Niedawne premiery choreograficzne w Nowym Teatrze w Warszawie – „Salvage” Kasi Wolińskiej i „Expiria” Agnieszki Kryst – dobrze pokazują napięcia i kierunki w rozwoju współczesnego tańca. Z jednej strony sztuka ta coraz silniej otwiera się na inne formy twórczości artystycznej, a z drugiej – wybija się na niezależność i walczy o autonomię.
Obie premiery, pokazywane na platformie VOD Nowego Teatru, powstały w ramach programu „Poszerzanie pola”. Jego kuratorka, Joanna Leśnierowska, do niedawna kierowała programem Stary Browar Nowy Taniec i jest jedną z najbardziej wpływowych kuratorek we współczesnej polskiej choreografii. Jej działalność w poznańskim Starym Browarze w ramach fundacji Art Stations Foundation Grażyny Kulczyk nie tylko pozwoliła wypromować wielu młodych choreografów i tancerzy, lecz także przyczyniła się do udostępnienia i upowszechnienia nowych sposobów tworzenia, prezentacji i doświadczania choreografii.
Taniec współczesny (nie mylić z teatrem tańca!) to sztuka, której podstawą są ciało i ruch. Ruch nie oznacza w tym przypadku wyłącznie ścisłego, zaplanowanego i podlegającego algorytmicznym uwarunkowaniom układu kroków i figur – to także ruch codzienny, czasem mało efektowny, niemal niedostrzegalny. Bieganie, chodzenie, drobne gesty, podskoki, improwizacja ruchowa, a także ruch bytów nie-ludzkich i rozmaitej materii – w centrum zainteresowania nowej choreografii może znaleźć się wszystko. Oczywiście odbiór takiej sztuki nie należy do najłatwiejszych – łatwo zarzucić jej twórcom hermetyczność, wsobność, brak dbałości o widza. Współczesne choreografie rzadko operują fabułą, trudno tutaj cokolwiek „poskładać” czy „zrozumieć”. Są bliskie abstrakcji, poezji, sięgają po rozmaite formy sztuki wizualnej. Doświadczenie uczestnictwa w widowiskach tańca współczesnego wymaga uważności, wyobraźni i poczucia humoru. Nie trzeba wszystkiego rozgryzać, rozumieć, podciągać pod prawa logiki. Można po prostu obserwować, wysnuwać własne, całkiem prywatne wnioski i wysuwać interpretacje; łączyć przesłanki i wynikające z nich odczucia albo zaprzeczać ich powiązaniom. Taniec pozwala na wiele. Daje odbiorcy wolność.
Choreografowie i tancerze związani z nowym tańcem, często absolwenci zagranicznych szkół, korzystają ze specyficznych, nieuregulowanych zasadami czy normami, metod tworzenia spektakli. Są otwarci na improwizację, przypadek, zabawę; nastawieni na pracę w grupie. Próbują pracować horyzontalnie, a nie hierarchicznie, do tworzenia własnych dzieł wykorzystują metody z innych dziedzin sztuki, a także z obszaru nauki. Ten alternatywny model produkcji spektakli jest niezwykle inspirujący także dla teatru, w którym choreografowie (zapraszani przez reżyserki i reżyserów do współpracy) odgrywają coraz większą rolę. Zbiega się to oczywiście z dyskusjami dotyczącymi etyki w polu produkcji sztuki i próbami przełamania przemocowych i hierarchicznych relacji instytucjonalnych. Taniec współczesny, daleki od reżimu tańca baletowego, udowadnia, że można tworzyć ciekawe widowiska bez nacisku na wirtuozerię, mistrzostwo czy perfekcję, bo istotniejsze są różnorodne jakości, swoboda i otwartość. W tym sensie taniec staje się narzędziem, które uczy inaczej postrzegać rzeczywistość – pozwala widzieć choreografię i ruch tam, gdzie jej nie ma, a zarazem dostrzegać piękno i jakość w tym, co dotychczas uważane było za błahe, naiwne czy pospolite. Taniec uczy uważności – wobec ciała w ruchu i w bezruchu, wobec siebie, innego człowieka i świata.
Choreografia nadal jest bardzo słabo finansowaną i niezbyt rentowną formą sztuki – program Stary Browar Nowy Taniec mógł się rozwijać tylko dzięki stałemu wsparciu i mecenatowi Grażyny Kulczyk (od niedawna, na skutek sprzedaży Starego Browaru przez donatorkę, Leśnierowska ze swoim zespołem działa głównie we współpracy z Nowym Teatrem w Warszawie i muzeum fundatorki Art Station w szwajcarskim Susch). Intensywny rozwój tej formy sztuki, niemal niewyczerpalna kreatywność artystów, a jednocześnie ograniczenia finansowe i brak uznania ze strony środowiska teatralnego doprowadziły taniec współczesny do bardzo ciekawego punktu. Środowisko artystów, producentów i organizatorów związanych z tą dziedziną walczy o własną niepodległość, nieustannie podnosząc postulaty o stworzenie centrum poświęconego wyłącznie choreografii, ze stałym finansowaniem oraz o uznanie tańca jako samoistnej, osobnej formy sztuki, oddzielonej od teatru i innych sztuk performatywnych. Jednak rozproszenie, mnogość estetyk i nieoczekiwane alianse choreografii właśnie z teatrem, sztukami wizualnymi czy nauką sprawiły, że taniec coraz śmielej korzysta z form, estetyk i cytatów z innych dziedzin, poszerzając swoją definicję.
Napięcie to staje się dobrze widoczne, gdy porówna się „Salvage” i „Expirię”. Ten pierwszy to projekt ogromny, o wyjątkowo ambitnych zamierzeniach. „Salvage” to nazwa świata wykreowanego przez Kasię Wolińską z zespołem, której wizja opisuje przyszłość po upadku patriarchatu i obaleniu ostatnich pomników dawnego porządku. Tytuł pochodzi ze zbitki dwóch słów: salvation (ocalenie) i garbage (śmieci). Świat tworzony przez zespół na scenie niesie sugestywny obraz rzeczywistości zbudowanej z resztek – szczątków dawnego świata. Inspiracją wskazywaną przez twórców, którzy swój spektakl definiują jako „multidyscyplinarną przestrzeń choreograficzną, koncert tańca z gatunku naukowo-fantastycznego”, była twórczość Chiny Mieville’a i Ursuli K. Le Guin. W istocie trudno jednoznacznie określić, jakim rodzajem widowiska jest to przedstawienie: tańcem?; teatrem?; koncertem? Centralnym elementem scenografii jest rzeźba Rafała Dominika – wielka twarz, pochodząca jakby z gigantycznego, obalonego pomnika (przypominająca prace Igora Mitoraja), muzykę improwizuje na żywo rockowy zespół (Oleg Dziewanowski, Marc Lohr, Kamil Tuszyński), a performerki (Kasia Wolińska, Hana Umeda, Agata Siniarska) czasem tańczą, czasem mówią i zaczepiają widzów, czasem śpiewają. Ta hybrydyczność form i estetyk jest konsekwencją ogólnego założenia, towarzyszącego budowie tej rzeczywistości przedstawionej.
„Salvage” jest światem z odzysku. Dlatego materiały, z których stworzone zostały finezyjne, kolorowe kostiumy (zaprojektowane przez Agatę Siniarską oraz Ewę i Kasię Wolińskie), są z drugiej ręki. Dlatego miesza się tu tak wiele tradycji i języków. Wszystko to wynika nie tylko z postawy ekologicznej (ponownego wykorzystania raz użytych materiałów, idei, koncepcji, estetyk), lecz także z przekonania, że przyszłość, do której dążymy, powinna być różnorodna i barwna. A przede wszystkim – kolektywna. Dlatego podstawowym elementem scenograficznym jest część obalonego pomnika, korespondująca z monologami Wolińskiej o pomnikach Stalina i Lenina. Pomnik to przecież symbol, upamiętnienie historii i utrwalenie heroicznego, wyidealizowanego obrazu wybitnej jednostki, której wspomnienie ma jednoczyć wspólnotę. Wolińska sama mówi, że uwielbia obalać pomniki. By osiągnąć ten cel, tym razem powołuje przestrzeń, w której na równych prawach wybrzmiewają różnorodne narracje i tradycje: Hana Umeda, od lat trenująca jiutamai, ma tu swoje solo inspirowane tym tradycyjnym japońskim tańcem (niedawno jako pierwsza tancerka spoza Japonii uczestniczyła w ceremonii natori – nadaniu imienia i teraz może uczyć jiutamai jako Sada Hanasaki), a śpiewana w finale przez wszystkich wykonawców pieśń to „Purple rain” Prince’a . Widzowie oglądający spektakl w streamingu nie usłyszeli jej jednak – zabrakło środków na opłacenie praw autorskich. Można było jedynie obejrzeć (w ciszy!) grających i śpiewających artystów, a napisy na ekranie podpowiadały tekst i opisywały brzmienia piosenki.
„Salvage” to próba zbudowania utopii – świata zszywanego z kawałków tego, co znamy, po to, by stworzyć nową, kolorową, różnorodną wizję przyszłości. Sceny nie łączą się ze sobą w sposób przyczynowo-skutkowy. Każda kolejna etiuda czy scena stanowi raczej osobny fragment wkomponowany w całość – dopiero po poznaniu ich wszystkich można dostrzec w pełni mechanizmy działania tego świata. „Salvage” mieni się różnorodnymi formami i technikami, eksponuje i eksploruje różnorodność. Wolińska celowo nie definiuje zrealizowanego zespołowo projektu. Kreuje świat, który wychodzi daleko poza klasyczne definicje „tańca”, „teatru”, „opery” czy „koncertu”. Punktem wyjścia było dla niej choreograficzne myślenie, które zaanektowało kolejne obszary, tworząc autorski, ale wynikający też z pracy kolektywnej miks inspiracji, form i użytych środków.
Inaczej jest z „Expirią”. Choć solo Agnieszki Kryst (koprodukowane przez Teatr im. Żeromskiego w Kielcach) również powstało we współpracy z innymi artystkami (dramaturgia: Agata Siniarska, scenografia: Agata Skwarczyńska, muzyka Justyna Stasiowska), to jednak jego założenie było zupełnie inne. Kiedy „Salvage” rozlewa się na zewnątrz, „Expiria” skupia siłę swojego oddziaływania, koncentrując ją w ciele tancerki/performerki. W centrum pozostaje ciało Kryst – odbijane i zwielokrotniane przez lustra i ciemne, błyszczące płaszczyzny tworzące scenografię. Artystka jest naga, a jej ruch wyjątkowo skupiony, skoncentrowany, celebrowany. Delikatne falowanie kręgosłupa, wznoszenie i opadanie palców, dłoni, stopniowe wzrastanie siły ruchu i znów zwalnianie… Rytm „Expirii” to rytm fal – choć scenografia operuje kontrastem pomiędzy jasnością i ciemnością, w samej choreografii jest coś wyjątkowo opływowego, organicznego. Trudno opisać to doświadczenie. W ruchach Kryst widać piękno i skupienie, a jednocześnie nieustanną transformację. Artystka nie zastyga w pozach ani wypracowanych gestach, jej ruchy nie są sztucznie symetryczne. Choć to świadomie komponowane działania, to jednak są w nich lekkość i afirmacja samego ruchu, cielesności (inaczej niż we wcześniejszym solo Kryst – „Partyturze”, w którym koncentrowała się raczej na wyrazistych gestach, minach, ostrym izolowaniu ruchu i pokawałkowanym rytmie).
Jak słusznie zauważyła Agata M. Skrzypek w tekście „Falujące ciało”, „Expiria” może przywodzić na myśl różne sposoby obrazowania kobiecego ciała, znane z kultury czy historii sztuki. Ciało w tym spektaklu po prostu jest – ostentacyjnie obecne, jednak niepoddane żadnym reżimom czy ograniczeniom, nieuległe wobec dyktatu żadnego spojrzenia. Porusza się, kierowane własnym rytmem, wolne i świadome. Można to zdarzenie, tę obecność i relację w przestrzeni analizować na różne sposoby. Ale można też podziwiać precyzję i doświadczać piękna ciała, gestu i ruchu tancerki.
„Expiria” jest zachwycająca w swej skromności, pokazuje, jak wielka siła tkwi w samym ruchu i obecności ciała. Twórczynie potwierdzają, że taniec jest sztuką autonomiczną i osobną, a w tym sensie – silną. Nagranie dostępne dla widzów wykonane zostało z wyjątkową precyzją, przydając całości widowiska specyficznej dramaturgii – powoli ujawniając zasadę ruchu Kryst, koncentrując się na poszczególnych elementach jej ciała, a zmianami ujęć zamykając klamrą konstrukcję całości.
Jakkolwiek piękne i interesujące są nagrania, nie zastąpią one jednak tego, co w tańcu wydaje mi się nieodzowne – żywej obecności ciała w przestrzeni. Choć coraz więcej jest projektów eksperymentujących z różnymi rodzajami wirtualnego zapośredniczenia obecności, awatarami i badaniem ruchów podmiotów nie-ludzkich, podstawową formą tańca nadal pozostaje ruch ciała w przestrzeni. A on najlepiej sprawdza się we wspólnocie powoływanej przez tańczących i oglądających. Chociaż na jakiś czas możliwość tę odebrały nam pandemia i nieprzewidywalne decyzje osób sprawujących władzę, choreografia wróci. Ekspansje tańca będzie trwać.