Fotografia to zderzenie wielu różnych perspektyw: fotografowanego obiektu, fotografującego czy odbiorcy. Do refleksji nad naturą fotografii – a także jej związkami z kategorią obrazu – swoją cegiełkę dokłada Aimée de Jongh, sięgając po nieco inne medium – komiks.
Dyskusje wokół fotografii i sposobów jej odbioru są niemal tak stare, jak samo to medium. Nasiliły się między innymi w latach 30. i 40. XX wieku w Stanach Zjednoczonych w wyniku działań FSA (Farm Security Administration). Za sprawą Wielkiego Kryzysu z 1929 roku kolejne lata nie były dla USA najlepszym czasem. Ale był to dopiero początek. Dwa lata później rozpoczął się trwający niemal dekadę okres znany jako Dust Bowl, kiedy to 19 stanów z obszaru Wielkiej Równiny dotknęła katastrofa ekologiczna, której źródeł upatruje się zarówno w trwającej wiele lat suszy, jak i nadmiernej eksploatacji gruntów przez rolników – wypasanie bydła czy niestosowanie płodozmianu doprowadziło do wyjałowienia gleby. Dotychczas żyzne równiny zaczęły się szybko przeistaczać w pustynię. Jednym z obszarów najmocniej dotkniętych przez Dust Bowl był „uchwyt” Oklahomy, wąski pas ziemi tego stanu wysunięty najbardziej na zachód. Właśnie tam w 1937 roku trafia nasz bohater, John Clark, z jasnym zadaniem – pokazać prawdę o Dust Bowl.
FSA miało bowiem bardzo konkretną agendę – poinformować amerykańskie społeczeństwo o dziejącej się właśnie tragedii. Jałowa, nieprzyjazna człowiekowi ziemia, która nie daje żadnych plonów; burze pyłowe, które dzień zamieniają w noc; piasek, który osadza się wszędzie – na stołach, łóżkach, w płucach. To właśnie Dust Bowl był główną inspiracją dla Christophera Nolana w filmie „Interstellar”, w którym ludzkość mierzy się ze skutkami zmian klimatycznych. Ale XX-wieczni Amerykanie nie mieli szans na nowe życie, tym bardziej mając za plecami szalejący wciąż kryzys gospodarczy. Rozwiązaniem mogła być propozycja Roosevelta, New Deal. Jednak prezydent i jego otoczenie potrzebowali społecznego poparcia dla swojego programu. I tutaj zaczyna się rola FSA, która w latach 1937–1942 przeprowadziła na terenie Dust Bowl ogromną akcję fotograficzną. Wykonano setki tysięcy zdjęć, aby uchwycić tragedię mieszkańców tych terenów, ale też by reszta obywateli mogła się o niej dowiedzieć.
Do dzisiaj trwają debaty, w jakim stopniu działania FSA pozwoliły na uchwycenie prawdy, a jak dalece były wyłącznie akcją propagandową. Agencja z jednej strony jasno instruowała swoich fotografów, aby nie manipulowali treścią czy nie dramatyzowali przekazu, z drugiej zaś wyznaczała listę interesujących tematów, które dokumentaliści mieli dostarczać. A to dopiero punkt startowy. Pojawiają się tutaj przecież znajome pytania związane z teorią fotografii/obrazu, a także tego, jak przedstawiać miejsca i osoby dotknięte jakąś katastrofą: czy już sama obecność aparatu i fotografa nie wpływa na fotografowany obiekt i nie zmienia go? Czy formą manipulacji nie jest sam dobór kadru przez fotografa, a następnie zdjęć do publikacji przez FSA i same redakcje? Czy nie jest nią także sam kontekst, w którym te fotografie istnieją – niejako wyjęty z wiekowych już tekstów Rolanda Barthes’a o mitach oplatających obrazy, a więc kontekst stricte propagandowy i polityczny, nakierowany na osiągnięcie konkretnego celu? Jednym z mniej szlachetnych przykładów jest także sprawa „wędrującej czaszki” Arthura Rothsteina, który tę samą czaszkę zwierzęcia przenosił i fotografował w różnych lokacjach Dust Bowl.
Właśnie z takimi wątpliwościami przyjdzie mierzyć się Johnowi Clarkowi, który z początku niezwykle chętnie wykreśla z otrzymanej od FSA listy kolejne zrealizowane tematy. Szybko jednak zaczyna powątpiewać w sens swoich działań. Jak bowiem w pełni oddać grozę miejsca i ludzkich losów za pomocą obrazu?
Paradoksalnie to właśnie za jego pomocą Aimée de Jongh opowiada historię Johna Clarka i Dust Bowl. Sięgając po rysunek, a więc obraz skrajnie subiektywny – nawet jeśli inspirowany „obrazami” fotograficznymi (znowu: tej samej fotografii, której moc przekazywania prawdy kwestionujemy, ale bez której obraz Dust Bowl nie zostałby zachowany), to w pełni wypływający z autorskich decyzji. Autorka nie tyle jednak próbuje przedstawić „prawdę” o tragedii lat 30. XX wieku, ile skupia się na historii bohatera. Losy rodzin żyjących w pustynnym piekle Oklahomy, choć z pewnością wstrząsające, stają się tłem dla zdecydowanie bardziej kameralnej opowieści młodego fotografa uwikłanego w toksyczną relację z nieżyjącym już ojcem oraz zmagającego się z próbą odpowiedzi na pytanie: „Kim tak naprawdę chcę być?”.
Jest to zdecydowanie dobry wybór. Sama idea komiksu stworzonego właśnie na podstawie pozostałych po FSA zdjęć i skupiającego się stricte na tym, by całościowo opowiedzieć o horrorze Dust Bowl, byłaby wręcz absurdalna. Dlatego umieszczenie w centrum historii fikcyjnej postaci uwikłanej w sieć osobistych problemów pozwala na stworzenie angażującej opowieści bez poczucia, że autorka, ustami swojego bohatera, unieważnia swoją opowieść.
Jest to więc raczej historia Johna Clarka – który od zawsze słyszał, że jego ojciec był wspaniałym fotografem i że on sam stoi przed ogromną szansą, by powtórzyć jego sukces. Sukces, który ojciec uznałby z pewnością za powód do dumy. John zdaje się przez całe dotychczasowe życie tak kształtować własną osobowość, by dopasowała się do idealnej figury ojca, ulepionej – w dodatku przez innych – ze wspomnień o genialnym fotografie, po którym zresztą John nosi imię. Bezrefleksyjność decyzji dotrze w pełni do bohatera dopiero w zetknięciu się z sytuacjami granicznymi, ale też w zetknięciu z drugim człowiekiem. Uznanie bowiem, że John nie wie, czym jest bieda prowadząca do śmierci w Nowym Jorku lat 30., byłoby dość naiwnym założeniem. Dopiero nawiązanie głębszych relacji z mieszkańcami Dust Bowl i zrozumienie wielowymiarowości ich osobowości czy też problemów i dylematów, z którymi się zmagają, zmuszają go do spojrzenia w głąb siebie i poddania ocenie swojego dotychczasowego życia. Odrzucając fotografię, John odrzuca wizję samego siebie jako odbitki swojego zmarłego ojca. Zderzenie się z niezwykłą odwagą mieszkańców Oklahomy – odwagą, dzięki której porzucają całe swoje dotychczasowe życie i ruszają ku nowemu, ale też taką, która sprawia, że niektórzy mieszkańcy pozostają mimo wszelkich przeciwności – pozwala mu na odnalezienie w sobie odwagi do porzucenia ogromnego bagażu przeszłości.
Na imponującym – także graficznie – tle ogromnej katastrofy ekologicznej Aimée de Jongh buduje kameralną, niezwykle osobistą historię Johna, a częściowo także i tych, których spotyka na swojej drodze. Autorski wywód o niedostatkach fotografii i absolutnym jej odrzuceniu stanowi na całe szczęście jedynie środek do zupełnie innego celu – sam w sobie nie jest bowiem ani szczególnie odkrywczy, ani przekonujący w swojej radykalności. Na szczęście jego motywacja ma silną podbudowę wypływającą z indywidualnego doświadczenia bohatera. Tylko bowiem w takiej formie opowieść może nabrać wiarygodności i stać się dla odbiorcy przekonująca.