– Miałem wczoraj kilka spotkań służbowych w formie wideokonferencji, w tym jedno wieloosobowe – opowiada znajomy z Warszawy. Przygotowywałem się do nich jak do zdarzeń realnych. Ogoliłem się, ubrałem jak do wyjścia, nawet trochę ogarnąłem nieopuszczane od tygodni mieszkanie.
Na balkonie przy Wierzbięcicach biały plakat z sercem: „Dziękujemy wszystkim pomagającym”.
– Ja to zaraz po świętach odpalam moją maszynę – zagaja motocyklista.
– A nie boisz się korony? – pyta kolega.
– Oni wszyscy mają tutaj – kręci kółka na czole.
Lady na targowisku pełne bazi.
Na środku parku wygrzewa się wielkie stado gołębi.
„Miliony osób modliły się o pokój… No to mamy wreszcie święty spokój” – pisze studentka.
Wieczorem palacze na schodach przed domami.
Od rana ruch: kolejka przed pocztą, do zmiany opon samochodowych i naprawy kosiarek.
Przez okno wpada pierwsza w tym roku mucha.
„Śni mi się, że pływam w jeziorze, czasem też, że stoję na koncercie w gęstym tłumie spoconych ludzi i słucham muzyki, której nie lubię. Czuję się wtedy szczęśliwa” – pisze znajoma.
Mężczyzna ołówkiem wciska kolejne cyfry na domofonie.
Nowe ogłoszenie na drzwiach; „NAPRAWY ZDALNE. Laptop, komputer. Darmowe dojazdy, odbiory i dowozy”.
Rząd wprowadza kolejne obostrzenia: szkoły i uczelnie zamknięte do 26 kwietnia, granice do 3 maja, za tydzień maseczki będą obowiązkowe w miejscach publicznych.
Nagi do pasa mężczyzna śpiewa w sieci (na melodię „Życie to są chwile” zespołu Akcent): „Wkurwia mnie ten wirus / Ten jebany świrus / Przyszedł do nas chyba z Chin / Jak poradzić sobie z nim // (ref.) Więc nie dajmy się Polacy / Chcemy wrócić już do pracy / Cały świat zatrzymał się / Każdy dzień już wkurwia mnie”.
Dostałem zaproszenie do wirtualnej szkoły rodzenia.
– Ale żeby wszystko wykupić… – skarży się na ulicy kobieta z bochenkiem w foliowym worku. – Czy oni pół chaty chcą tymi zakupami obstawić?
Kolejki przed sklepem „Kitle i fartuchy” oraz „Profesjonalne art. fryzjerskie i kosmetyczne”. W sprzedaży maseczki.
Życzenia od Dziekana Wydziału: „Pogodnych Świąt Wielkanocnych, wielu rozmów z bliskimi, a także chwil zapomnienia o sytuacji na świecie”.
W parku na trawniku półnagi mężczyzna z tatuażami robi pompki i filmuje to telefonem.
– W tych czasach to jednak nie można wydać wszystkich pieniędzy – mówi chłopak przez telefon.
Na wieży kościoła z trzech stron baner: „Modlimy się i tęsknimy za Wami! Wasi kapłani”.
Mijam pierwsze osoby w maseczkach i rękawiczkach. Tylko kobiety.
Z nieczynnego salonu fryzjerskiego wychodzi kobieta ze świeżo ułożoną fryzurą.
Koszyk ze „święconką 2020” w sieci: rolka papieru toaletowego, butelka spirytusu, paczka makaronu, para foliowych rękawiczek.
W kościele pięć osób. Jedna w maseczce i z różańcem w dłoniach modli się półgłosem.
– Policja dała na cmentarzu mandaty paru ludziom i wszyscy się wystraszyli – opowiadają rodzice. – No i nikt nie umył grobów na Wielkanoc.
Bar Byczyn proponuje Wegańską Wielkanoc na wynos: żurek, gzik słonecznikowy, śledzie z boczniaków, pasztet, chałka, sernik, makowiec, pasta bezjajeczna, sojonez.
Wielkanoc.
O szóstej rano ekipa sprzątająca opróżnia kosze uliczne i na przystankach.
W południe kobieta w stroju plażowym opala się na balkonie.
– Tylko jedzenie i jedzenie, jak to moi rodzice – tłumaczy mężczyzna z pieskiem znajomej w oknie. – A siostra jeszcze zrobiła jakiś deser…
W witrynie Pracowni fryzur duże żółte słońce w otoczeniu serduszek z hasłem „Będzie dobrze”.
– Możemy was zatrzymać na 48 godzin – trzech policjantów w maseczkach rozmawia z czterema młodymi mężczyznami siedzącymi na murku. Duży radiowóz ma włączone światła błyskowe.
Grupa ukraińskich kobiet z bazarowymi torbami czeka na jakiś transport.
Chmurzaście, wietrznie i zimno, ale na ulicach sporo osób. W rękach smycze albo puszki z piwem. Kolejka przed Żabką.
Życzenia z sieci: „Wirtualny kubeł wody / aby zawsze czuć się młodym / by szczęście odwiedzało / by kłopotów było mało. W tym roku oprócz wody / płyn odkażający lejemy, by każdy z nas był zdrowy”. Inne: „Co za święta bez dyngusa / niech się skończy czas wirusa / niech już wszystko znowu hula / wesołego Alleluja!”.
Niemyte samochody na ulicach coraz brudniejsze.
„Sprawdź, gdzie kończy się smutek, a zaczyna depresja” – podpowiada mi jeden z mejli.
Przy wejściu do Starego Browaru „Punkt dezynfekcji rąk”: metalowy dozownik płynu i plastikowe rękawiczki na haczyku. W drogerii oferta zakupów na Dzień Kobiet.
– Najpierw ogłaszają, że maseczki muszą zakrywać twarz – mówi znajomy.– Za trzy dni, że muszą zakrywać nos. A potem jeszcze powiedzą, że trzeba nosić zatyczki do uszu.
Messenger: „Witaj, niech Bóg da ci sił to wszystko znieść. Twoje słowa są dla nas bardzo ważne, a wiedza cenna”.
W mediach społecznościowych coraz więcej osób poszukuje fryzjera.
Rano mijam cztery ekipy budowalne, wysypujące się z busów. Czas remontów.
– Są, są – mówi sprzedawczyni z Żabki, którą pytam o maseczki, bo widzę przed sklepem dostawę. – Ale muszę najpierw rozładować paletę i policzyć, ile mam – wydmuchuje dym z papierosa. – Niech pan przyjdzie za dwie godziny.
– Nie mogę teraz panu sprzedać, to czas dla seniorów – odpowiada, gdy wracam o umówionym czasie.
– Jeszcze nie rozpakowałam – oznajmia po kolejnych dwóch godzinach. Wygląda, że to towar ścisłego „zarachowania”.
– Fryzjerzy je szyją – informuje sprzedawczyni w sklepie fryzjerskim, gdzie maseczki kupuję bez problemu. – Oni żyją z dnia na dzień, naprawdę nie mają pieniędzy.
SWPS zachęca: „Wsparcie psychologiczne online dla każdego – Strefa Psyche”.
– A Kaczyński co wyrabia, co wyrabia? – słyszę pod kościołem.
Na rurze rynny plakat: „Odrzuć projekt Godek #Piekło kobiet”.
Na ulicach dużo ludzi. Zniknęły samochody nadające komunikaty o przepisach pandemicznych.
Poprawianie, naciąganie – pierwszy dzień w obowiązkowych maseczkach.
Ci w szalikach zasłaniają twarze nonszalancko. Dziewczyna namalowała na białej maseczce usta i oczy. Nie widziałem palaczy; ciekawe, jak radzą sobie w tej sytuacji. Mnie zaparowały okulary (przeciwsłoneczne), a po godzinie miałem na twarzy saunę.
– Rzucam mu frisbee, ale boję się, że wpadnie do parku i zapłacę mandat – rozmawiają dwie znajome. – I takie to spacery z psem, bez przerwy się rozglądam i patrzę, czy nie ma policji.
Informacja mejlowa: „Jedyna otwarta w Polsce galeria – Galeria Rusz cały czas działa i w tych trudnych dla nas wszystkich miesiącach niesie pochodnię sztuki! Solidaryzujemy się z umęczonymi mieszkańcami naszego kraju i namawiamy do tego, by nie zamykać wszystkiego. Niech nasze umysły pozostaną otwarte, by pomagały nam odganiać zalewającą nas falę lęku i chaosu i pomogły nam w powrocie do normalności, za którą tak bardzo wszyscy tęsknimy”.
– U krawcowych teraz tylko płatność gotówką – opowiada aptekarz. – Tyle sprzedają maseczek, że obroty wzrosły o czterysta procent, a nie mogą teraz tego wykazywać.
Widziałem palaczy: maseczki zsuwają pod brodę.
– Musiałam ją zsunąć z nosa, bo już nie mogłam oddychać – mówi wracająca z zakupów sąsiadka, czerwona na twarzy.
„Jak to we współczesnym świecie więcej nas dzieli, niż łączy. Ale jest jedna wspólna sprawa: piszemy na łamy naszych gazet, piszemy po to, aby świat był lepszy i bardziej zrozumiały. Bez czytelnika nasza praca nie ma żadnego sensu. Pomóżmy sobie. Czytajcie prasę papierową i online” – apelują redaktorzy naczelni dzienników i tygodników.
Na targowisku szparagi.
– Teraz jest trochę więcej czasu – opowiada sprzedawczyni ze sklepu Aromat. – Może ludzie znowu nauczą się parzyć herbatę i kawę? Dobra herbata naprawdę pomaga.
Na odbiór zamówienia w barze Chichi wieczorem trzeba czekać ponad pół godziny. – Dzieje się, dzieje– mówi kelner.
Na trawnikach wysyp mleczy.
– Ludziom żyło się tak dobrze, wielu ludziom – wzdycha sprzedawczyni w sklepie rybnym. –A co teraz będzie?
Sąsiadka na balkonie skacze przez skakankę. Nagranie umieszcza na Facebooku.
Ogłoszenie w pralni chemicznej: „Maseczka ochronna bawełniana z gumką. Materiał: Noris AB, wykończenie antybakteryjne, 100% bawełna, gumka okrągła, wyrób wzbogacony jonami srebra”.
– Ja się duszę, normalnie duszę – matka tłumaczy córce, oczami wskazując na maseczkę. – Za miesiąc wszyscy będziemy niedotlenieni i otumanieni. Im chyba o to chodzi.
Trzy różnokolorowe maseczki na przednim lusterku w taksówce.
Chłopak, zamiast maseczką, owinął twarz biało-niebieskim szalikiem Lecha Poznań.
„Stay strong Poznan… things will get better soon!” – obiecuje bilbord przy ulicy Królowej Jadwigi.
– Nasze koty już mają dość, uciekają od nas – mówi znajoma. – Już mają dość ludzi w domu!
„Zachęcamy Państwa do przekazania 1% podatku najzdolniejszym młodym badaczom. Pomóżmy młodym naukowcom zmieniać świat! Teraz cała nadzieja w nauce” – namawia Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej.
Ogłoszenie w oknie Żabki: „Drodzy klienci, maseczki z pierwszej dostawy zostały wyprzedane. W ciągu kilku dni oczekujemy następnej”.
– Ja piorę teraz tylko dresy i piżamy, nic innego – opowiadają sobie koleżanki. – Bo albo jesteśmy w łóżku, albo chodzimy po domu.
Można wchodzić do lasów i parków.
Kolorowa tęcza z hasłem „Będzie dobrze” na drzwiach wielorodzinnego domu.
– Zastanawiam się, jakby się czuł w kwarantannie Stachura w tym swoim mieszkanku na Rębkowskiej w Warszawie – mówi kolega z Torunia. – Chyba by zwariował.
„Mistrzowskie wyzwania, rusza domowy konkurs filmowy na film realizowany z domowego zacisza. W każdej rundzie zgarnąć można nagrody o łącznej wartości 2000 zł. Zwycięskie obrazy zostaną opublikowane w prestiżowym serwisie Ninateka” – czytam w mejlu.
– Aktorzy chcą po pandemii grać tylko komedie i farsy – opowiada znajomy dyrektor teatru. – Zakładają, że ludzie nie będą po tym wszystkim chodzić na ambitny repertuar.
„Maseczka gratis – do każdej zakupionej pary butów lub torebki” – reklamuje się Wojas.
– Kiedy to się skończy? – pyta głośno starsza pani. – Już tak dawno nie widziałam mojej wnusi…
– Ten wirus nie zabija, tylko dobija – słyszę w warsztacie samochodowym. – Umierają ci, co już są chorzy na inne choroby. A starzy ludzie, jak nawet przyjmą szczepionkę, to mogą od niej umrzeć.
Mejl od znajomej z Warszawy: „Oddali wczoraj lasy i parki, więc mój rewir spacerowy się rozszerzył – przez Wielkanoc spacerowałam głównie po cmentarzu prawosławnym, który jakimś cudem był otwarty. Poza tym kupiłam przyłbicę i nie zaparowują mi już okulary. Czyli same pozytywy. Uścisk bezdotykowy”.
– Najbardziej się boję, że ludzie zaczną zwracać kupione karnety – zwierza się znajomy organizator letniego festiwalu. – Bo muzycy bez problemu zgadzają się na zmianę w umowie i występ w przyszłym roku.
– A co z pożarem Biebrzańskiego Parku Narodowego? – pytam, bo kolega mieszka nieopodal.
– To dziesięć kilometrów od mojego biura, ale i tu czuć swąd spalenizny – odpowiada. – Nigdy nie było takiego pożaru na bagnie.
„Poszukiwany” – głosi plakat na stacji diagnostycznej z podobizną wirusa w koronie. „Za złapanie wirusa 2 tygodnie w domu”.
Przeczytaj także: