Mykyta Lyskov przyszedł na świat w czasach socjalistycznych, w roku 1983. „Co prawda w latach 90. Ukraina uzyskała niepodległość, lecz Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich wciąż trwał w umysłach ludzi. Jego echa były wszechobecne. Dopiero teraz, pod wpływem wojny doszło do definitywnego odrzucenia spuścizny po ZSRR. Muszę przyznać, że tamta rzeczywistość stanowi dużą część mojego życia. Bo urodziłem się i mieszkam w Dnieprze – mieście bardzo sowieckim. Lata 90. były bardzo ciężkie. Znalezienie pracy w mieście było praktycznie niemożliwe, ludzie nie mieli środków do życia. Wiele osób przeniosło się wtedy w inne rejony Ukrainy. Choć więc uzyskaliśmy niepodległość, to z mojego punktu widzenia nic się wtedy nie zmieniło. Nie dostaliśmy nic w zamian” – opowiada.
Na początku Lyskov chciał zostać „tradycyjnym” artystą – czyli rysować i malować. W Dnipro Art College w latach 1997–2002 studiował malarstwo realistyczne, równocześnie głęboko doświadczając trudów codziennego życia. Momentem zwrotnym było dla artysty otrzymanie głównej nagrody przez ukraińskiego animatora Stepana Kovala na Berlinale w konkursie filmów krótkometrażowych za „Shyol tramvay N° 9” (2003). „Gdy zobaczyłem ten film, uznałem, że animacja będzie kolejnym krokiem w mojej karierze. Trochę tak, jakbym dalej był malarzem, ale wykorzystywał swój warsztat już na innym poziomie” – mówi Lyskov.
Przeniósł się wtedy na Uniwersytet Kijowski, aby przez pięć lat studiować animację. W tym czasie zaczął tworzyć własne filmy. Na uczelni wykładali weterani animacji, którzy w czasach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej pracowali w Kievnauchfilm. Było to legendarne, wielkie studio filmowe z siedzibą w Kijowie, zajmujące się głównie produkcją filmów popularnonaukowych, lecz dziś słynące przede wszystkim z kreskówek. Powstało ich w nim ponad 300. W Kievnauchfilm poza projektami Ukraińców realizowano także filmy Rosjan – na przykład psychodeliczną „Bitwę” (1986) Mikhaila Titova, w której płatny morderca walczy z nasłanym na niego zabawkowym wojskiem, ginąc ostatecznie w momencie odpalenia miniaturowej broni termonuklearnej (dziś – co było raczej niezamierzone – w wykrzywionej nienawiścią i strachem twarzy zapędzonego w kozi róg mordercy można dostrzec rysy Putina). Wśród związanych ze studiem twórców, przyszłych profesorów kształcących kolejne pokolenia ukraińskich animatorów, znaleźli się choćby Jewgienij Siwokoń czy Roman Adamovich.
„W okresie sowieckim animacja ukraińska była niesamowita. Filmy cechowała wysoka jakość. Urodzony w Kijowie Igor Kovalyov właśnie w Kievnauchfilm uczył się robić animację. Powiedział mi, że bardzo dobrze wspomina to studio. Niestety na początku lat 90. Kievnauchfilm rozpadło się, a związana z nim szkoła animacji przepadła, bo wiele osób wyjechało do Ameryki i zaczęło na przykład pracę w wytwórni Walta Disneya. Z kolei Kovalyov przeprowadził się do Moskwy”.
We wczesnych animacjach studenckich Lyskov eksperymentował z wieloma różnymi stylami. Zrealizował czarno-białe, rysunkowe „Drzwi” (2007), zaś w „Oku” (2012) zdecydował się na operowanie kolorem, aczkolwiek bardzo minimalistycznie. Natomiast „Ptaki” (2012) były zdecydowanie bardziej malarskie. Wszystkie te filmy łączyła poważna, nierzadko wręcz elegijna atmosfera. Animator snuł w nich gorzkie, egzystencjalne refleksje, opierając się w warstwie wizualnej na uniwersalnych symbolach.
Na dalszą twórczość Lyskova największy wpływ miała animacja estońska – zwłaszcza przesycone czarnym humorem filmy Priita Pärna. „Obejrzałem te filmy na wykładzie z historii animacji i bardzo mi się spodobały. Estonia – podobnie jak Ukraina – należała do krajów bloku sowieckiego. Teraz oboje jesteśmy w okresie antykomunistycznym, gdy próbujemy odnaleźć się w innych czasach. W filmach Pärna dostrzegłem rzeczywistość zbieżną z ukraińską. Uważam, że z ducha »Śniadanie na trawie« (»Eine murul«, 1987) jest bardzo ukraińskim filmem – dlatego tak dobrze udało mi się rozpoznać obecne w nim treści symboliczne” – wyjaśnia artysta.
Echa bliskiego Estończykom czarnego humoru odnajdziemy w najnowszych filmach Lyskova. Porzucił w nich linearną akcję na rzecz zbioru mniej i bardziej powiązanych ze sobą groteskowych, śmieszno-strasznych scenek. Początek nowego nurtu w twórczości wyznacza ekscytujący teledysk do utworu „Her Name’s On My Cock” The Gerogerigegege. Absolutnie opresyjny harsh noise wall został w nim zderzony z dosadnymi, równie brutalnymi scenkami. Po trochu martwe natury, a po części zamrożone, drgające klatki różnych akcji – w tym między innymi cierpiącego, ukrzyżowanego człowieka, kopulujących ze sobą psów, lecących na spotkanie ptaszków, podekscytowanej pary drżącej na chwilę przed zbliżeniem czy słońca prażącego krajobraz blokowiska. To niezwykle kinetyczna animacja.
Z kolei w „Kupiłem rower” z 2015 roku animator wprowadził lapidarną i żartobliwą narrację słowną, którą słyszymy w surowej formie syntezatora mowy, a ilustrują ją czytelne metafory wizualne. Zwięzły tekst przypomina wiersz: „kupiłem rower / chciałem uciec na nim przed problemami / ale mnie nie odstępowały / rozpędziłem się, by jechać szybciej / lecz były wciąż o krok za mną / zrozumiałem wtedy / że potrzebuję motocykl […]”.
W tym okresie Lyskov porzucił klasyczne techniki analogowe na rzecz prostych, cyfrowych rysunków: „Lubię posługiwać się w tych filmach kontrastami. Rysunek jest bardzo wyrazisty, a kolory niezwykle jasne”.
W zdecydowanie dłuższym od „Kupiłem rower” filmie „Koniec” z 2016 roku nagromadzenie scenek pozwala na przeciąganie puenty. Animacja ma kompozycję krzyżową, w której rozwiązanie sytuacji z jednej scenki następuje po dłuższym czasie czy wręcz w zupełnie odmiennej scenografii. Jeśli chcemy zrozumieć humor, musimy poświęcić seansowi sporo uwagi – bo gdy przegapimy scenę A, to jej szydercze podsumowanie w scenie G pozostanie jedynie zagadkową osobliwością.
„Uważam, że okres sowiecki trwał prawie do rewolucji 2014 roku. Dopiero wtedy ludzie zaczęli zastanawiać się nad tym, kim są. Myśleliśmy nad tym, co posiadaliśmy i gdybaliśmy, czy aby nie stracimy swojego terytorium. Rozmawialiśmy również nad potrzebą posiadania języka ukraińskiego. Jedną ze zmian roku 2014 było także to, że rząd zaczął finansowo wspierać ukraińskich animatorów. Dlatego wcześniej, od lat 90. do tego rewolucyjnego roku, nie powstało wiele ukraińskich animacji” – wspomina twórca. „Koniec” opatrzony jest czołówką International Lost Brain Foundation – ukraińskiej fundacji filmowej wspierającej niezależne produkcje. W przypadku krótkich metraży artyści mogli liczyć na otrzymanie nawet i 100% środków zaplanowanych w budżecie swojego projektu, a przy pełnych metrażach – do 50%.
Sowiecka spuścizna i nowa codzienność stały się groteskowym tłem dla filmu „Deep Love” (2019). Korzystając ze zmian w ukraińskiej polityce kulturalnej, Lyskov zdołał pozyskać na realizację animacji środki finansowe. Był to jego pierwszy film z prawdziwym budżetem, artysta miał zatem po raz pierwszy możliwość zatrudnienia animatorów, którzy zajęli się kolorowaniem jego rysunków.
„Po zobaczeniu filmów Pärna stwierdziłem, że mógłbym się zająć rzeczywistością ukraińską – po to, aby widzowie mogli ją potem rozpoznać w moich kreskówkach. Uznałem, że byłoby to bardzo zabawne. Storyboard do »Deep Love« został oparty o dokumentalną rzeczywistość mojego rodzinnego miasta, Dniepra. Dużo po nim jeździłem i wykonywałem zdjęcia budynków, różnych, dziwnych miejsc, w tym na przykład charakterystycznych sklepów. Jeśli ktoś mieszka w Dnieprze, to bez problemu rozpozna te przestrzenie w mojej animacji. Z tego powodu stała się ona bardzo popularna w Ukrainie. Użyłem w niej też autentycznych nagrań terenowych: gwaru ulicy, dziwnej muzyki czy odgłosów dobiegających z fabryk. Bo tych mamy wiele” – wyjaśnia Lyskov.
W czasach sowieckich Dniepr był miastem zamkniętym: „Działało wtedy wiele fabryk produkujących rakiety, przez co stacjonowało tu dużo wojska. Mój ojciec zresztą służył w armii. Wytwarzanie tajnych broni za Sowietów doprowadziło do powstania dziwnej sytuacji: teraz Rosjanie wykorzystują przeciw Ukrainie technologie zbrojeniowe, które były rozwijane właśnie tutaj, w Dnieprze. Obecnie dokonuje się transformacja sowieckiej rzeczywistości. W czasie wojny wiele osób zaczęło posługiwać się językiem ukraińskim. Przed jej wybuchem większość dnieprzan mówiła jeszcze po rosyjsku”.
„Deep Love” było niecierpliwie oczekiwaną animacją, a jej międzynarodowa premiera miała miejsce na prestiżowym Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych w Annecy. Pojawiają się w niej figury dwóch posągów. Na początku widzimy, jak kamienna głowa Lenina ziewa, aż w pewnym momencie eksploduje. W finale w miejscu po Leninie pojawia się z kolei wizerunek Tarasa Szewczenki. „Szewczenko jest dla mnie symbolem ukraińskiej propagandy. W czasach sowieckich uczyliśmy się o nim w szkole. Mówiono nam, że to najlepszy ukraiński poeta – był tym pierwszym. Transformacja posągu w filmie ilustruje sytuację w Ukrainie. Bo co prawda można zniszczyć jedną propagandę, ale jeśli nie zmieni się sposobu myślenia ludzi, to na miejscu tamtej propagandy pojawi się nowa. I tak naprawdę nic się w istocie nie zmieni. Przekształceniu ulegnie jedynie symbol propagandy, a ona sama pozostanie” – tłumaczy animator.
Okres od 2014 roku do eskalacji konfliktu w Ukrainie Lyskov postrzega jako złoty czas ukraińskiego kina: „Powstało wtedy wiele filmów i animacji. Dokonaliśmy znacznego postępu, z czego i ja skorzystałem. Niestety z powodu wojny wszystko stanęło. Przeżywamy obecnie kryzys i państwo nie ma środków na kulturę. Dosłownie kilka dni przed wybuchem wojny wziąłem udział w pitchingu mojego nowego projektu. Pod pewnymi względami można tę przyszłą animację traktować jako ciąg dalszy »Deep Love«. Planuję realizować ją w tym samym stylu, ponownie łącząc humor z absurdem i melancholią. Pierwszy film opowiada o mieście, a drugi będzie dotyczył rodziny mieszkającej w Dnieprze. Bohaterami są trzy osoby – matka i dziecko, które opuszcza ojciec. Musi wyjechać za granicę, aby zarabiać dla nich pieniądze”.
Kilka dni po ponownej agresji Rosji na Ukrainę Lyskov zdecydował, że zrealizuje zupełnie inną animację. Odczuwał wtedy wielki gniew i próbował znaleźć sposób, by go wyrazić i dać upust emocjom. Na początku marca tego roku ogłosił start projektu animacji antyputinowskiej, zapraszając twórców z całego świata do wysyłania filmowych shortów nie dłuższych niż 10 sekund. „Najpierw chciałem zrobić krótkie kreskówki o śmierci Putina. Ale że miałem wielu przyjaciół animatorów w Ukrainie i poza jej granicami, uznałem, że stworzę anijam [animation-jam]. Poprosiłem zespół Cartoon Brew o napisanie artykułu o moim projekcie. Zainteresowanie nim było spore. Dostałem w sumie około stu ultrakrótkich filmów. W pierwszych dniach wojny dostawałem bardzo dużo zgłoszeń – każdego dnia przychodziło kilka nowych. Filmy publikowałem w mediach społecznościowych – na Facebooku i Instagramie. Niektóre z nich stały się nawet bardzo popularne” – relacjonuje.
Uważa, że przestał otrzymywać nowe zgłoszenia, bo energia i zapał animatorów się wyczerpały. „Ludzie uświadomili sobie, że wojna będzie trwała dalej, a oni będą musieli się w tym odnaleźć: opuścić swoje żony, by walczyć na froncie, lub podróżować w poszukiwaniu pracy, by utrzymać rodzinę… Przestałem otrzymywać nowe materiały, ale obecnie pracuję nad montażem shortów w całość. Tak powstały film planuję zgłaszać na festiwale, a także prezentować go w europejskich galeriach sztuki” – zapowiada Lyskov.
Ze względu na wojnę wszystkie ukraińskie projekty filmowe zostały zamrożone. Ale pojawiły się nowe możliwości dla filmowców, by starać się o środki na produkcję nowych filmów zza granicy. Przed projektem Lyskovowa zatem wciąż potencjalnie otwarta droga do realizacji.