Rozmowa z Markiem Krajewskim, autorem książki „(Nie)nawidzenia. Świat przez nienawiść”.
Waldemar Rapior: Dlaczego tę książkę napisałeś teraz? Z jednej strony często w niej wspominasz, że nienawiść to problem uniwersalny, znany nie od dziś, z drugiej powtarzasz, że to rzeczywistość Cię zmusiła do zajęcia się tematem. Co się zmieniło w tej naszej rzeczywistości, że stała się impulsem do napisania „(Nie)nawidzeń”?
Marek Krajewski: Nienawiść jako pewien problem poznawaczy narastała w mojej głowie latami. Z jednej strony widziałem, że aktów nienawiści jest dzisiaj bardzo dużo. Nowa sytuacja technologiczna, nowe przestrzenie komunikacji spowodowały, że pojawiły się nowe rodzaje nienawiści, dużo bardziej widoczne od tych dotychczasowych. Z drugiej strony – i to mnie tak naprawdę popchnęło do napisania tej książki – miałem poczucie, że podejmowane działania mające na celu walkę z nienawiścią wyprzedzają próbę jej zrozumienia i z tego powodu są dramatycznie nieskuteczne. Ich rezultatem jest sygnalizowanie problemu, ale już nie jego rozwiązywanie. Dlatego też w swojej książce staram się przede wszystkim podkreślać, iż nienawiść to co prawda uniwersalny fenomen, ale też bardzo kontekstualny, zmienny historycznie, zróżnicowany społecznie. Oznacza to, iż współczesna nienawiść jest tym samym uczuciem, które istniało w średniowieczu czy renesansie Ale pojawia się w nowym kontekście i ten kontekst sprawia, że pracuje ona dziś inaczej niż wcześniej. Nienawiść jest dziś elementem zwrotu populistycznego, procesu pękania powojennych konsensusów społecznych, intensywnego rozwoju mediów, wysokiego poziomu niepewności życia, kryzysów związanych z mobilnością i wielu innych zjawisk, których splot czyni ją tak wyjątkową.
Zauważyłeś, że walka z nienawiścią jest nieskuteczna, bo zamiast ją spróbować zrozumieć, zaczyna się od działania. To bardzo szeroki problem, więc może warto go pokazać na konkretnym przypadku. Pierwsza „współczesna” nienawiść, która przychodzi do głowy, to mowa nienawiści (tzw. hejt). Dlaczego uważasz, że próby walki z nią są nieskuteczne i potrzebują nowego paliwa?
Dlatego, że walka z hejtem to walka z zaledwie przejawami nienawiści – takimi jak nienawistne słowa, komentarze, wpisy, fake newsy; ogromnie uciążliwymi, często okrutnymi i bolesnymi – nie dotyka więc ich przyczyn. Ta walka nie rozpoznaje specyfiki dzisiejszej nienawiści. Raczej poprzestaje się na piętnowaniu tych, którzy hejtują, bez refleksji, dlaczego oni to robią. Nienawiść piętnuje się jako coś złego, co trzeba wyrwać jak chwast z życia społecznego. Nie dochodzi się natomiast jej przyczyn. Nie pyta się: dlaczego osoby sięgają po taki tryb komunikowania się z innymi? Dlaczego używają tego rodzaju słów, dlaczego sięgają po nienawistne komentarze? Ponadto walka z hejtem jest częścią nienawistnych działań. To znaczy: sprzeciw wobec nich jest reakcją, której stosujący nienawiść oczekują, bo potwierdza ich sprawczość, daje poczucie, iż mieli rację, że coś jest na rzeczy. Walka w tym sensie jest nieskuteczna, że daje tym, którzy na co dzień pozbawieni są głosu czy uznania, poczucie, iż wyrażając nienawiść, wywołują swoim działaniem reakcję. A zatem: że są podmiotami, że mają wpływ.
W książce analizujesz dziewięć przykładów nienawiści: trzy z nich dotyczą nienawidzących się ludzi, trzy kolejne – nienawiści do rzeczy (banana przyklejonego do ściany, miejskich hulajnóg, samochodów), a trzy ostatnie – nienawiści wobec tego, co abstrakcyjne, jak reguły prawa, idea żywego miasta, marka. Jednym z nich jest akt posmarowania różowym sprayem aut, które utrudniały wjazd na posesję na warszawskim Mokotowie. Nie ma tam znaku zakazu parkowania, jedynie tabliczka, że zakaz „Nie dotyczy dojazdu do posesji nr 54”.
Pomalowanie tych aut jest niewątpliwie formą nienawiści wynikającą z bezradności wobec tych, którzy parkując niewłaściwie, łamią reguły życia społecznego. Ale konotuje też szereg innych sensów i konsekwencji. Jest to wyraz niechęci wobec tego wszystkiego, co niemobilne w świecie, którego istotą są przepływy. Ten akt wandalizmu sam wyzwala też kolejną falę nienawiści.
W książce najpierw opisujesz każdy z dziewięciu aktów, a następnie objaśniasz, co i dlaczego wywołało nienawiść. W tym celu wprowadzasz pojęcia „infrastruktury nienawiści” i „układu nienawiści”. Czym jest nienawistny układ?
Żeby napisać tę książkę, zwłaszcza jej pierwszą część, musiałem przeczytać bardzo dużo na temat nienawiści. W większości ujęć jest ona traktowana jako coś, co dzieje się w głowie jednostki. Wraz z takim ujęciem pojawia się pokusa, żeby szukać przyczyn nienawiści w nas samych lub w obiekcie, którego się nienawidzi. Natomiast proponowane przeze mnie ujęcie opiera się na założeniu poczynionym przez holenderską badaczkę Birgitte Schepelern Johansen. Twierdzi ona, iż podstawową cechą nienawiści jest bycie rodzajem niechęci wobec kogoś albo czegoś, mającej charakter trwały. Nienawiść nie jest jak złość, którą odczuwasz, bo coś się wydarzyło. Nienawiść jest uczuciem bardzo długo budowanym, narastającym często latami. Jeżeli nienawiść jest trwała, a nie chwilowa, oznacza to, że musi być zakorzeniona w czymś, co ją aktywizuje, co nie znika tak, jak znikają myśli. W związku z tym nienawiść pojawia się szczególnie mocno w kontekstach silnie nasyconych obrazami reprezentującymi nie tylko to, czego nienawidzimy, ale też nasze nienawistne emocje . A zatem tam, gdzie nienawiść prosto jest wyrażać i to na szeroką skalę, tam, gdzie staje się ważnym środkiem przyciągania uwagi i gdzie gwarantuje społeczny respons wyrażony w czymś obiektywnym – przez obrazy, komentarze, ale też broń, mury oddzielające nas od siebie, silnie strzeżone granice. Wszystkie te elementy są pożywką dla nienawiści w tym sensie, że ją obiektywizują, a tym samym wzmacniają jej trwałość. Korzystając z pojęcia Félixa Guattariego i Gilles’a Deleuze’a, rozumiem nienawiść jako asamblaż (assemblage) czy też, jak oddali to słowo polscy tłumacze, jako układ, a nie tylko jako emocję lub uczucie. Chodzi o to, że nienawiść jest złożoną całością, której afekty związane z niechęcią są tylko jednym z elementów. Oprócz tego są obrazy, media, teksty, ślady, które nienawiść zostawia, narzędzia jej wyrażania i praktykowania. Są też ci, którzy są nienawiścią połączeni.
Najprostszym przykładem tak rozumianej nienawiści jest kultura tabloidowa, której źródłem jest wyrażanie niechęci wobec znanych osób. Niechęć wobec celebrytów nie pojawiłaby się, gdyby nie było obrazów reprezentujących te osoby, gdyby nie było miejsca, w którym można wyrażać swoją niechęć, gdyby nie płatne zawody polegające na przekazywaniu lub pobudzaniu nienawistnych uczuć. Nie byłoby jej, gdyby nienawistne komentarze na temat celebrytów nie były powiązane z ich widzialnością i widzialnością tych, którzy je zostawiają w sieci.
Wydaje mi się, że rozumienie nienawiści jako układu jest zapładniające, bo pozwala dostrzec to, że nienawiść zmienia tych, którzy są nią połączeni. W obrębie każdej relacji nienawidzenie powoduje przemianę tego, który nienawidzi i tego, który jest nienawidzony. Zawsze pozostają jakieś ślady tej antagonistycznej relacji. To ujęcie podkreśla też to, że jednym ze źródeł nienawiści jest poczucie nieusuwalności obiektu nienawiści. Pojawia się wtedy, kiedy jesteśmy bezradni wobec pewnych aktorów, sytuacji albo działań.
Jaka jest różnica między nienawiścią, złością i gniewem? Wydaje mi się, że te pojęcia w przestrzeni publicznej są czasami traktowane jako synonimy – a przecież każde oznacza coś innego. Czy mógłbyś powiedzieć, czym one się różnią w Twojej perspektywie?
Złość rozumiem jako krótkotrwałe uczucie irytacji pojawiające się wtedy, gdy coś staje mi na drodze, przeszkadza w działaniu, uniemożliwia realizację celów. Wściekłość to z kolei określenie na głęboką irytację (czyli złość). Gniew byłby czymś innym, a mianowicie takim rodzajem wściekłości, który ma trwały charakter, ale ma w sobie wymiar pozytywny, popycha do działania, jest w nim nadzieja na zmianę. W wypadku nienawiści jej elementem jest złość lub wściekłość, ale zawiera w sobie niewątpliwie też element rezygnacji. Albo wręcz jest ona formą rezygnacji. Pojawia się bowiem wówczas, gdy mamy poczucie, iż jedyne, co można zrobić, to właśnie nienawidzić albo dążyć do wyeliminowania tego, którego się nienawidzi. Oznacza to, że choć nienawiść wydaje się formą dominacji, bierze się z poczucia braku sprawczości i możliwości kreacji zmiany. W tym sensie nienawiść nie jest tak produktywna jak gniew. Gniew ma w sobie dużo energii i nadziei. Natomiast nienawiść, zgodnie z powiedzeniem, zaślepia, wymusza koncentrację nie na zmianie, ale na rozładowaniu napięcia.
Większość przykładów, które analizujesz, pochodzi z przestrzeni internetu. Pomyślałem wręcz, że Twoja książka w pewnym sensie jest analizą internetu. Sieć przekształciła naszą komunikację. Po pierwsze, umożliwiła wszystkim wypowiedzenie się na każdy temat. Po drugie, zbliżyła nas do siebie – a to prowadzi do napięcia, bo łatwo o spotkanie ze światami społecznymi, które nie funkcjonują na tych samych zasadach, co nasze kręgi. Inaczej mówiąc: możemy wejść w trwałą interakcję nie z grupą, w której czujemy się komfortowo, lecz z taką, której nie akceptujemy, która budzi w nas strach, ohydę lub zdziwienie.
Powiedziałbym, że internet nie jest już tylko przestrzenią komunikacyjną, ale podstawowym kontekstem naszego życia. Pandemia tylko przyspieszyła splątanie się życia off- i on-line. Są one dziś nierozdzielne, dlatego trudno powiedzieć, iż analizując przykłady nienawiści pojawiające się w sieci, analizuję sieć. Przeciwnie: analizuję taką formę rzeczywistości, której integralną częścią jest Internet – a ten analizuję dlatego, że wyjątkowo sprzyja on pojawianiu się nienawiści z kilku powodów.
Po pierwsze – sieć jest miejscem, w którym jesteśmy konfrontowani z tymi, od których dotychczas oddzielały nas różne bariery i granice społeczne. W sieci istnieje zjawisko, które niemiecki filozof Peter Sloterdijk nazywa niechcianym sąsiedztwem. Nawet jeżeli w sieci żyjemy tylko w swojej bańce, to nieustannie jesteśmy w niej konfrontowani ze sposobami życia, systemami wartości, postawami i zjawiskami przynależącymi do światów, których częścią nie chcielibyśmy być, którymi często gardzimy, które wydają się gorsze, pośledniejsze, w których pojawia się to, co przez nas nieakceptowane. Nienawiść jest reakcją na to, co stało się z dystansami społecznymi: na to, że przez sieć zostały zniesione i unieważnione. Nienawiść to proste narzędzie ponownego wprowadzania porządku w bardzo kategoryczny sposób: przez odrzucenie pewnych jednostek, systemów wartości, jako niezasługujących na szacunek, na uznanie.
Po drugie – krążenie w sieci rzeczy, obiektów, tekstów, które bardzo mocno przyciągają naszą uwagę i wymuszają reakcję, sprawia, że łatwo i szybko angażujemy się w działania w niej. Nie ma zaś bardziej poruszającej rzeczy niż akt nienawiści, nienawistne komentarze. Sieć sprzyja nienawiści, gdyż opiera się dzisiaj na uruchamianiu przepływów, na aktywizowaniu naszego ciała, uwagi, zaangażowania, a to najskuteczniej uczynić, eksponując to, co narusza normy społeczne. Akty nienawiści są łamaniem norm, na których opierają się nasza kultura i nowoczesny porządek.
Po trzecie – dodatkowym czynnikiem przysparzającym dziś nienawiści jest funkcjonowanie w obrębie kultury konsumenckiej. Przyzwyczaiła nas ona do myślenia, że świat jest po to, by odpowiadać na nasze potrzeby. Kiedy tego nie robi, wpadamy w złość, podobną do tej, jaka towarzyszy nam, gdy prosimy o coś w sklepie, a otrzymujemy coś zupełnie innego albo towar niepełnowartościowy. Mam wrażenie, że nienawistne komentarze bardzo często wynikają z tego, że jesteśmy konfrontowani z odmiennym zdaniem, a spodziewamy się kolejnego wzmocnienia i dopływu przyjemnych rzeczy. I nagle pojawia się ktoś, kto mówi innym językiem, ma odmienną wrażliwość, myśli o świecie inaczej. Wtedy uruchamia się syndrom niezadowolonego klienta, który przypomina sobie, że jest panem i karci tego, który zachował się niezgodnie z naszymi przewidywaniami.
Jest jeszcze – to po czwarte – wątek związany z anonimowością. Najczęściej wyjaśnia się hejt poprzez wskazanie, że generalnie ludzie są dobrzy wtedy, gdy znajdują się pod kontrolą społeczną. Kiedy zaś jej nie ma, a więc znikają konsekwencje działań, w ludziach rodzą się potwory. Inaczej mówiąc, tam gdzie jest anonimowość, natychmiast stajemy się krwiożerczymi, nienawistnymi zombie. Moim zdaniem to bardziej skomplikowane: chodzi o to, że w sieci bardzo trudno jest rozpoznawać emocje i konteksty, w których funkcjonujemy, gdyż jest to wciąż bardzo uboga w sensie komunikacyjnym przestrzeń. Funkcjonujemy w niej codziennie, ale nie potrafimy właściwie reagować na zachowania czy wpisy innych, bo nie znamy ich kontekstu. Nie rozpoznajemy trafnie emocji osób nadających dany komunikat, łatwiej nam przeoczyć, iż je ranimy. A co za tym idzie, łatwiej o nienawistne reakcje. Moglibyśmy tu oczywiście dołożyć kontekst przyjemności, która jest związana z pękaniem konsensusu i która polega na destruowaniu wszelkiego rodzaju autorytetów, osób, które zajmują wyższe od nas pozycje. Nienawiść jest wtedy środkiem pozornej egalitaryzacji, ponieważ nie idzie za nią równość. Idze za nią bezład moralny i poczucie chaosu.
Większość narzędzi dostępnych w sieci redukuje ekspresję do kciuka w dół lub w górę, systemu gwiazdek, tony emotikon, które mogą znaczyć wszystko.
Zawsze można napisać komentarz lub rozległą ripostę, ale codzienna interakcja w sieci jest przecież bardzo skrótowa, nagłówkowa, co nie sprzyja rozpoznawaniu uczuć. W sieci jest też oczywiście mnóstwo supereksperckich, wyspecjalizowanych nisz, w których toczy się bardzo konstruktywna, wyrafinowana dyskusja. Ale my rozmawiamy o tej warstwie sieci, która jest codziennościowa, potoczna. Tu rzeczywiście nie ma szans na głębsze porozumiewanie się.
Gdy czytałem fragmenty internetowych komentarzy, które cytujesz w książce, miałem z jednej strony poczucie rozbawienia, z drugiej – trwogi.
Dla mnie dużym wstrząsem był film z Ceglanki – szkoły w Lublinie. Na pierwszy rzut oka to nic takiego, dwie nastolatki okładają się pięściami na boisku szkolnym otoczone wianuszkiem osób, które bójkę filmują. Ale kiedy poczytałem komentarze pod tym filmikiem (było ich kilka tysięcy), to przez kilka miesięcy musiałem z tym pochodzić, żeby sobie z tym poradzić, żeby znaleźć dla tego jakąś ramę interpretacyjną. I wtedy zrozumiałem, że ta sytuacja nie wzięła się z tego, że coś złego stało się z młodymi ludźmi albo że na boisku szkolnym pojawiła się ponadnormatywnie duża liczba dewiantów, który stali i zamiast reagować – filmowali całe zajście. To był układ nienawiści w czystej postaci. Ta bójka dawniej wyglądałaby inaczej, toczyłaby się o mniejsze stawki. Świadomość, że jest nagrywana, że potencjalnie mogą ją obejrzeć ludzie na całym świecie, zwiększało jej stawkę. Fakt, że trzyma się w ręku telefon komórkowy, a wcześniej widziało się miliony filmów w sieci, natychmiast ustawia cię w określonej roli: nie masz tu reagować, tylko masz zdać z tego, co widzisz, rzetelną relację. To, co obserwujesz, może i tobie przynieść rozgłos, zainteresowanie ze strony innych.
Bo przedstawiasz dowód uczestnictwa w nietypowym wydarzeniu.
Właśnie. Potem się okazało, że ta sytuacja nie była pierwszą bójką w tej szkole. Na Facebooku funkcjonuje fanpage Ceglanka MMA, na który uczniowie wrzucali filmy relacjonujące podobne zdarzenia. Traktowane były one jak lokalny odpowiednik walk w klatce, a więc jako wykonanie dobrze rozpoznanej konwencji medialnej. Kiedy czytałem komentarze, zdałem sobie też sprawę, że mamy do czynienia z przedziwnymi mechanizmami, w których napastnik staje się bardziej atrakcyjny od ofiary – jej cierpienie jest niemedialne. Bardziej atrakcyjne okazywały się agresja, brutalność, sposób wychowywania dziewczyny, która była prowodyrką, jej relacje rodzinne; nie zaś los tej, która była ofiarą, bardziej ucierpiała w bójce. Złożoność tej pozornie prostej sytuacji dopełniały jeszcze moralizujące dyskursy pedagogiczne, odklejone i nierozumiejące tego zdarzenia na szkolnym boisku. Definiowały one wydarzenie jako przykład negatywnej zmiany, której ulega dziś młodzież. Nie dostrzegały tego układu, w którym nienawiść, agresja stały się pełnoprawnymi środkami rozwiązywania konfliktów.
Kolejnym wstrząsającym przypadkiem jest film, w którym studentka medycyny szkaluje podróżującą z nią w pociągu Ukrainkę tylko dlatego, że walizka współpasażerki przeszkadzała w wyprostowaniu nóg. Sytuacja uderzała klasizmem – obecnym tu chyba we wszystkich możliwych odmianach. Ale też tym, że nie do końca wiadomo, czym ten nienawistny film jest – żartem? Autentyczną wypowiedzią? Rodzajem zemsty? Ta nieoczywistość nie przeszkadzała komentującym go praktykować nienawiść – zwróconą i ku studentce medycyny i ku tym, którzy przyjeżdżają do Polski w poszukiwaniu pracy. Film zadziałał więc jak ustanowienie platformy, na której może dojść do konfrontowania ze sobą różnych form nienawiści.
Trzecim przypadkiem, który analizuję w pierwszej części książki, jest wyrzucenie mężczyzny homofoba z pracy w IKEI. Interesują mnie przy tym głównie nienawistne reakcje, które wywoła decyzja szwedzkiego koncernu. Wpisują się one bowiem w atmosferę duszności, w której od kilku lat funkcjonujemy. Najpierw narastała ona wokół kategorii gender, potem wokół ruchów LGBT. Analiza tego przypadku jest też okazją do pokazania, że sieć wcale nie jest egalitarna, są tu silniejsi i słabsi aktorzy. Sieć składa się z węzłów, które posiadają różne potencje działania. Jeżeli po wyrzuceniu mężczyzny homofoba z IKEI najpierw reaguje Ordo Iuris, a po niej minister sprawiedliwości, tego samego dnia osobną konferencję urządza wiceminister sprawiedliwości – to znaczy, że sytuacja ta uzyskuje niezwykle dużą widzialność medialną. Widzialność jest tym potężniejsza, że wpisuje się ona w cały szereg działań podejmowanych od 2013 roku przez Kościół używający kategorii gender, a potem figury LGBT, jako symboli złowrogiej siły zagrażającej polskim rodzinom, wartościom narodowym, polskiej kulturze.
Układ nienawiści nie jest kontrolowany przez nikogo, natomiast jego elementy mogą być instrumentalnie wykorzystywane do konkretnych celów politycznych, ekonomicznych, marketingowych. Czy mógłbyś powiedzieć o instrumentalnym wykorzystaniu nienawiści? Niektórzy mają większe zasoby, mają dostęp do władzy i mają wpływ na naszą rzeczywistość. Jaka jest ich odpowiedzialność?
W tym, co piszę, kryje się niebezpieczeństwo odczytania niektórych fragmentów książki jako zbyt symetryzujących, zacierających różnicę pomiędzy ofiarami i sprawcami nienawiści. Nienawiść rzeczywiście można znaleźć po każdej stronie sceny politycznej, w każdym środowisku. Jej wyrażanie nie jest domeną jakiejś grupy społecznej czy środowiska. Jednocześnie bardzo kategorycznie odróżniam dwa rodzaje nienawiści: nienawiść jako taktykę wykorzystywaną dla osiągania określonych celów oraz nienawiść reaktywną.
Nienawiść jako taktyka jest stosowana w sposób instrumentalny, żeby osiągać różne cele, przede wszystkim polityczne – tutaj chodzi o działania na dobrze rozpoznanych, opisanych w antropologii i socjologii mechanizmach kozła ofiarnego, dychotomizacji, wytwarzania zewnętrznego wroga. Uruchamia się je po to, by podnosić integrację grupy, żeby definiować władzę jako obrońcę zbiorowości przed zagrożeniem, by rozgrzeszać społeczność, wskazując, iż zło to Obcy albo ktoś usytuowany na zewnątrz. I tutaj się pojawia problem, który w wypadku rozdziału o mężczyźnie wyrzuconym z IKEI jest dobrze opisany. To jest wskazanie na to, że niektórzy aktorzy obecni w sieci mają dużo większą moc.
Czymś innym jest nienawiść, którą nazywam reakcyjną albo reaktywną: to forma nienawiści, która jest odpowiedzią na nienawiść taktyczną. Jest ona obroną w sytuacji, w której mamy niewielką możliwość manewru, gdy jest się przypartym do muru. Jedyne, co wówczas pozostaje, to używanie nienawiści jako narzędzia obrony własnej godności. Jak już wspominałem, nienawiść reaktywna jest często jedynym orężem, który ludziom zostaje w momencie, gdy są pozbawieni sprawstwa, gdy są poniżani, gdy odbierane są im podstawowe prawa, gdy utożsami się ich z tym, co najbardziej poślednie, gorsze, nie zasługujące na uznanie.
Skoro nienawiść jest wszędobylska, a walka z hejtem się nie sprawdza, to jak z nią walczyć? Jak odpowiadać na nienawiść?
Pierwszą rzeczą, która mi przychodzi do głowy, jest doprowadzenie do tego, by porządek społeczny był bardziej sprawiedliwy, by mocniej były w nim otwarte kanały artykulacji potrzeb, uważniejsze słuchanie siebie nawzajem. Chodziłoby więc o ziszczenie się tego ideału życia społecznego, u którego podstaw leży równość, solidarność i braterstwo. Wydaje mi się, że choć jest to niezwykle dużo, to i tak za mało, by wyplenić nienawiść. Ma ona bowiem swoje źródło nie tylko w nierównościach, niesprawiedliwości, ale też w niezwykle rozbudowanym kompleksie medialnym. Organizuje on nam dziś życie społeczne, określa ramy, poprzez które postrzegamy rzeczywistość, rozumiemy świat. Nie mamy możliwości weryfikowania informacji, które do nas docierają, a jedynie wierzymy w nie albo zaprzeczamy temu, co jest nam prezentowane. Kompleks medialny karmi się nienawiścią, a nasza zależność od niego jest ogromna. Oznacza to, iż trudno będzie ten element wyeliminować. Dlatego też nienawiści nie da się zlikwidować w sposób planowy, przez systematyczne działania. Jedynym sposobem na zmniejszenie jej zakresu wydaje się osiągnięcie w atmosferze nienawiści punktu krytycznego. Wówczas przestanie ona być funkcjonalnym elementem rzeczywistości, lecz zacznie sprawiać, że nie da się już dłużej prowadzić życia społecznego, układać relacji z innymi. Takim przybliżeniem do puntu krytycznego był atak na Kapitol Stanów Zjednoczonych na początku stycznia tego roku. W jego rezultacie w bardzo stanowczy sposób przypomniano, że nie musimy w to samo wierzyć, możemy się różnić, ale powinniśmy przestrzegać podstawowych reguł, na których oparte jest życie społeczne – jak na przykład poszanowanie wyborów czy pewnych miejsc ważnych dla demokracji. Do podobnego chyba poziomu wrzenia doszliśmy również w Polsce. Mam wrażenie, że dyskusje na temat prawa są dziś bardzo gorące dlatego, że zdaliśmy sobie sprawę, że nie da się zbudować wspólnoty opartej na wartościach i podobieństwie, jesteśmy zbyt różni i powinniśmy zadbać, aby podstawowe reguły, które pozwalają nam żyć w miarę bezkonfliktowy sposób, były powszechnie przestrzegane.
Sugerujesz, że powinniśmy przykręcać śrubę?
Sugeruję, że ten układ jest zbyt samosterowny, zbyt złożony, żeby jakiekolwiek działanie o charakterze rewolucyjnym, ruch społeczny, przykręcenie śruby czy walka z hejtem przyniosły pożądany skutek. Układy nienawiści rozwijają się w zbyt emergentny sposób, aby można było je kontrolować. Cały problem polega na tym, że wszyscy gramy w oparciu o nienapisane przez nas reguły, ale nie ma też wyłącznie jednej siły, która z tego korzysta bądź nie. Poza wąskimi kontekstami politycznymi – w których mamy do czynienia z propagandą, manipulacją, wykorzystywaniem nienawiści dla realizacji partykularnych interesów – w większości przypadków chodzi o to, że wszyscy są pokrzywdzeni, że wszyscy funkcjonują w bardzo pułapkowym układzie, który zmusza ich do nienawidzenia. Wszyscy jesteśmy elementami tego układu i nienawiść nas dotyka w równym stopniu – nie mamy możliwości jego opuszczenia albo skonstruowania tej gry w inny sposób, wedle innych zasad.
Czy jest też tak w analizowanym przez Ciebie przypadku performansu nowojorskiego artysty Davida Dutany, który zjadł dzieło Maurizia Cattelana zatytułowane „Comedian” (Komik), czyli banana przyklejonego srebrną taśmą do ściany? Po tym, jak pracę spożyto, Emmanuel Perrotin, właściciel galerii, odtworzył „Komika”, przyklejając do ściany kolejnego banana (zakupionego w pobliskim supermarkecie) i informując, że istotą tego rodzaju dzieł jest idea, pomysł, a nie jakiś konkretny obiekt. W polskiej prasie i w sieci pojawiły się komentarze oburzenia – przykładowo: „Dzieci w szpitalach leżą które potrzebują leczenia, w domu Dziecka. a jakiś kurwa idiota banana ze ściany wpierdala. kolejna banda kretynów stoi I to nagrywa. naprawdę to co się odpierdala na tym świecie to brak słów” [pisownia oryginalna]. Ludzie parodiowali tę pracę, robiąc selfie na tle przyklejonych do ściany opakowań z ciastkami, ziemniaków, kanapek. Można uznać, że osoby te czuły napięcie wynikające z oczekiwania, że banana Cattelana powinny podziwiać, bo to wielka sztuka, a tak faktycznie przecież nic w tym nie ma! Że ten banan jest bez sensu. Można stwierdzić, że ludzie spoza świata sztuki są takimi krytycznymi socjologami, którzy przejrzeli reguły gry i zrozumieli, że sztuka to konstrukcja społeczna – a zatem podziwiający banana są po prostu osobami z lepszym wykształceniem, bogatszymi o szeroki kapitał kulturowy. Odkrycie, że sztuka to nie coś samo w sobie godne podziwu, lecz społeczny konstrukt, oznaczało zmianę reguł gry: nie musimy się wstydzić tego, że nie rozumiemy. Banan jest po prostu przejawem gustu klasy wyższej. Jest w tych reakcjach jakieś sprawstwo, ale niekoniecznie prowadzące do zmiany społecznej.
To ostatnie zdanie, które wypowiedziałeś, jest istotne. Nienawiść pozwala ujść frustracji, ale niekoniecznie prowadzi do zmiany warunków, które tę frustrację wywołały. Zdanie to oddaje też sens poczucia sprawczości, której źródłem jest nienawiść. Bardzo łatwo jest nienawistnymi komentarzami zamieszczanymi w sieci wywołać reakcję ze strony innych, natomiast prawie niemożliwe jest ich kontrolowanie. Nienawidząc, uruchamiamy pewne mechanizmy, ale nie mamy nad nimi kontroli. Dlatego też, choć nienawiść jest w pewnym sensie oczekiwana w świecie sztuki, bo ogniskuje ona uwagę, to z drugiej strony artyści są więźniami świata sztuki i tylko niektórym udaje się wzbudzać taką prawdziwą, nieenklawową nienawiść. Dzieło Catellana wywołało różne reakcje – nie wszystkie były negatywne. Były pełne humoru, inne pełne zazdrości, było mnóstwo kpiny, ale też znalazły się głosy potępienia zdemoralizowanej sztuki, zepsucia kolekcjonerów gotowych za ten prozaiczny przedmiot zapłacić fortunę. Miałem jednocześnie wrażenie, że niezależnie, co zrobimy z tą sytuacją i co o niej powiemy, nasze reakcje mogą być w dowolny sposób zinterpretowane. Mogą one wzmacniać przekonanie, że to było wybite dzieło. Mogą się znaleźć w artykule jakiegoś prawicowego krytyka sztuki, który znajdzie w nich argument na rzecz tego, że ludzie chcą pięknych widoków, doskonałej pracy rąk i rzemiosła, a nie tego rodzaju dzieł. Albo można je będzie potraktować jako pełne humoru próby interpretacji dzieła. Od momentu, gdy dzieło Cattelana i performance Dutana znalazł się w sieci, uruchomił pewne reakcje, ale nikt nie ma nad nimi kontroli. I nie inaczej będzie z książką, którą napisałem, oraz z naszą rozmową.