„Czy ze statystyk można wyczytać ludzką traumę?” pyta Joanna Ostrowska, autorka „Przemilczanych”. I od razu odpowiada: „Wierzę, że tak”. Na spotkaniu z czytelniczkami efekt pracy swoich wieloletnich badań – omawianą książkę – określa jako efekt porażki. Jako znak niemożliwego. Jako narrację o tym, że już nie usłyszymy głosu bohaterek, do których próbowała dotrzeć przez dekadę prowadzonych badań na temat seksualnej pracy przymusowej w czasie drugiej wojny światowej.
Wspomniana porażka kontaminuje kilka istotnych kwestii. W ujęciu dosłownym odsłania problemy zaniechania i opóźnienia badań prowadzonych przez polskich historyków i historyczki. Tu zależność jest prosta. Niemiecko- czy anglojęzyczni badacze i badaczki zdążyli porozmawiać ze świadkiniami, usłyszeć ich głosy, ponieważ swoje badania rozpoczęli jeszcze w ostatnich dekadach XX wieku. Tak jak Ostrowska przebijali się przez niepamięć, wstyd, traumę, wyparcie oraz instytucjonalne tabu i ostracyzm. Różnicą była możliwość, potencjał spotkania, odnalezienie wyznań tych, których nie objęła oficjalna pamięć dotycząca ofiar nazistowskiego systemu.
Drugie znaczenie porażki odnieść możemy do formy książki i metody badań. Jedno jest ściśle związane z drugim. W tym kontekście porażka także okaże się metaforą. Śledztwo, które przeprowadziła autorka, objęło lekturę świadectw zamkniętych w archiwach. Powyższe stwierdzenie w żaden sposób nie oddaje jednak rodzaju pracy, jaką wykonała Ostrowska. Po pierwsze, przebić musiała się przez wspomnianą wyżej instytucjonalną niechęć wobec budowania pamięci o tych, które nie nadają się do oficjalnej opowieści o niewinnych, nieskalanych, a od niedawna także niezłomnych ofiarach. Po drugie, pokonując pierwszy mur, trafiała na kolejne przeszkody w postaci brakujących dokumentów, zdekompletowanych akt lub zatuszowane dane. Zostawały daty, nazwiska, numery, potwierdzenia przewozów, kolejnych badań. Z tych artefaktów powstała historia kobiet, których głosu już nie usłyszymy. W ten sposób Ostrowska napisała historię przedmiotów, czyli przedmiotowo traktowanych więźniarek, które stają się kolejnymi numerami w następujących po sobie transportach, oraz historię klasycznie ujmowanych rzeczy wyliczanych w spisach zamawianych przez nazistów łóżek, szafek, tego, co obok kobiet stawało się wyposażeniem domów publicznych i obozowych pufów. Powyższa forma – historia przedmiotów – wydaje się dziś jedyną możliwością historycznego opisu, który nie będzie powieleniem czy kliszą głównej narracji. Powtórzmy, narracji, w której jest miejsce tylko na głosy niezłomnych, na figury pozbawione wątpliwości, na opowieści nie pozostawiające miejsca dla pytań i kontropowieści.
Badania Ostrowskiej w pełni ukazują, zdaje się, wciąż pogłębiający się paradoks, wedle którego w hierarchii pamięci przymusowa praca seksualna uznawana jest za przejaw zachowania nieetycznego lub kolaboracyjnego (kolaboracja horyzontalna i golenie kobiecych głów). W przeciwieństwie do wojennej przemocy, kłamstw, donosów, zabójstw, ludobójstwa. Wszystkie wymienione mogą się zdarzyć w czasie wojny. Ich ofiary nie noszą piętna, mogą mówić o swoim doświadczeniu, dawać świadectwo. Z tej możliwości wykluczone są doświadczenie seksualne, seksualna przemoc i seksualny przymus. Nawet wojenny czy obozowy nawias, ten odwrócony czy inny świat (tak, w tym miejscu symbolicznie (nad)używam określenia Herlinga-Grudzińskiego), nie pozwalają na oficjalną opowieść pokrzywdzonych lub o pokrzywdzonych. Laicka czy nie, uniwersalizowana etyka i moralność ograniczają naszą wiedzę na temat seksualnej pracy przymusowej. W tym kontekście przywołać należałoby rozpoznania Carol Gilligan, która w latach 80. XX wieku przeprowadziła wnikliwą krytykę wyników badań moralności prowadzonych przez Lawrence’a Kohlberga (por. C. Gilligan, „Innym głosem. Teoria psychologiczna a rozwój kobiet”, 2015). Jej wniosek dotyczący istnienia etyki troski obok (a nie poniżej, jak widział to Kohlberg) abstrakcyjnie ujmowanej idei sprawiedliwości podporządkowanej etyce pooświeceniowej mógłby z powodzeniem rozsadzić hierarchię życiorysów i doświadczeń ofiar odpowiednich i nieodpowiednich dla kustoszy oficjalnej pamięci.
Nie bez powodu w chwili opisu schematów wytyczających tak zwaną poetykę historyczną, a więc pamięć o narodzie i jego ofiarach przywołuję rozpoznania psychologiczne. Już w cytowanym wstępie autorka „Przemilczanych” przywołała kategorię traumy. Dalej, obrazując zmiany w budowaniu oficjalnej narracji o ofiarach nazistów między rokiem 1945 a 2018, pokazała uskoki i wyparcia. Wyparcia prywatne kształtowane kolejnymi, nakładającymi się na siebie coraz mocniejszymi (?) życiowymi traumami oraz wyparcie instytucjonalne – niepisany zakaz, który powodował i powoduje, że niepytane, ofiary nie opisują swoich doświadczeń, a następnie, internalizując odpowiednie wzory, zaczynają ukrywać prawdę na temat własnych krzywd. Wszystko to prowadzi do przesunięć i eksplozji, bo tak opisać można powieści i komiksy pornograficzne opowiadające o obozowych pufach. Wyimaginowane, przerysowane, nierealne, zwulgaryzowane podania, które stały się podstawą dla zbiorowych imaginacji, legend na temat kobiet zmuszanych do seksualnej pracy. Ich kontrapunktem albo rewersem stały się świadectwa więźniów i więźniarek, którzy jednoznacznie odcinali się od seksualnych historii obozowych. Tych, którzy nie korzystali z usług obozowych wesołych domków lub tych, które moralnie potępiały kobiety „wybierające” łatwiejszy obozowy chleb. To właśnie kwestia wyboru jest jednym z mitów, który udało się podważyć Ostrowskiej. Przemilczane nie wybierały. Historie szczątkowych, zewnętrznie konstruowanych wyznań, jakie odnalazła Ostrowska (odpowiedzi na konkretne pytania zadawane w ramach powojennych procesów, w których Przemilczane były świadkiniami), pokazują, że wybór nie istniał. Łapanki zamiast dobrowolnej rekrutacji, seksualna praca przymusowa zamiast śmierci. Wybór na miarę niezłomnych (przepraszam za wkradającą się tu ironię).
„Przemilczane” to właściwie powieść dokumentalna. Ostrowska, podobnie jak chwilę wcześniej Joanna Tokarska-Bakir w „Pod klątwą”, podała nam opis skonstruowany z akt, ze spisów, z zeznań świadków i świadkiń, z literatury. Jednocześnie opuściła przypisy i z rzadka odsyła nas do źródeł. Nie tnie, nie szatkuje swojej opowieści kolejnymi odsyłaczami. Te umieściła na ostatnich stronach „Przemilczanych”. Każdy może do nich zajrzeć, zweryfikować lub potwierdzić. Dzięki temu przytaczane przez Ostrowską fakty dotykają nas mocniej, nie mają nawiasów naukowości, nie mają też pośredników. Dzięki temu z tej pozornie zależnej mowy, którą autorka nazywa porażką, możemy wyczytać wspomnianą we wstępie traumę.
Joanna Ostrowska, „Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej”
Marginesy
Warszawa 2018