Zacznijmy od prostych informacji. Stworzony przez człowieka wielu talentów Donalda Glovera i dramatopisarkę Janine Nabers, a wyprodukowany przez Amazon Prime, serial „Rój”, traktuje o fandomie Beyoncé, tu funkcjonującej jako Ni’Jah (Nirine Brown). Fandom „Królowej” określany jest jako BeyHive i od jego nazwy serial wziął swój tytuł. Dość luźna, antologiczna w swojej strukturze fabuła serialu, złożona jest z różnych epizodów mających miejsce w życiu Beyoncé oraz jej fanów. Prawdziwe wydarzenia nie są jednak istotne dla samej historii, stanowią jedynie inspirację dla kolejnych odcinków. Osobowość głównej bohaterki serialu, Andrei (przerażająca Dominique Fishback), to zlepek zachowań różnych fanów Beyoncé, a nie typowy „kompozyt” kilku osób. Fani piosenkarki traktowani są jak jedno ciało, które niezależnie od okoliczności motywowane jest tym, co uważa za najlepsze dla swojej „Królowej”. Stąd pojawiająca się na początku każdego odcinka notka o tym, że wszystko, co pokazują twórcy, zdarzyło się naprawdę, jest raczej zabawą z widzem, kojarzoną dotychczas z serialowego „Fargo”, niż czymś, co należy traktować śmiertelnie poważnie. Istotnie ktoś ugryzł „Królową” w twarz, a mężczyzna imieniem Tony wpadł na scenę podczas występu Beyoncé, jednak te nawiązania i wzmianki nie są przełożeniem prawdziwych wydarzeń. To, że Ni’Jah związana jest z raperem i ma urodzić bliźniaki, nie wpływa na bieg fabuły ani na główną bohaterkę. Możliwe jednak, że taki właśnie był zamysł twórców – życia celebrytów bowiem nie da się przełożyć na to będące udziałem zwykłych śmiertelników.
Andrea – przyjaciele, gdyby ich miała mówiliby do niej Dre – to psychopatka, której jedyną cechą dystynktywną jest bycie fanką Ni’Jah. Bohaterka jest wyzbyta osobowości, przez co dobrze odnajduje się w różnych okolicznościach. Potrafi stać się społecznie niewidzialna, lawirować między tożsamościami, manipulować innymi, wykorzystując ich do osiągnięcia celu. Społeczeństwo jej nie akceptuje, ale i ona nie chce być jego częścią. To o tyle ciekawe, że spodziewamy się, że jako członkini fandomu Andrea powinna czuć potrzebę przynależności – tymczasem wystarczą jej wpisy i posty, więc krótkie, urywane fragmenty konwersacji, nie składające się na prawdziwą rozmowę.
Andrea unika ludzi, bo interakcje niosą ryzyko odsłonięcia się – to zaś będzie oznaczało otwarcie na „ciosy”, po których bohaterka będzie musiała zmierzyć się ze swoimi uczuciami. W kameralnych, odseparowanych od świata wnętrzach łatwiej jej zachować przywdzianą maskę i być osobą, za którą aktualnie się podaje. Temu, jak bohaterka czuje się wśród ludzi, odpowiadają ujęcia i kadrowanie: mało tu otwartych przestrzeni, Andreę zwykle oglądamy w ciasnych pomieszczeniach czy autach, co tylko podkreśla jej alienację.
Z czasem otrzymujemy pewne informacje o jej przeszłości: wychowała się w rodzinie zastępczej, w bardzo dobrych warunkach, ale w jej domu nie było miłości. To jednak nie wyjaśnia ostatecznie jej zachowania – Andrea porzuca własną tożsamość i postanawia zemścić się na wszystkich, którzy pisali niepochlebne tweety o Ni’Jah. Niezależnie od życiowej sytuacji i charakterologicznego rysu (jak bardzo uczynna i życzliwa by się nie okazała) dana osoba musi ponieść karę za lżenie „Królowej”. Obojętność malująca się na jej twarzy podczas popełniania morderstw może być zaskoczeniem, ponieważ całą historię wprawia w ruch śmierć przybranej siostry Andrei, Marissy. Odejście jedynej postaci, która znała Andreę i rozumiała ją, naznacza główną bohaterkę i wpływa na każdą z jej przyszłych interakcji.
Marissa jest odnoszącą pierwsze sukcesy makijażystką, którą wejście w dorosłość „ratuje” przed obsesyjnym fandomem, natomiast jej nagła śmierć uwalnia Andreę od obowiązku trwania w konwencjonalnej codzienności i kultywowania relacji międzyludzkich w celu innym niż morderstwo. Główna bohaterka jest, jak już się rzekło, genialną manipulatorką: potrafi nakłonić ludzi do tego, by dla niej zabili; robi to z zamiarem ich rychłego zdradzenia. Odtrąca każdą wyciągniętą rękę i odpycha każdą osobę, która chce jej pomóc. Nie ma planów dotyczących swojego przyszłego życia. Jedyny horyzont dla jej egzystencji wyznacza mściwy cel: potrafi przez kilka miesięcy polować na autora jednego negatywnego tweeta o słynnej piosenkarce. To toksyczna twarz fandomu, zbyt oddanego, by myśleć racjonalnie.
Odrealnienie głównej bohaterki to tylko jeden z aspektów tej zaskakująco zjadliwej satyry na kult celebrytów, której bliżej do „Uciekaj!” niż „Idola”. Sposób, w jaki serial przedstawia fandom internetowy, może być rozumiany jako krytyka samej komunikacji w sieci, ze szczególnym uwzględnieniem hiperbolizowania i budowania kapitału społecznego na krytyce innych. To także kamyk do ogródka medialnych „hot takes”, celowo kontrowersyjnych opinii, rzucanych w eter, by zwracać uwagę na osobę je wygłaszającą. Porozumiewanie się za pomocą haseł, symboli i utartych fraz trudno traktować jako naturalną rozmowę, zaś brak konieczności komunikacyjnego porozumienia skutkuje rozmyciem poczucia konsekwencji własnych działań – dlatego też Dre tak często wydaje się zagubiona, kiedy zostaje postawiona w codziennych sytuacjach lub kiedy spoczywa na niej jakakolwiek odpowiedzialność.
Podobnie jak w bardziej znanym serialu Glovera, „Atlancie”, w kolejnych odcinkach „Roju” przewija się temat rasy jako podstawy tożsamości głównej postaci. Wszyscy scenarzyści serialu są osobami czarnoskórymi, a afroamerykańskie doświadczenie jest podstawą świata przedstawionego, w którym biali poruszają się tak nieporadnie, że nawet ich inkluzyjność ma rasistowskie naleciałości. Zazwyczaj też to biali są eliminowani przez Andreę. Tak się dzieje z terapeutką Eve (debiutująca jako aktorka Billie Eilish) i striptizerką Hailey (Paris Jackson).
Eilish wciela się w coacherkę, która za otwartość i wiarę w ludzi płaci najwyższą cenę. Postać Jackson posługuje się pseudonimem „Halsey”, ponieważ uważa się za osobę dwurasową, tak jak amerykańska wokalistka. Prawdziwa wokalistka, która przyjęła ten pseudonim, istotnie ma czarnoskórego ojca i białą matkę, serialowa bohaterka zyskuje taką tożsamość, ponieważ jej „ojciec jest w jednej czwartej czarny”. Wraz ze zniknięciem z ekranu jej postaci wątek urywa się bez jakiejkolwiek konkluzji i okazuje się tylko pustą referencją, podobnie jak wspomniane wcześniej odniesienia do Beyoncé. Szkoda, bo to stracona okazja na aktualizację dyskusji na temat rasy, jaka miała miejsce chociażby w „Wykiwanych” (2000) Spike’a Lee.
Obok wątków rasowych serial podejmuje także refleksję nad sposobami postrzegania idoli przez fanów. Głód, jaki odczuwa po morderstwach Andrea, to fizyczna reprezentacja potrzeby konsumpcji, opychanie się natomiast jest narzucone odgórnie przez kulturę przesytu. Twórcy eksponują ten wątek poprzez sposób obrazowania – to sposób odstręczający, nie tyle naturalistyczny, ile wręcz abiektywny; wywołanie poczucia afektywnego wstrętu jest potrzebne, by zwrócić uwagę widza na impuls nakazujący porzucić wszelkie konwenanse i zatracić się w bezmyślnej czynności. Jedzenie wypada bohaterce z ust, jego kawałki lądują na podłodze, a ręce zanurzają się w nowych daniach, zanim Dre zdąży poczuć smak poprzednich. Bohaterka nie może się nasycić, ponieważ jednostronna relacja z gwiazdą to nie „strawa dla ducha”, a puste kalorie. Samemu serialowi do syntetycznych, przetworzonych produktów bardzo daleko, mimo że nie stanowi nowego komentarza ani nie przedstawia nowej perspektywy na celebrytów czy fandom – wątku eksplorowanego przecież w popkulturze od kilku dekad. Nie odbiera to przyjemności z oglądania, ale też nie zaspokaja apetytu na długo.