Przed południem mam internetowy miniwykład o kwarantannie jako obrzędzie przejścia. W komentarzach głosy o tym, że powinno się dawać nadzieję, a nie zwątpienie.
Mejl z okazji Dnia Teatru: „korzystając z tego, że większość z nas jest w domu (#zostańwdomu), mamy propozycję dla Widzów teatralnych w całej Polsce! Podzielcie się z nami Waszą historią! Stwórzmy wirtualne spotkanie entuzjastów Teatru i w ten sposób uczcijmy ten wyjątkowy dzień. Teatr to emocje, podzielcie się z nami swoimi!”.
– Kontrola jest kameralna, taki starszy aspirant stoi za krzakami, a ja wychodzę na balkon – tłumaczy znajomy z Warszawy, obecnie na kwarantannie. – Tylko w niedzielę była hucpa, jak przyszli żołnierze od Macierewicza, cali w moro, i defilowali tu po chodniku.
Nowy poszukiwany towar: drożdże.
Jedni porównują ciszę za oknami do czasów stanu wojennego. Inni mówią, że mamy wiosnę jak w dniach skażenia radioaktywnego z Czarnobyla.
Krótki spacer i trzy osoby w maseczkach. Więcej niż zwykle. Z ulic prawie zupełnie zniknęły dzieci, zwłaszcza w wieku przedszkolnym. Nikt nie je na ulicy. Nie ma par trzymających się za ręce ani całujących się.
– Nie więcej niż pół godziny dziennie – deklaruje koleżanka. – Tyle czasu wyznaczyłam sobie na newsy o wirusie. Wcześniej oglądałam to non stop.
List ze słowami wsparcia i solidarności od dziennikarzy chińskich dla polskich kończy się tak: „Epidemia jest czasowa. Jak po burzy tęcza, nasza wymiana i współpraca będą jeszcze bliższe po epidemii. Z poważaniem. The All-China Journalists Association”.
Dokąd planujesz najbliższą podróż? – pada pytanie. Los Balkonos, Santa Sypialnia, Porto Salon, Foteland czy Sofa del Mar?
– Nasz esemesowy monit zadziałał – tłumaczy pielęgniarka w Centrum Krwiodawstwa. – Jest dużo ludzi.
Czekam w kolejce, sami młodzi mężczyźni. Mnóstwo żartów, wszyscy blisko siebie.
– Ach, jeszcze temperatura – lekarz badający mi ciśnienie na koniec przypomina sobie o tej konieczności i celuje w moje czoło miernikiem.
W południe zakupy. W Selgrosie dość tłumnie. Sporo osób w maseczkach, kasjerki z przyłbicami, jeden pracownik przecierał szmatką uchwyty wózków.
– Zobaczymy, jak powiedział ślepiec – pisze znajomy etnolog z Brna, którego pytam, co u nich. Zajęcia na uniwersytecie są tam anulowane do połowy maja.
– Ten kryzys jest inny od wszystkich. Mamy do czynienia ze zjawiskami bezprecedensowymi – powiedział w sejmie premier.
– Banknoty z szafy pachną inaczej niż takie z portfela, ja to poznaję – stwierdza aptekarz. Ludzie zaczęli teraz płacić oszczędnościami.
Sto kilometrów samochodem. Nad łąkami pierwsze motyle, w polu traktory. Auta przed sklepami ogrodniczymi. „Myj ręce! Bądź zdrów. Częste mycie rąk zmniejsza ryzyko zachorowania” – głosi błękitny baner na rynku w Obornikach.
O 17.00 wciąż 17ºC.
Znajoma, zajmująca się odbiorem przychodzących do jej firmy paczek, popłakała się, gdy przyszło jej rozpakowywać przedmioty zawinięte w niemieckie gazety pełne nekrologów.
– Chyba przetrwamy – przypuszcza kelner w barze Niezły Meksyk. – Ludzie zaczęli przyzwyczajać się do zakupów na wynos.
W nocy zmiana czasu na letni.
Czas letni, aura nie. Wiatr, chmury, zimny deszcz.
Strona startowa Google wyświetla czerwony znak z dłonią unoszącą po kolei palce i hasłem: „Stosuj pięć zasad i pomóż zatrzymać koronawirusa”. Po kliknięciu pełna treść: „1. RĘCE. Myj je często wodą z mydłem. 2. ŁOKIEĆ. Zasłoń się nim, gdy kaszlesz. 3. TWARZ. Nie dotykaj oczu, nosa i ust. 4. ODLEGŁOŚĆ. Zachowaj 1–1,5 m odstępu. 5. BEZPIECZEŃSTWO. Zostań w domu”.
Na drzwiach kościoła długa informacja: prywatna modlitwa nie więcej niż pięciu osób jednocześnie, nie dłużej niż 10 minut, „w sytuacjach pilnych można umówić się na spowiedź bezpośrednio z kapłanem, od 13.30 do 15.30 komunia dla grupo pięcioosobowych, prośba o zachowanie dystansu 1,5 metra”. „Modlimy się za Was, tęsknimy za wami!”.
– Najbardziej to mnie wkurza ta nasza polityka – mówi kolega z Puszczykowa. – I ten brzuchaty gnom…
Loombard reaguje: „Ze względu na państwa bezpieczeństwo i pracowników bardzo prosimy o wchodzenie do Loombardu pojedynczo”. Pod spodem kartka z rozbudowaną wersją rosyjskojęzyczną z prośbą o wchodzenie pojedynczo, zachowanie bezpiecznej odległości od okienka i nie przekraczanie wyznaczonej linii. Do tego zdjęcie dziewczyny w masce z uniesionym kciukiem.
– Akurat wracam po dwóch tygodniach w domu na wsi – tłumaczy znajomy z Elbląga. – Od poniedziałku praca. Zdalna, bo jestem w grupie ryzyka.
Rano poniżej zera. Ruch samochodowy prawie jak w „zwykłe” poniedziałki. W skrzynce mejlowej pełno spamu. Na ulicy remont instalacji gazowej.
W korespondencji „wiersze na czas kwarantanny” ze strofą „jedynym moim obowiązkiem / jest pisanie i myślenie o sobie / jak tu należy zmienić życie na lepsze / więcej się modlę”.
Tramwajem na drugi kraniec miasta. Kartka na drzwiach informuje, że do środka może wejść 19 pasażerów. Zajęte co drugie miejsce.
– Może mi pan skasować? – prosi starszy mężczyzna i podaje papierowy bilet. Wraca właśnie ze szpitala i czuje się słabo. Ręka mi zadrżała.
Po ulicach ludzie chodzą pojedynczo, nikt ze sobą nie rozmawia.
„Przestrzegajmy zaleceń służb epidemiologicznych. Wspierajmy się nawzajem, dobrym słowem, życzliwością. Pamiętajmy o innych, zwłaszcza tych, którzy bardziej potrzebują pomocy. Myślmy optymistycznie. Epidemia kiedyś się skończy i wrócimy do normalnej pracy” – pisze rektor w kolejnym okólniku.
– Jak to dobrze, że nas uratowali – mówi kwiaciarka, podając mi trzy żółte tulipany. Baliśmy się, że nie pozwolą nam sprzedawać…
– To absurd! – dorzuca sprzedawczyni z warzywnego. – W sobotę nad Wartą był piknik, pełno ludzi, a nam chcieli zakazać handlu. Za nich niech się lepiej wezmą!
Tramwajem przez centrum. Na placu zabaw trzech mężczyzn pije piwo w puszkach.
Puste wnętrze centrum handlowego. Stosy niewypełnionych kuponów w punkcie Lotto. Defilada storczyków w kwiaciarni. Kopiaste pojemniki z lodami w ladzie chłodniczej. Na blatach kable odłączone nagle od komputerów – jakby to miejsce porzucono znienacka, w środku zwykłego dnia, lecz z nadzieją na rychły powrót.
Rząd wprowadza kolejne obostrzenia: zamknięte parki, plaże i bulwary, zachowanie dwumetrowego odstępu, nieletni mogą wychodzić tylko pod opieką dorosłych, wymóg noszenia rękawiczek podczas zakupów, zakaz używania rowerów miejskich.
Kończy się dziwny, pełznący, podszyty niepokojem marzec.
Na drzwiach Żabki nowy plakacik: „Drodzy klienci! Informujemy, że w tym sklepie w godzinach od 10.00 do 12.00 obsługujemy tylko seniorów”. Na obrazku pan z laską i pani w okularach oraz liczba „65+”. Takie przepisy od jutra.
TVP Rozrywka od rana do 16.30 nadaje programy edukacyjne. Kobieta w białym fartuchu, zapisuje pisakiem na tablicy wzory wodorotlenków. W tle dyskretna muzyka. Po lekcji o argumentowaniu pokazano stare memy.
Ostatni papierowy numer tygodnika „Wprost”: „Jako jedni z pierwszych w Polsce wydawców oferujemy produkty z zerowym śladem emisji węglowej. Nie drukując kolejnych milionów stron tygodnika, wspólnie oszczędzimy las o powierzchni boiska do piłki nożnej. Jedno boisko w tygodniu! Powiedzmy papierowej prasie »do widzenia«!”.
Zakażonym rodzicom urodziło się niezarażone dziecko.
Kupiłem bilet w formacie pay per view na „Roast koronawirusa” online. Nie dostaję kodu dostępu, muszę dzwonić, zaczynam oglądanie z dwudziestominutowym opóźnieniem: – W koronawirusa uwierzyło więcej ludzi niż w jakiegokolwiek innego boga – pięciu stand-uperów w studiu, dwóch nadaje z domów, narzekają na brak żywej publiczności. – Będzie dziesięć razy więcej ofiar kwarantanny niż wirusa.
Rano sms: „Reklama na ratunek – razem w walce z koronawirusem. Oglądaj dziś o 18.45 w Polsacie specjalny blok reklamowy. Im więcej nas będzie, tym więcej pieniędzy zbierzemy”.
Zbieracz złomu w plastikowej przyłbicy zakrywającej twarz. Uniesionej nad głową, bo pali papierosa.
Na Świętym Marcinie rząd lokali do wynajęcia. Ruch i gwar jest tylko na budowach. Głównie po rosyjsku.
– Te specjalne godziny dla seniorów to tylko ich z domów wyciągają – narzeka sprzedawczyni w warzywniaku. – Moja koleżanka, która pracuje od 13.00 do 24.00, nie może teraz zakupów zrobić. Wyprosili ją po kolei ze wszystkich sklepów.
Informacja z mejla zatytułowanego „Musicie być mocni miłością – wirtualne czuwanie w 15. rocznicę śmierci Jana Pawła II”: „2 kwietnia w wieczornych godzinach wirtualnego czuwania zapraszamy na fanpage Centrum Myśli Jana Pawła II”.
O 21.37 w kilku oknach zapalone świece. Na jednym balkonie w donicach lampki solarne.
„Tajwańscy eksperci zapewniają prosty autotest, który możemy wykonywać każdego ranka. Weź głęboki oddech i wstrzymaj oddech na dłużej niż 10 sekund. Jeśli pomyślnie zakończysz badanie bez kaszlu, bez dyskomfortu, zatłoczenia, napięcia itp., udowodnione jest, że w płucach nie ma mukowiscydozy, co w zasadzie oznacza brak infekcji” – przekonuje mejlowo „czeski lekarz”.
Innowacja: foliowe rękawiczki rozcięte na wierzchu – dłoń mniej się poci (na poczcie).
– Gdyby nie mąż, to bym sobie z dzieciakami i ich szkołą nie poradziła. Te logowania, drukowanie… Nie zdałyby do następnej klasy – opowiada znajoma-gaduła. – Jestem w kryzysie, brakuje mi ludzi. Dlatego zamawiam buty. W zeszłym tygodniu pięć par, a potem je odsyłam, ale mogę chociaż pogadać z listonoszem.
Chłopak na hulajnodze w zamkniętym motocyklowym kasku.
Po 20.00 kolejka przed Dużym Benem. Potem taksówki, ubery i rowerowi dostawcy jedzenia.
O 6.30 przed supermarketem długa kolejka. Bez problemu wchodzę za to do dyskontu, gdzie nikt nie kontroluje liczby osób w środku.
W gazecie dwa nekrologi profesorów.
Trzyosobowa rodzina pakuje do bagażnika auta duży wieniec pogrzebowy, pakiet zniczy, wiązankę żółtych tulipanów i plastikowy rozpylacz z płynem odkażającym.
– Kurier przyniósł karton. Zdezynfekowałam go i przez cały dzień stał w kącie, na kwarantannie – opowiada koleżanka. – Dopiero wtedy otworzyłam i wyjęłam nowy komputer.
W mieszkaniu dużo kurzu. Szybciej niż zwykle.
486 spamów w ciągu doby.
Rozmowa na ulicy: – Nie mogę teraz wracać do domu na skróty. Szłam wczoraj normalnie, przez park, a tu nagle kogut i policja. Ale tylko wszystkich upominali, bez mandatu.
„Nasz świat stoi w obliczu wspólnego wroga: COVID-19. Wirus nie dba o narodowość ani pochodzenie etniczne, frakcję ani wyznanie. Bezlitośnie atakuje wszystkich. Tymczasem na całym świecie trwają konflikty zbrojne. Najbardziej zagrożeni – kobiety, dzieci, osoby niepełnosprawne, marginalizowane i wysiedleni – płacą najwyższą cenę. Są również najbardziej narażeni na niszczycielskie straty z powodu COVID-19. Nie zapominajmy, że w krajach spustoszonych wojną systemy opieki zdrowotnej przestały istnieć. Dlatego wzywam do natychmiastowego globalnego zawieszenia broni we wszystkich częściach świata” – António Guterres, sekretarz generalny ONZ.
– Byliśmy hiperimpresjonistczni, skupieni tylko na sobie – mówi kolega z Warszawy. – A teraz to się jeszcze pogłębiło. Wczoraj widziałem przed sklepem dobrze ubraną panią. Miała na sobie drogą maskę z filtrami, długie rękawice i odsuwała innych na cztery metry. Boję się, że im dłużej to potrwa, tym te różnice będę większe.
Rześki poranek, śpiew ptaków. Gołębie na tarasie chcą zbudować gniazdo.
– Nie jest ta źle – mówią w barze Pora Dnia. – Ludzie zamawiają. Na stole obok czytnika kart ogłoszenie: „Wspieraj, kupując voucher na dowolną kwotę, do wykorzystania »potem« 🙂 lub kartę z promocyjną ceną na dowolne śniadanie z napojem z menu na 15 posiłków”.
Sąsiadka z naprzeciwka sadzi kwiaty w korytkach, potem je fotografuje.
Dostaję filmik: starsza pani śpiewa w swoim domu (na melodię „Przyjdzie na to czas” Violetty Villas): „Na kwarantannie mija dzień / Drugi dzień, trzeci dzień / Siedzę z mężem sam na sam / Po domu w kółko kręcę się / Goniąc swój własny cień / Nie wytrzymam, mówię wam! / Gorączkę mierzę jeden raz / Drugi raz, trzeci raz / Witaminy łykam wciąż / Wolności chyba więcej ma / Byle zbir w Alcatraz / Opiekuje się mną mąż // Chyba zwariuję, tak się fatalnie czuję / Zamknięta w czterech ścianach / Nigdzie nie mogę wyjść…”.
– Po sześciu dniach siedzenia w domu pojechałam do znajomych – opowiada koleżanka z sąsiedztwa. – Mają ogródek, puściliśmy muzykę z samochodu i każdy tańczył w swoim kącie. Było wspaniale!
Poznaniacy myją okna. Krótkie rękawki.
Mejl od studentki: „Piszę, by przeprosić za mój brak odzewu w sprawie zajęć. Czuję się bardzo źle w związku z zaistniałą sytuacją – głównie polityczną, nie czuję sensu wykonywanych działań w ramach systemu. Jestem już po dwóch atakach paniki w związku z całą sytuacją w kraju”.
– I tak nie będzie w tym roku wakacji – krawcowa wysypuje ze słoika monety i wydaje mi resztę za kupione maseczki. Są szare, czarne, w grochy, arbuzy, okręty i kwiaty.
O 13.00 ludzie na balkonach i w oknach biją brawo. Przegapiłem informację.
– Ludzi nie widać wcale, wszędzie tylko sarny – opowiada kolega spod Krakowa. Jak na filmie science-fiction.