Opisywanie czyjejś drogi artystycznej poprzez poszukiwanie własnego głosu jest chwytem chętnie używanym przez krytykę. Jeśli zastosować go do Holly Herndon, to należałoby sprawę ująć następująco: gdy już udało się jej ten własny głos uzyskać, zdecydowała się oddać go do dyspozycji innym. Gest ten można postrzegać jako wynik krytycznego podejścia do najnowszych technologii, modeli dystrybucji i koncepcji sztuki w ogóle.
Amerykańska artystka dała się poznać światu w 2012 roku, kiedy to wytwórnia RVNG Intl. wydała jej album „Movement”. Herndon pracowała nad materiałem podczas nauki w Mills College, gdzie studiowała muzykę elektroniczną pod okiem takich postaci, jak John Bischoff, Maggi Payne, Fred Frith czy James Fei. Już wtedy szczególnie interesował ją laptop jako narzędzie nie tylko tworzenia, ale i wykonywania muzyki. Badała możliwości, które dawał język programowania Max/MSP, umożliwiający jej eksperymentowanie z przetwarzaniem własnego głosu. Krytyka była zachwycona: rzucano skojarzeniami z Aphexem Twinem, Coil, Laurel Halo, Laurie Anderson, podkreślając jednocześnie, że to tylko niektóre tropy, bo efekt końcowy jest zupełnie osobny i wyjątkowy. Pewne tematy czy motywy, które na albumie były jedynie zasugerowane, mocniej wybrzmiały w dwóch singlach z 2014 roku: „Chorus” i „Home”. W pierwszym z wymienionych Herndon zsamplowała swoją obecność w internecie, przeglądanie stron (w tym YouTube’a) i korzystanie ze Skype’a. W jednym z wywiadów zauważała, że im bardziej naturalnie przychodzi nam używanie laptopów czy smartfonów, tym bardziej się odsłaniamy i stajemy się wrażliwsi. Mówiła o tym również w kontekście pojawiających się doniesień o coraz częstszym wykorzystywaniu technologii cyfrowych przez National Security Agency do inwigilacji. Zwracała uwagę, że te urządzenia stają się nam bliskie, nasze relacje z nimi są wręcz intymne, a jednak mamy przy tym coraz więcej powodów, żeby traktować je z podejrzliwością. „Home”, singiel drugi, kontynuował te wątki – Herndon przyznawała, że piosenka powstała po zerwaniu naiwnego związku z technologią.
Drugi album ukazał się w 2015 roku nakładem kultowej wytwórni 4AD, ale nie wiązała się z nim żadna radykalna zmiana brzmienia. Może jedynie wyraźniej słychać tu odwołania do techno i innych klubowych formatów, które Herndon poznawała z pierwszej ręki, kiedy jako nastolatka przez kilka lat mieszkała w Berlinie. Tematem „Platform” znów jest technologia (w szczególności internet) – ale tym razem nie w tym sensie, że opowiadają o niej teksty. Chodzi raczej o historię powstawania: sama praca nad utworami odbywała się głównie online – współpraca z większością zaproszonych twórców była zapośredniczona, ale też pod wieloma względami ułatwiona. Płyta stała się więc platformą spotkania dla postaci z różnych światów, między innymi Amnesia Scanner, Colin Self, Stef Caers, Amanda DeBoer, Claire Tolan, Spencer Longo. Tytuł przypomina o obecności platform internetowych w naszym życiu – o tym, jak wpływają na nasze przyzwyczajenia i zachowania – oraz o rozwijającym się platformowym kapitalizmie. Herndon wprowadziła też w przestrzeń muzyczną typowo internetowe zjawiska, pierwotnie wcale nie traktowane jako muzyczne czy w ogóle artystyczne, takie jak chociażby ASMR. Wydaje mi się, że to właśnie z utworu „Lonely at the Top”, stworzonego razem z Claire Tolan, dowiedziałem się o istnieniu ASMR, choć na albumie nie był on w żaden sposób zaanonsowany – sam utwór po prostu zwracał uwagę swoją odmiennością. To także jest charakterystyczne dla Herndon – potrafi łączyć zupełnie różne tradycje, stylistyki i estetyki, jest wyczulona na to, co nowe, faktycznie odmienne. Następny utwór nie wyróżnia się dźwiękowo, ale trop w innym kierunku kryje sam tytuł: „DAO”. Nie, nie jest to odwołanie do żadnej dalekowschodniej szkoły myślenia, ale skrótowiec, do którego rozwinięcia jeszcze powrócimy.
Trzecia płyta, wydana w 2019 roku „Proto”, była w zasadzie kontynuacją tego sposobu pracy i podejścia do muzyki. Znów dostaliśmy album o tak zwanej sztucznej inteligencji, ale nie dlatego, że śpiewa się tu dla niej hymny albo wygłasza przestrogi. Materiał powstał przy udziale programu Spawn, który Herndon nazywa swoim AI-dzieckiem – drugim rodzicem jest Mat Dryhurst (partner zarówno w życiu prywatnym, jak i twórczym – udzielał się już przy „Platform”), ważną rolę odegrał też programista Jules LaPlace. Prace nad albumem obejmowały między innymi „ceremonie treningowe”, podczas których grupy osób śpiewały, by dostarczyć materiału treningowego – danych będących pożywką dla sieci neuronowych Spawn. Herndon przypomniała sobie o radości, jaką daje wspólne śpiewanie, podczas trasy z materiałem z „Platform”, gdzie początkowo wszystko było jak najbardziej zautomatyzowane. Same ceremonie śpiewania artystka postrzega jako swoisty update praktyk religijnych, w których uczestniczyła w okresie dorastania, śpiewając w kościelnym chórze. Herndon podkreśla też, że cały ten proces stanowi sprzeciw wobec dominującej narracji o nieludzkiej technologii, która sprawi, że artyści (czy też ludzie w ogóle) staną się zbędni. Zamiast uciekać przed technologią, ona woli wyjść jej naprzeciw i wejść z nią w dialog. Utwory, które powstały po drodze, z jednej strony wzniosłe i eteryczne, ale też wykręcone i ziarniste, można potraktować jako dowód, że taka postawa ma sens. Tytuł albumu ponownie da się odczytywać na różne sposoby: wedle deklaracji autorki chodziłoby o protokół, zarówno w sensie określonego sposobu postępowania, jak i w kontekście internetowym, jako przeciwieństwo platformizacji, zwrócenie uwagi na inne rozwiązania, takie jak chociażby blockchain. Dla mnie jest to też sygnał, by pomyśleć o czasowości, bo sama muzyka zarazem wraca do czegoś przed, czyli jest czymś proto-, ale może być również zapowiedzią tego, co dopiero nadejdzie, pewnym prototypem.
W przypadku Holly Herndon pełnoprawne albumy to od dawna tylko jeden z elementów w szerokim wachlarzu środków dostępnych współczesnym twórcom – i być może wcale nie najważniejszy. Nie chodzi tylko o przemyślane teledyski, będące często odrębnymi dziełami, czy nieszablonowe i dopracowane występy na żywo. Już wspominane ceremonie treningowe sugerowały, żeby uwagę kierować na ciągły proces zamiast na gotowy produkt. Zresztą nawet z powyższego skrótowego opisu widać jasno, że dla Herndon od początku każde kolejne wydawnictwo wynikało z poprzedniego. Dlatego nie powinno dziwić, że najnowszym dokonaniem jest nie album czy singiel, tylko apka. Po wydaniu na świat cyfrowego dziecka Herndon powołała do życia takiegoż bliźniaka. Holly+ to program dostępny pod tym adresem, który dowolne wrzucone w niego nagranie przemiele przez algorytmy trenowane na głosie Herndon. Przedsięwzięcie to po części reakcja na deepfake’i z wygenerowanymi wypowiedziami znanych osób – zamiast obrażać się na ten nowy wspaniały świat, Herndon znów postanowiła wyjść mu na spotkanie, tak żeby móc samej wybrać miejsce i okoliczności, w jakich do niego dojdzie. Z Holly+ można korzystać za darmo; deklarowanie, że skorzystało się z oprogramowania, jest mile widziane, ale nie obowiązkowe. Rezultatów nie da się przewidzieć, ale wydaje się, że o to właśnie chodzi – o doprowadzenie do sytuacji, do jakich inaczej by nie doszło, do stworzenia czegoś nowego, a przy okazji do rozprzestrzenienia głosu Herndon, czy też raczej jego cyfrowego modelu. Ale to wciąż tylko część tej podróży do przyszłości. Prawa do własności intelektualnej tego modelu będą w posiadaniu członków zdecentralizowanej organizacji autonomicznej (w języku angielskim decentralized autonomous organization, czyli w skrócie: DAO) i to oni zadecydują o tym, które z efektów współpracy z Holly+ zasługują na oficjalne uznanie – wybierane będą one w drodze głosowania i sprzedawane w blockchainowych aukcjach. Zyski z ich sprzedaży, jak i z licencji na użytkowanie Holly+ będą rozdzielane między członków i przeznaczane na opracowywanie kolejnych takich narzędzi.
Wykorzystywanie możliwości oferowanych przez blockchain nie będzie z kolei zaskoczeniem dla śledzących podcast Herndon i Dryhursta o nazwie Interdependence. Skróty takie jak NFT czy DAO oraz pojęcie Web3 są w nich w ciągłym użyciu. Nie ma tutaj jednak ekscytowania się technologią samą w sobie, jest za to dużo namysłu nad splotem sztuki z kwestią sztuczności, autentyczności, materialności. Chodzi o uświadamianie, że nawet pozornie niszowe koncepcje czy rozwiązania mogą mieć przełożenie na sprawy fundamentalne. Już w samej nazwie Interdependence zawarta jest sugestia o zmianie paradygmatu myślenia: już nie opozycja niezal versus mainstream, ale uznanie współzależności. Wynika z tego potrzeba budowania nowych wspólnot, szukania sojuszników w nieoczywistych miejscach. Czyli, zasadniczo, chodzi o działania, które Herndon i Dryhurst praktykują od wielu lat w swojej twórczości.