Trudno nie być złym prorokiem w sprawie kariery pisarskiej Jonathana Littella, ale chyba na zawsze pozostanie on autorem tylko jednej ważnej książki, może nawet najważniejszej publikacji pierwszej dekady XXI wieku, czyli „Łaskawych”.
Kolejne pojawiające się u nas tytuły francuskiego (ale urodzonego w Nowym Jorku) pisarza, takie jak „Suche i wilgotne” czy ukazujący się właśnie reportaż „Czeczenia. Rok III” jawią się raczej jako odcinanie kuponów od głośnej powieści (w wypadku „Suchych”) czy przeciętny reportaż (w opowieści o Kaukazie). Rzecz jasna, sam jest sobie Littell winny, bo poprzeczka postawiona przez „Łaskawe” wydaje się obecnie nie do przeskoczenia.
Należy jednak ocenić „Czeczenię. Rok III” jako książkę osobną, bez patrzenia na inne dokonania autora, bo inaczej wszystko, co napisze i będzie nawet dobre, zostanie wcześniej czy później porównane z jego szczytowym osiągnięciem. Nie da się jednak, szczególnie w Polsce, ocenić tego reportażu, nie zestawiając go z pracami chociażby Wojciecha Jagielskiego. Przy autorze „Wież z kamienia” wypada Littell, delikatnie rzecz ujmując, blado. Nie ma tu wnikliwości oraz świetnej wiedzy historycznej i politycznej, jaką posiada polski dziennikarz. „Czeczenia…” to raczej: „Krótki przewodnik po pewnym newralgicznym miejscu świata”. To obserwacje kogoś, kto nagle odkrył, że to, co widzi, jest tylko iluzją, że pod warstwą odbudowywanego właśnie Groznego kryje się zupełnie inny świat. Może kupią to Francuzi, może kupi Europa Zachodnia. Nas niczym pisarz nie zaskoczy. Nie zmienia to jednak faktu, że przeczytać warto. Chociażby jako wstęp do książek bardziej wnikliwych.
Jonathan Littell odwiedził Czeczenię trzykrotnie, dwa razy w czasie wojen (1996 i 1999) jako pracownik pomocy humanitarnej i ostatni raz w połowie 2009 roku już jako dziennikarz, chcący sprawdzić, ile się zmieniło od czasu zbrojnego konfliktu z Rosją na Kaukazie. Okazało się, że to ostatnia podróż miała największy wpływ na napisanie książki o tym regionie. Te parę tygodni w odbudowanej po wojnie stolicy państwa, nie zaś wcześniejsze wizyty, wpłynęły na kształt reportażu, który – nie ma co ukrywać – jest sztandarowym przykładem poprawnie napisanej opowieści. Nic poza tym. O ile nie stara się Littell na mniej niż 200 stronach streścić konflikt, to już, jak w podręcznikowym tekście reporterskim, musi się pojawić wywiad z dysydentem, odwołanie do historii. Przyznać jednak trzeba autorowi, że to skądinąd sprawne przedstawienie najważniejszych problemów powojennej Czeczenii. Nawet nie znający faktów o konflikcie na Kaukazie dostaną porcję solidnych informacji, z których łatwiej będzie im zrozumieć chociażby specyfikę tamtejszego fundamentalizmu. Druga rzecz działająca na korzyść Littella to powściagliwość w sądach (coraz mniej spotykana u reportażystów) i nie przesadzanie z ilością informacji, z których – co autor doskonale rozumie – czytelnik nie wyniósłby nic poza mętlikiem w głowie i przeświadczeniem, że Ruscy to ci źli. Konstrukcja tej książki i skupienie się na najważniejszych rzeczach (chociażby na działaniach Stowarzyszenia Memoriał, które zajmuje się ochroną praw człowieka w krajach byłego ZSRR) sprawiają, że dla chcącego zapoznać się z historią tego regionu będzie to dobre wprowadzenie.
Podoba mi się w „Czeczeni…” początek. Oto po 10 latach autor przyjeżdża do Groznego już nie wolontariusz, ale znany w świecie pisarz, który z miejsca dostaje wszystkie możliwe przepustki uprawniające go do wstępu absolutnie wszędzie – również na eksluzywne przyjęcia. Tam widzi obecnego prezydenta Czeczenii – Ramzana Kadyrowa, który wraz z innymi ważnymi osobami w kraju stoi ubrany w pes (charakterystyczna dla Kaukazu furażerka), próbując w ten sposób symbolicznie pokazać swoje przywiązanie do kraju, w obronie którego walczył w czasie I wojny czeczeńskiej. Wszystko zmieniło się parę lat później, kiedy Kadyrow przyłączył się do Rosjan, co ostatecznie zakończyło się objęciem przez niego funkcji prezydenta. Pes jednak dalej zdobi jego głowę, a miasto, gdzie urzęduje, jest piękne: nowe hotele, czyste ulice, place, deptaki, drzewka… Littell jest zachwycony. Mimo że każdy ma swiadomość zależności Czeczenii od Rosji, to żyje się tu lepiej, a po wojnie nie ma ani śladu. Nawet wraki samolotów, niegdyś stały element tamtejszego lotniska, zniknęły.
Reportażysta rozmawia z pracownikami Memoriału zaraz po zamordowaniu Natalii Estemirowej. Jej śmierć udowadnia to, że w Czeczenii mogą czuć się bezpiecznie, (chociaż nie do końca) tylko „poddani” Kadyrowa (czyt. Władymira Putina). Ktokolwiek zacznie sprzeciwiać się takiemu stanowi rzeczy, zostaje pobity lub zamordowany. Przerażające zabójstwo Estemirowej jest też dowodem, że władza nie boi się nikogo. Działaczka na rzecz praw człowieka, podobnie jak Anna Politkowska, ze względu na swoją międzynarodową sławę, była uważana za osobę nietykalną. Po tych, jak również kilku innych morderstwach politycznych zrozumiałe jest, że albo jesteś z Kadyrowem, albo przeciwko niemu. Dobrze obrazuje to historia Umara Chanbijewa, który był przed wojną ministrem zdrowia. Teraz, mimo sławy, jest zwykłym lekarzem, który z powodu przywiązania do kraju nie ma ochoty go opuszczać. Na wszelki wypadek jednak próbuje się nie narażać władzy. Sam zresztą mówi Littellowi: „Rzeczywistość, czyli dwie kule w łeb”. Lepiej żyć w iluzji.
Istotna w książce jest część dotycząca czeczeńskiej specyfiki islamu. Nie jest tak – pisze reportażysta – że Moskwie przeszkadza wprowadzanie tam prawa religijnego. Nikt w stolicy Rosji nie zwraca na to uwagi. Nikt na Kremlu nie utożsamia terroryzmu z religijnym fundamentalizmem. Dopóki Czeczeni są wiernymi poddanymi wielkiego sąsiada, dopóty mogą wierzyć w co chcą. Chociaż – co również pisarz podkreśla – Kaukaz wydaje się odporny na wprowadzenie szariatu w takim stopniu jak na przykład w Arabii Saudyskiej czy Iranie. Próba wprowadzenia hidżabów, gdy wpływy Szamila Basajewa były największe, skończyła się protestem, co jasno pokazuje, że religia religią, ale w państwie, gdzie większość stanowią kobiety, nikt nie będzie ryzykował podporządkowania ich mężczyznom.
Autor „Łaskawych” jest przeciętnym reportażystą. Ma świetne pióro, umie uporządkować fakty i przedstawić je w formie zjadliwej nawet dla mało wymagającego czytelnika. Mimo mojego pesymistycznego wprowadzenia, dalej jednak wierzę, że napisze on świetną książkę. Oczywiście świetną, gdy postaramy się zapomnieć, że spłodził bodaj najważniejszą książkę ostatnich lat.
Jonathan Littell, „Czeczenia. Rok III”
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011