Archiwum
03.08.2020

Nauka zapominania

Eliza Król
Literatura

„Poufne” Mikołaja Grynberga to zbiór mikroopowieści o losach żydowskiej rodziny w powojennej Polsce. Każda z tych historii czytana może być jako tekst osobny, posiadający własny sens i dramaturgię; zebrane razem tworzą przejmujący pejzaż nie zawsze łatwych doświadczeń kilku pokoleń rodziny. Poszczególni jej członkowie stają się bohaterami pierwszoplanowymi opowieści, by zaraz zniknąć, usunąć się w cień, a potem powrócić na arenę wydarzeń kilka czy nawet kilkadziesiąt lat starszymi. Łączy ich to, że wszyscy są „osmaleni przeszłością”, która stale współtworzy ich teraźniejszość. Stąd narratorskie wezwanie: „Zachęcam do ćwiczeń z żegnania wspomnień. Od lat jesteś spóźniony, musisz zmierzyć się z linearnym czasem. Pętle pamięci są domeną staruszków, którym upływ lat odcina retrospekcję. Czas uwolnić czas”. To zadanie okazuje się jednak trudniejsze niż mogłoby się wydawać.

Grynberg w lapidarnym, minimalistycznym stylu, znanym już z „Rejwachu” opowiada o wielkim obciążeniu, jakim może być przeszłość – nie tylko własna, ale także najbliższych. Autor pouswa się dalej: nie tyle wskazuje rozróżnienie, co raczej tę opozycję znosi, pokazując, że nie istnieje coś takiego jak „moja historia” – ona zawsze jest „nasza”. Opowieści stają się podstawą tożsamości – te o ucieczce z getta, ukrywaniu się „siedząc pod podłogą u dobrych ludzi”, do których jednak „przyszli ci, którzy żydowskie życie sprzedawali tanio, szybko i bez wahania”, o „czarownicy [która] była prawie łysa, nie miała zębów i bardzo trzęsły się jej ręce” i twierdziła, że jest mamą, tą samą, która przed wojną przecież „była piękna, miała zęby i gęste włosy”, o „chandrze”, która napada znienacka wraz z lękiem o najbliższych. Szansą na wyrwanie się z zaklętego kręgu powtarzanyh bez końca opowieści jest odcięcie się, świadoma rezygnacja z powtarzania wciąż tych samych schematów zachowań i emocji, uznanie, że musi istnieć jaka granica między „mną” a „innymi” – jeśli jej nie ma, trzeba ją postawić, nawet jeśli na przekór, pod włos, z bólem serca. Naznaczenie przeszłością jest nieuniknione, ale można próbować żyć z nią na własnych zasadach. Wymaga to jednak pewnej odwagi – stąd zachęta: „Wynurz głowę z rejwachu przeszłości. Stamtąd jesteś, ale tam już nie ma nikogo oprócz ciebie. Rozejrzyj się i wyrzuć rzeczy, których twoje dzieci nie będą chciały odziedziczyć”. Bo opowieści Grynberga są też o odpowiedzialności za decyzje i wybory, które wpływają na innych. Każdy tu tkwi w skomplikowanej, stale rozrastającej się sieci relacji, zależny od tych, którzy byli przed nim, kształtujący losy tych, którzy będą po nim.

Więzi rodzinne stanowią podstawę budowania własnej tożsamości, kształtują sposób widzenia siebie i świata, nadają jednostkowemu istnieniu kontekst, są skarbnicą uczuć i życiowych lekcji, dają oparcie i poczucie przynależności, ale jednocześnie mogą być kulą u nogi, siecią opresyjnych zależności, zbudowaną na przekazywanych z pokolenia na pokolenie traumach i nieuświadomionych lękach. Bohaterowie Grynberga nie mają imion i nazwisk, określają ich role rodzinne, które przyszło im grać na danym etapie życia. Jest więc ojciec, syn i dziadek, matka i babcia – to tożsamość „ewolucyjna”, która ulega przekształceniom, ale jednocześnie daje punkt oparcia: poczucie uczestnictwa w procesie tworzenia wspólnoty.

Zagłada jest tłem tych wszystkich historii, rzadko stając się ich centrum. Jest oczywistem punktem odniesienia, często stanowiąc klucz do zrozumienia poszczególnych postaw czy decyzji. Jest czasem „kiedy zginęli wszyscy”, przyczyną, dla której kolega mamy „był bardzo chudy i bywał smutny”, punktem w historii, od którego zaczęło się liczyć „powojenne dzieci” w rodzinie. Długi cień Zagłady zagarnia bohaterów; sprawia, że przyjście na spotkanie kwadrans przed czasem jest równoznaczne ze spóżnieniem, a wyrazem troski o najbliższych jest przygotowanie w szufladzie biurka mosiężnych liter i cyfr na własny grób. Bohaterom Grynberga nieustannie towarzyszy poczucie tymczasowości. Błękitne niebo w każdej chwili zasnuć się może czarnymi chmurami, spokój szybko okazać się może jedynie stanem przejściowym, bo „międzywojnia nie trwają wiecznie, a dosyć często mają tendencję, by znienacka gwałtownie się kurczyć”. W efekcie żyją życiem czujnym, cały czas będąc gotowymi do zmiany kursu, obrony, ucieczki. Mówią: „Nie jesteśmy tak zarozumiali, by myśleć, że akurat za naszego życia wszystko będzie się dobrze układać. Wtedy to byli tamci, ale następnym razem mogą przyjść jacyś inni”. I z obawy przed tymi innymi budują w domu bunkier, kryjówki, tunel umożliwiający ucieczkę. Bo „źli ludzie” nie należą do przeszłości, nie brak ich tu i teraz, to ci, którzy „stali przed domem i krzyczeli «Won stąd!»”. Myśl o możliwości ucieczki przynosi ulgę, ale nie zmienia faktu, że przytłaczające poczucie zagrożenia stanowi codzienność dla Żydów, którym przyszło żyć w Polsce – „kraju, który gdy zechce, potrafi poświęcić część swoich obywateli”.

„Poufne” to też opowieści o starości. Zetknięcie z nią wymusza zadanie pytań do tej pory nieistotnych, marginalizowanych i przewartościowanie niektórych spraw. Ze szczególną uwagą i czułością Grynberg opisuje relację rodzic-dziecko, której dynamika zakłada swoiste odwrócenie ról na pewnym etapie – moment, w którym opieki zaczyna wymagać ten, kto do tej pory wydawał się wyznacznikiem trwania porządku świata, staje się przełomowy dla obu stron.

Grynberg pisze też o tożamości, której nie można wybrać, ale którą można uczyć się kształtować, która nie musi być piętnem, może być też źródłem dumy i poczucia siły. Świadczy o tym choćby historia bohaterki, która będąc dojrzałą kobietą decyduje się zmienić nazwisko panieńskie na nazwisko zamordowanego w czasie wojny ojca. Konsekwencją jej wyboru, oprócz biurokratycznych komplikacji, jest odzyskanie własnej prawdziwej tożsamości, która wreszcie ma szansę ujrzeć światło dzienne, znajdując też formalne potwierdzenie.

Ciekawie na tle zbioru znaczy jego tytuł, wskazujący na intymny charakter opowieści, przypominających raczej szept niż krzyk. To szept z wnętrza rodzinnej machiny, której sposobu funkcjonowania nie są w stanie zrozumieć chyba nawet jej członkowie. „Poufność” ujawnia się, gdy opowiadanie historie stają się  dowodem na zażyłość łączącą członków familii, ich wspólnotowość w doświadczaniu zdarzeń rutynowych i niespodziewanych, codziennych i wyjątkowych. Ale „poufność” w swym znaczeniu zakłada także istnienie tajemnicy, do której dostęp mają tylko wybrani. Czy więc pakt poufności nie zostaje zerwany poprzez spisanie historii, ujęcie rodzinnych losów w narracyjne ramy, ich ujawnienie czytelnikowi?

„Poufne” to z jednej strony uniwersalne historie o rodzinie, które w migawkach codzienności odsłaniają dynamikę nieoczywistych zależności, udowadniając, że najwyższą wartością jest bycie razem, ale z drugiej strony, jest to przecież rodzina bardzo konkretna, obarczona bolesną traumą, bezpośrednią i pokoleniowo transmitowaną, z którą każdy radzi sobie inaczej. Grynberg o wzajemnych relacjach członków rodzin dotkniętych pozagładową traumą pisał już wcześniej w tekstach non-fiction – „Ocaleni z XX wieku. Po nas nikt już nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta” i „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne”. Z rozmów z ocalałymi z Zagłady i ich dziećmi wyłaniały się obrazy rodzin, które na różne sposoby, z lepszym lub gorszym skutkiem, próbowały ułożyć sobie życie po Zagładzie. W opowieściach często pojawiały się wspomnienia „zimnych domów”, w których powszechne były brak okazywania uczuć, emocjonalny chłód i unikanie kontaktu fizycznego. Nierzadko towarzyszyła temu opresyjna nadopiekuńczość, spowodowana panicznym strachem o bliskich lub emocjonalne wycofanie, uniemożliwiające zaangażowanie w relacje z innymi i opiekę nad nimi. Sposoby funkcjonowania w domach tematu Zagłady rozpięte były między szczegółowym, kompulsywnym opowiadaniem o niej a unikaniem rozmów, milczeniem, które napędzało mechanizm powielania traum i lęków. Na tym tle stwierdzić można, że bohater zbiorowy „Poufnych” zdaje się jedną z tych rodzin, którym udało się nauczyć żyć z traumą na tyle, by nie uniemożliwiała ona emocjonalnej bliskości. To zresztą ciekawe, że możliwość życia pomimo traumy, a może raczej życia z nią pod rękę jest możliwe dopiero w świecie fikcji, wykreowanym przez pisarza – a niemożliwe do pokazania w tworzonej przez niego wcześniej literaturze faktu. Tak jak gdyby wymagało to pewnej dawki fantazji, zmyślenia, by zaistnieć mogli bohaterowie, którym udało się traumy oswoić. Rodzina z „Poufnych” stworzyła warunki, które pozwalają nawiązać autentyczną więź, opartą na szczerym oddaniu i wyrozumiałości, a także szacunku dla strachów, przemilczeń i nawyków, do których prawo ma każdy. Grynberg opisuje swoich bohaterów z czułością, nie maskuje ich wad i słabości, ale też nie naigrywa się z nich. Postaci charakteryzuje często za pomocą nierozbudowanego zestawu cech osobowości, co sprawdza się świetnie w przypadku małych form, które przejawiają ciążenie ku anegdotyczności, nierzadko połączonej z dawką ironii, przebłyskiem humoru.

„Poufne” Mikołaja Grynberga to oszczędna stylistycznie, lecz bogata w sensy, rozpisana na wiele historii i historyjek refleksja o tym, gdzie (i czy w ogóle) przebiega granica między jednostką a innymi – którzy nawet gdy bliscy i kochani są czasami ciałem obcym, naruszającym integralność, podważającym indywidualność. Stąd wyrasta potrzeba zadania sobie pytania: „Czyim życiem żyjesz?”. Od odpowiedzi na nie dużo zależy.

 

Mikołaj Grynberg, Poufne
Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2020