Muzyka z Haiti, Senegalu, Sudanu, Dżibuti, Wysp Zielonego Przylądka, tych wszystkich krajów, które Donald Trump nazwał shitholes. Zapomniani wirtuozi, zakurzone legendy, perły ratowane od zapomnienia, nagrania wyciągnięte z archiwów państwowych nadawców i domowych kolekcji – to wszystko znajdziemy w katalogu Ostinato Records, oficyny prowadzonej przez barwną postać, Vika Sohoniego. To przywództwo znaczące: zdecydowaną większość wydawnictw zajmujących się muzyką archiwalną z krajów Globalnego Południa prowadzą przedstawiciele Globalnej Północy, często dawnych imperiów kolonialnych. Ostinato Records – choć siedzibę ma w Nowym Jorku – jest jaskółką zmian, oferując nowe spojrzenie na muzykę, kulturę i historię postkolonialnych społeczeństw.
W wywiadach Sohonie przyznaje, że impulsem do założenia Ostinato było rozczarowanie tym, jak Globalne Południe jest przedstawiane w zachodnich – przede wszystkim anglojęzycznych – mediach. Pracował wtedy jako fotoedytor w agencji Reuters i uderzyła go różnica w sposobie, w jaki fotografowie robią zdjęcia w Europie i Afryce. Do tego doszedł szklany sufit – uważano, że jako Hindus, Sohonie powienien zajmować się tyko Indiami (w przeciwieństwie do białych reporterów wysyłanych w każdy zakątek świata). W 2014 roku Sohonie powiedział „dość” i karierę w mediach zamienił na prowadzenie małej oficyny muzycznej. Miał w tym doświadczenie: współpracował wcześniej z niemiecką Analog Africa, zasłużoną wytwórnią przypominającą afrykańskie nagrania sprzed dekad.
Dziennikarska skrupulatność, upór w dążeniu do źródeł, lekkość budowania narracji – te elementy Sohonie przeniósł do Ostinato. Sam o sobie mówi, że jego najważniejszym zadaniem jest opowiadanie historii; że musi dobrze i dogłębnie poznać kraj i jego kulturę, jego mieszkańców i ich zwyczaje, zanim będzie gotowy do jego muzycznej prezentacji. Przyznaje, że szuka przede wszystkim autentyczności, nie zadowala się turystyczną ani medialną wizją.
Zafascynowany historią zmagań z kolonializmem, na pierwszy kraj swoich muzycznych poszukiwań wybrał Haiti. Pierwsze państwo, które zrzuciło kolonialne jarzmo, pierwsza czarna republika, przykład i inspiracja dla wielu ruchów wyzwoleńczych. Dziś o Haiti mówi się przede wszystkim w kontekście katastrof naturalnych i humanitarnych, lecz Sohonie idzie w poprzek ustalonych narracji, wybierając nagrania z okresu rządów Francois „Papy Doca” Duvaliera, krwawego dyktatora (którego po śmierci zastąpił jeszcze krwawszy syn). A jednak w muzyce brzmienia historii politycznej nie słychać, co przypomina zasadę, że nawet w najgorszych czasach ludzie często znajdują ucieczkę i wytchnienie w muzyce. Zamiast przedstawić Haiti jako uciemiężony kraj, Sohonie pokazuje, że nawet w warunkach dyktatury ludzie nie tracą kreatywności. Z „Tambou Tayou Lou” wyłania się obraz barwnej, ekspresyjnej kultury muzycznej, bliskiej innym karaibskim tradycjom. Jest miejsce zarówno na pochodzącą z Kolumbii cumbię, jak i na lokalną odpowiedź na salsę.
W 2017 roku Ostinato dostała pierwszą nominację do Grammy za kompilację „Sweet as Broken Dates”, dokumentującą żywotną somalijską scenę muzyczną sprzed trzydziestu, czterdziestu lat. Somalia po wielu latach wojny domowej – z piratami krążącymi wzdłuż jej wybrzeży, bazami Daesh, klęskami głodu – uznawana jest za państwo upadłe. Nie jest to prawda, kraj powoli się odbudowuje, do Mogadiszu wraca normalne życie. „Sweet as Broken Dates” jest świadectwem właśnie tego: że inna Somalia była i jest możliwa. To Somalia, którą pamiętają dzisiejsi pięćdziesięciolatkowie, taki jej obraz chcą przekazać swoim dzieciom, rozproszonej po świecie diasporze. Przesłanie wydawnictwa jest proste, ale istotne: wschodnia Afryka, Róg Afryki i basen Morza Czerwonego są prawdziwym skrzyżowaniem kultur.
Jeszcze wyraźniej widać ową ideę na przykładzie Dżibuti – dawnego Francuskiego Somalilandu, kraju o populacji Trójmiasta, zajmującego strategiczne położenie: na wejściu do Morza Czerwonego, naprzeciw jemeńskiego Adenu. Między innymi z tego powodu – najeżone francuskimi i amerykańskimi bazami wojskowymi – do niedawna Dżibuti było zamknięte na świat, samo otrzymanie wizy wjazdowej graniczyło z cudem. Długo, ponad trzy lata negocjacji, zajęło Ostinato Records przekonanie lokalnych władz do otwarcia archiwów państwowego nadawcy, Radio-Television Djibouti (RTD). Pomogła dopiero interwencja dżibutańskiego ambasadora w Niemczech oraz obietnica zostawienia sprzętu wykorzystywanego do digitalizacji taśm. Tym samym Ostinato stało się pierwszą zagraniczną instytucją, która weszła do archiwów RTD. Dzięki tej podróży ukazała się fascynująca kompilacja 4 Mars, państwowego, czterdziestoosobowego zespołu, w którym jak w soczewce widać wspomniane skrzyżowanie kultur. Bollywoodzkie zaśpiewy sąsiadują z inspirowanymi muzyką turecką partiami syntezatorów, egipskie i sudańskie rytmy przeplatają się z karaibską pulsacją, flety sprowadzono specjalnie z Mongolii, a ważnym elementem całości jest podbudowa z nowojorskiego jazzu.
Na archiwach RTD się nie skończyło. W tym samym budynku mieści się studio nagraniowe i siedziba Groupe RTD, dziewięcioosobowego oficjalnego zespołu nadawcy i w pewnym sensie pogrobowca 4 Mars. Grupa ochrzczona przez Ostinato mianem „Dancing Devils of Djibouti” (określenie następnie posłużyło za tytuł albumu) łączy młodość z doświadczeniem. Gra własne kompozycje i żelazne klasyki, a w jej muzyce dzieje się przynajmniej tak samo dużo, jak w pięciokrotnie liczniejszym 4 Mars. Pod okiem Ostinato zarejestrowali trzydniową sesję nagraniową, której efekty ukazały się dwa lata temu.
„Dancing Devils of Djibouti” było pierwszym wyjściem Ostinato z archiwów, ale nie ostatnim. Wielokrotne podróże do Sudanu, niegdyś największego afrykańskiego państwa zaowocowało dwiema kompilacjami: „Two Niles to Sing a Melody” oraz „The Shaigiya Sound of Sudan”, które skupiają się na muzyce z okolic Chartumu, sudańskiej stolicy. Port Sudan, piąte największe miasto kraju, znajduje się daleko od Chartumu, na wybrzeżu Morza Czerwonego. Stamtąd pochodzi Noori & His Dorpa Band, zespół, na który Sogoni trafił na TikToku. Nie tylko muzyka – tradycyjne melodie Bedża, mające podobno kilka tysięcy lat – jest fascynująca. Noori gra na skonstruowanym przez siebie instrumencie tambou-guitar, połączeniu harfy tambour (w nieodległej Etiopii zwanej krar) i gitary elektrycznej. Jak udało mu się je połączyć, wie tylko on sam, ale efekt jest frapujący. Kompozycje Nooriego są hipnotyzujące, dostojne, pełne piękna i melancholii. Warto dodać, że muzyk elementy do swojego instrumentu znalazł na wysypisku.
Po usłyszeniu kilkunastosekundowego fragmentu na TikToku, Sohonie pojechał do Port Sudan, by nagrać Nooriego z zespołem i wysłuchać ich historii. Muzycy należą do Bedża, grupy etnicznej, która tradycyjnie swoje korzenie widzi w królestwie Kusz, a pierwotna forma ich języka pojawia się w zapiskach ze Starożytnego Egiptu. Tereny, które zamieszkują, są przedmiotem zainteresowania rządu centralnego – jako że, choć niegościnne, kryją pod powierzchnią bogactwo surowców naturalnych. Dlatego Bedża przez rząd Umara al-Baszira byli dyskryminowani, zmuszani do opuszczania wiosek, porzucania stad, przenosin do miast, gdzie zajmowali się najniżej płatnymi zajęciami. Od zawsze też Bedża stawiali opór rządowi. Dla Ostinato Records opowieść jest równie ważna, co kompozycje. A te w przypadku Nooriego są hipnotyzujące, dostojne, pełne piękna i melancholii.
Trzecim regionem, do którego Ostinato regularnie wracają, jest wyspiarska Afryka luzofońska – Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspy Świętego Tomasza i Książęca. Tam wytwórcy prześledzili rozwój muzyki elektronicznej wykonywanej przez neapolitańską diasporę i kreatywny boom lat 90. na Wyspach Zielonego Przylądka. Muzycznie kraj ten kojarzy się przede wszystkim z niezapomnianą Cesarią Evorą, ale to tylko mały wycinek tamtejszej bogatej kultury muzycznej. I – to cecha łącząca wszystkie muzyczne kultury odpominane przez Ostinato – borykającej się z trudną historią. Najpierw Portugalczycy tłamsili jakiekolwiek informacje wychodzące z kolonii, ograniczali też ich rozwój, także kulturalny (przykładowo: na Wyspach Zielonego Przylądka zakazane były instrumenty elektryczne). Dopiero rozmontowanie portugalskiego imperium i liczna wyspiarska diaspora zmieniły ten stan. O tym przełomie traktują wydawnictwa Ostinato Records.
Najnowszy album – trzeci już nagrywany specjalnie dla Ostinato – „The Strings of Sao Domingos” The Ano Nobo Quartet to muzyka całkowicie akustyczna. Kwartet pod wodzą Pascoala – byłego żołnierza stacjonującego podczas Zimnej Wojny na Kubie i Krymie – wykonuje coladeirę, gatunek bliski mornie, którą rozsławiła Evora. Nagrywany w pandemii, na stokach wulkanu, w domach i na plaży, album pełen jest niewymuszonej wirtuozerii, za którą odpowiadają kuzyni Nobo, wnuki legendarnego gitarzysty – to jego imię nosi kwartet.
Misją Ostinato Records – poza poszukiwaniem autentyczności – jest pokazywanie skrzyżowań kultur, tygli, w których mieszają się gatunki, stylistyki, religie. Jest nią też zainteresowanie muzyką Globalnego Południa, nie tylko Północy (gdzie jest ona coraz popularniejsza), ale przede wszystkim samych mieszkańców krajów południowych. Tak, aby Globalne Południe zyskało głos, a zarazem zawiązało transkrajowe i transkulturowe sojusze, poza mainstreamową drogą wydawców z Północy. Ucieleśnieniem tego jest marzenie Sohoniego, by „Nigeryjczyk założył oficynę, która będzie eksplorować muzykę indyjską albo brazylijską”. Jeszcze daleka droga do jego spełnienia, ale pierwsze kroki zostały poczynione. Każda nowa perspektywa jest odświeżająca, przenosząca akcenty, zmieniająca narrację. Świat nie jest jednobiegunowy, a najlepiej się do tego przyzwyczaić poprzez muzykę.