„Jedna z pułapek dzieciństwa polega na tym, że nie trzeba rozumieć, by czuć”
Carlos Ruiz Zafón, „Cień wiatru”
Pomieszczenia krakowskiego Bunkra Sztuki wypełniły dwie korespondujące ze sobą wystawy: „Pocałuj mnie w pierścionek” Bogusława Bachorczyka oraz „Panorama” Katarzyny Krakowiak. Obie prezentacje spotykały się w obszarze tematyki twórczych rozważań. Ich źródła odnaleźć można w doświadczeniach z dzieciństwa.
Choć niewątpliwie problematyka pracy Krakowiak uwikłana jest w historię przedstawień panoramicznych i podniet związanych z przekroczeniem balastu widza – biernego obserwatora na rzecz aktywnego uczestnika, to jednak doświadczanie jej instalacji jest przede wszystkim przeżywaniem dziecięcej przygody. To właśnie pewne analogie dotyczące sposobu doświadczania obu prezentacji stały się wypadkową narzucających się porównań i przywołań.
Bachorczyk przeobraził znaczną przestrzeń galerii w mapę domu. Pokoje oddzielała projekcja schodów prowadząca do części imitującej podwórze. Brzozy, misternie ułożona gra w klasy oraz dwa dziecięce fotograficzne wizerunki sugerowały, że znajdujemy się w miejscu ważnej gry. W tej niebezpiecznej zabawie uczestniczył chłopiec z karabinem-zabawką oraz to samo dziecko trzymające w ramionach pierwszokomunijną gromnicę (autoportrety artysty). To, co spajało większość prac fotograficznych to pewna niedoskonałość wycięć, ujawniająca elementy (dłonie, włosy, stopy) postaci znajdujących się poza kadrem. Na komunijnym zdjęciu można było zauważyć fragment uciętej ręki osoby dorosłej, obejmującej chłopca. Symbolizuje on obecność siły spełniającej rolę wychowawcy, kształtującej nasz charakter w dzieciństwie oraz dyktującej warunki, obowiązki.
Do domu prowadził dziurawy, żeliwny płot, który pokonywaliśmy żwawym podskokiem. Dalej wyświetlone schody (niepotrzebna, nachalna ilustracja) oraz poręcz intrygująca zawiesistym, płynnym kształtem. W kolejnych pokojach: fotograficzne wycinki, kilkadziesiąt gazetowych przestrzennych postaci w najróżniejszych konfiguracjach, wykonujących różne czynności. Tekturowe ludziki stały, kołysały się na kantach półek, wisiały na metalowych obręczach i kwietnikach, czasem naklejone na przedmioty, jak w technice decoupage. Piwnicę rozświetlała kolekcja dekoracyjnych obrazów, zaś w ostatnim pomieszczeniu na tle brudnych, odrapanych ścian spowitych kablami podpięto do sufitu kilka huśtawek, imitujących plac zabaw.
Nie mogę się oprzeć odczuciu, że wszystkie prezentowane kadry, wycinki, obrazy są mi skądś znane. Nie dlatego, że odwołują się do moich reminiscencji z dzieciństwa. Wiele razy oglądaliśmy już podobne „teatry wspomnień” i „pamiętniki dziecięce”. Polski pejzaż z brzozami, czasy PRL -u wraz z jego reliktami w formie drucianych kwietników, lamperiami i kolażami fotograficznymi. Wszystko to traktuję jedynie jako ilustrację do opowiadanej historii, której brak niedopowiedzeń albo chociaż kontekstów przenoszących nas w świat własnych doświadczeń, odczuć, emocji. Na tym polu prosta na pozór instalacja Katarzyny Krakowiak staje się koniecznym przejściem, które w jednej chwili rozbudza kołtuny dziecięcych uczuć: podniecający strach, uczucie oszołomienia, dociekliwości, poczucie zamknięcia, izolacji, ale też wszechogarniających myślowych pułapek. „Panorama” to droga. Czarna, pnąca się w górę przestrzeń o niewielkich gabarytach, usłana podświetlanymi schodami. Na jej szczyt można dostać się tylko po omacku. Wywołuje zwątpienie: czy na górze coś będzie na mnie czekało? – i ledwo majaczące skojarzenia. Pierwsze wejście na strych, na latarnię, na wieżę widokową, na drzewo i przestrogi dorosłych: nigdy nie wchodź tam sam! Ciekawość zostaje w końcu nagrodzona. Naszym oczom ukazuje się okrągła platforma, przypominająca bulaj albo wole oko, po której przesuwa się obraz. Artystka podaje instrukcje: „Kręcąc gałką, samodzielnie sterujesz położeniem obiektywu w promieniu 360 stopni. Zmieniając kąt nachylenia blatu z matówką, operujesz ostrością obrazu w różnych jego punktach” (ulotka informacyjna). Generowany przez widza obraz zawsze jest niekompletny. Choć czujemy, że panorama rozciągająca się z dachu galerii okala nas, to jednak za sprawą stworzonego urządzenia doświadczamy jej fragmentarycznie. Odbiorca bazuje na wycinkach rzeczywistości przefiltrowanych przez zbudowany przez artystkę mechanizm. Wrażenie potęguje fakt, że instalacja powstała właściwie na peryferiach galerii, wrzucając doznania artystyczne w świat realny, pozamuzealny.
Realizacje Bachorczyka przywołują na myśl prace Piotra Kurki. Postać chłopca i świat jego zabawek, czas dzieciństwa, wyobrażenie domu czy doświadczenia związane z dorastaniem wielokrotnie pojawiały się w twórczości artysty. Na tym jednak kończą się podobieństwa. Kurka nie ilustruje zdarzeń i wyobrażeń, nigdy nie dociera do ich sedna, pozostawiając błonę niepewności, lawirując na powierzchni, nie dotykając odpowiedzi. „Kiedy wspominamy i patrzymy na pewne przedmioty, to dobrze jest spojrzeć na nie tamtymi dziecinnymi oczami. Z innej perspektywy – perspektywy braku pamięci o przedmiotach. Ten brak pamięci czy archetypiczne oglądanie przedmiotu jest charakterystyczne dla dziecka.” („Czy sztuka jest wściekłym psem”, Marek Wasilewski, s. 146) Tym, co dzieli zatem obu artystów jest punkt widzenia. Bachorczyk zanurza się w świat dzieciństwa z perspektywy dorosłego, Kurka pielęgnuje w sobie spojrzenie dziecka. Dużo u Bachorczyka pewności, tłumaczeń, dopowiedzeń. Ulotka towarzysząca wystawie dostarcza kolejnych informacji. Tekst o bogatej, „poetyckiej wyobraźni”, o nadzwyczajnej wrażliwości „chłopca – wnikliwego obserwatora rzeczywistości, bacznie śledzącącego swój rozwój psychiczny i emocjonalny”, sugeruje, że artysta był dzieckiem niezwykłym.
Katarzyna Krakowiak, „Panorama”
22.06.– 30.09.2011
Kraków, Bunkier Sztuki
Bogusław Bachorczyk, „Pocałuj mnie w pierścionek”
14.07.– 28.08.2011
Kraków, Bunkier Sztuki
fot. Bogusław Bachorczyk, „Pocałuj mnie w pierścionek”, autorka zdjęcia: Sylwia Czubała