączyła ich wspólnota doświadczeń: z Bastą bycie artystkami z Europy Środkowej („wielokrotnie o tym rozmawiałyśmy”), a z Rusinem ta sama uczelnia. „Wojtek ujął mnie tym, że gdy wysłałam mu swój pierwszy album, odpisał, że to bardzo ważne, że śpiewam po węgiersku i słowacku” – wspomina Adela. Przyznaje, że gdy album Martyny został dostrzeżony i zrecenzowany przez redakcję Pitchforka, „cieszyła się jak dziecko”.
O ile w muzyce popowej Słowacja z polskiej perspektywy wydaje się odleglejsza niż Stany Zjednoczony czy Wielka Brytania, o tyle w świecie muzyki niszowej i eksperymentalnej istnieje poczucie pokrewieństwa losów i wzajemne zainteresowanie. „Za każdym razem, gdy jakiś artysta z naszego regionu zostaje wspomniany w międzynarodowych mediach, otwieramy symbolicznego szampana” – mówi Mede. Artyści i wydawcy wspierają się nawzajem, starają się stworzyć sieć, dzięki której głos Europy Środkowo-Wschodniej będzie mocniej słyszalny w świecie. Ma w tym swój udział mąż Mede, który prowadząc małą oficynę, nie tylko zajmuje się masteringiem, ale także promocją środkowoeuropejskiej muzyki, w tym polskich oficyn Pointless Geometry i Mondoj.
Europa Środkowa i jej tożsamość znajdują się w centrum twórczości Adeli. Na pytanie, czym jest dla niej ten region, artystka odpowiada, że ciągle stara się tego dowiedzieć:
Zaczęłam się nad tym zastanawiać dość późno w życiu. Dlatego traktuję moje albumy jako część projektu badawczego. Ciągle szukam odpowiedzi. Poszukiwanie tożsamości nie jest jednak dla naszego regionu czymś wyjątkowym. Czasem mam wrażenie, że środkowoeuropejskość to coś nieuchwytnego, co ciężko wyrazić słowami.
Może właśnie dlatego „Ne Lépj a Virágra” jest albumem pełnym niedopowiedzeń – trochę rozchwianym, a jednocześnie w owym rozchwianiu intrygującym.