„Czy wiesz, że w Polsce działa ponad 100 tysięcy organizacji społecznych?” – pyta napis z rozpiętej na stalowym rusztowaniu bramy do Strefy Społecznej. Na postoczniowej łące stoją tematyczne namioty: „Kultura”, „Integracja”, „Demokracja”, „Prawa Człowieka”, „Edukacja”, „Lokalność”, „Zrównoważony rozwój”, „Wsparcie społeczne”, „Równość”, „Ruchy Miejskie”, „Solidarność codziennie”. NGO-sy prezentują się w nich od godziny 10 do 18.
Do tego mała scena, biblioteka i kino plenerowe. W strefie gastronomicznej popularne są „frytki gdańskie”, ale najszybciej kończy się falafel.
– Stary, leżaki, piwko, normalnie plaża – telefonującego do znajomych zagłusza głośnik przemawiający głosem Mateusza Hołowni. – Rozdzieliliśmy się z grupą, bo każdy chce tu czegoś innego. I dobra. A, stary, przed chwilą zdjęcie z Hołdysem sobie zrobiłem!…
Jest parno i gorąco. W rozgrzanym powietrzu zaciera się rdzawa bryła Europejskiego Centrum Solidarności.
– Piosenki z ostatniej płyty Dawida Podsiadło „Małomiasteczkowy” trafnie oddają potrzeby współczesnej młodzieży – w jednym z namiotów, do grupki swoich rówieśników, peroruje Michał Boni. – Bo młodzież dzisiaj pragnie zakorzenienia w lokalności. Tak żyją i myślą ziomki oraz domisie. Lokalność daje im poczucie bezpieczeństwa.
Otwarte granice. Metro. Poszanowanie wartości i ludzi. Więcej szans dla młodych. Bezpieczeństwo. Różnorodność. Swoboda wypowiedzi. Wolne sądy. Poczucie bezpieczeństwa. Otwarta Europa. Wolność wypowiedzi. Rozwój. Wolność, równość, demokracja. Decentralizacja. Cale swoje życie! – spisuję hasła z kolorowych karteczek przyklejonych do mapy „30 lat wolności. Co z tego mamy?”. Pot zalewa oczy. Jest 30 stopni. Skwar jakby zawisł w miejscu, nieporuszany najmniejszym powiewem. Gdzie, do cholery, ten Bałtyk?
– Tam mają klimatyzację, koncerty i celebrytów – mówił znajomy redaktor, wskazując palcem budynek ECS. – A tutaj są gorące namioty i nie ma wody. W ramach debaty „Siłą bezsilnych” znowu gadają tam o zimnej wojnie. No ile można! – z trudem przebijał się przez szum głośnika, mówiącego tym razem głosem księdza Adama Bonieckiego. – A tutaj dyskutuje się o prawdziwych problemach, o biedzie, uchodźctwie. Tylko nikt z nich tego nie słucha – zamilkł na chwilę, przyglądając się korowodowi kobiet w sukniach i burkini, spoconych, ale rozsyłających wokół uśmiechy. – To jest siła bezsilnych! – skwitował i odszedł.
W pewnym momencie lotem błyskawicy przez wszystkie namioty przebiega informacja o tym, że prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, chcąca powitać premiera Mateusza Morawieckiego, została odepchnięta przez jego ochronę, a przez niego samego zignorowana. Brzmi jak plotka, ale szybko potwierdza ją film udostępniany w mediach społecznościowych.
Na wieczornym koncercie pamięci Pawła Adamowicza artyści, jak w kalejdoskopie: Olo Walicki, Gaba Kulka, Tomek Lipiński, Natalia Przybysz, Zbigniew Hołdys. Publiczność zajęła wszystkie wolne miejsca przed, obok, a nawet z tyłu małej sceny, na wszystkich piętrach ECS. Poszukiwacze atrakcyjnych kadrów pędzili z góry na dół przeszklonymi windami. Całość zakończyła Maria Peszek. „Można szczuć słowem / Można szczuć modlitwą / Można dzielić Polskę / Tnąc krzyżem jak brzytwą / Polska A, Polska B, Polska A, B, C i D”. Żegnały ją rzęsiste brawa.
Czwarty czerwca, męczący upał trwa. W samo południe, w ostrych promieniach słońca tysiące ludzi pełnym gardłem śpiewa hymn Polski, wszystkie cztery zwrotki. W tłumie kobieta w T-shircie z napisem „Demokracja zaczyna się tam, gdzie kończy się strach”.
– Fajnie jest – opowiada młody chłopak. – Pełno tu znanych ludzi, każdego można zagadać i zrobić sobie selfie.
Dwie godziny wcześniej w skupieniu słuchano Lecha Wałęsy. Ten zresztą też był nadzwyczaj skupiony i poważny. Zapowiadający go Basil Kerski, dyrektor ECS, przypomniał, że 4 czerwca wydarzyły się nie tylko wybory w Polsce, ale też masakra w Pekinie i innych chińskich miastach, a rok 1989 ustanowił nowy porządek polityczny, „wolność konsumencką bez wolności obywatelskiej”. Podczas kolejnych prezydenckich – Kwaśniewski i Komorowski – mów trwa niemal niekończąca się sesja fotograficzna Leszka Balcerowicza. Masowo lgną do niego ludzie, w większości doświadczający chyba przed laty jego reform. Dzisiaj to celebryta.
To ciekawe, że każdy z prezydentów kiedyś reprezentował inne spojrzenie na Okrągły Stół. Wałęsa był w obozie solidarnościowym, Kwaśniewski w rządowym, a Komorowski w ogóle tym rozmowom się sprzeciwiał. Dzisiaj są obok siebie.
– Największym beneficjentem transformacji ustrojowej w Polsce był Kościół katolicki – przekonuje podczas debaty o wielkiej zmianie Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich. – Instytucja ta dostała wszystko, co chciała, jak żadna inna.
Dobro wspólne. Tolerancja. Pokój. Myślę i czuję, co chcę. Kocham, jak chcę. Wierzę, jak chcę. Tworzę, jak chcę. Świeckie państwo. Prawda. Prawa człowieka. Praworządność. Trójpodział władzy. Godność. Szacunek dla drugiej osoby. Koncyliacja i porozumienie. Stanowienie o sobie. Działanie na rzecz wspólnego dobra – czytam z konturowej mapy Polski, na którą chętni wpisują swoje „najważniejsze wartości”.
– Zrobimy tak. Tuska połączymy z moherami, a Wałęsę pokażemy na jego tle jak nieudacznika, dobra? – toczona tuż obok rozmowa telefoniczna jest bardzo wyraźna. – A na koniec crème de la crème, zmiana warty przy grobie Adamowicza. Człowieku, oni byli w pruskich mundurach i komendy też wydawali po prusku! Bomba, normalnie! Czekamy na potwierdzenie.
Czuję się jak w matriksie albo ukrytej kamerze. Za chwilę odbywa się niemal identyczna rozmowa. Centrala akceptuje. Nie wytrzymuję, odwracam się.
– Dziękuję panom za lekcję poglądową na temat publicznych mediów. Czy naprawdę z kilkudniowego święta, w którym wzięły udział tysiące ludzi i miały miejsce setki wydarzeń, najważniejszym newsem jest aktywność grupy rekonstrukcyjnej?
– Takie są dzisiaj media, drogi panie. Postmodernizm się skończył.
W wieczornym koncercie na Placu Zebrań Ludowych bierze udział 30 tysięcy ludzi. Krystyna Prońko rozsadza scenę, śpiewając „Psalm stojących w kolejce”. A gdy cichnie zagrana na koniec „Nadzieja”, tłum spowijają obłoki białego i czerwonego konfetti. Jak manna.