Nakładem wytwórni SP Records pod koniec listopada ukazał się krążek reaktywowanej grupy Kazik na Żywo – „Bar La Curva / Plamy na słońcu”. Fani nie zawiedli i już na początku grudnia jego sprzedaż przekroczyła 15 tysięcy egzemplarzy, osiągając tym samym status złotej płyty.
Czteronastoutworowy album pod względem muzycznym jest pęknięty, gdyż – zgodnie z zapowiedziami wokalisty – zawiera on de facto dwa longplay’e. Pierwsze 8 kawałków jest zatem utrzymane w lekkiej, punkowej konwencji, podczas gdy pozostała szóstka to zdecydowanie cięższe, hardrockowe, a wręcz metalowe brzmienie.
W części punkrockowej na uwagę zasługuje nade wszystko utwór pod tytułem „Jak zło się rodzi”, posiadający wyraźnie antyfaszystowską wymowę. KnŻ po raz kolejny wymierzył więc swe muzyczne ostrze w ruchy skrajnie prawicowe. Warto przypomnieć, że zespół w swej wcześniejszej odsłonie, w 1998 roku, dołączył do projektu Muzyka Przeciwko Rasizmowi. W przeciwieństwie jednak do dużej części antyfaszystowskiej sceny muzycznej, Kazik nie ograniczył się do bezmyślnej afirmacji działalności Antify czy wykrzykiwania tendencyjnych haseł. Motywem przewodnim utworu jest wszak pytanie o genezę zła. Pytanie bezsprzecznie aktualne w dobie tropienia przez niemiecką policję neonazistowskiej grupy mordującej tureckich imigrantów czy też w okresie narastania nastrojów nacjonalistycznych w Europie.
Również w konwencji punkowej utrzymany jest kawałek, wymierzony w Hannę Gronkiewicz-Waltz: „Hanna Gronkowiec walczy”. Jednocześnie jednak, dwa utwory dalej – w „Przeciętym na pół” – Kazik zdystansował się od otwartego wspierania tej czy innej partii politycznej, sprzeciwiając się wikłaniu artystów w bieżące spory i rozgrywki na szczeblach władzy. „Jak to możliwe jest, że chcesz mnie największy kęs? Gdy dałem chleba ci, teraz pragniesz mojej krwi” – śpiewa wokalista KnŻ.
Porcja muzyki, zatytułowana „Bar La Curva”, to poprawne, punkowe brzmienie. Jest zatem sprzeciw wobec establishmentu, jest antyfaszyzm, jest mowa o upadku systemu, o marzeniach, nie brak wreszcie siarczystych wulgaryzmów. Ostrzejsze sformułowania i prowokacyjny tytuł (nawiązujący do jednego z barów na Teneryfie, który wylądował zresztą na okładce krążka) nie nadrabiają jednak pewnego niedosytu, który pozostawia u odbiorcy pierwsza część płyty. Ośmiu utworom zdecydowanie brakuje bowiem pazura, czyli tego Kazika, którego znamy choćby z „12 groszy” czy tegorocznej adaptacji ballady o Janku Wiśniewskim.
Sporo lepiej po punkowej rozgrzewce prezentują się „Plamy na słońcu”. Również i w tej części albumu wokalista odżegnał się od jednoznacznego wspierania tych czy innych graczy politycznej bieżączki. „Tyle tylko, że to nic, tyle tylko, że to coś, poruszyć miało i dobro, i zło” – śpiewa Kazik w piosence pod tytułem „Nikomu nie cofam poparcia”, chcąc być „Sam sobie sterem i sam sobie zerem”. Trzeba przyznać, że apolityczne deklaracje wyglądają dość groteskowo na tle prawie godzinnej, muzycznej nawalanki w Platformę Obywatelską.
Zdecydowanie mocnym punktem cięższej brzmieniowo części krążka jest utwór „Nie ma boga w mieście” o niemal Nietzscheańskiej wymowie. „Nie ma boga w mieście – więc co?” – zapytuje prowokacyjnie Kazik, przestrzegając, że walka z bogiem „to nie jest rzecz zabawna”. Całość, utrzymania w brudnej, chwilami niemal grunge’owej stylistyce, tworzy zagęszczoną, dekadencką atmosferę, prezentując się naprawdę dobrze.
Na pochwałę zasługuje także ostatni punkt albumu, będący kolejną muzyczną adaptacją „Ballady o Janku Wiśniewskim”. Tym razem podkład muzyczny jest cięższy niż w wersji znanej z popularnego filmu. Zabieg ten stworzył bardzo dobry efekt, gdyż ostre riffy świetnie współbrzmią z energicznym, agresywnym wokalem Kazika. Dzięki temu słowa „Janek Wiśniewski padł” wieńczą album.
Album jako całość zasługuje na porządną czwórkę, aczkolwiek ocena ta jest średnią z trójki plus dla części pierwszej i piątki dla drugiej, z dorzuconym ex post minusem za muzyczną dwudzielność. Ta ostatnia w pewnym momencie zupełnie wybija słuchacza z rytmu i sprawia, że krążka należy odsłuchać zdecydowanie więcej niż tylko w ciągu jednego wieczoru. Lepiej bowiem czynność tę rozłożyć na dwa podejścia.
Najnowsza płyta KnŻ jest zdecydowanie kiepskim pomysłem na prezent pod choinkę zarówno dla zdeklarowanego punkowca pogującego na squatach, dla którego Kazik będzie renegatem, jak i dla twardego metalowca, gdyż będzie dla niego zbyt lekka i nieznośnie mieszająca style. Jednakże dla słuchacza, niezamykającego się w ramach określonego gatunku czy subkultury jest to niezła forma refleksji ku pokrzepieniu w dobie europejskiego kryzysu finansów i uwiądu wartości.
W ujęciu Knż „Hanna Gronkowiec walczy z tarczą albo na tarczy”. Podobnie prezentuje się szlak bojowy zespołu na krążku „Bar La Curva / Plamy na słońcu”: z drugiej części grupa Kazika wyszła zdecydowanie z tarczą, z pierwszej jednak została wyniesiona na tarczy niczym Spartanie spod Termopil. Zgłodniali fani klasyka mają przecież prawo oczekiwać czegoś więcej niż li tylko poprawnego punka.
KnŻ, „Bar La Curva / Plamy na słońcu”
SP Records
2011