Archiwum
08.04.2020

Dzienniczek z dni zarazy [II]

Waldemar Kuligowski
Społeczeństwo Felieton

25 marca, środa

Przed południem mam internetowy miniwykład o kwarantannie jako obrzędzie przejścia. W komentarzach głosy o tym, że powinno się dawać nadzieję, a nie zwątpienie.

Mejl z okazji Dnia Teatru: „korzystając z tego, że większość z nas jest w domu (#zostańwdomu), mamy propozycję dla Widzów teatralnych w całej Polsce! Podzielcie się z nami Waszą historią! Stwórzmy wirtualne spotkanie entuzjastów Teatru i w ten sposób uczcijmy ten wyjątkowy dzień. Teatr to emocje, podzielcie się z nami swoimi!”.

– Kontrola jest kameralna, taki starszy aspirant stoi za krzakami, a ja wychodzę na balkon – tłumaczy znajomy z Warszawy, obecnie na kwarantannie. – Tylko w niedzielę była hucpa, jak przyszli żołnierze od Macierewicza, cali w moro, i defilowali tu po chodniku.

Nowy poszukiwany towar: drożdże.

26 marca, czwartek

Jedni porównują ciszę za oknami do czasów stanu wojennego. Inni mówią, że mamy wiosnę jak w dniach skażenia radioaktywnego z Czarnobyla.

Krótki spacer i trzy osoby w maseczkach. Więcej niż zwykle. Z ulic prawie zupełnie zniknęły dzieci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym. Nikt nie je na ulicy. Nie ma par trzymających się za ręce ani całujących się.

– Nie więcej niż pół godziny dziennie – deklaruje koleżanka. – Tyle czasu wyznaczyłam sobie na newsy o wirusie. Wcześniej oglądałam to non stop.

List ze słowami wsparcia i solidarności od dziennikarzy chińskich dla polskich kończy się tak: „Epidemia jest czasowa. Jak po burzy tęcza, nasza wymiana i współpraca będą jeszcze bliższe po epidemii. Z poważaniem. The All-China Journalists Association”.

Dokąd planujesz najbliższą podróż? – pada pytanie. Los Balkonos, Santa Sypialnia, Porto Salon, Foteland czy Sofa del Mar?

27 marca, piątek

– Nasz esemesowy monit zadziałał – tłumaczy pielęgniarka w Centrum Krwiodawstwa. – Jest dużo ludzi.

Czekam w kolejce, sami młodzi mężczyźni. Mnóstwo żartów, wszyscy blisko siebie.

– Ach, jeszcze temperatura – lekarz badający mi ciśnienie na koniec przypomina sobie o tej konieczności i celuje w moje czoło miernikiem.

W południe zakupy. W Selgrosie dość tłumnie. Sporo osób w maseczkach, kasjerki z przyłbicami, jeden pracownik przecierał szmatką uchwyty wózków.

– Zobaczymy, jak powiedział ślepiec – pisze znajomy etnolog z Brna, którego pytam, co u nich. Zajęcia na uniwersytecie są tam anulowane do połowy maja.

– Ten kryzys jest inny od wszystkich. Mamy do czynienia ze zjawiskami bezprecedensowymi – powiedział w sejmie premier.

28 marca, sobota

– Banknoty z szafy pachną inaczej niż takie z portfela, ja to poznaję – stwierdza aptekarz. Ludzie zaczęli teraz płacić oszczędnościami.

Sto kilometrów samochodem. Nad łąkami pierwsze motyle, w polu traktory. Auta przed sklepami ogrodniczymi. „Myj ręce! Bądź zdrów. Częste mycie rąk zmniejsza ryzyko zachorowania” – głosi błękitny baner na rynku w Obornikach.

O 17.00 wciąż 17ºC.

Znajoma, zajmująca się odbiorem przychodzących do jej firmy paczek, popłakała się, gdy przyszło jej rozpakowywać przedmioty zawinięte w niemieckie gazety pełne nekrologów.

– Chyba przetrwamy – przypuszcza kelner w barze Niezły Meksyk. – Ludzie zaczęli przyzwyczajać się do zakupów na wynos.

W nocy zmiana czasu na letni.

29 marca, niedziela

Czas letni, aura nie. Wiatr, chmury, zimny deszcz.

Strona startowa Google wyświetla czerwony znak z dłonią unoszącą po kolei palce i hasłem: „Stosuj pięć zasad i pomóż zatrzymać koronawirusa”. Po kliknięciu pełna treść: „1. RĘCE. Myj je często wodą z mydłem. 2. ŁOKIEĆ. Zasłoń się nim, gdy kaszlesz. 3. TWARZ. Nie dotykaj oczu, nosa i ust. 4. ODLEGŁOŚĆ. Zachowaj 1–1,5 m odstępu. 5. BEZPIECZEŃSTWO. Zostań w domu”.

Na drzwiach kościoła długa informacja: prywatna modlitwa nie więcej niż pięciu osób jednocześnie, nie dłużej niż 10 minut, „w sytuacjach pilnych można umówić się na spowiedź bezpośrednio z kapłanem, od 13.30 do 15.30 komunia dla grupo pięcioosobowych, prośba o zachowanie dystansu 1,5 metra”. „Modlimy się za Was, tęsknimy za wami!”.

– Najbardziej to mnie wkurza ta nasza polityka – mówi kolega z Puszczykowa. – I ten brzuchaty gnom…

Loombard reaguje: „Ze względu na państwa bezpieczeństwo i pracowników bardzo prosimy o wchodzenie do Loombardu pojedynczo”. Pod spodem kartka z rozbudowaną wersją rosyjskojęzyczną z prośbą o wchodzenie pojedynczo, zachowanie bezpiecznej odległości od okienka i nie przekraczanie wyznaczonej linii. Do tego zdjęcie dziewczyny w masce z uniesionym kciukiem.

– Akurat wracam po dwóch tygodniach w domu na wsi – tłumaczy znajomy z Elbląga. – Od poniedziałku praca. Zdalna, bo jestem w grupie ryzyka.

30 marca, poniedziałek

Rano poniżej zera. Ruch samochodowy prawie jak w „zwykłe” poniedziałki. W skrzynce mejlowej pełno spamu. Na ulicy remont instalacji gazowej.

W korespondencji „wiersze na czas kwarantanny” ze strofą „jedynym moim obowiązkiem / jest pisanie i myślenie o sobie / jak tu należy zmienić życie na lepsze / więcej się modlę”.

Tramwajem na drugi kraniec miasta. Kartka na drzwiach informuje, że do środka może wejść 19 pasażerów. Zajęte co drugie miejsce.

– Może mi pan skasować? – prosi starszy mężczyzna i podaje papierowy bilet. Wraca właśnie ze szpitala i czuje się słabo. Ręka mi zadrżała.

Po ulicach ludzie chodzą pojedynczo, nikt ze sobą nie rozmawia.

„Przestrzegajmy zaleceń służb epidemiologicznych. Wspierajmy się nawzajem, dobrym słowem, życzliwością. Pamiętajmy o innych, zwłaszcza tych, którzy bardziej potrzebują pomocy. Myślmy optymistycznie. Epidemia kiedyś się skończy i wrócimy do normalnej pracy” – pisze rektor w kolejnym okólniku.

31 marca, wtorek

– Jak to dobrze, że nas uratowali – mówi kwiaciarka, podając mi trzy żółte tulipany. Baliśmy się, że nie pozwolą nam sprzedawać…

– To absurd! – dorzuca sprzedawczyni z warzywnego. – W sobotę nad Wartą był piknik, pełno ludzi, a nam chcieli zakazać handlu. Za nich niech się lepiej wezmą!

Tramwajem przez centrum. Na placu zabaw trzech mężczyzn pije piwo w puszkach.

Puste wnętrze centrum handlowego. Stosy niewypełnionych kuponów w punkcie Lotto. Defilada storczyków w kwiaciarni. Kopiaste pojemniki z lodami w ladzie chłodniczej. Na blatach kable odłączone nagle od komputerów – jakby to miejsce porzucono znienacka, w środku zwykłego dnia, lecz z nadzieją na rychły powrót.

Rząd wprowadza kolejne obostrzenia: zamknięte parki, plaże i bulwary, zachowanie dwumetrowego odstępu, nieletni mogą wychodzić tylko pod opieką dorosłych, wymóg noszenia rękawiczek podczas zakupów, zakaz używania rowerów miejskich.

Kończy się dziwny, pełznący, podszyty niepokojem marzec.

1 kwietnia, środa

Na drzwiach Żabki nowy plakacik: „Drodzy klienci! Informujemy, że w tym sklepie w godzinach od 10.00 do 12.00 obsługujemy tylko seniorów”. Na obrazku pan z laską i pani w okularach oraz liczba „65+”. Takie przepisy od jutra.

TVP Rozrywka od rana do 16.30 nadaje programy edukacyjne. Kobieta w białym fartuchu, zapisuje pisakiem na tablicy wzory wodorotlenków. W tle dyskretna muzyka. Po lekcji o argumentowaniu pokazano stare memy.

Ostatni papierowy numer tygodnika „Wprost”: „Jako jedni z pierwszych w Polsce wydawców oferujemy produkty z zerowym śladem emisji węglowej. Nie drukując kolejnych milionów stron tygodnika, wspólnie oszczędzimy las o powierzchni boiska do piłki nożnej. Jedno boisko w tygodniu! Powiedzmy papierowej prasie »do widzenia«!”.

Zakażonym rodzicom urodziło się niezarażone dziecko.

Kupiłem bilet w formacie pay per view na „Roast koronawirusa” online. Nie dostaję kodu dostępu, muszę dzwonić, zaczynam oglądanie z dwudziestominutowym opóźnieniem: – W koronawirusa uwierzyło więcej ludzi niż w jakiegokolwiek innego boga – pięciu stand-uperów w studiu, dwóch nadaje z domów, narzekają na brak żywej publiczności. – Będzie dziesięć razy więcej ofiar kwarantanny niż wirusa.

2 kwietnia, czwartek

Rano sms: „Reklama na ratunek – razem w walce z koronawirusem. Oglądaj dziś o 18.45 w Polsacie specjalny blok reklamowy. Im więcej nas będzie, tym więcej pieniędzy zbierzemy”.

Zbieracz złomu w plastikowej przyłbicy zakrywającej twarz. Uniesionej nad głową, bo pali papierosa.

Na Świętym Marcinie rząd lokali do wynajęcia. Ruch i gwar jest tylko na budowach. Głównie po rosyjsku.

– Te specjalne godziny dla seniorów to tylko ich z domów wyciągają – narzeka sprzedawczyni w warzywniaku. – Moja koleżanka, która pracuje od 13.00 do 24.00, nie może teraz zakupów zrobić. Wyprosili ją po kolei ze wszystkich sklepów.

Informacja z mejla zatytułowanego „Musicie być mocni miłością – wirtualne czuwanie w 15. rocznicę śmierci Jana Pawła II”: „2 kwietnia w wieczornych godzinach wirtualnego czuwania zapraszamy na fanpage Centrum Myśli Jana Pawła II”.

O 21.37 w kilku oknach zapalone świece. Na jednym balkonie w donicach lampki solarne.

3 kwietnia, piątek

„Tajwańscy eksperci zapewniają prosty autotest, który możemy wykonywać każdego ranka. Weź głęboki oddech i wstrzymaj oddech na dłużej niż 10 sekund. Jeśli pomyślnie zakończysz badanie bez kaszlu, bez dyskomfortu, zatłoczenia, napięcia itp., udowodnione jest, że w płucach nie ma mukowiscydozy, co w zasadzie oznacza brak infekcji” – przekonuje mejlowo „czeski lekarz”.

Innowacja: foliowe rękawiczki rozcięte na wierzchu – dłoń mniej się poci (na poczcie).

– Gdyby nie mąż, to bym sobie z dzieciakami i ich szkołą nie poradziła. Te logowania, drukowanie… Nie zdałyby do następnej klasy – opowiada znajoma-gaduła. – Jestem w kryzysie, brakuje mi ludzi. Dlatego zamawiam buty. W zeszłym tygodniu pięć par, a potem je odsyłam, ale mogę chociaż pogadać z listonoszem.

Chłopak na hulajnodze w zamkniętym motocyklowym kasku.

Po 20.00 kolejka przed Dużym Benem. Potem taksówki, ubery i rowerowi dostawcy jedzenia.

4 kwietnia, sobota

O 6.30 przed supermarketem długa kolejka. Bez problemu wchodzę za to do dyskontu, gdzie nikt nie kontroluje liczby osób w środku.

W gazecie dwa nekrologi profesorów.

Trzyosobowa rodzina pakuje do bagażnika auta duży wieniec pogrzebowy, pakiet zniczy, wiązankę żółtych tulipanów i plastikowy rozpylacz z płynem odkażającym.

– Kurier przyniósł karton. Zdezynfekowałam go i przez cały  dzień stał w kącie, na kwarantannie – opowiada koleżanka. – Dopiero wtedy otworzyłam i wyjęłam nowy komputer.

W mieszkaniu dużo kurzu. Szybciej niż zwykle.

5 kwietnia, niedziela

486 spamów w ciągu doby.

Rozmowa na ulicy: – Nie mogę teraz wracać do domu na skróty. Szłam wczoraj normalnie, przez park, a tu nagle kogut i policja. Ale tylko wszystkich upominali, bez mandatu.

„Nasz świat stoi w obliczu wspólnego wroga: COVID-19. Wirus nie dba o narodowość ani pochodzenie etniczne, frakcję ani wyznanie. Bezlitośnie atakuje wszystkich. Tymczasem na całym świecie trwają konflikty zbrojne. Najbardziej zagrożeni – kobiety, dzieci, osoby niepełnosprawne, marginalizowane i wysiedleni – płacą najwyższą cenę. Są również najbardziej narażeni na niszczycielskie straty z powodu COVID-19. Nie zapominajmy, że w krajach spustoszonych wojną systemy opieki zdrowotnej przestały istnieć. Dlatego wzywam do natychmiastowego globalnego zawieszenia broni we wszystkich częściach świata” – António Guterres, sekretarz generalny ONZ.

– Byliśmy hiperimpresjonistczni, skupieni tylko na sobie – mówi kolega z Warszawy. – A teraz to się jeszcze pogłębiło. Wczoraj widziałem przed sklepem dobrze ubraną panią. Miała na sobie drogą maskę z filtrami, długie rękawice i odsuwała innych na cztery metry. Boję się, że im dłużej to potrwa, tym te różnice będę większe.

6 kwietnia, poniedziałek

Rześki poranek, śpiew ptaków. Gołębie na tarasie chcą zbudować gniazdo.

– Nie jest ta źle – mówią w barze Pora Dnia. – Ludzie zamawiają. Na stole obok czytnika kart ogłoszenie: „Wspieraj, kupując voucher na dowolną kwotę, do wykorzystania »potem« 🙂 lub kartę z promocyjną ceną na dowolne śniadanie z napojem z menu na 15 posiłków”.

Sąsiadka z naprzeciwka sadzi kwiaty w korytkach, potem je fotografuje.

Dostaję filmik: starsza pani śpiewa w swoim domu (na melodię „Przyjdzie na to czas” Violetty Villas): „Na kwarantannie mija dzień / Drugi dzień, trzeci dzień / Siedzę z mężem sam na sam / Po domu w kółko kręcę się / Goniąc swój własny cień / Nie wytrzymam, mówię wam! / Gorączkę mierzę jeden raz / Drugi raz, trzeci raz / Witaminy łykam wciąż / Wolności chyba więcej ma / Byle zbir w Alcatraz / Opiekuje się mną mąż // Chyba zwariuję, tak się fatalnie czuję / Zamknięta w czterech ścianach / Nigdzie nie mogę wyjść…”.

– Po sześciu dniach siedzenia w domu pojechałam do znajomych – opowiada koleżanka z sąsiedztwa. – Mają ogródek, puściliśmy muzykę z samochodu i każdy tańczył w swoim kącie. Było wspaniale!

7 kwietnia, wtorek

Poznaniacy myją okna. Krótkie rękawki.

Mejl od studentki: „Piszę, by przeprosić za mój brak odzewu w sprawie zajęć. Czuję się bardzo źle w związku z zaistniałą sytuacją – głównie polityczną, nie czuję sensu wykonywanych działań w ramach systemu. Jestem już po dwóch atakach paniki w związku z całą sytuacją w kraju”.

– I tak nie będzie w tym roku wakacji – krawcowa wysypuje ze słoika monety i wydaje mi resztę za kupione maseczki. Są szare, czarne, w grochy, arbuzy, okręty i kwiaty.

O 13.00 ludzie na balkonach i w oknach biją brawo. Przegapiłem informację.

– Ludzi nie widać wcale, wszędzie tylko sarny – opowiada kolega spod Krakowa. Jak na filmie science-fiction.

Fot. Sara Kurfess. Unsplash