„Gombrowicz? Prawdomówca zasrany i na dodatek pedał”, „Joseph Conrad? Uciekinier, poszukiwacz przygód, wątpliwy Polak…”
Andrij Bondar zatytułował wydany, co ciekawe, w Polsce, nie zaś w swojej ojczyźnie, zbiór opowiadań „Historie ważne i nieważne”. Nie daj się jednak zwieść czytelniku, bo to, co najciekawsze, znajduje się na końcu, za zakładką „nieważne” właśnie. Tam, podobnie, jak w „Grze w klasy” Julio Cortazara, znajdują się rozdziały, bez których niby można się obejść. Wśród nich ten bezczelny Ukrainiec szczerzący na okładkowym zdjęciu rząd swoich zdrowych ukraińskich zębów, których tu nikt takich nie ma, zamieścił opowiadanie „Papież”. Rzecz jasna, o Janie Pawle II. I co ten bezczelny Ukrainiec uczynił z tej postaci? Do czego mu posłużyła pomnikowa postać? Ano, posłużyła do stworzenia jednego z lepszych opowiadań, jakie w życiu czytałem.
Nim dotrzemy do „Papieża”, musimy przejść przez gąszcz drobniejszych tekstów; przeczytać o rzeczach nierzadko „ważnych” wyłącznie dla samego pisarza: dziecinnych wspomnieniach, rodzinnych tajemnicach czy przedwczesnych śmierciach przyjaciół. Osobiste opowieści przeplatają się z historiami, które przydarzyć się mogą każdemu z nas (świetny tekst świadkach o Jehowy pt. „Moi świadkowie”), i to te absurdy życia codziennego, opowiedziane z humorem (brawa dla Bohdana Zadury za oddany w przekładzie dowcip Bondara), stanowią najmocniejszy element tego zbioru. Rzadko zdarza mi się śmiać w czasie lektury („Tequila”, „Paw królowej”, „Śmierć czeskiego psa”?), tym rzadziej jeśli jest to książka zagranicznego autora. Jadąc jednak z Przemyśla do Wrocławia, pękałem ze śmiechu, czytając współpasażerom opowiadanie o lekarzu-skinheadzie, który najpierw bije narodowych wrogów, później zaś, gdy poszkodowani budzą się w szpitalnym łóżku, mówiąc: „witajcie chłopaki”, opatruje ich i odsyła do domu.
Wszystko to nic w porównaniu z „Papieżem”. Bondar patrzy na Wojtyłę, jak i na całe pokolenie JPII, ze zdrowym dystansem zagranicznego obserwatora, który, co należy podkreślić, mimo że Polakiem nie jest, doskonale ten naród zna. Pisarz podchodzi więc do postaci papieża-Polaka na dwa sposoby. Po pierwsze, umieszcza ją na szczycie hierarchii polskich autorytetów, twierdząc przy tym, że nie ma innego Polaka, którego podziwiałby niemal cały naród: „Gombrowicz? Prawdomówca zasrany i na dodatek pedał”, „Joseph Conrad? Uciekinier, poszukiwacz przygód, wątpliwy Polak…” i tak dalej. Wojtyła, według Bondara, nie musiał nic mówić, bo sam był symbolem. Mógł nawet zezwolić na aborcję i reklamować na bilboardach środki antykoncepcyjne, a Polacy i tak by go kochali. Tutaj pojawia się osobisty stosunek pisarza do papieża, do którego czuł szczerą sympatię i, mimo że katolikiem nie był, przez chwilę uczestniczył w spotkaniu z nim w czasie wizyty Jana Pawła II na Ukrainie. Co prawda, pisarz poszedł później zapalić jointa, ale jak stwierdził, papież na pewno nie miałby nic przeciwko temu.
Opowiadanie to potwierdza również, że z każdego tekstu Bondara, nawet tego przesyconego największą dawką ironii, przebija się nostalgia. W tekście „Mój skinhead” wspomina autor niegdysiejsze zasady, którymi kierowali się nawet przestępcy: „Nikomu nie wbijaliśmy noża w plecy”. Ciagle powraca motyw dzieciństwa, kiedy wszystko było wielką tajemnicą, zaś odkrywanie świata było najwspanialszym doświadczeniem w życiu. Jeśli czyta się innych, tłumaczonych na język polski, ukraińskich pisarzy, może dostrzec w ich tekstach coś podobnego. W powieści „Siomga” Sofija Andruchowycz z żalem opisuje odejście pokolenia z naszywkami na kurtce na rzecz młodzieży ubierającej się w sieciówkach H&M. Serhij Żadan ciągle powraca do punkowej młodości. Teraz Bondar, który nie może pogodzić się z tym, że tyle wspaniałych chwil zagarnęła przeszłość.
Książka, do której chce się wracać.
Andrij Bondar, „Historie ważne i nieważne”
Biuro Literackie
Wrocław 2011
PS W pewnym momencie cytuję wiersz „Robbie Williams” A. Bondara w przekładzie Bohdana Zadury. Proszę odnaleźć samemu, nagród brak.