Nr 2/2023 Na teraz

Pokolenie Z jest zmęczone Smoleńskiem

Maria Magdalena Ożarowska
Teatr

Twórcy i twórczynie „Smoleńsk Late Night Show” pytają o znaczenia i emocje, z jakimi z perspektywy pokolenia Z łączy się hasło „Smoleńsk”. Spektakl zrealizowany został w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi w ramach projektu „Nowy i Młodzi”, którego kuratorem jest Remigiusz Brzyk.

W programie rozrywkowym Conan Late Night Show spotykają się dwie pary: małżeństwo Hanny (kontrolerka ruchu lotniczego grana przez Katarzynę Żuk) i Przemysława (mykolog – Paweł Kos) oraz Alicja (stewardesa – Karolina Bednarek) i jej partner Mariusz (Łukasz Gosławski jako pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych). Pytania cynicznego prowadzącego, ubranego w połyskujący złoty garnitur (bardzo sprawnie poprowadzona rola Bartosza Cwalińskiego), krążą zarówno wokół samych bohaterów, jak i postrzegania przez nich katastrofy, która na długi czas pogrążyła w żałobie znaczną część polskiego społeczeństwa. Zamiast słuchać eksperckiej refleksji, czy była szansa, by uniknąć tej tragedii, jesteśmy świadkami podróży w intymne zakamarki świadomości uczestników programu. O samej katastrofie i jej przyczynach nie dowiadujemy się prawie niczego. Mariusz, urzędnik państwowy, stwierdza, że decyzja o tym, iż najważniejsze osoby w państwie lecą tym samym samolotem, „była bardzo głupia”. była to tragedia właściwie niczym niewyróżniająca się na tle innych przykrych zdarzeń. W spektaklu o Smoleńsku zaskakująco dużo miejsca poświęcono miłości, relacjom romantycznym i czułości. Bohaterowie pozostają obojętni także wobec dążenia Conana do przeprowadzenia kolejnej analizy recepcji katastrofy w kontekście społecznym oraz szukania innych przesłanek niż te wskazane kilkanaście lat temu (co uzasadnia stwierdzeniem, że technologia rozwija się w nieustającym tempie i z pewnością dysponujemy dzisiaj lepszą aparaturą badawczą). Uczestniczki i uczestnicy programu uwagę kierują na siebie: z przestrzeni historii i polityki przechodzą w sferę prywatną, a odnajdując problemy w swoich związkach, zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo oddalili się od siebie. Twórcy łódzkiego spektaklu sugerują, że młode pokolenie nie jest już zainteresowane martyrologią i pielęgnowaniem mitów narodowych. Jesteśmy zmęczeni tą hucpą, wypisujemy się z dominującej narracji – zdają się mówić ze sceny.

Wybór studia telewizyjnego na rozmowę o katastrofie smoleńskiej, która mogłaby stanowić podsumowanie ostatnich lat debaty publicznej, uzmysławia, jak kluczowe miejsce w podtrzymywaniu i podsycaniu zbiorowej traumy zajmują media. Conan to niesympatyczna, wręcz odrażająca postać – nie uznaje żadnych wartości, a rzeczywistość postrzega jako potencjalny materiał sprzedażowy. Rzuca truizmami, przekręca aforyzmy, tworzy i cytuje „suchary” – jego wypowiedzi to populistyczna papka, która wyprowadza bohaterów, a także i publiczność, z równowagi. Jednocześnie prezenter (wielokrotnie) powtarza pytanie: „byliśmy podzieleni czy podzielił nas 10 kwietnia 2010 roku?”. Bardziej interesuje go zachowanie tego stanu skłócenia niż szukanie remedium. Wystawieni przez niego na pośmiewisko uczestnicy programu opuszczają studio w emocjonalnym wzburzeniu. Prowadzący pozostaje sam.

Na uwagę zasługuje świetna oprawa wizualna spektaklu: scenografia Mirka Kaczmarka (jak dowiedziałam się podczas rozmowy z dramaturgiem Piotrem Pacześniakiem, pochodząca z odzysku, niektóre jej elementy zostały uratowane przed utylizacją z magazynu Teatru Nowego) i humorystyczne wideo Adriana Cognaca, zapowiadające w spektaklu program telewizyjny. Filmik ten stylistyką przypomina kampowy teledysk muzyczny (w tej samej tonacji estetycznej utrzymana została również zapowiedź promująca przedstawienie Zalasy). Postaci wchodzą i wychodzą przez niewielką kabinę przypominającą portal albo budkę telefoniczną. Są też przykryte złotym aluminium schody i obite różową tkaniną kanapy. Na lewej ściance wykuto otwór kształtem przypominający samolot. Nie jest to żaden konkretny model ani – tym bardziej – Tu-154M, choć takie skojarzenie jest prowokowane. Jak trafnie zauważają twórcy, jako społeczeństwo mamy predyspozycje do doszukiwania się symboli na każdym kroku. W drugiej części spektaklu Conan przechodzi metamorfozę; w pewnym momencie rzuca zerwaną uprzednio kurtynę we wspomniany otwór w kształcie samolotu i, płacząc spazmatycznie, krzyczy: „I jak ja to wrzucę, to to nie będzie, kurwa, symboliczne, tylko to będzie szmata w dziurze i nic więcej. Bo nie wszystko musi być o Polsce”.

fot. HaWa | materiały Teatru Nowego w Łodzi

„Smoleńsk Late Night Show” to debiut reżyserski Jakuba Zalasy (współlaureata, wraz z Werą Makowskx, Nagrody Debiut TR 2021) na scenie instytucjonalnej. Wybór Smoleńska jako motywu przewodniego okazał się sprytnym chwytem marketingowym. W prasie prawicowej wrze – twórców oskarża się o „zbydlęcenie” (Sylwia Krasnodębska w „Gazecie Polskiej Codziennie”) i marnotrawstwo środków publicznych, co w retoryce przedstawicieli i przedstawicielek tej opcji politycznej nie jest niczym nowym. Ich wypowiedzi krytyczne korzystają z wyrażeń charakterystycznych dla mowy nienawiści, której mechanizmy i koszty emocjonalne są omawiane w przedstawieniu. Recenzje, zarówno te publikowane w periodykach identyfikowanych jako lewicowe czy prawicowe, jak i w niezależnych czasopismach kulturalnych, są bardzo do siebie podobne na poziomie opisu fabuły, dramaturgii, konstruowania postaci i gry aktorskiej; różnią się jedynie ocenami formułowanymi przez ich autorki i autorów. Czy nie powinniśmy dzisiaj zastanowić się, jak pogodzić się ze stratą, której jako zbiorowość doświadczyliśmy przed kilkunastu laty? Czy możemy już pozwolić sobie na odrobinę dystansu? Może nadszedł odpowiedni moment, by zacząć rozmawiać o rzeczach, które we współczesnej Polsce mają istotniejsze znaczenie? Z katastrofy smoleńskiej twórcy nie robią sobie „beki”, a przecież mogliby – sugerują to losy wizerunku Jana Pawła II, który dla pokolenia Z jest raczej memem, a nie świętym Kościoła katolickiego; zresztą powszechne zjawisko memizacji, czyli przekuwania jakiejś trudności czy absurdalnej sytuacji w śmieszny obrazek, to przykład nietypowego przepracowywania traumy. Ale Zalasa i Pacześniak stwierdzają, że właściwie nie ma już o czym mówić. Nie bawią się w teorie spiskowe i resentymenty. Skupiają się na jednostkowych historiach, podkreślając przy tym, że bardziej zajmuje ich przyszłość niż przeszłość.

Na scenie co jakiś czas pojawia się Człowiek-Orzeł (Damian Sosnowski). To artysta konceptualny, który nie rozumie sztuki, jaką tworzy. Jego półludzka i półzwierzęca tożsamość to z jednej strony subtelna drwina z godła narodowego, z drugiej uosobienie popkulturowych wyobrażeń o perspektywie posthumanistycznej. W scenie finałowej w dość zawoalowany i niezgrabny sposób prezentuje swoje ostatnie dzieło:

Kilka ostatnich miesięcy spędziłem na Mazurach, żyjąc w lesie, żywiąc się pokrzywą, liśćmi i syropem z młodych szyszek, obserwując ptaki. To, co tam zobaczyłem, jest trudne do opisania, wymyka się jakoś; i obraz, który państwo zobaczą, też właściwie pozwala się temu wymknąć, właściwie jest daleki od sedna.

Chwilę później na ekranie ukazane zostają dwa orły w czasie godów, spadające w połączeniu podczas miłosnego aktu. To piękny film przyrodniczy, który przedstawia żywe istoty – ptaki, nie symbole.

„Smoleńsk Late Night Show” nie jest arcydziełem – spektakl jest momentami przegadany, brakuje mu też płynności podczas przejścia pomiędzy pierwszą częścią (rozrywkową) a dalszymi sekwencjami. Niemniej uważam, że to bardzo dojrzały debiut – nie tylko Zalasy, ale też Cwalińskiego i Bednarek. Rola Cwalińskiego nie jest w spektaklu jedyną wyróżniającą się kreacją aktorską. Mam poczucie, że zespół w pełni zaufał wizji młodych twórców, będących jeszcze studentami krakowskiej AST. Twórcom i twórczyniom gratuluję, a równocześnie sama utożsamiam się z sugerowanym przez nich, niemym postulatem – także jestem zmęczona ciągłym rozpamiętywaniem minionych klęsk i katastrof.

Po zakończeniu prac nad recenzją wybrałam się do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Choć moim celem było znajdujące się w budynku galerii niewielkie kino studyjne, moją uwagę zwróciła przekrojowa wystawa Jana Bortkiewicza (rocznik ’45) zatytułowana „Prognoza pogody”. Fotografie i instalacje – liche i proste – miały, jak zrozumiałam, poznając ich tytuły i opisy, obnażyć mankamenty zmieniających się systemów politycznych w Polsce. Wiele prezentowanych prac miało wymowę antykomunistyczną, a rzekomo także „antykapitalistyczną” (tym określeniem oddana została ewidentnie antyeuropejska postawa twórcy). W jednej z sal znalazły się dzieła nawiązujące do katastrofy smoleńskiej. Była wśród nich fotografia na druku solwentowym z 2010 roku, przedstawiająca dwie niezgrabnie sklejone płyty. Na górnej umieszczono cytat z T.S. Eliota „Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień”, a na dolnej powiększone cyfry „10.04.2010”. Kolejna fotografia – zatytułowana „Brzoza” – ukazała drzewo na czarnym tle z fragmentem pnia pomalowanym na czerwono, co w sposób nazbyt oczywisty upodobniło je do flagi narodowej. Ostatnie zdjęcie, „Smoleńsk” z 2012 roku, przedstawiało mężczyznę niosącego czarną walizkę. Jego twarz jest zamazana, krajobraz spowity jest mgłą, a w oddali widać wrak samolotu.

Przypadek sprawił, że niemal równolegle obcowałam z podejściem dwóch pokoleń artystów do tematu Smoleńska. I wyraźnie zobaczyłam to, co spodziewane: dychotomię poglądów i postaw. W Teatrze Nowym w Łodzi młodzi twórcy komunikują potrzebę pójścia dalej, zaś fotografie Bortkiewicza podsycają wrażenie straty i wskrzeszają związaną z nim traumę. Znaczące jest tu także umocowanie w publicznym polu kultury: podczas gdy „młodzi”, „rozpoczynający karierę” dostają „możliwość” i szansę w ramach projektu patronackiego (a więc niejako na kredyt), twórczość konserwatywnego artysty politycznego jest upowszechniana (wystawa monograficzna) i promowana przez jedną z największych narodowych galerii sztuki. Dopóki układ sił się nie zmieni, nie ma szans na wykonanie kolejnego kroku, którego domagają się twórcy „Smoleńsk Late Night Show”.

„Smoleńsk Late Night Show”
reżyseria: Jakub Zalasa

dramaturgia: Piotr Pacześniak
scenariusz: Piotr Pacześniak, Jakub Zalasa, Bartosz Cwaliński

scenografia: Mirek Kaczmarek
kostiumy: Mirek Kaczmarek
muzyka: Jakub Zalasa i Piotr Pacześniak

Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
premiera 17.12.2022