Zaczyna się i kończy mocno. Z pomysłem. Gorzej z środkiem, od metodologii po treść. Smakowicie zapowiadająca się „Dziwniejsza historia” Remigiusza Ryzińskiego przypomina queerstoryczny kalejdoskop, wirujący w takim tempie i naszpikowany tyloma lusterkami, że o zagubienie przyprawił samego autora. Bo o ile wypada pochwalić Ryzińskiego za intencję, o tyle wykonanie pozostawia momentami sporo do życzenia.
Autor nominowanego do Nike „Foucaulta w Warszawie” podjął się dzieła karkołomnego, obmyślanego jako przyczynkarski reportaż o queerowej historii okupacji i okresu bierutowsko-gierkowskiego. Tematyka i optyka jak najbardziej na czasie – książka Ryzińskiego ukazała się równolegle z herstorycznymi „Przemilczanymi” Joanny Ostrowskiej, a do księgarń wchodzi właśnie napisana z kobiecej perspektywy „Brakująca połowa dziejów” Anny Kowalczyk z ilustracjami Marty Frej – kto jednak spodziewał się literackiego odpowiednika „Paragrafu 175” Roba Epsteina i Jeffreya Friedmana, może poczuć się zawiedziony. „Dziwniejsza historia” to dzieło ważne, ale i obarczone niedociągnięciami typowymi dla jego przyczynkarskiego charakteru, cierpiące w wyniku warsztatowego bezhołowia, które wynika po części ze specyfiki czasów, w jakich powstawało, po części zaś z niezdecydowania (niepohamowanej inkluzywności?) w zakresie materiałów źródłowych.
Tekst jest pozornie przejrzysty. Podzielona na dwie części – okupacyjną i powojenną (zgodnie z konstatacją jednego z głównych bohaterów reportażu, Michała Głowińskiego, że „dla każdego, kto przeżył, […] wyrażenia «przed wojną» i «po wojnie» to była i jest podstawowa granica czasowa”) – „Dziwniejsza historia” jest zbiorem relacji gejów i lesbijek, których dzieciństwo i młodość przypadły na lata wojenne oraz czasy Polski (po)stalinowskiej (cezurą końcową jest tu Marzec ’68 i jego reperkusje). Dominują głosy przedstawicieli i przedstawicielek klasy średniej, głównie z Warszawy. Mężczyzn i kobiet, choć złośliwi powiedzieliby za Olgą Byrską, że kobiece głosy skutecznie zagłusza męski dwugłos Michała i Huberta, niewątpliwie wyrastający na dominantę książki. Autorzy klasycznego dziś „Paragrafu 175” wybrnęli z podobnego dylematu, wydłużając czas wypowiedzi Anne Eick, berlińskiej Żydówki i lesbijki oraz jedynej kobiety wśród siedmiorga bohaterów dokumentu. Szkoda, że Ryzińskiemu nie udało się w podobny sposób wyeksponować historii Krystyny i Romy, którym bliżej do postaci epizodycznych – tych zresztą w „Dziwniejszej historii” jest multum, o czym za chwilę.
Prowadzone równolegle – w pierwszej i ostatniej części reportażu – opowieści Michała i Huberta są, obok pieczołowitej rekonstrukcji gejowskiej mapy przed- i powojennej Warszawy, najsilniejszą stroną książki. Odtworzony na podstawie historii mówionej i materiałów archiwalnych tęczowy krajobraz Warszawy – nie tak znowu głęboko schowanej w szafie, jakby się mogło wydawać – jawi się jako prawdziwy labirynt knajp, klubów, (nie)jawnych miejsc schadzek, a także znaków, kodów, gestów i półsłówek. Służą one za znaki orientacyjne na trasie „szlaku pisuarowego”, będącego przestrzenią transgresywnych sprzężeń między okupowanymi i okupującymi, debiutantami i ich przewodnikami, mieszczańskim i robotniczym. Za równie udane należy uznać otwierające książkę zestawienie wojennych historii Michała i Huberta, jednocześnie podobnych sobie i obcych, bo żyjących po dwóch stronach muru getta. Świetnie w tym fragmencie „Dziwniejszej historii” wybrzmiewa względność położenia: „Za murem. Czyli u nas” (s. 11) / „Dla mnie za murem to jest tu, u was” (s. 21), i równoległości losów: „Odmienne, odległe, a jednak – równoległe. Złączone historią. Wspólne i obce. Polskie i żydowskie. Homoseksualne” (s. 14).
Zderzając wspomnienia Huberta (przedstawiciela dobrze sytuowanej chrześcijańskiej klasy średniej) z biografią Michała (urodzonego w zasymilowanej rodzinie żydowskiej), Ryziński pokazuje, że bycie wykluczonym nie oznacza, iż samemu nie wyklucza się innych. Chociaż trudno Huberta uznać za antysemitę, w jego opowieści wybrzmiewają charakterystyczne dla epoki naleciałości językowe („Żydziaki”), niezamierzone odczłowieczenia Innego („Były jak małe zwierzątka, wygłodniałe i dzikie”, s. 17), stopniowe zobojętnienie („Jak to sobie teraz przypominam, to nie mam jakiegoś uczucia zgrozy. Tak, jakby nas to zupełnie nie dotyczyło”, s. 20; „To trzeba zrozumieć. To nie byli sąsiedzi”), wreszcie głęboko uwewnętrzniony klasizm („Ohydna była, wrogo nastawiona i ogólnie chyba z dołów społecznych” – mówi Hubert o lokatorce z przydziału). Są w tej części inne, wiele mówiące obrazy, od mebli-palimpsestów (Hubert wspomina wojnę, siedząc na krzesłach wyniesionych z żydowskiego domu), po niezwykle celnie zakodowaną podwójną inność Michała (szafa jako schronienie przed denuncjacją i metaforyczny closet dla nieujawnionej seksualności: „Siedzi Michał w szafie. Zamknięty, schowany, bo rodzice w pracy”, s. 9).
Szafa i (nie)wychodzenie z niej oraz wzajemne uwikłanie wykluczeń – homofobii i antysemityzmu – same w sobie stanowiłyby pełnoprawny temat naczelny. „Dziwniejsza historia” jednak traktuje go cokolwiek niekonsekwentnie, nawet jeśli odmienne losy Huberta i Michała splatają się ponownie w kończącym reportaż rozdziale „pomarcowym” (wiosna ’68 z paryskiej perspektywy Huberta zestawiona z antysemicką Warszawą doświadczaną przez Michała). Przy okazji: dziwi nieco gładkie, bezproblemowe przejście z wczesnej epoki gomułkowskiej w czasy moczarowskie. Ma się wręcz wrażenie, że próba panoramicznego spojrzenia na epokę rozciągniętą na przestrzeni (tak różnych od siebie) trzech dekad wymknęła się autorowi spod kontroli: czy to ze względu na uwarunkowaną kulturowo powściągliwość rozmówców (strzegący intymnych zapisków Michał, epizodyczne wypowiedzi Jurka, Zbyszka, Krystyny i Roma), czy to przez wadliwość/mechanizmy obronne pamięci (wspomnienia zapętlają się, nawracają, podlegają wyparciu; narracja snuta jest chaotycznie, przy czym można odnieść wrażenie, że ten aleatoryzm jest kontrolowany), czy wreszcie z powodu powierzchownie potraktowanych i kiepsko przesianych dokumentów (teczek SB, akt sądowych, wycinków prasowych, nekrologów, obficie cytowanych opracowań innych autorów).
Praca z materiałami źródłowymi jest chyba największą słabością „Dziwniejszej historii”. Zajawkowość postaci i beztroskie żonglowanie historiami niekorzystnie odbijają się na całościowym odbiorze, podobnie jak poetycki styl, którym autor posługuje się w nadmiarze, przez co ociera się on o kliszowość. Tekst wiele by zyskał, gdyby Ryziński zawęził horyzont metodologiczny i ramy czasowe swojego projektu. Zamiast tego czytelnik otrzymuje katalog wzmianek, często w formie swobodnych przytoczeń, nieopatrzonych odautorskim komentarzem. Nie wiadomo do końca, czy mają one na celu upamiętnienie, czy są zapchajdziurą maskującą riserczowe braki. Zastanawia zasadność licznych teaserów: kilku zdań o Sendlerowej (czy nie lepiej sięgnąć po drobiazgowo udokumentowaną „Sendlerową. W ukryciu” Anny Bikont?); powracających cytatów z Michała Głowińskiego (m.in. „Kręgi obcości” i „Czarne sezony”); przytoczeń z Błońskiego, Edelmana, Krzywickiej i innych, w tym samego siebie. Niedostatki badawcze – zaskakujące po mrówczej pracy archiwalnej, która poprzedziła „Foucaulta w Warszawie” – każą zadać pytanie, na ile nowa książka Ryzińskiego jest dziełem autonomicznym, a na ile kapitalizuje wcześniejsze dokonanie autora. Postaci na kartach „Dziwniejszej historii”, w tym osoby, z którymi Ryziński rozmawiał osobiście, za co mu chwała, pojawiają się i znikają (poza Hubertem i Michałem) jak przezrocza właśnie – efekciarsko rzucone na ścianę, po chwili ustępują miejsca kolejnym.
Rażą także fragmenty, w których Ryziński zadowala się kliszami językowymi. Sporo w „Dziwniejszej historii” truizmów upozowanych na minimalistyczne winietki. Czysty Niemiec. Sexy mundur. Stalin żywy. Stalin martwy. „Nasz” Gomułka. Brak pociągniętych wątków („Skąd polska homofobia? Z tych samych przyczyn, co antysemityzm. Z kościoła” – mówi Jurek). Tyle, i tylko tyle. Historiograficzny mansplaining, na przykład kiedy mowa o etymologii Alei Jerozolimskich, przemycie w demoludach („Bo dla wielu to nie była wycieczka ani urlop, tylko normalny zarobek i szansa na komercję”, s. 156) czy absurdach PRL-u („PRL to był czas wielkiego cyrku”, s. 224). Język bohaterów i bohaterek udziela się autorowi, rejestr reporterski zlewa się z manieryzmami protagonistów, drażniąc bezosobowymi konstrukcjami („Szło się”, „robiło się” etc.), w których konkret ustępuje miejsca zmonetyzowanej nostalgii („Posiedzą, popatrzą i zanurzą się w marzeniach o tym, co było, a czego już nie ma i nigdy nie wróci”, s. 213).
Ta bezosobowość jest o tyle niewytłumaczalna, że zupełnie na przekór konkretyzującemu queerową jednostkowość epigrafowi z Judith Butler, który wraz z hołdem dla monogamicznej wytrwałości wieńczy reportaż. Nostalgicznemu impersonalizmowi w narracji Ryzińskiego bliżej momentami do legendy miejskiej (a więc mitu, który, jak pisał Barthes, „na ogół woli pracować za pomocą obrazów ubogich, niekompletnych, o sensie dość wywabionym, gotowych do przyjęcia znaczenia: karykatur, pastiszów, symboli, itd.”) niż do reportażu. Dziwi to szczególnie w przypadku rzecznika French criticism, którego doktorat dotyczył… Rolanda Barthes’a. O trudnościach w pracy reporterskiej celnie mówił zresztą sam autor „Dziwniejszej historii” w jednym z wywiadów: „Łatwiej nam operować na mitach niż na indywidualnej prawdzie. […] Jeżeli zaczynasz analizować każdy czyn indywidualnego człowieka, każdą prawdę, robi się trudniej. Uważam, że należy podejmować takie wyzwanie”.
Wyzwaniu temu Ryziński sprostał tylko częściowo, w dużej mierze zapewne dlatego, że jako reportażysta pracował w warunkach dalekich od optymalnych. Pisał bowiem o pamięci w sytuacji, kiedy odeszli (bądź lada moment odejdą) ostatni świadkowie, a historia mówiona ustępuje zarchiwizowanej. Odchodzenie ocalałych i świadków nie skazuje jednak ich opowieści na wieczne zapomnienie. Nadal mnóstwo jest świadectw, które nie doczekały się należytego opracowania (by przytoczyć choćby bogate archiwa USHMM czy Shoah Foundation, że nie wspomnę o zbiorach polskich) – czy nie lepiej zajrzeć do nich, niż zadowalać się recyklingiem? Że to możliwe, najlepiej świadczy „Foucault w Warszawie”, w świetle którego trudno traktować „Dziwniejszą historię” inaczej niż sequel. A jak jest z sequelami – tu i ja pozwolę sobie użyć truizmu – każdy wie.
Remigiusz Ryziński, „Dziwniejsza historia”
Czarne
Wołowiec 2018