Ze strachu przed postawami szowinistycznymi uciekamy od ludzi nimi ogarniętych. „Braterstwo”, nie tłumacząc zbrodniczych ideologii, stara się ich zrozumieć.
Co się dzieje w Skandynawii, że dawno zwyciężona i skompromitowana ideologia (a także estetyka) odżywa właśnie tam – w jednym z najbogatszych społeczeństw na świecie? Niedawno światem wstrząsnęła masakra w Norwegii dokonana przez „chrześcijanina” i „działacza antykomunistycznego ruchu oporu”, za którego uważał się Anders Behring Breivik. Wcześniej, na zlecenie szwedzkich neonazistów, ukradziono z obozu koncentracyjnego Auschwitz napis „Arbeit macht frei”. Danię ogarnia antyemigracyjną gorączka; całkiem serio postuluje się tam zamknięcie wewnątrzeuropejskich granic. Kipi krew wikingów czy daje o sobie znać nieprzerobiona lekcja Zagłady? Duński reżyser Nicole Donato nie odpowiada na te pytania, sugeruje tylko pewne tropy. Skupia się on na cieniach i blaskach męskich więzi, przechodzących od tradycyjnego w dawnej skonfliktowanej Europie „braterstwa broni” do dzisiejszych otwarcie erotycznych relacji gejowskich, z którymi nie trzeba się kryć we współczesnych społeczeństwach permisywnych. Porządki te mieszają się i choć połączenie to iście schizofreniczne – nierzadkie i uzasadnione psychologicznie i historycznie. W „Braterstwie” przywołana zostaje zresztą sylwetka Ernsta Röhma.
Po powrocie z misji wojskowej Lars (Thure Lindhardt) zostaje pominięty przy rozdzielaniu awansów – zraża go to do armii, ale nie potrafi on się odnaleźć w ogarniętej nudą i dobrobytem społeczności „w cywilu”. Szuka nie tyle wroga, ile emocji na miarę tych, których doświadczył wcześniej – o podobnym mechanizmie opowiadała już Kathryn Bigelow w „The Hurt Locker. W pułapce wojny” czy ostatnio Ken Loach w pokazywanym podczas festiwalu Transatlantyk „Route Irish”. W pogoni za podobnymi dreszczami, za męską obecnością, w której odbijałaby się jego własna, Lars trafia do środowisk neonazistowskich. Początkowo nieufny wobec dogmatów ideologii, ulega estetyce, która prowadzi go wprost w ramiona Jimmy’ego (David Dencik) – zaprawionego w uciekaniu od myślenia i uczuć miejscowego skina. Ale skini, w tym sam Jimmy, biją gejów. Czy miłość może przetrwać w takich warunkach? Nietrudno się domyślić, że strach jest dość kruchym schronieniem, ale czyż to nie właśnie przeszkody rzucane przez świat (i samych bohaterów) budują przestrzeń melodramatu?
W tym męskim love story, występują tylko dwie kobiety, zresztą w rolach dość epizodycznych: dziewczyny lokalnego przywódcy młodzieżówki i matki Larsa, która jest głównym emocjonalnym wrogiem syna, przyłączającego się do radykalnej prawicy właśnie w kontrze do przebojowej i dominującej rodzicielki. Z takim ustawieniem ról można zarzucać filmowi mizoginię; na pewno dotknięci są nią bohaterowie filmu. Nie tylko ci, którzy sypiają z mężczyznami – wśród całej grupy hołduje się tytułowemu „braterstwu”. Oznacza ono nie tylko pokrewieństwo, choć relacja Jimmy’ego z bratem ma kluczowe znaczenie dla konstrukcji filmu. Oznacza także kolektywne hołdowanie wartościom siły, twardości, lojalności oraz wspólnotę poglądów i postaw, wymuszającą wyzbycie się prawa weta. Wszystko to typowe jest dla męskich wspólnot militarnych, o których potencjale homoerotyczym pisała Maria Janion. Musi on jednak zostać wyparty, bo skupienie na przyjemności przysłaniałoby koncentrację na walce – nienawidzi się gejów bądź w ogóle wypiera się ten typ seksualności. Ale powrotu do przeszłości nie ma – filmowy świat, gdzie wróg jest wyimaginowany i efemeryczny (Arabowie, geje, mięczaki), ulega rozprężeniu; potencjał rozkoszy może się spełnić w jawnie homoseksualnej relacji, w swoistym braterstwie spermy.
Banałem jest powiedzieć, że uprzedzenia i fobie wynikają z kompleksów i niepewności, że agresja skierowana wobec Innego jest kompensacją własnej niepewności. Film Donato nie mówi nic nowego i nie robi tego na sposób nowy. Ale te banały trzeba powtarzać w kółko. „Braterstwo” nie usprawiedliwia ani islamofobii, ani neonazizmu, ani homofobii – odwrotnie: pokazuje ich intelektualną pustkę, nie krzyżując przy tym ludzi, którzy temu szaleństwu ulegają. Pokazuje, że wszystkie ideologie oparte na strachu, resentymencie i kompensacji werbują swoich wyznawców spośród jednostek jakoś okaleczonych, „z problemami”. Często ulegają one nie samym ideom, a estetyce i zawsze kuszącemu kolektywnemu byciu akceptowanym. Każda wspólnota daje poczucie bezpieczeństwa, ale i każda oparta jest na rezygnacji z fragmentu indywidualnych poglądów i ekspresji – słowem: części siebie, czasami tej najbardziej formującej.
„Braterstwo” reżyseria: Nicolo Donato
dystrybucja: Mayfly
premiera: 08.09.2011