Z Tomaszem Konwentem, szefem Multikulti Project oraz głównym organizatorem Tzadik Poznań Festival, rozmawia Tomasz Janas
Pierwsze pytanie, które nasuwa się, zwłaszcza komuś, kto nie uczestniczył w dotychczasowych edycjach Tzadik Poznań Festival: jaki jest związek festiwalu z wytwórnią Tzadik Johna Zorna?
Wytwórnia Tzadik, działająca dzięki kilku freakom, wśród których jest oczywiście John Zorn i Kazunori Sugiyama, to firma szczególna. Tzadik zawsze mi imponował swoim rozmachem, konsekwencją, jednoznacznie antyestablishmentowym charakterem. Już od 2001 roku myślałem o festiwalu, który odwoływałby się do Zornowskiej wytwórni, wtedy w Multikulti myśleliśmy o objazdowym, jednodniowym festiwalu. Z powodów finansowych nigdy jednak nie udało nam się tego zrealizować. Tzadik Poznań Festiwal to naturalna konsekwencja tych pomysłów.
Zorn był gościem na niezapomnianej, pierwszej edycji festiwalu. Pierwsza, więc pewnie najtrudniejsza w organizacji, ale też była najbardziej spektakularna… Jak wspominasz tamtą imprezę?
Z pewnością najbardziej spektakularna. Miałem wówczas poczucie, że coś wielkiego się dzieje; miałem też nadzieję, że otwieramy nowy rozdział. Czas pokazał, że rezonans nie był wielki. Nie mówię oczywiście o muzyce – o tym za chwilę – ale podczas pierwszej edycji lokalizacja budynku starej Synagogi nie była przypadkowa. Świetny tekst Dainy Kolbuszewskiej w katalogu festiwalu aż prosił się o głęboki namysł ze strony Gminy Żydowskiej i Urzędu Miejskiego. Tym bardziej, że na koncercie Masady i Uriego Caine’a było wielu oficjalnych gości spoza Poznania.
Wracając jednak do twojego pytania, program muzyczny pierwszego festiwalu faktycznie pozostaje jak dotąd najbardziej atrakcyjny, choć z perspektywy czasu uważam, że koncerty w budynku dawnej Synagogi były błędem, a to za sprawą akustycznego koszmaru, na koncercie Masady z Caine’m dosłownie płakałem z trwogi… Słyszałem Zorna już kilkakrotnie wcześniej i wiedziałem, że uczestnicy koncertu słyszeli zaledwie część tego, co powinno być ich udziałem.
Po czasie dopiero w pełni doceniłem to, co Zorn – artysta niezwykle zajęty, który zyskał na świecie przydomek „Papieża awangardy”, wniósł do festiwalu. Kto wie, czy nie jest to jedna z przyczyn, dla których nadal organizujemy festiwal.
Istotną częścią Tzadika są pokazy filmowe.
Bardzo zależało mi, aby festiwal miał swoje małe „podfestiwale”; składając co roku wnioski o dofinansowanie do różnych instytucji kultury, przedstawiamy szeroką formułę festiwalu, w ramach której jest Tzadik muzyczny, literacki, podróżniczy, wizualny, warsztatowy oraz filmowy, który towarzyszy nam od pierwszej edycji. Od pewnego czasu za selekcję do Tzadika filmowego odpowiedzialny jest Piotr Forecki, adiunkt w Zakładzie Kultury Politycznej na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM, który zajmuje się polską pamięcią Zagłady oraz jej reprezentacjami w filmach fabularnych. Ubiegłoroczna edycja pokazała, że taka formuła jest niezwykle trafiona, Piotr stoi za każdym wyborem, opatruje każdy film kompetentnym komentarzem – a trzeba wiedzieć, że sięga po niezwykle trudne tematy. Projekcje w Małym Domu Kultury [poznańskiego klubu Dragon – przyp. red.] cieszyły się dużym zainteresowaniem, w tym roku pewnie będzie podobnie.
Na ile te seanse filmowe są zbieżne z ideą festiwalu? Co ciekawego zobaczymy w tym roku?
Tegoroczna selekcja to między innymi dowcipny i poruszający film „Aszkenazyjczycy” Dalii Mevorach i Daniego Dothan o młodych Izraelczykach poszukujących swych aszkenazyjskich korzeni. Dokumentalny film „Inna droga do domu” Danae Elon prezentuje prowokacyjne spojrzenie na relacje pomiędzy rodziną izraelska a rodziną palestyńską i ich rożne losy. „Miasteczko Kroke” Natalii Schmidt i Kuby Karysia to opowieść o przedwojennym Krakowie widzianym oczami Żydów, dawnych mieszkańców.
„Papierowe laleczki” Tomera Heymanna natomiast to poruszająca opowieść o filipińskich transseksualistach, którzy wyemigrowali do Izraela, by opiekować się starymi ortodoksyjnymi Żydami. Film ten, dzieło młodego izraelskiego reżysera, który zaprzyjaźnił się z tą grupą, ukazuje sprzeczności i obala zadawnione uprzedzenia.
Pokażemy też 2 filmy twórcy obsypanego nagrodami „Rewersu”, Borysa Lankosza: „Obcy VI” i „Radegast” – ten ostatni na podstawie scenariusza Andrzeja Barta.
Raphael Roginski, Wacław Zimpel, Mikołaj Trzaska – czy to oni będą głównymi gwiazdami tegorocznego festiwalu? Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że to muzycy międzynarodowego formatu?
Mam ambiwalentny stosunek do frazy: „gwiazda festiwalu” – to określenie zaczerpnięte z języka angielskiego, mające dla mnie wybitnie negatywne zabarwienie. Gdy ostatnio pytałem się Macia Morettiego (w tym roku przyjeżdża z zaskakującym projektem „Żydowski Surf”), który od kilku już lat jest prawdziwym przyjacielem festiwalu, jak czuje się w roli laureata Paszportu Polityki odpowiedział: „każdemu może się przytrafić”. Muzycy, których zapraszamy do Poznania, mają właśnie taki stosunek do tej pseudokultury, która dzisiaj dominuje.
Ale to tylko dygresja. Co do oceny merytorycznej muzyków wymienionych przez ciebie, to masz słuszność, mówiąc o nich: muzycy międzynarodowego formatu. Choć oczywiście trzeba od razu zastrzec, że mówimy raczej o muzyce alternatywnej, czasami awangardowej. Sami zresztą raczej uciekają od takich określeń.
Szalenie ciekawie zapowiada się koncert z muzyką Żydów jemeńskich.
Projekt ten przygotowany został specjalnie na 5. edycję festiwalu. W I wieku naszej ery, po wojnie żydowskiej i zburzeniu Jerozolimy, naród żydowski uległ rozproszeniu po niemal całym świecie. O ile tradycja kulturowa – w tym muzyka – Żydów z Europy i Sefaradu jest zbadana, o tyle tradycja z Półwyspu Arabskiego czy Etiopii jest właściwie nieznana i słabo udokumentowana. Muzyka ta jest unikatowa, gdyż kształtowała się w izolacji, oderwaniu od głównego nurtu muzycznej kultury żydowskiej, ulegając odmiennym wpływom i wykształcając własne wzorce pod wpływem kultury Beduinów i Arabów. Jestem pewien, że tych czterech muzyków zaprezentuje coś wyjątkowego.
Tzadik ma też ambicję prezentowania nowych zespołów. W tym roku odnajdujemy nowe, młode polskie grupy: Meadow Quartet i Daktari. Zdaje się, że oba mają też szansę nagrać debiutanckie płyty dla Multikulti?
Słuchając Daktari, miałem nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z „muzycznymi dziećmi” Naked City, legendarnego zespoły Johna Zorna. Wspaniale, że przyjęli oni nasze zaproszenie, na festiwalu będzie także miała premierę debiutancka płyta Daktari, wydana przez naszą oficynę wydawniczą.
Meadow Quartet to z kolei projekt bardziej ze świata współczesnej kameralistyki, jazzu, muzyki improwizowanej i tradycyjnej muzyki żydowskiej. Z jednej strony, bardziej akademicki, ale im dłużej ich słucham, tym bardziej słyszę, że zespół w składzie: klarnet, altówka, akordeon i kontrabas ma nam do opowiedzenia bardzo osobistą, intymną opowieść. Nie dziwi fakt, że zespół otrzymał specjalne wyróżnienie na odbywającym w Warszawie XIV Festiwalu Folkowym Polskiego Radia Nowa Tradycja 2011.
W tym roku muzyka będzie brzmiała w klubach Dragon oraz Meskalina, w Scenie Na Piętrze i na dziedzińcu Muzeum Archeologicznego. Na ile ważny jest dla Was klimat tych miejsc?
Każde z tych miejsc ma faktycznie unikalny, odmienny klimat. Dla nas, organizatorów festiwalu, najważniejsze są jednak osoby, które te miejsca stworzyły, szczególnie Maciek i Mateusz z Dragona i Benek z Meskaliny. Krajobraz kulturalny Poznania bez nich byłby o wiele mniej interesujący niż dzisiaj. Dopóki są takie miejsca jak te dwa, „Poznań wart jest poznania”!
Więcej informacji o festiwalu na naszych stronach.