Archiwum
21.11.2019

Prosta historia

Marcin Miętus
Teatr

Przeziębienie. Tym jednym słowem załatwiono w dokumentach przyczynę zgonu młodej kobiety spowodowanego faktycznie błędem lekarskim. Incydent, który personel szpitala chciałby jak najszybciej wymazać z pamięci i oficjalnych rejestrów, u bliskich zmarłej determinuje skazę na całe życie. O poczuciu bezradności wobec nagłej śmierci, głębokich ranach wewnętrznych i o tym, jak wyglądało życie samotnego ojca w czasach PRL-u, opowiada kameralny spektakl „Po prostu” w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. To pierwsza premiera Instytutu Sztuk Performatywnych, nowej platformy działań artystycznych.

Oświetlenie pełne, jasne. Szereg różnych krzeseł – drewnianych, metalowych, plastikowych – tworzy elipsę. Dwóch aktorów siedzi naprzeciw siebie. Pozostałe miejsca przeznaczone są dla widzów. Oszczędnie zorganizowana przestrzeń przypomina poczekalnię, w której patrzymy na siebie niepewnie, czekając na swoją kolej. Przepych przejawia się tylko w kostiumach – szykownych, białych dwurzędowych marynarkach z szerokimi klapami i przesadnie rozłożystymi mankietami, wyeksponowanym fularze, wykonanych z identycznego, błyszczącego materiału spodniach. Biel przywodzi na myśl lekarskie kitle. Eleganckie białe buty – na obcasie albo sportowe – kojarzą się trochę ze szpitalnym obuwiem. Skojarzenia te pojawiają się nie bez przyczyny – większość scen „Po prostu” rozgrywa się w szpitalu. Sugerują to didaskalia, które wypowiadane są przez aktora na początku każdej sceny -– „oświetlenie pełne, jasne”…

Nieuzasadniona podejrzliwość wobec osoby siedzącej obok ulatnia się bardzo szybko. Wspólnotowy krąg powstał po to, żebyśmy razem mogli dotknąć czyjejś historii, obcować z doświadczeniem straty i uczestniczyć w podróży w przeszłość. Autobiograficzny dramat autorstwa Piotra Wawera seniora opowiada historię śmierci jego dwudziestoczteroletniej żony Ani. Tekst powstał na przełomie 2017 i 2018 roku, jakby autor potrzebował czasu, żeby ubrać w słowa osobistą tragedię. Sześćdziesięcioletni dziś Wawer wraca do momentu, który odcisnął na jego życiu olbrzymie piętno. Postać będąca jego alter ego relacjonuje więc zdarzenia sprzed kilkudziesięciu lat przez pryzmat swej pamięci. Utwór składa się z osiemnastu scen i ma trzech bohaterów. Poza Piotrem są to pracownicy szpitala – oddziałowa Krystyna i ginekolog-położnik Morliński. Niezgodzie głównego bohatera na rzeczywistość, na brak wsparcia ze strony szpitala i policji, towarzyszy gorzki humor stanowiący duży atut dramatu. Świetnie wydobyła go reżyserka i autorka adaptacji, Weronika Szczawińska, rozpisując kameralny, poruszający dramat na dwóch aktorów.

Łukasz Stawarczyk przejmuje w pewnym momencie rolę Piotra i opowiada o obozie harcerskim, na którym od pierwszego wejrzenia zrodziła się miłość do Ani. Przywołuje anegdotę o jej dziadku, który wolał sam zafastrygować sobie udo (i nakleić na ranę kawałek pergaminu z butaprenem) niż wzywać pogotowie. „Żadnych konowałów” – mawiał. Niekompetencja służby zdrowia, obłuda i interesowność jej pracowników odnajdują potwierdzenie w postaci Morlińskiego, który został lekarzem, żeby napawać się władzą, adrenaliną i pieniędzmi. W dramacie ginekolog ukazywany jest jako czarny charakter – to z jego winy i niedopatrzenia doszło do tragedii. Szczawińska dokonała ciekawego przesunięcia, powierzając kwestie Morlińskiego (ale też oddziałowej Krystyny) samemu autorowi – Wawerowi seniorowi, którego czasem wspiera Stawarczyk. Buduje to ciekawy kontrapunkt, a tym samym tworzy dystans do postaci cynicznego doktora. Jak to u Szczawińskiej, daleko tu do wcielania się w rolę. Jej styl ujawnia się w pełni poprzez sposób mówienia i prezentacji bohaterów – a to wyśpiewujących, a to melorecytujących tekst. Blackout, zmiana scenografii czy kostiumu nie są potrzebne – wystarczy precyzyjny gest lub inny tembr głosu, by przenieść widzów w głąb prezentowanej historii.

Odarcie z sentymentalizmu oraz formalne gry Szczawińskiej, oparte na precyzyjnej dynamice gestu i słowa performera, tworzą ciekawą, błyskotliwą jakość uzyskaną w dużej mierze dzięki znakomitemu duetowi Wawer–Stawarczyk. Przemyślanie dobrana para aktorów pozwala twórczyniom i twórcom spektaklu zbudować głęboki i czuły portret człowieka doświadczającego straty, w którym spotykają się dwa pokolenia oraz dwa odmienne teatralne języki – Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawera seniora, charyzmatycznej postaci warszawskiej sceny teatru niezawodowego. Osobista opowieść o życiu i śmierci, ujęta w dość klasyczną narrację, złamana została na scenie przez charakterystyczny styl reżyserki, która przekornie utrudnia prosty tekst, uwypuklając to, co ukryte pomiędzy jego linijkami. Nie chodzi tylko o wypowiadane przez aktorów didaskalia, ale też o napięcia rodzące się pomiędzy bohaterami i wzajemne relacje aktorów – dopowiadających swoje kwestie, poprawiających się i parodiujących. Wszystkie gesty są tu wygrane z niezwykłą starannością, a mrugnięcia – delikatne.

Oświetlenie – pełne, jasne – nie zmienia się ani na chwilę. Siłą tego spektaklu są konsekwentna prostota oraz szczerość twórczyń i twórców, podejmujących trudny temat zmagania się ze śmiercią bliskiej osoby. Szczawińska sięga jednak po dramat Wawera seniora również z innych powodów. Zastanawia się nad kolejnym pokoleniem, o czym świadczy finałowy gest. Reżyserka ostatni monolog postaci Piotra powierzyła Piotrowi Wawerowi juniorowi, aktorowi i dramaturgowi stale z nią współpracującemu. Głos syna, nieobecnego bohatera dramatu, słyszymy z przenośnego głośnika. Prywatna historia poszerzona o kontekst porzucenia jednostki przez instytucje, które zamiast zaufania publicznego budzą wątpliwości, tworzy rodzaj teatru moralnego niepokoju. Przedstawionej w nim rzeczywistości z lat 80. ubiegłego wieku przyglądamy się z zaskakującą i dotkliwą świadomością, że wiele ówczesnych nadużyć ze strony osób sprawujących władzę powtarza się także w realiach współczesnych.

„Po prostu” doskonale wpisuje się w idee towarzyszące twórczyniom i twórcom Instytutu Sztuk Performatywnych. Deklarują oni dbałość o stwarzanie przestrzeni artystycznej wolnej od instytucjonalnych uwikłań i przemocy, a zarazem o międzyludzkie relacje i budowanie wzajemnego szacunku w czasie procesu twórczego. Spektakl w reżyserii Szczawińskiej powstał przy współudziale Piotra Wawera seniora, Łukasza Stawarczyka i Marty Szypulskiej (odpowiedzialnej za kostiumy i przestrzeń), inaugurując działalność kolektywu będącego realizacją idei nowoczesnego domu pracy twórczej w warunkach demokratycznych. W skład InSzPer-u – bo takim skrótowcem operują członkowie odpowiedzialni za koncepcję projektu – oprócz Szczawińskiej wchodzą: Anna Smolar, Michał Buszewicz, Marta Keil, Grzegorz Reske i Piotr Wawer junior. InSzPer nie ma jeszcze stałej siedziby – na potrzeby pierwszej premiery przestrzeń udostępniła Instytutowi zaprzyjaźniona z twórcami Komuna//Warszawa, gdzie Szczawińska nie tylko stale reżyseruje, ale jest również kuratorką cyklu „Krajobraz”. Zapowiedzi kolejnych projektów budzą nadzieję na powiew świeżości w polskim teatrze. Oby okazały się tak ciekawe jak „Po prostu”.

 

Piotr Wawer senior, „Po prostu”
reżyseria i adaptacja: Weronika Szczawińska
koncepcja: Weronika Szczawińska, Łukasz Stawarczyk, Piotr Wawer senior
kostiumy i przestrzeń: Marta Szypulska
występują: Łukasz Stawarczyk, Piotr Wawer senior
nagranie głosu: Piotr Wawer jr
producentka: Katarzyna Koślacz
Warszawa, Instytut Sztuk Performatywnych
premiera: 24.10.2019

 

fot. Rafał Paradowski