Archiwum
18.12.2018

Wystarczy człowiek

Mateusz Demski
Film

Siergiej Dworcewoj od razu wrzuca widza w wir wydarzeń. Kamera z ręki wprowadza nerwowość, łapie za gardło, każe śledzić przepływ emocji między bohaterami. Tempo i jeszcze raz tempo. Morderczy bieg między przeszkodami, w pewnym sensie czyste kino akcji. Nie ma w tym biegów rzędu płotków, raczej społeczne wertepy, psychologiczne wyboje. „Ajka” to kino realistyczne, mały dramat, w którego centrum uwagi jest człowiek – jego jednostkowy los, konfrontacja z życiem na społecznym marginesie i wynikające z tego pytania o moralność, etykę, konieczność odkupienia win. Jednym ze źródeł pomysłu były szokujące dane o tym, że tylko w 2010 roku w moskiewskich szpitalach setki kirgiskich matek porzuciło swoje dzieci. Inne wychowały je na granicy ubóstwa.

„Ajka” jest kinem zapisu, rejestracji tego, co dzieje się tu i teraz, historią kilku dni z życia konkretnego człowieka, który reprezentuje społeczeństwo chore z powodu rozwarstwienia, wszystkiego, co przynosi ze sobą klasowe status quo. W pierwszych scenach trafiamy do moskiewskiego szpitala. Oddział położniczy, grupa noworodków. I kobieta. Emigrantka. Trudno zgadnąć, że ma zaledwie dwadzieścia pięć lat. Męczarnia, włóczęgi, bieda i głód odcisnęły się w rysach jej twarzy. Brudna i wyczerpana. Przy piersi trzyma niemowlę, którego nie zdecyduje się jednak zabrać ze sobą ze szpitala. Gdy tylko nadarza się okazja, ucieka przez okno szpitalnej toalety i udaje się do przetwórni drobiu, gdzie pracuje na czarno. W kilku kapitalnie rozegranych scenach, bez popadania w fantazje, dowiadujemy się, że szef nie płaci, lokalnym gangsterom, od których pożyczyła pieniądze, skończyła się cierpliwość, a za oknem szaleje zima stulecia. W tym wszystkim Dworcewoj nie opuszcza swojej bohaterki, czasem jednak zwiększa dystans. Sytuuje się za plecami, prowadzi kamerę z ręki, dotrzymując filmowego kroku, pozostając biernym obserwatorem fragmentów drobnego życiorysu, który niknie w morzu rozpędzonych aut i tłumu moskiewskich przechodniów. Nie ocenia wyborów, decyzji, nie mamy do czynienia z sądem ani z rodzajem linczu. Zupełnie jak w nagrodzonym Złotą Palmą „Dziecku” braci Dardenne, kinie kameralnym, bezwzględnie „ograniczonym” przez surowy realizm.

Zresztą Dworcewoj zaciąga spory dług u Belgów, naśladując sprawdzony wzorzec. Punktem wyjścia jego filmu jest równie ostre kino społeczne, opowieść o bohaterach niezakorzenionych, żyjących niejako poza kodeksami i kanonami, w pewnym sensie dzikich. Jest więc bohaterka Kazacha jak zaszczute zwierzę, które nigdy nie zaznawszy cieplejszych uczuć, miłości, odmawia sobie jakichkolwiek oznak godności. a bieda czyni przetrwanie najważniejszym zadaniem. W zwróceniu obiektywu w stronę wykluczonych nie chodzi jednak o twardą publicystykę, tylko o duszę, uchwycenie momentu, kiedy niski status społeczny, poczucie własnego wykluczenia przestają być usprawiedliwieniem. Wywołanie ducha trudnych moralnie wyborów i postawienie pytania o ich ambiwalentny charakter to kolejny wspólny punkt dla języka braci Dardenne. W swoich wielkich małych tragediach, ewokujących dryfowanie ku nieznanemu Ajka mogłaby śmiało dołączyć do bogatej galerii bohaterów Belgów. W końcu ona też otrzyma szansę na odzyskanie wiary w możliwość własnego odkupienia i osiągnięcie kolejnego szczebla na drabinie człowieczeństwa.

Zanim do tego dojdzie, objawi się nam naturalistyczny rewers kina Dardenne’ów. Walka Ajki początkowo ma tylko jeden, olśniewająco prosty cel, któremu bohaterka podporządkowuje swoje zachowanie: przetrwanie i wrodzony głód życia stojący w sprzeczności z tym, co dostaje od losu. Zanurzony w tym rozpaczliwym nastroju jest zresztą cały film, który niczym buldożer sunie przez kolejne sceny, dotykając z różnych drastycznych stron gehenny jej egzystencji. Bohaterka nie ma nawet chwili na westchnięcie, odsapnięcie od najcięższych i najbrudniejszych robót, aby pozbyć się uczucia dyskomfortu, nieszczęścia, tego całego mechanizmu wprawionego przez rękę reżysera. Droga bohaterki zawsze biegnie w dół, ku szczelinom rynsztoku, ku temu, co płynie pod ziemią. U Dworcewoja nieszczęścia nie chodzą parami, a całymi konduktami.

Wejście w ten świat, zanurzenie się w ludzkim mrowiu, poznanie prawdziwej nędzy, brudu i ścisku ma, rzecz jasna, swój ukryty wymiar polityczny. Opowieść o desperackich próbach przetrwania leży w procesach kształtujących współczesne społeczeństwa. Wywodzi się z prasowej anegdoty na temat społeczno-politycznego krajobrazu Rosji, a zarazem daleko wykracza poza partykularny przypadek bohaterki. Kaftan cierpienia, w który zdaje się obleczona bohaterka, towarzyszące jej trauma i życiowe rozczarowanie składają się na historię, jakich wiele w życiorysach setek tysięcy emigrantów zarobkowych. Wszechobecni przyjezdni pochodzą z Kazachstanu, gdzie dominują stepy i małe miasteczka z drogami bez asfaltu, krowami spacerującymi środkiem ulicy, wielbłądami chodzącymi po obrzeżach miast. Moskwa zdaje się więc dla nich symbolem jednostkowego dążenia do spełnienia marzenia o lepszej przyszłości, ucieczki od głodowych stawek. Symbolem urojonym. W stolicy dawnego włodarza zajmują oni małe mieszkanka z dykty na zapleczach klinik weterynaryjnych, gdzie gnieździ się kilkanaście osób. Kwestia klasowości odkrywa ukrytą twarz wielkomiejskiej Rosji – państwa, które nie ma pomysłu na realną poprawę sytuacji.

Może się wydawać, że to film zbyt mocno zadłużony w fatalistycznych rozwiązaniach fabularnych, że niebezpiecznie dużo w „Ajce” przeświadczenia o niesprawiedliwości i mizerii własnego losu, dni okupionych mordęgą i naturalistycznej, mocnej dawki męczeństwa zgodnej z przepisem na reporterską sensację. Nieważne, jak naiwnie by to nie brzmiało, przypadek nielegalnej kirgiskiej imigrantki nie jest jednak dla Dworcewoja okazją do snucia opowieści o ludzkiej walce z osobistą porażką, dowodem bezsiły i nieudacznictwa bohaterki. Służy raczej do pokazania pewnych mechanizmów, jest obrazem szerszego procesu. Reżyser pokazuje, że wyizolowana i samotna jednostka musi mieć ogromną siłę i odporność, żeby w pojedynkę walczyć o siebie; stawać naprzeciw „dokręcaniu śruby” systemu czy instytucji, dostrzegać w tym wszystkim siebie. I najpiękniejsze jest chyba to, że to poczucie rodzi się na ekranie w sposób naturalny. Nie trzeba do niego żadnej aluzji dużego kalibru, siły wyższej czy niezbywalnego absurdu egzystencji. Siergiej Dworcewoj, nieufny wobec słów, ucieka od psychologizowania, porzuca egzaltowane filmowe akcenty, zderzając je z tymi bardziej organicznymi, związanymi z fizjologią. W jego filmie wystarczy człowiek.

 

„Ajka”
reż. Siergiej Dworcewoj
premiera: 30.11.2018