Na wystawę Pauli Rego udałam się trochę z przypadku podczas wizyty w Stambule. Planując wyjazd, miałam bowiem nadzieję, że zapowiadane na wiosnę 2023 roku otwarcie nowego budynku muzeum Istanbul Modern zbiegnie się w czasie z moim pobytem. Tak się jednak nie stało – gmach został udostępniony publiczności dopiero 4 maja bieżącego roku, choć w pierwotnych planach miało się to wydarzyć już przy okazji zeszłorocznego Biennale w Stambule. Obiekt zaprojektowany przez Renzo Piano ma realizować krajowe ambicje posiadania drugiego Centre Pompidou, podkreślając tym samym istotność pierwszego tureckiego muzeum sztuki nowoczesnej i współczesnej (istniejącego od 2004 roku). Jest to o tyle istotne, że w 2019 roku w Eskisehir – mieście oddalonym o cztery godziny drogi od Stambułu – otwarto konkurencyjne Odunpazari Modern Museum, gdzie na wystawie inaugurującej pojawiła się jedna szczególnie kontrowersyjna praca. Autorem namalowanej na płótnie litery waw z arabskiego alfabetu okazał się Recep Tayyip Erdogan. Wywołało to słuszne głosy sprzeciwu osób związanych ze środowiskiem sztuki – włączenie obrazu do kolekcji muzeum tylko dlatego, że namalował go publicznie turecki prezydent (jako „kamień węgielny pod budowę”), jest gestem czysto politycznym i trudnym do wytłumaczenia.
Dlatego tak ważny jest, dominujący w instytucjonalnym świecie tureckim, model partnerstwa publiczno-prywatnego. Choć organizatorem Istanbul Modern jest rząd, prowadzi ją kilka fundacji, a na kolekcję składają się prywatni kolekcjonerzy i filantropi. Głównym sponsorem powołania muzeum była rodzina Eczacıbaşı, właściciele jednego z największych holdingów przemysłowych w Turcji, zaangażowanego w szereg inwestycji – od sportu po edukację i sztukę.
Wśród instytucji goszczących ubiegłoroczne Biennale w Stambule – funkcjonujące od 1987 roku, a kuratorowane przez światowe gwiazdy świata sztuki – było Muzeum Pera, jedna z odważniejszych tureckich instytucji sztuki. To właśnie tutaj w 2016 roku, po nieudanej próbie zamachu stanu, kiedy panowała artystyczna zmowa milczenia na tematy polityczne, otwarto wystawę o historii malowania aktów w Turcji. Była to ekspozycja o tyle ważna, że akt w tureckim – teoretycznie laickim – społeczeństwie jest kwestią drażliwą, ponieważ wiele osób przychyla się do islamskiego nakazu zasłaniania ciała przez kobiety. Tym bardziej, że u władzy w Turcji jest przecież partia islamistyczna. Muzeum Pera to jednak instytucja prywatna, powołana w 2005 roku przez Fundację Suny i İnana Kıraç, kolejnej znaczącej rodziny inwestorów.
Podczas mojej wizyty w Stambule na ścianach Muzeum Pera wisiała wystawa Pauli Rego – portugalskiej artystki, która zmarła w czerwcu ubiegłego roku. Wyjątkowa ekspozycja w wyjątkowym miejscu. Poprzednia monograficzna wystawa Rego była zorganizowana w Tate Britain na rok przed jej śmiercią. Została jednak przyjęta dość krytycznie, gdyż kuratorom zarzucano brak zrozumienia i należnego szacunku dla twórczości artystki, która znalazła się w Londynie w latach 50. XX wieku jako uchodźczyni. Wystawa w Stambule, kuratorowana przez Alistair Hicks, nosi tytuł „The Story of Stories”. Nie są to jednak baśnie, ale historia ucieczki od terroru, dyktatorskiego reżimu i patriarchalnej władzy Antonia de Oliveiry Salazara. Rego dedykowała swoją sztukę wolności kobiet – figuratywne malarstwo portugalskiej artystki opowiada przede wszystkim o kobiecym oporze, jako że sama mówiła, iż jej „ulubione tematy to gra o władzę i hierarchie”. To sztuka silnie autobiograficzna.
W głównej sali powieszono cykl obrazów „Opera”, którym towarzyszy opowieść o tym, jak artystka dowiedziała się, że jest w ciąży. Zadzwoniła do rodziców, a jej ojciec wsiadł w samochód i przejechał dwa tysiące kilometrów, aby wesprzeć ją i zabrać do domu. Jadąc autem, słuchali oper, zatrzymywali się w hotelach i restauracjach. Uczucie wolności, towarzyszące jej w tych kilku dniach podróży w latach 80., Rego wymalowała na wielkoformatowych płótnach, nie posługując się jednak wizerunkami ludzi. Zamiast tego stworzyła uniwersum zwierzęco-ludzkich hybryd, zestawionych w kolażowej formie, nakładających się na siebie, popowych, komiksowych. Podobną techniką wykonana została tkanina z 1964 roku, „The Battle of Alcácer-Quibir”. Te prace nasuwają słuszne skojarzenia z twórczością Małgorzaty Mirgi-Tas. Obie artystki łączy silne zakorzenienie w kulturach, w których opowiadanie historii jest ważnym dziedzictwem, a rolę strażniczek tych opowieści powierza się młodym kobietom. Warto zwrócić tu uwagę na fakt, iż sama Rego opowiadała, że jeszcze w latach 60., kiedy rozpoczynała studia artystyczne, nie traktowano udziału kobiet w świecie sztuki poważnie. Odmawiano im możliwości narracyjnego tworzenia, próbując zablokować ten obszar wyłącznie na użytek mężczyzn. Opowiadanie historii może więc stanowić również rodzaj kobiecego buntu, a seria obrazów pokazywana na najwyższym piętrze Muzeum Pera jest dowodem na zwycięstwo opowieści nad reżimem ograniczenia narracji.
Trudno określić, gdzie u Rego kończy się autobiografizm, a zaczyna wyobraźnia. Na pewno jednak doświadczenie dorastania w reżimie i religijnej opresji uruchomiło świat jej radykalnych wizji – strasznych, choć jednocześnie pociągających. Chyba jej najbardziej przejmującą pracą jest obraz „Oratorium” z serii „The Foundling Closet”. To szafa z otwartym dwojgiem drzwi, przypominająca swym układem tryptyk. Dzieło pochodzi z 2008 roku i zostało oparte na historii szpitala Foundling, siedziby pierwszej w Wielkiej Brytanii organizacji charytatywnej na rzecz dzieci, założonej w 1739 roku przez Thomasa Corama. Widać tu wyraźną korespondencję z wcześniejszą pracą Rego, „Krucjatą dziecięcą” – serią rysunków ukazujących cierpienie dzieci. „Oratorium” wydaje się w tym zestawieniu komentarzem na temat tego, w jaki sposób społeczeństwo zaczęło obchodzić się ze swoimi problemami. Szafę można zamknąć i ukryć w niej sceny opresji: wizerunek kobiety, która rodzi w bólach, zwracając twarz w stronę księżyca, czy obraz kobiety gwałconej, która stara się bronić przed swoim oprawcą. W jednym miejscu widzimy dziecko, które wisi głową w dół, trzymane za piętę, w innym jest ono wrzucane do studni wraz z wiadrem z wodą. W środku tryptyku znajduje się kukiełkowy teatrzyk z dziećmi i siostrami-opiekunkami – czysta wizja okrucieństwa. Przed tym obiektem publiczność wystawy zatrzymywała się na długo.
Kobiety siedzą na podłodze z rozłożonymi nogami. Dziewczynka zakłada psu kolczatkę, inna przewraca go na plecy. Każdy właściciel psa wie, że kiedy ten kładzie się na plecach i pokazuje brzuch, daje sygnał bezbronności oraz podległości. W 1994 roku Rego rozpoczęła pracę nad serią obrazów „Dog Woman”, konsekwentnie zgłębiając pytanie, dlaczego kobiety są jak psy: „Dlaczego czasem są niewidoczne, czasem wyją do księżyca, a jeszcze innym razem są uległe?”.
28 czerwca 1998 roku Portugalki i Portugalczycy głosowali w referendum w sprawie aborcji. Mówiąc ściślej – zagłosowało 10% osób uprawnionych, z czego mniej niż połowa za legalizacją. Rego namalowała wówczas całą serię prac o tytule „Aborcja”. Były to ważne obrazy, często prezentowane w Portugalii, pokazywane w różnych miejscach kraju przez prawie dekadę, aż do powtórnego głosowania w 2007 roku. Wówczas to zagłosowało cztery razy więcej obywatelek i obywateli, choć nadal liczba ta była zbyt mała, by wynik referendum był wiążący. Tym razem jednak większość opowiedziała się za liberalizacją prawa aborcyjnego, w efekcie czego odpowiednia ustawa została uchwalona. W jakim stopniu sprawcza była w tej sytuacji twórczość Rego? Mówi się, że prace z cyklu „Aborcja” nie pozostały bez wpływu na zmianę społecznej świadomości. Składa się nań seria rysunków, akwafort, którą to technikę artystka wybrała świadomie, aby ułatwić dziełom podróżowanie po kraju. Każda z prac przedstawia kobiety dokonujące aborcji w trudnych, nielegalnych i niebezpiecznych warunkach. Nie ma w tych przedstawieniach drastyczności, płynów fizjologicznych, krwi. Jest za to samotność, strach i oczekiwanie. Rego wiedziała dokładnie, co maluje. Sama w latach 50., będąc w szkole artystycznej, zaszła w niechcianą ciążę, którą usunęła, zabezpieczając się tym samym przed przerwaniem nauki i usunięciem z placówki. To obrazy protestujące, bardzo silny gest polityczny, którego dzisiaj nam, Polkom walczącym o prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji, brakuje.
To, co nam wydaje się dzisiaj odległe, w Turcji jest – paradoksalnie – codziennością. Dla osób odwiedzających wystawę w Muzeum Pera aborcja nie powinna być czymś szokującym. Tureckie prawo zezwala na usunięcie ciąży do 10. tygodnia bez podania przyczyny, co pokrywa się także z prawami Koranu. Oczywiście z zastrzeżeniem, że jeśli kobieta jest mężatką, musi mieć zgodę partnera na usunięcie płodu. Z polskiej perspektywy takie prawo wydaje się niezwykle liberalne.
Wystawa Pauli Rego, próbującej wskazać, że nadrzędnym dążeniem kobiety powinna być wolność, może być w tureckim społeczeństwie problematyczna, choć nie dla mieszkanek Stambułu – miasta, w którym na co dzień raczej nie doświadcza się wykluczenia ze względu na płeć. Raczej. Przebywając tam, nie obejrzałam Hagii Sophii, gdyż trafiłam na moment, w którym części obiektu przeznaczone dla mężczyzn i kobiet były rozdzielone. Nie udało mi się jednak zweryfikować, czy to nowe prawo, czy może luka (być może trafiłam na jakiś wyjątkowy dzień). Zamiast podziwiać słynny meczet, oglądałam kobiety stojące pod płotem oddzielającym kobiecą nawę od atrakcyjnego wnętrza. Robiły selfie i porównywały wrażenia z mężczyznami podchodzącymi do oddzielającego strefę dla mężczyzn i kobiet parkanu. Sama usiadłam w przestrzeni przeznaczonej do kontemplacji, czekając, aż mój partner skończy zwiedzanie głównej części Hagii Sophii. W internecie nie znalazłam informacji potwierdzającej nowe zasady odwiedzania meczetu dla turystów. Turcja jest szalenie dziwnym krajem i pozostawiła mnie z myślą, że może coś mi się przywidziało.
I tak wracam do Pauli Rego. Wydaje się, że jej perspektywa – odważnej sztuki tworzonej przez migrantkę, jednocześnie mocno zaangażowanej w miejsce, z którego pochodzi – w Stambule zakorzeniła się dobrze. Być może dlatego, że mamy tu do czynienia ze społeczeństwem rozdartym, laicko-islamistycznym, żyjącym w ogromnym cielsku zupełnie nieskoordynowanego miasta, wytwarzającego więcej niż jeden świat.
Nie zrozumiem go zapewne, ale rozumiem ich potrzebę sięgania do Zachodu. Turcja stara się o akces do Unii Europejskiej, jednak jej dotychczasowe starania nie gwarantują sukcesu. W takiej sytuacji to sztuka jest narzędziem osiągania europejskości, pokazuje bowiem kosmopolityczną stronę kraju, o czym wspominał sam prezydent Erdogan. Państwo jednak nie decyduje się w nią inwestować, pozostawiając tę sferę w rękach prywatnych przedsiębiorców.
Wystawę Pauli Rego oglądałam z konkretnej perspektywy: osoby żyjącej w Polsce. Moja wizyta w Stambule nie zgrała się co prawda z otwarciem nowego budynku Istanbul Modern, zbiegła się jednak z innym wydarzeniem. Tego samego dnia w Warszawie sąd skazał Justynę Wydrzyńską na ograniczenie wolności za „pomocnictwo w aborcji”. To bezprecedensowy wyrok polskiego sądu. Wysłałam nazwisko artystki do moich przyjaciółek – politycznie zaangażowanych aktywistek. Drogie, sprawczość ma kilka języków, sztuka jest jednym z nich. I Paula Rego jest tego przykładem. Tu jest nadzieja. Czasami obraz ma moc większą niż słowo.
Czy mamy lokalną Paulę Rego? Czy mamy wkurzoną artystkę? Czekajcie, muszę się przez chwilę zastanowić.