Nr 5/2024 Na teraz

Queerowanie straconego czasu

Małgorzata Sikora-Tarnowska
Film

Kulturowe powroty do queerowej historii lat 80. XX wieku charakteryzuje powtarzalność właściwa zbiorowym rytuałom oczyszczenia – epidemia zakażeń wirusem HIV, wciąż opowiadana na nowo, nieustannie przypomina o kruchej granicy między queerowym życiem i śmiercią (w świecie, gdzie osoby LGBT+ ciągle umierają z powodu homofobii, transfobii i queerfobii bądź odmawia się im prawa do życia, nazywając ich nie ludźmi, lecz ideologią). Pozwala przy tym uchwycić napięcia między kolektywną historią, jednostkową biografią, społecznym wymiarem zdrowia/choroby i seksualną emancypacją. Andrew Haigh – twórca między innymi kameralnego gejowskiego dramatu „Zupełnie inny weekend” (2011) – pod postacią klasycznej ghost story z wątkiem rodzinnym i miłosnym przypomina o tych zależnościach. Traktuje je jednak – co, od razu zaznaczmy, czyni z jego filmu coś więcej – jako punkt wyjścia do rozważań już nie tyle o życiu i śmierci, ile o naturze queerowego czasu[1].

Główny bohater filmu, czterdziestoparoletni Adam (Andrew Scott), z zawodu scenarzysta (zgodnie z założeniami powieści Taichiego Yamady z 1987 r., wydanej w Polsce pod tytułem „Obcy”, na której oparty został scenariusz filmu), prowadzi monotonne życie singla w kawalerce położonej na wysokim piętrze starego apartamentowca. Z okien przeszklonego budynku – który czeka jeszcze na nowych mieszkańców – daleko w dole roztacza się widok na współczesny Londyn: pozornie miasto nieograniczonych możliwości dla gejów, ale w rzeczywistości miejsce spełnienia głównie dla młodych mężczyzn szukających przygody na jedną noc. Innych niż przygaszony Adam, który z racji trudnych doświadczeń – dorastania w opresywnych i homofobicznych latach 80., w atmosferze paniki moralnej wywołanej epidemią zakażeń wirusem HIV – mimo upływu lat nie potrafi czerpać ani korzyści, ani przyjemności z emancypacji mniejszości seksualnych i nie odnajduje się też we współczesnej kulturze gejowskiej. Wycofany i milczący, podobnie jak bohaterowie poprzedniego filmu Haigha, nijak się nie wpisuje w normy hegemonicznej homoseksualnej męskości – reprezentowanej przez młode, muskularne ciała nastawione na seks.

Upewniamy się co do tego szczególnie wtedy, gdy przed drzwiami Adama niespodziewanie zjawia się sąsiad z innego piętra, niemal równie zaniedbany Harry (jak zawsze idealnie wyrażający złożony tragizm całego pokolenia Paul Mescal). Po przezwyciężeniu pierwszej niezręczności mężczyźni niespiesznie nawiązują bliski, intymny romans, w którym kluczową rolę odgrywają seks i rozmowy, a w tych licznych rozmowach czas: ten spędzany razem i – to różnica w stosunku do poprzedniego filmu, ale też gros gejowskich historii – ten, który składa się na dzielącą ich różnicę pokoleniową. Rozmowy są bowiem dla Adama czasem na zwierzenie się młodszemu kochankowi, z jakimi trudnościami mierzył się jako gej dorastający w Wielkiej Brytanii końca XX wieku – ze szkolną homofobią, z ukrywaniem się, brakiem akceptacji, ze strachem przed seksem i śmiercią z powodu zakażenia wirusem. W zamian Harry, pozornie lekkoduch beztrosko przyjmujący do wiadomości przygnębiające opowieści Adama, opowiada mu o własnych zmaganiach z chorobą alkoholową i zerwanymi relacjami rodzinnymi. Subtelnie sfilmowane sceny intymności ukazują błyskawicznie tworzącą się między mężczyznami silną więź – trudno zresztą oczekiwać mniej od reżysera „Zupełnie innego weekendu” i odtwórców głównych ról, którzy świetnie się odnajdują jako zabłąkani „współlokatorzy”.

Kontakt z Harrym wyznacza w „Dobrych nieznajomych” pierwszą płaszczyznę dla konfrontacji dwóch porządków temporalnych – opartych na ustanawianiu i zacieraniu granicy między tym porządkami. Pusty apartamentowiec, długie korytarze, mieszkanie Adama wyposażone w przedmioty skrupulatnie ułożone i estetyczne, ale wyraźnie anachroniczne – wszystko to sprawia, iż w miarę rozwoju romansu coraz mniej możemy się oprzeć wrażeniu, że Harry i Adam to (dawni? obecni? przyszli?) kochankowie, a przestrzeń, w której się znajdują, sytuuje się poza porządkiem linearnego czasu. Wrażenie zaburzonej ontologii i spójności czasoprzestrzeni potęguje zresztą – a w końcu wręcz potwierdza – wątek związany z pracą Adama nad scenariuszem dotyczącym jego rodziny, który zaczął pisać, jeszcze zanim poznał Harry’ego. Tekst wypełniać mają wątki autobiograficzne, wśród których doświadczenie nienormatywnej tożsamości naznaczyła przedwczesna śmierć obojga rodziców Adama w wypadku samochodowym. Żeby zrekonstruować swoją przeszłość, bohater filmu udaje się fizycznie do rodzinnego domu, gdzie sam – niezmieniony, nadal czterdziestoparoletni – zastaje duchy swoich rodziców (Jamie Bell i bezbłędna w roli matki z innej epoki Claire Foy): wciąż żywych, (jeszcze) nieświadomych czekającej ich tragicznej śmierci i niezdających sobie sprawy z niezwykłości sytuacji, w jakiej się znaleźli. Adam trafia więc w swoistą pętlę czasową, w której zyskuje ograniczony wpływ na bieg wydarzeń. Co więcej, po złożeniu kolejnej wizyty stęsknieni rodzice znowu przyjmują go z troską i zainteresowaniem, a ponowne odwiedziny stają się obsesją scenarzysty.

mat. prasowe Disney

W ten sposób wizyty Adama w domu wyznaczą następną płaszczyznę zainicjowanej w „Dobrych nieznajomych” temporalnej gry – z jednej strony pokazującej nieciągłość queerowej biografii, z drugiej poszukującej strategii ratunkowej dla podmiotu negatywnie dotkniętego tą nieciągłością, ale zbyt uwikłanego w przeszłość i teraźniejszość naznaczoną przez tę przeszłość, żeby tę nieciągłość przezwyciężyć.

Jedną ze składowych tej strategii jest wyjście z szafy: konfrontacja Adama z rodzicami, już jako wyoutowanego i samoświadomego geja, pozwala mu dokonać niemożliwego coming outu przed rodzicami i zmierzyć się z reakcją, na którą zmarli rodzice nie mieli szansy. Nieprawdopodobna sytuacja, mistrzowsko zagrana przez Foy, jest więc odwróceniem znanego ćwiczenia myślowego spod znaku „pomyśl, co powiedziałbyś/powiedziałabyś młodszemu/młodszej sobie”. Tym razem jednak to nie osoby queerowe muszą pocieszać młodsze wersje siebie – własne uprzedzenia przemyśleć muszą ci, którzy im wsparcia odmawiali. Pętla czasowa otwiera się więc na scenariusz niemożliwy: rodzice, początkowo powielający homofobiczne stereotypy na temat queerowej seksualności, dostają ostatnią szansę zaakceptowania syna. Śmierć jest jednak nieuchronna. Temporalne zapętlenie pozwala wytworzyć nową nić łączącą Adama ze zmarłymi, ale nie powstrzymuje skutków systemowej homofobii, wykraczających poza pojedyncze akty akceptacji. W tym miejscu odsłania się społeczny aspekt filmu ukryty między wierszami prostej historii o tęsknocie za miłością: bohaterowie funkcjonują w swoistej heterotopii, ale źródła tragizmu ich biografii umocowane są w rzeczywistości społecznej – odmawianiu praw politycznych, uprzedzeniach, braku edukacji seksualnej, dostępu do leczenia, informacji i profilaktyki zdrowotnej. Przy okazji warto zauważyć, że Haigh na wstępie komplikuje też (w dużej mierze neoliberalny) mit o terapeutycznej mocy coming outu: to nie samo powiedzenie o sobie czy uświadomienie sobie queerowości liczą się dla bohaterów najbardziej, ale to, kiedy, w jaki sposób i przed kim się wydarzają. Ujawnienie nie gwarantuje jednak szczęścia, bo tożsamość seksualna traktowana jest jako jedna ze składowych tożsamości – i to nie dość, że nie jedyna, to jeszcze nie najważniejsza.

W tym miejscu dochodzimy, jak sądzę, do sedna „Dobrych nieznajomych”. Jest on nie tylko filmem o queerowym życiu i śmierci, ale też – jak zapowiedziano na wstępie – o nieciągłości i nielinearności queerowego czasu i (nieudanych) próbach jego odzyskania. W tym sensie film różni się od innych utrwalonych w kulturze opowieści, takich jak chociażby „Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagniniego, w których powrót do przeszłości służy rekonstrukcji indywidualnej drogi do akceptacji własnej nieheteronormatywności. Tutaj jest wręcz przeciwnie: pęknięcia, zapętlenia i szkatułkowa konstrukcja scenariusza, wzmocnione klaustrofobiczną architekturą londyńskiego apartamentowca i retrotopiczną scenografią, pokazują niemożliwość linearnego uporządkowania queerowej biografii, nawet za cenę przekroczenia progu śmierci. Odrzucona zostaje też użyteczność takiej strategii w ogóle na rzecz skupienia na eksploracji napięć między queerową śmiercią i życiem a uprzywilejowaniem błądzenia. Owa niespieszna eksploracja staje się przyczynkiem do gry z temporalnością, odsłaniającą skomplikowaną, niemożliwą ontologię queerowego życia – zawieszonego między tym, co możliwe do przeżycia, a tym, co ograniczone: przez strukturę relacji rodzinnych, warunki ekonomiczne, systemową homofobię, dostęp do opieki zdrowotnej. Opowiadając na nowo i uwidaczniając fragmentaryczność queerowego doświadczenia, a przy tym kwestionując intencję nadania mu linearnej formy, „Dobrzy nieznajomi”, chociaż zwróceni w przeszłość, odsłaniają na wskroś aktualne przesłanie: ci, którzy odbierają ludziom LGBTQ+ prawo do życia, skazują nas wszystkich na życie we wspólnej nekropolii.

„Dobrzy nieznajomi”
reż. Andrew Haigh
premiera: 9.02.2024


Przypis:
[1] Odnoszę się do ujęć queerowej temporalności opisywanych m.in. przez Jacka Halberstama, Lee Edelmana, Jose Estebana Muñoza i Elizabeth Freeman.